Reklama

– Po moim trupie! Nie ma mowy! – powiedziałam nad wyraz spokojnie, ale w środku się gotowałam.

Reklama

– Czy ty naprawdę myślisz, że kiedyś zmienię zdanie na temat tatuaży i ich właścicieli, co najmniej dziwnych ludzi? – wytrzymałam jej świdrujący wzrok. – Otóż nie, nie zmienię zdania, nigdy! Musisz się z tym pogodzić!

– Wcale nie muszę! – nie odpuszczała. – Za dwa lata będę pełnoletnia i zrobię ze swoim ciałem, co tylko będę chciała!

– Tak ci się tylko wydaje…

– Tak, tak, wiem – przerwała mi i wydęła usta. – Dopóki mieszkam z tobą i tak dalej. To jest chwyt poniżej pasa. Poza tym myślałam, że jesteś bardziej nowoczesna, mamo!

– Co ma wspólnego nowoczesność z przyzwoleniem na paskudzenie własnego ciała? Pomyślałaś, jak będziesz wyglądać potem? Z biegiem lat ciało się zmienia. Co zrobisz, jak skóra straci jędrność, co stanie się z twoim tatuażem?

– Przestań, mamo! – prychnęła Zuza. – Mam się teraz zastanawiać, jak będzie wyglądał mój tatuaż za czterdzieści lat? Przecież to idiotyczne!

– Przykro mi, ale uważam inaczej, naprawdę szkoda naszego czasu na tę jałową dyskusję – byłam już zniecierpliwiona. – Nie zgadzam się na tatuaż i wolałabym, żebyśmy już do tego nie wracały. Nie zmienię zdania.

– Akurat jest ci przykro! – wrzasnęła córka. – Nie wierzę! – odwróciła się na pięcie i zniknęła w swoim pokoju.

„Spokojnie – pomyślałam. – Przejdzie… Ile idiotycznych pomysłów już przetrzymałam? Zaraz, zaraz, co to było ostatnio? No tak, kolczyk w pępku. Pomysł umarł śmiercią naturalną po trzech miesiącach. Z tatuażem też tak będzie – uspokoiłam samą siebie”.

Zimna wojna męczyła nas obie

Zuza chodziła nadąsana przez trzy dni i odzywała się półsłówkami, ale wiedziałam, że to długo nie potrwa. Miałyśmy naprawdę dobry kontakt ze sobą, rozmawiałyśmy praktycznie o wszystkim. Córka nie miała przede mną tajemnic. Te drobne spięcia niewiele znaczyły, a zimna wojna męczyła nas obie.

Po tygodniu, w sobotę, zrobiłam na obiad jej ulubione pierogi. Zuza wrąbała piętnaście.

– Wytoczyłaś najcięższe działo, mamo – roześmiała się. – Wiesz, że za żadne skarby nie oprę się twoim ruskim.

– Na to liczyłam – uścisnęłam ją z całej siły. – Ale to nie koniec przekupstwa. Co powiesz na zakupy? Masz może coś na oku?

– Nieee – powiedziała powoli. – Co nie znaczy, że nie mam ochoty rozejrzeć się za czymś ciekawym, w końcu lato blisko. Nowa sukienka zawsze się przyda.

I może jakieś buty do niej – zawiesiła głos.

– Nie rozpędzaj się – roześmiałam się.

– Zbieraj się w takim razie, jedziemy.

Po dziesięciu minutach siedziałyśmy w samochodzie, gotowe do drogi. Postanowiłyśmy pojechać do centrum handlowego po drugiej stronie miasta, gdzie rzadko zaglądałyśmy. Niebo zasnute chmurami ewidentnie sprzyjało zakupom.

Udało się nam kupić dwie śliczne sukienki, po jednej dla każdej z nas. Znalazłyśmy też piękne buty dla Zuzy, ale, niestety, nie było jej rozmiaru. W drodze powrotnej złapała nas ulewa, wycieraczki nie nadążały zbierać strug deszczu. Instynktownie zdjęłam nogę z gazu i wtedy usłyszałam jakby wystrzał korka od szampana i poczułam szarpnięcie kierownicą.

– Mamuś, co to? – przestraszyła się Zuza.

– Spokojnie, kochanie, nie jestem pewna, ale zdaje się, że złapałyśmy gumę

– Rany, super, idealna pogoda na zmianę koła – westchnęła Zuza. – I co my teraz zrobimy?

– Spróbujemy sobie poradzić.

Zatrzymałam samochód, z bagażnika wyjęłam podnośnik, klucze i koło zapasowe. Wierzę święcie w to, że kobiety są samowystarczalne, ale wtedy w duchu marzyłam o jakimś rycerzu, który zatrzyma swoje wypasione auto i mnie wyręczy, albo choć pomoże odkręcić tę cholerną zapieczoną śrubę! Niestety, samochody mijały nas jeden za drugim, a przesympatyczni panowie wbici w swoje drogie garnitury, udawali, że jesteśmy niewidoczne – moja córka z parasolem rozpiętym nade mną i ja mocująca się z kluczem.

Wtedy stał się cud

Obok nas zaparkowała stara honda civic i wysiadł z niej młody, może dwudziestokilkuletni chłopak w koszulce z krótkim rękawem.

Spojrzałam na jego ręce, a potem przeniosłam wzrok na Zuzę. Triumfowała.

– Pomogę paniom, to potrwa chwilę, proszę podać mi klucz…

Bez słowa podałam, a potem patrzyłam, jak jego wytatuowane ręce sprawnie wymieniają koło w moim samochodzie.

Reklama

– To mówisz, mamo, że jacy są ci właściciele tatuaży? – szepnęła Zuza. – Dziwni?

Reklama
Reklama
Reklama