Reklama

Czułam ten dystans, który wkradł się między nami niepostrzeżenie. Czułam, jak Piotrek coraz częściej patrzy na mnie beznamiętnym wzrokiem. I z każdym dniem coraz bardziej miałam wrażenie, że coś tu nie gra. Że ktoś się tu wkradł. Że jakaś... obca baba zakłóca mi porządek w domu. Na początku myślałam, że to tylko moje domysły. Że przesadzam. A potem ich zobaczyłam. Wtedy już wiedziałam. I przysięgłam sobie, że nie będę udawać, że wszystko gra. Że nie zamierzam trwać w tym teatrze dla jednej aktorki drugoplanowej.

Reklama

Nie spodziewałam się tego

Pewnego dnia wracając z pracy, zaszłam do pobliskiej kawiarenki. Stałam w kolejce po domowe ciasto, gdy usłyszałam jego głos. Taki rozbawiony, swobodny, jakby właśnie wrócił z wakacji, a nie siedział w pracy od ósmej rano. Odwróciłam się odruchowo. I zamarłam. Piotrek stał przy stole i pochylał nad jakąś kobietą – młodszą ode mnie. Miała może trzydzieści parę lat i bujną rudą czuprynę. A mój mąż z rozanielonym wyrazem twarzy poprawiał jej naszyjnik.

– A ten kolor... cudownie podkreśla ci oczy – powiedział do niej, nawet nie zauważając, że stoję dosłownie pięć kroków dalej.

– Oj, ty to zawsze tak słodko mówisz – zaśmiała się.

– Bo ja mówię, co widzę – odpowiedział z uśmiechem. Tyle że to był uśmiech, którego ja nie widziałam od miesięcy.

Powoli podeszłam bliżej. Musiał mnie zauważyć. Musiał.

– Przepraszam, że przeszkadzam w... wymianie uprzejmości – zaczęłam. – Ale może wrócimy do rzeczywistości?

Zbladł.

– Karina... to jest Magda, nowa kierowniczka projektu. Poznałyście się już?

– Nie, ale chyba powinnyśmy – powiedziałam chłodno.

Piotrek nie odezwał się więcej. Zrobił głupią minę i wszedł bez pożegnania. Zostałam z nią. Z jej perfumami, z jej uśmiechem i z pytaniem, które rozsadzało mi głowę. Co tu jest grane?

Pokazałam mu dowody

Wieczorem telefon męża zawibrował. Spojrzała odruchowo i zamarłam. A potem szybko zrobiłam zdjęcie. Chciałam mieć dowód. Z emocji nie spałam prawie całą noc. Przewracałam się z boku na bok, słysząc jego miarowy oddech obok. Spał jak dziecko. Jak ktoś, kto nie ma nic na sumieniu. Albo ktoś, kto dobrze udaje. Rano zrobiłam kawę. Tylko dla siebie. Mąż zszedł do kuchni dopiero po ósmej.

– Nie zrobiłaś dla mnie? – zapytał z zaskoczeniem, przecierając oczy.

– Dla ciebie też miałam zrobić? Myślałam, że jesteś zajęty myśleniem o poniedziałku.

– Słucham?

– „Nie mogę się doczekać poniedziałku”. Kojarzysz wiadomość z wczoraj? – podsunęłam mu zdjęcie jego telefonu pod nos.

Zamarł. Wziął moją komórkę do ręki, patrzył na ekran, jakby nie wiedział, co to. Przesunął palcem i spojrzał na mnie.

Nie powinno cię to obchodzić – powiedział w końcu cicho.

Masz tupet – parsknęłam. – Jeszcze dwa miesiące temu całowałeś mnie w szyję, robiąc naleśniki. A teraz mówisz, że nie powinno mnie obchodzić, że flirtujesz z jakąś panną z pracy?

– To nie flirt. To... – zawahał się – To po prostu coś nowego.

– A ja? Ja jestem czym? Starym dywanem, który już cię nie kręci?

– Nie upraszczaj. Przestało nam się układać. Ty jesteś wiecznie zła, wiecznie rozczarowana...

– A ty jesteś wiecznie gdzie indziej! Może dlatego jestem zła, nie pomyślałeś?

Milczał. Patrzył na mnie, jakby ważył słowa.

– Chcę szczerości. I chcę wiedzieć, czy jesteś jeszcze moim mężem.

– Nie wiem – powiedział w końcu. – Naprawdę nie wiem.

I wyszedł. Znowu. Zadzwoniłam do Grażyny. Mojej kuzynki, która zna pół miasta i drugie pół zna ją. Taka osoba, która jak trzeba, to się dowie wszystkiego.

