„Obiecywałam sobie dużo, idąc na randkę z internetu. Dosłownie oniemiałam, gdy zobaczyłam, z kim spędzę ten wieczór”
„Kiedy poznałam Janka przez aplikację randkową, byłam ostrożna. Ale coś mnie do niego przyciągało. Miał poczucie humoru, był uprzejmy, pisał z ciepłem, nie nachalnie. Po tygodniu wymieniania wiadomości zapytał, czy nie chciałabym się spotkać”.

- Redakcja
Nie jestem romantyczką. Nie marzę o białych koniach, zamkach, książętach i całowaniu w rękę. Chcę tylko kogoś normalnego, kto będzie obecny, będzie chciał rozmawiać i nie trzeba będzie się domyślać, czy mu zależy.
Szukałam tego jedynego
Nie jestem jednak desperatką. To ważne, bo po tylu porażkach na randkach łatwo się zapętlić. Było kilku typów, którzy przychodzili tylko po jedno. Był taki, który dzwonił do mnie tylko wtedy, gdy pokłócił się z byłą. I był też Tomek – cudowny, uroczy, troskliwy… który okazał się mistrzem manipulacji i zrzucał na mnie wszystkie swoje emocjonalne śmieci. Przeszłam terapię. Nauczyłam się słuchać siebie. I wiem jedno – nikt nie ma prawa wchodzić w moje życie bez zaproszenia.
Dlatego kiedy poznałam Janka przez aplikację randkową, byłam ostrożna. Ale nie da się ukryć, że coś mnie do niego przyciągało. Miał poczucie humoru, był uprzejmy, pisał z ciepłem, nie nachalnie. Po tygodniu wymieniania wiadomości zapytał, czy nie chciałabym się spotkać.
– Może luźna kawa w galerii handlowej? – napisał.
Nie przepadam za galeriami, ale pomyślałam, że może chodzi mu o neutralne miejsce. Żadnych romantycznych napięć. Kawa, spacer, coś lekkiego.
Odpisałam: „Jasne. Piątek, 17?”. „Idealnie. Do zobaczenia!”
Był sympatyczny
W piątek wyszłam z pracy trochę wcześniej, żeby nie gnać na złamanie karku. Zawsze wolę być pięć minut przed niż pięć po, a poza tym stresowanie się już na starcie potrafi całkiem zepsuć pierwsze wrażenie. Miałam na sobie prostą sukienkę, lekką kurtkę i sportowe buty. Bez szału, ale czułam się sobą.
Janek napisał, że czeka przy fontannie na parterze. Gdy go zobaczyłam, pomachałam i podeszłam bliżej. Uśmiechał się szeroko, wyglądał na trochę zdenerwowanego, ale w ten miły sposób, który mówił: „Zależy mi”.
– Cześć, fajnie, że jesteś – powiedział, a potem zrobił coś, czego się nie spodziewałam. – Chodź, mam dla ciebie niespodziankę.
Nie jestem wielką fanką niespodzianek, zwłaszcza na pierwszym spotkaniu, ale skinęłam głową. Ruszyliśmy przez halę galerii, mijając sklepy i kawiarnie. W końcu Janek skręcił do kawiarni na uboczu, gdzie przy jednym ze stolików siedziała kobieta w ciemnym płaszczu, z torebką na kolanach. Wyglądała, jakby czekała.
– To moja mama – powiedział Janek tak beztrosko, jakby mówił: „To moja koleżanka z liceum”. – Mama, to Kinga. Kinga, poznaj moją mamę, Halinę.
Zaskoczył mnie
Zrobiło mi się gorąco. Serce zaczęło bić szybciej, ale nie z ekscytacji. Zmieszanie? Dezorientacja? Sama nie wiedziałam. Uśmiechnęłam się sztywno, podając dłoń kobiecie.
– Dzień dobry – powiedziałam.
– Zobaczymy, czy jesteś warta mojego syna – rzuciła tonem, który wykluczał jakąkolwiek uprzejmość.
Spojrzałam na Janka, oczekując chociażby jakiegoś „mamo, daj spokój”, ale on tylko uśmiechał się głupkowato, jakby to wszystko było śmieszne. Usiadłam, bo wypadało, ale wewnątrz już wiedziałam, że to spotkanie nie pójdzie w żadną stronę, która by mi odpowiadała.
– Czym się zajmujesz? – zapytała na dzień dobry.
– Pracuję w marketingu. Zajmuję się kampaniami dla marki karm dla zwierząt.
– Czyli reklama? To chyba nie jest stała praca? – spytała z wyraźną wątpliwością.
– Jest. Na etacie. Od ponad trzech lat.
– A dochody? Mniej więcej – dodała, jakby próbując złagodzić pytanie.
Wypytywała mnie
Zerknęłam na Janka, który właśnie rozglądał się za kelnerką, zupełnie niewzruszony tym, że jego matka urządza przesłuchanie. Uśmiechał się, jakby to było urocze.
– To chyba nie rozmowa na pierwszą kawę – odpowiedziałam spokojnie, choć czułam, jak zaciska mi się żołądek.
– Uważam, że lepiej wiedzieć wcześniej, na czym się stoi – powiedziała matka Janka, nie odrywając ode mnie wzroku. – Mężczyzna powinien utrzymywać rodzinę, ale kobieta musi się zabezpieczyć. Panienek na garnuszku to ja się już naoglądałam.
– Oj tam, mama zawsze tak ma – rzucił Janek z rozbawieniem. – Lubi wiedzieć, z kim się spotykam.
– A twoja rodzina? Dobrze sytuowana? – dopytywała dalej, jakby nie zauważyła, że powietrze przy stoliku staje się coraz gęstsze.
– Mieszkam sama i utrzymuję się sama. Rodzice są na emeryturze, normalni ludzie.
– Dzieci planujesz?
– Przepraszam bardzo, ale… to chyba nie miejsce i czas na takie pytania.
– Wiara? – kontynuowała, jakby to była część formularza.
– Stop – powiedziałam, tym razem wyraźniej. – Ja przyszłam tu na spotkanie z Jankiem. Miało być luźno, kawowo, nie formalnie.
Była bezczelna
– Ale to przecież nic takiego – wtrącił Janek. – Mama po prostu jest bezpośrednia. Możesz jej wszystko powiedzieć, to jak test.
Spojrzałam na niego i poczułam coś na kształt żalu, ale też ogromnego rozczarowania. Nie przyszłam tu na test. Przyszłam poznać człowieka. I właśnie go poznawałam. W całej okazałości.
Trzymałam dłoń na filiżance, którą postawił przede mną kelner. Była nietknięta. Nie byłam w stanie niczego przełknąć. Ta kobieta mówiła dalej, jakby jej pytania były zwykłą, uprzejmą rozmową. Janek siedział obok i nie robił nic. Czasem zerkał na mnie z uśmiechem, czasem poprawiał rękaw koszuli. Nie wiem, co bardziej mnie bolało – jej chłód czy jego obojętność.
– Czy byłaś kiedyś zaręczona? – zapytała, jakby to było pytanie o pogodę.
– Nie – odpowiedziałam krótko. – I nie sądzę, żeby to była pani sprawa.
– Czyli nie miałaś poważnych relacji?
– A pani?
Tego się chyba nie spodziewała. Uniosła brwi i zamilkła na chwilę.
– Mam za sobą jedno małżeństwo – odpowiedziała po chwili. – I wiem, jak wiele zależy od tego, z kim się wiążemy.
– A ja wiem, jak wiele zależy od tego, żeby dawać ludziom przestrzeń i szacunek – powiedziałam spokojnie.
Miarka się przebrała
Janek westchnął teatralnie, jakby chciał powiedzieć: „O co ta drama?”.
– Przesadzasz, serio – rzucił. – Przecież to tylko rozmowa.
– Nie. To coś zupełnie innego. Czuję się tu jak produkt do oceny. Jakbyście przyszli sprawdzić, czy warto mnie kupić. Tylko że ja nie jestem na sprzedaż.
Wstałam. Serce waliło mi jak oszalałe, ale wiedziałam, że muszę stamtąd wyjść, zanim zacznę się tłumaczyć, przepraszać, cokolwiek. Nie byłam winna temu, co się tu wydarzyło.
– Przykro mi, Janek. Myślałam, że jesteś inny – powiedziałam, biorąc torebkę.
Jego matka odchyliła się na krześle i rzuciła w moją stronę:
– I tak nie była dla ciebie.
Czułam się głupio
Spojrzałam na Janka po raz ostatni. Nie powiedział nic, nie próbował mnie zatrzymać. Zrozumiałam, że to nie był przypadek. On po prostu taki był i wcale nie uważał, że coś zrobił źle.
Usiadłam na ławce przed galerią i przez chwilę po prostu gapiłam się w ziemię. Dopiero teraz poczułam, jak trzęsą mi się ręce. Chciałam po prostu kawy i rozmowy, a wyszłam jak po egzaminie, na który się nie nauczyłam. Czułam się upokorzona. Jakby moja obecność była dla nich tylko testem – czy się nadaję, czy pasuję do planu.
Przypomniały mi się inne sytuacje, inne znajomości, w których zbyt długo siedziałam przy stole, udając, że wszystko jest w porządku. Było we mnie dużo złości, ale też wstyd, że pozwoliłam na to jeszcze raz.
Może jeszcze długo będę sama, może nie będzie łatwo. Ale wiem jedno – nikt nie będzie decydował za mnie, jak mam się zachowywać, czuć, odpowiadać. Nie jestem nikomu winna wyjaśnień, nie muszę nikogo przekonywać, że zasługuję na szacunek.
Kinga, 27 lat
Czytaj także:
- „Byłam wściekła, że teściowa nie zaprosiła mnie na swoje imieniny. Ale to, co zrobił mój mąż, zniszczyło całą rodzinę”
- „Mój pasierb patrzy na mnie jak na intruza, który zabrał mu matkę. Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam w tym domu”
- „Znajome ubierają się u projektantów, a ja chodzę na wesela w kiecce z lumpeksu. Mam dość, że patrzą na mnie z góry”