„Nowa sąsiadka zagięła parol na mojego męża. Miałam go na oku, a i tak wywinął mi numer pod samym nosem”
„Wysiadła z czerwonego auta w szpilkach, jakby zamiast do domu jednorodzinnego wprowadzała się do apartamentu w centrum. Miała na sobie sukienkę, włosy upięte w koczek i ciemne okulary na nosie. Wyglądała jak z reality show o romansach, a nie serialu o przyjaciółeczkach od serca”.

- Redakcja
Byliśmy z Krzyśkiem małżeństwem od dwunastu lat. Może już nie całowaliśmy się na dzień dobry, ale trzymaliśmy się razem, a ja wierzyłam, że jesteśmy sobie wierni. Nasze życie było spokojne, aż do dnia, gdy do sąsiedniego domu wprowadziła się ona – atrakcyjna blondynka, z przesadnie białym uśmiechem i spojrzeniem, które przenikało nawet przez żywopłot. Na początku próbowałam być miła. Pomyślałam, że nie zaszkodzi, dobrze żyć z sąsiadami. Nie wiedziałam, że wpuszczam lisa do kurnika. Ona miała swoje sposoby. A ja tylko instynkt.
Miała na sobie ładną sukienkę
Siedziałam wtedy na tarasie z kawą i czytałam książkę, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Wysiadła z czerwonego SUV-a w szpilkach, jakby zamiast do domu jednorodzinnego wprowadzała się do apartamentu w centrum. Miała na sobie obcisłą sukienkę, włosy upięte w perfekcyjny koczek i ciemne okulary na nosie. Przez chwilę patrzyłam, jak obchodzi swój nowy ogród, zupełnie jakby to był wybieg. Potem zniknęła w środku domu, a ja westchnęłam i odwróciłam wzrok.
– Sąsiedzi się wprowadzili – rzuciłam Krzyśkowi późnym popołudniem, gdy wrócił z pracy.
– No i dobrze. Tamten dom stał pusty chyba z rok – mruknął, nie odrywając wzroku od telefonu.
– Kobieta. Sama. Z psem i walizką. Mówię ci, wygląda jak z jakiegoś reality show – powiedziałam żartem, ale coś już wtedy mnie w niej niepokoiło.
Pierwszy raz podeszła do nas dwa dni później, gdy Krzysiek przycinał żywopłot. Wyszłam na zewnątrz z kubkiem gorącej czekolady, a ona już stała po drugiej stronie ogrodzenia i mówiła coś do mojego męża. Śmiał się. Ona przechylała głowę jak kotka i co chwilę poprawiała włosy.
– Cześć! – zawołałam, udając uprzejmość. – Miło cię poznać. Jestem Ola.
– Alicja – odpowiedziała. – Wreszcie jakieś normalne sąsiedztwo. Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnimy.
Zacisnęłam palce na kubku. Przyjaźń? Ja już wiedziałam, że to nie będzie żadna cholerna przyjaźń.
Była zbyt blisko, zbyt szybko
Z początku tłumaczyłam sobie, że przesadzam. Może to zwykła ekstrawertyczka, nowa w okolicy, po prostu szuka kontaktu. Tylko że Alicja nie rozmawiała ze mną – ona rozmawiała wyłącznie z Krzyśkiem. Mnie mijała z uprzejmym uśmiechem, ale nigdy nie zatrzymywała się na dłużej. Za to, gdy Krzysiek pracował w ogrodzie, wystarczyło dziesięć minut, a już stała przy płocie.
– Masz talent do roślin – chwaliła go raz, patrząc mu w oczy, jakby nie chodziło o krzewy, tylko o coś zupełnie innego.
– Dzięki – mruknął Krzysiek, wyraźnie zadowolony z komplementu. – Ale to Ola się tym zajmuje. Ja tylko tnę, gdzie mi każe.
– Oj tam, za skromny jesteś – rzuciła miękko.
Stałam wtedy przy kuchennym oknie i obserwowałam ich, starając się nie wylać zupy. Z każdym dniem jej pewność siebie rosła, a ja czułam się coraz mniej, jak żona, a coraz bardziej, jak strażniczka. Raz przyłapałam ją, jak podała mu coś przez płot – kawałek ciasta na serwetce.