– Piotrek ma romans? Z rudą z pracy? – powtórzyła przez telefon, gdy tylko opowiedziałam, co widziałam. – Daj mi dwa dni.

I po kilku godzinach miałam już kolejne zdjęcia i informacje o tej całek Magdzie. Wieczorem czekałam na męża w salonie. Wydrukowane zdjęcia leżały na stole. Obok moja obrączka.

Co to jest? – zapytał, kiedy wszedł i zobaczył, że czekam.

– Fakty. Rzeczywistość. Może wolisz spojrzeć, zanim znowu zaczniesz się miotać między „nie wiem” a „to nic takiego”.

Podniósł zdjęcie. Jego twarz pobladła.

– Ja... – zaczął, ale przerwałam.

– Już wszystko powiedziałeś. Zdjęcia nie kłamią.

– To nie tak. To nie miało... Nie chciałem cię skrzywdzić.

– Serio? A jak się kogoś zdradza za jego plecami, to się go... głaszcze?

Milczał. Stał, gapił się w zdjęcie, jakby chciał w nie wejść i cofnąć czas.

– Wiesz, co zrobię? – powiedziałam w końcu. – Jutro zadzwonię do prawnika. A ty wyprowadź się z naszego domu, zanim zrobię z tego operę mydlaną.

Nie zaprzeczył.

Ręce mi się trzęsły

Piotrek spakował torbę dwa dni później. Bez słowa. Żadnego „przepraszam”, żadnego „zastanówmy się”. W sumie to nawet dobrze. Ułatwił mi sprawę.

– Mamo, dlaczego tata śpi u wujka Marka? – zapytał Kacper, nasz dziesięcioletni syn, siadając do śniadania.

– Bo na razie tak będzie lepiej – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości. Nie na dziecko. Na faceta, który wybrał flirt w pracy zamiast własnego syna.

– Pokłóciliście się?

– Trochę. Ale dorośli czasem tak mają. I czasem muszą odpocząć od siebie.

Kacper pokiwał głową. Milczał chwilę, a potem cicho powiedział:

– Tylko żeby nie tak jak kolega z klasy. Jego mama płakała całe wakacje.

Zabolało. Ale się uśmiechnęłam.

– Nie płaczę, kochanie. Nie będę. Obiecuję.

Tego samego dnia zadzwoniłam do Piotrka.

– Cześć – rzucił oschle.

– Mam tylko jedno pytanie. Ona wie, że masz dziecko?

– Karina…

– Bo wiesz, póki chodziło o mnie, mogłam to przełknąć. Tylko że jak zobaczyłam, jak Kacper próbuje zrozumieć, czemu tata woli „inną panią” od wspólnego wieczoru z nim… To już nie zdrada. Poniosłeś porażkę jako ojciec.

– Wiem. I nie jestem z tego dumny.

– Świetnie. Może przekaż to też jej. I jak znajdziesz chwilę, to odwiedź dziecko.

Rozłączyłam się. Ręce mi się trzęsły. Jednak prawda była taka, że miałam już dość czekania, aż Piotrek wróci do nas.

Poczułam ulgę

Rozwód dostałam bez problemu. Piotrek nie protestował, nie próbował ratować tego, co już dawno było rozbite. Nawet nie spojrzał mi w oczy, gdy sędzia odczytywał orzeczenie. Jakby to wszystko działo się obok niego, nie z jego winy, nie z jego życia. Wyszłam z sądu pierwsza. Głowa do góry, bez łez, bez żalu. Bo ja już wypłakałam swoje. W ciszy, w łazience, kiedy jeszcze łudziłam się, że może to tylko kryzys. Teraz już nie płakałam. Teraz było mi po prostu... lżej.

– Możemy chwilę pogadać? – usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się. Stał kilka kroków ode mnie. Wyglądał jak cień mężczyzny, którego kiedyś kochałam.

– O czym?

– O Kacprze. O tym, co dalej. W końcu to mój syn. Może o nas?

– „Nas” już nie ma – przerwałam mu spokojnie – Jest tylko „ja” i „ty”. I nasze dziecko, które nie zasłużyło na takie cierpienie.

Nie odpowiedział. Skinął głową, jakby właśnie usłyszał wyrok, na który czekał od dawna. Odwrócił się i odszedł. A ja wsiadłam do samochodu i ruszyłam przed siebie. Nie miałam konkretnego planu. Ale pierwszy raz od lat czułam, że jadę w stronę życia, a nie w jego karykaturę. Bo czasem największy luksus to nie wspólne wakacje, drogie kolacje czy ładne zdjęcia w ramkach. Czasem luksus to święty spokój i czyste lustro. Bez kompromisów. Bez kompromitacji. I ja właśnie ten luksus sobie zapewniłam.

Karina, 42 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama