„O mojej zdolności wiedzą tylko 2 najbliższe przyjaciółki. Nie wiem skąd się to u mnie wzięło, ale jestem wdzięczna losowi”
„Nie wierzyłam własnym uszom. Fakt, odziedziczyłam po tacie kilkusetmetrową działkę na obrzeżach miasta, ale nigdy jej nie traktowałam jak jakiegoś majątku. >>A więc to ta perła ze snu
- Anna, 45 lat
Nie lunatykuję, nie mam szczególnych zdolności do jasnowidzenia, nie przewiduję przyszłości. Moje życie w realu jest normalne, ale kiedy usnę, wszystko się zmienia. Trudno powiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło. Może już jako dziecko potrafiłam wyśnić przyszłość, a może dopiero jako nastolatka nabrałam tych przedziwnych umiejętności. Pierwszy raz, który pamiętam, to był sen na koloniach. Miałam wtedy 13 lat. To nie był mój pierwszy wyjazd, ale byłam bardzo podekscytowana, bo po raz pierwszy kolonie były zorganizowane w małej nadmorskiej miejscowości, w zupełnie nowym ośrodku wypoczynkowym. Wszystko pachniało nowością, było czysto i naprawdę pięknie. Zamieszkałyśmy z trzema koleżankami w pokoju czteroosobowym.
Dni mijały szybko. Pogoda była zmienna, ale nawet w deszczowe dni doskonale się bawiliśmy. Po kilku upalnych dniach powietrze zrobiło się ciężkie. Granatowe chmury krążyły tuż nad naszymi głowami. Przez cały dzień nie spadła ani kropla deszczu, wieczorem z oddali usłyszeliśmy pierwsze pomruki nadciągającej nawałnicy. Byliśmy już w łóżkach, kiedy burza rozszalała się na dobre.
Usnęłam dopiero wtedy, kiedy ustały grzmoty i błyskawice. Pewnie pod wpływem tych przeżyć, we śnie też znalazłam się w środku burzy. Biegłam przez jakieś puste pole, a w oddali było widać jakiś budynek. Nagle niebo przecięła błyskawica, a chwilę potem w dom uderzył piorun.
Nawet z tej odległości widziałam, że w dachu powstała wielka dziura, na szczęście nic się nie zapaliło. W moim śnie nie dotarłam do tego domu.
Obudziłam się kompletnie wymęczona i przestraszona. Przy śniadaniu opowiadałam koleżankom swój sen, kiedy podeszła do nas opiekunka grupy.
Zobacz także
– O czym tak rozprawiacie, dziewczynki? – zapytała wesołym tonem.
– Ania opowiada nam swój sen, o tym jak to piorun zrobił dziurę w dachu – jedna przez drugą przekrzykiwały się moje koleżanki.
Przez cały dzień dręczyło mnie wspomnienie snu. Miałam wrażenie, że coś powinnam zrobić, ale nie wiedziałam co. Wychowawczyni widziała, że coś się ze mną dzieje.
– Aniu, co ci jest? – zapytała z troską.
– Nie wiem, ciągle myślę o tym śnie i tej dziurze w dachu – zwierzyłam się. – A może ona tam jest – wskazałam na sufit.
– Daj spokój, to tylko sen. Gdyby w nasz budynek uderzył piorun, na pewno coś byśmy o tym wiedzieli – uspokajała. – Zresztą jeśli chcesz, pójdziemy na strych i przekonasz się, że nie ma żadnej dziury w dachu, zgoda? – zaproponowała pani Elwira.
Pokiwałam głową i poszłyśmy w stronę schodów. Towarzyszył nam pan Zdzisio, który zajmował się w ośrodku konserwacją i naprawami. Patrzył na mnie z ukosa i z dezaprobatą kręcił głową. Nie miał zbyt wielkiej ochoty wdrapywać się na strych, ale pani Elwira była nieustępliwa.
– No i gdzie ta dziura? – zapytał, rozglądając się po strychu. – A niech mnie! – krzyknął nagle. – Cała belka konstrukcyjna jest mokra.
Okazało się, że podczas burzy wiatr uszkodził dach, i do wnętrza zaczęła się lać woda. Gdyby nie mój sen, jeszcze długo nikt by nie zauważył tego uszkodzenia i przy kolejnych deszczach woda wdzierałaby się do środka.
Minęło kilka lat. Dorosłam, skończyłam szkołę gastronomiczną i zaczęłam pracę w pubie prowadzonym przez zaprzyjaźnione małżeństwo. Dobrze nam się współpracowało i pewnego dnia zaproponowali mi, żebym została ich wspólniczką. W propozycji był haczyk. Musiałam wnieść wkład finansowy, ponieważ właściciele zaplanowali rozbudowę pubu i potrzebne były na to pieniądze.
To ostudziło moją radość. Skąd miałam wziąć 25 tysięcy? O kredycie nawet nie mogłam marzyć. Agnieszka i Piotr też nie mieli skąd zdobyć funduszy, stąd ich decyzja o znalezieniu wspólnika z kasą. Uczciwie mi powiedzieli, że jak ja się nie zdecyduję, to za dwa tygodnie przyjedzie ich kumpel z Anglii, który chętnie zajmie moje miejsce.
Perła na dłoni i wąż w szafie; ciekawe, co będzie następne
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Z rozżaleniem myślałam o szansie, jaka przeszła mi koło nosa. Wreszcie usnęłam. Śnił mi się piękny słoneczny poranek. Stałam pośrodku sadu przy starym domu rodziców. Nagle zza drzew wyłoniła się jakaś postać.
– Tato? Przecież ty nie żyjesz.
– Daj spokój, to nie ma znaczenia. Mam coś dla ciebie – wyciągnął rękę i otworzył dłoń; trzymał w niej wspaniałą, wielką perłę.
Obudziłam się jeszcze przed świtem. Myślałam o śnie i żałowałam, że w rzeczywistości nikt mi nie da takiego prezentu.
Przed południem w pubie było sporo pracy związanej z planowanym remontem. Dopiero po dłuższej chwili usłyszałam, że dzwoni mój telefon leżący na kontuarze.
– Pani Anna Och? – usłyszałam męski głos.
– Tak, o co chodzi? – zapytałam.
– Jest pani właścicielką działki, której zakupem jestem zainteresowany… – zaczął.
– Jeżeli chciałaby pani ją sprzedać, proponuję spotkanie jeszcze dzisiaj.
Nie wierzyłam własnym uszom. Fakt, odziedziczyłam po tacie kilkusetmetrową działkę na obrzeżach miasta, ale nigdy jej nie traktowałam jak jakiegoś majątku.
„A więc to ta perła ze snu” – pomyślałam.
Transakcję sfinalizowaliśmy szybko. Pieniądze ze sprzedaży działki były znacznie większe niż mój wkład do spółki.
Ostatnio moje zdolności znowu się objawiły. Odwiedziłam koleżankę, która ma w domu cały zwierzyniec. Psy, koty – rozumiem, ale żeby zaraz wąż. Kiedy przyjechałam, Irena była zrozpaczona.
– Karol gdzieś zaginął – oznajmiła od razu.
Zimny pot spłynął mi po plecach
Karol to ukochany wąż Irki. Jeśli nie jest w terrarium, może być wszędzie, a ja panicznie boję się gadów. Żal mi było Irenki, więc przełamałam swój strach i dzielnie pomagałam szukać Karola. Szczerze mówiąc, miałam jednak nadzieję, że to nie ja go znajdę.
Wieczorem wróciłam do domu.
Już prawie usypiałam, kiedy zadzwonił telefon. To Irena jeszcze przed snem chciała się wypłakać. Jej pupil nadal się nie znalazł. Jak było do przewidzenia, pod wpływem takich emocji nie mogło mi się przyśnić nic innego, tylko wąż. Śniło mi się, że pojechałam z wizytą do Ireny. Babskie pogaduchy przeciągnęły się i postanowiłam zostać na noc.
– Weź sobie czystą pościel z szafy – krzyknęła z kuchni Irka zajęta wsypywaniem karmy dla dwóch żarłocznych kotów.
Czułam się tu jak u siebie w domu, więc nie robiłam ceregieli z grzebania w cudzej szafie. Ze sterty wymaglowanej, idealnie złożonej pościeli postanowiłam wyciągnąć trzecią od góry, żółtą. Kiedy podniosłam dwa pierwsze pokrowce, moim oczom ukazał się nie kto inny, a niefortunny uciekinier, Karol.
Nawet we śnie kontakt z wężem zrobił na mnie wrażenie, bo natychmiast się obudziłam. Od razu zadzwoniłam do Ireny i opowiedziałam swój sen. Właśnie kończyła nocny dyżur i miała wracać do domu.
– No tak – powiedziała – tylko, że ja nie magluję pościeli i składam ją zupełnie inaczej. – Ale zaraz… tak jak mówisz, mam poskładane obrusy – ożywiła się. – To pa, na razie, zadzwonię później – krzyknęła i rozłączyła się.
Nie minęły dwie godziny, kiedy w słuchawce usłyszałam oszalały z radości głos Ireny.
– Jest, jest! – cieszyła się. – Miałaś rację, siedział między równo złożonymi obrusami.
Takie prorocze sny zdarzają mi się niezbyt często. Nie wiem, od czego to zależy. Analizując wydarzenia, które przewidziałam w snach, doszłam do wniosku, że zdarza się to zawsze wtedy, kiedy z danym wydarzeniem wiąże się duży ładunek moich emocji. No dobrze, diagnoza jest, ale co zrobić, żeby móc to kontrolować?
– Gdybyś to jakoś opanowała, mogłabyś na tym nieźle zarabiać – kpiła moja przyjaciółka. – Prorocze sny na sprzedaż – rozmarzyła się.
– Nic z tego – powiedziałam z udanym smutkiem. – Te sny zawsze dotyczą wydarzeń związanych bezpośrednio ze mną. I nawet pojawiają się niezależnie od mojej woli.
Próbowałam kilka razy przywołać proroczy sen w ważnych dla mnie chwilach. Nic z tego. Nie mam na to żadnego wpływu. Pojawiają się zazwyczaj wtedy, kiedy ich się najmniej spodziewam.