– Upiekłam i od razu pomyślałam o tobie – powiedziała słodko.
– To miłe… – zawahał się Krzysiek, ale wziął.
Wieczorem wyrzuciłam to ciasto do śmieci. Bez słowa. Nie zrobiłam awantury, nie zapytałam „dlaczego jej słuchasz?”. Jeszcze nie, ale wiedziałam, że ta kobieta za bardzo się panoszy. I że albo sama się opanuje, albo zrobię to za nią.
Pilnowałam jak na posterunku
Od tamtej chwili nie spuszczałam jej z oka. Czułam się jak własna teściowa – podejrzliwa, czujna, gotowa wkroczyć w każdej chwili. Zmieniłam grafik w pracy, zaczęłam wcześniej wracać do domu. Czasem siedziałam na tarasie, udając, że czytam, choć tak naprawdę nasłuchiwałam, czy znowu do niego przyszła. I przychodziła.
– Dzień dobry, Krzysztof! – śpiewała przez płot, jakby była bohaterką taniego serialu. – Masz może śrubokręt krzyżakowy?
– Mam – odpowiedział. – Przynieść?
– Oj, jakbyś mógł, byłabym wdzięczna – odparła słodko.
Podniosłam się z leżaka tak gwałtownie, że książka spadła mi na ziemię.
– Krzysiek! – zawołałam. – Nigdzie nie idź, musimy kupić nowy, bo stary się nam złamał.
Popatrzył na mnie z zaskoczeniem, jakby właśnie zorientował się, że jestem obecna. Alicja spojrzała w moją stronę i uniosła brwi z udawaną niewinnością.
– Nie wiedziałam, że przeszkadzam – rzuciła lodowato. – W takim razie nie zawracam już głowy.
Zamknęła furtkę, a ja poczułam satysfakcję. Może i wyglądałam jak zazdrosna żona, ale przynajmniej wiedziała już, że nie jestem ślepa. Wieczorem Krzysiek burknął:
– Przesadzasz. Ona tylko chciała pożyczyć narzędzie.
– Ona chciała pożyczyć raczej ciebie – odpowiedziałam spokojnie. – A ja cię nie zamierzam nikomu pożyczać.
Nie powiedział nic. I właśnie ta cisza bolała mnie najbardziej.
Granica została przekroczona
Myślałam, że po tej sytuacji Alicja da sobie spokój. Że zrozumie aluzję, ale nie – ona po prostu zmieniła strategię. Zamiast nachodzić Krzyśka przy płocie, zaczęła pisać. Z początku były to tylko karteczki – niby niewinne. Znalezione w skrzynce na listy, przypięte do furtki, wetknięte między deski ogrodzenia. „Mam pytanie o twoje zraszacze – mogę zajrzeć do ciebie na chwilę?”, „Zrobiłam za dużo kawy – może wpadniesz?”, „Twój uśmiech poprawia mi humor”. No, co za nachalne i bezczelne babsko! Zanosiłam te kartki do kosza, ale jedną zostawiłam. Położyłam ją na stole, obok talerza Krzyśka. Nie powiedziałam ani słowa. Patrzyłam tylko, jak ją czyta. Nie zapytał, skąd ją mam. Nie tłumaczył się. Po prostu ją zgniótł i wrzucił do kosza.
– Ola, ona chyba ma coś do mnie. Ja już ją ignoruję, naprawdę – powiedział cicho.
– A wcześniej nie ignorowałeś?
Nie odpowiedział. Westchnęłam ciężko i wyszłam do ogrodu. Musiałam się przewietrzyć, bo inaczej bym chyba wybuchła. Kiedy następnym razem ją zobaczyłam, nie udawałam już miłej.
– Wiesz, Alicja – powiedziałam prosto z mostu, stając po drugiej stronie siatki – są kobiety, które nie ruszają cudzych mężów. Ty nie jesteś jedną z nich. I radzę ci, żebyś się zatrzymała, póki jeszcze możesz z tego wyjść z twarzą.
Spojrzała na mnie z przekąsem.
– Przesadzasz, Ola. Chyba nie sądzisz, że ktoś taki jak twój mąż mógłby mnie zainteresować?
Uśmiechnęła się lodowato i odeszła, a ja poczułam, że właśnie przekroczyłyśmy jakąś granicę. Tyle że to ona czuła się pewna. Jakby wiedziała coś, czego ja jeszcze nie wiedziałam.
Powiedziałam mu, że to ostatni raz
Wiedziałam już, że nie wygram z nią uśmiechem. Nie da się rozbroić kobiety, która bawi się w grę, a stawką jest twój mąż. Zaczęłam szukać śladów. Nie, nie w jego telefonie – tego nigdy nie zrobiłam. Zamiast tego obserwowałam. Zauważyłam, że Krzysiek zaczął dłużej siedzieć w samochodzie po powrocie z pracy. Że częściej sprawdzał wiadomości, nawet przy obiedzie. Że częściej „zapominał” pocałować mnie na dobranoc.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej i nie zastałam go w domu. Samochód stał na podjeździe. Przeszłam przez ogród, udając, że podlewam rośliny. I wtedy ich zobaczyłam – Alicja i Krzysiek stali po jej stronie płotu, blisko, zbyt blisko. Nie dotykali się, ale spojrzenia mówiły wszystko. Cofnęłam się, zanim mnie zobaczyli. W domu przez chwilę tylko siedziałam w kuchni, wpatrując się w pusty kubek po herbacie. Wieczorem nie wytrzymałam.
– Byłeś u niej? – zapytałam, gdy wszedł do salonu.
Zamarł. Trzymał w ręku pilot, jakby chciał się nim osłonić.
– Rozmawialiśmy tylko. O ogrodzie.
– Dobrze się wam rozmawiało, skoro tak długo – odpowiedziałam chłodno. – Krzysiek, to jest ostatni raz. Naprawdę ostatni, bo jeśli jeszcze raz zobaczę cię z nią, nawet nie próbuj wracać do tego domu.
Spojrzał na mnie długo. I pierwszy raz od miesięcy zobaczyłam w jego oczach coś, co wyglądało jak wstyd. Albo strach. A może obie te rzeczy naraz.
Coś się w nas złamało
Krzyśkowi zajęło kilka dni, zanim cokolwiek powiedział. Zachowywał się, jakby nic się nie wydarzyło, jakby to ja wymyśliłam całą tę historię, ale wiedziałam, że coś się w nim zmieniło. Zaczął unikać wychodzenia do ogrodu, przestawił swoje rzeczy z przedpokoju do garażu, mniej mówił, rzadziej się uśmiechał. Jakby czekał. Tylko nie wiem, czy na moją decyzję, czy na to, aż sprawa sama się rozwiąże. Alicja przestała się pokazywać. Któregoś ranka zauważyłam przez okno, że wyjechała z walizkami. Nie pożegnała się, nie zostawiła kartki. Po prostu zniknęła. Jakby nigdy jej tu nie było. A jednak zostawiła ślad – w moim małżeństwie, w mojej głowie, w moim zaufaniu. Siedzieliśmy z Krzyśkiem przy stole. Milczeliśmy. W końcu odezwał się cicho:
– Nic się nie stało. Przysięgam. Nic nie zrobiłem.
– Nie musiałeś nic robić – odpowiedziałam. – Wystarczyło, że byłeś gotowy.
Podniósł na mnie wzrok, ale nie zaprzeczył. A ja poczułam, że to wszystko, co muszę wiedzieć. Wyszłam z domu. Poszłam na długi spacer bez celu. Chciałam wierzyć, że jeszcze potrafimy wrócić do tego, co było, ale coś się w nas złamało. Może nie zdradził mnie ciałem, ale sercem – na pewno. I nie wiem, czy potrafię spojrzeć na niego tak samo. Czasem miłość umiera nie od zdrady, tylko od braku odwagi. Jemu zabrakło.
Ola, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa kręciła nosem na moje świąteczne dekoracje. Jej zdaniem adwent to czas kontemplacji, a nie zabawy w Mikołaja”
- „Siostra traktuje mnie jak darmową niańkę i podrzuca mi swoje dzieci. Jestem styrana bardziej niż niejedna Matka Polka”
- „Wybaczyłam mężowi zdradę dwa razy, trzeciego nie będzie. Muszę zachować, chociaż jakieś resztki godności”