„Oczy przyszłego zięcia skradły mi serce. Nie wiem, jak powiem córce, że szalejemy do tego samego czlowieka”
„Może mój mąż nie wyglądał jak gwiazdor filmowy. Nie zarabiał jak arabski szejk. Ale jego serce i jego miłość były najwyższej próby. Szczerze mówiąc, ten facet mnie uratował.”.
- Dorota, 50 lat
Pewnego dnia moja dwudziestopięcioletnia córka powiedziała, że się zakochała. I popłynęła opowieść o mężczyźnie jak z marzeń. Przystojnym, wysportowanym, mądrym, zamożnym. Opiekuńczym. Rozumiejącym. No, ideał.
– Bardzo się cieszę – powiedziałam. – Kiedy go poznałaś?
– Dwa miesiące temu. Julian chciałby was poznać – ekscytowała się moja córeczka, a jej oczy miały ten maślano-promienny wyraz charakterystyczny dla głęboko zakochanych.
Ustaliliśmy termin spotkania
Przyszedł z kwiatami dla mnie i butelką koniaku dla Wojtka. Fakt – przystojny, wysportowany. Na oko – zadbana czterdziestka, ale był na pewno zdecydowanie starszy. Na jego widok zabiło mi serce. Kiedy nachylał się nad moją ręką, jego oczy szukały spojrzenia moich. Gdy jego usta dotykały mojej skóry, przeniknął mnie dreszcz. Przez cały wieczór czułam na sobie jego spojrzenie. Z trudem udawałam, że nic się nie dzieje. Uśmiechałam się, żartowałam, ale kiedy Julian wyszedł po dwudziestej drugiej, czułam się całkowicie wypluta.
Olga promieniała.
– Cudowny, prawda? Tato?
– Niezły – powiedział niechętnie. – Ale za stary dla ciebie.
– Och, tatulku – Olga przytuliła się do ojca. – Przynajmniej będziecie mieli wspólne tematy. Mamuś? – spojrzała na mnie. – Polubiłaś go, prawda?
– Jutro porozmawiamy – powiedziałam. – Nie mam sił. I musimy ogarnąć dom.
Kiedy skończyliśmy sprzątać po kolacji, weszłam do sypialni. Wojtek czekał na mnie.
– Widziałem, jak na ciebie patrzył – powiedział. W jego głosie był niepokój i pytanie. – Ty uciekałaś spojrzeniem. Dorota – ujął moją twarz w swoje dłonie. – Czy mam się czym martwić?
Może mój mąż nie wyglądał jak gwiazdor filmowy. Nie zarabiał jak arabski szejk. Ale jego serce i jego miłość były najwyższej próby. Szczerze mówiąc, ten facet mnie uratował.
Dał mi nowe życie
– Nie – pocałowałam go czule w usta. – Ciebie kocham i już zawsze będziesz miał mnie na karku. Nie masz się czym martwić.
Nie wiem, czy przekonałam męża. Ale co mogłam mu powiedzieć? Zasnął przed drugą. Wstałam, wzięłam jego komórkę ze stolika i wyszłam do kuchni. W trakcie spotkania wymienił się z Julianem numerami telefonu. Znalazłam numer w kontaktach, wbiłam do własnego telefonu i wysłałam esemesa. Po kilku chwilach odpowiedział.
Ubrałam się, a potem wyciągnęłam z szafy w przedpokoju pudło na kapelusze, w którym trzymałam pamiątki z przeszłości. Na samym dnie w kopercie leżały zdjęcia. Oryginał i kopia. Wzięłam do ręki oryginał. Był już lekko wyblakły. Na zdjęciu młoda dziewczyna siedziała na kolorowej kanapie i trzymała na kolanach czteroletnią śliczną dziewczynkę. Obie uśmiechały się. Dziecko z pełną ufnością, matka trochę niepewnie. Pamiętam, że starałam się ją uspokoić.
Zapewniałam, że otaczają je dobrzy ludzie. Że odpoczną, prześpią się, a następnego dnia zawieziemy je do rodziny. Dziewczyna – miała na imię Karolina – uwierzyła mi. Może dlatego, że ja też wierzyłam, że tak będzie. Miałam wówczas dziewiętnaście lat. Trzy lata wcześniej uciekłam z przemocowego domu do ludzi, których kiedyś można byłoby nazwać hippisami. Tam poznałam ukochanego. Byłam dumna, bo wszyscy go wielbili. A ja byłam jego dziewczyną. Zakochaną i całkowicie bezkrytyczną. I szczęśliwą jak nigdy przedtem, i nigdy potem. Choć teraz sobie myślę, że było to robaczywe szczęście.
Zrobiłam zdjęcie Karolinie i jej córeczce Paulince – w tamtym czasie byłam zakręcona na punkcie fotografii i robiłam zdjęcia wszystkim i wszystkiemu – a potem poszłam do Achima spytać, gdzie one będą spać. Przywiózł je tego dnia autem, kiedy wracał z wioski. Karolina próbowała autostopem dostać się do rodziny do Wrocławia. Achim siedział w pokoju z trzema innymi mężczyznami, i o czymś cicho rozprawiali. Przerwali na mój widok.
Pamiętam, że podeszłam do niego i ukucnęłam. Pokój urządzony był we wschodnim stylu, zamiast krzeseł były poduszki i materace rozłożone na podłodze i przykryte kolorowymi narzutami.
– Achim – powiedziałam.
– Jesteś wspaniała i wiem, że zrobisz dla mnie wszystko – powiedział i pocałował mnie w czoło. – Ale to będzie kłamstwo. Nawet gdybyś krzyczała i próbowała uciekać, drapała mi twarz i kopała, będę wiedział, że to kłamstwo, bo tak naprawdę zrobisz wszystko, co zapragnę, z najwyższą ochotą. Bo mnie kochasz. A ja szukam prawdy. Tylko prawda się liczy i tylko prawda ma smak. I chcę, żebyś to widziała – powiedział i uśmiechnął się.
Nie podobało mi się to, ale nic nie mogłam na to poradzić. Gdybym była starsza i bardziej doświadczona, wiedziałabym, że on krok za krokiem będzie sięgał po kolejne tabu. A tej nocy przekroczył jeszcze jedną granicę. Zdradził mnie z matką tamtej dziewczynki. Przy mnie. Dorzucił mi coś do drinka i kazał patrzeć jak plugawi nasz związek z tamtą kobietą.
Pomyślałam o małej Paulince. Pojęłam, że nie jest tu bezpieczna. Jej mamusia od teraz należy do Achima. Zabrałam ją więc i jeszcze tej nocy uciekłam autem Achima. W najbliższym mieście wojewódzkim zostawiłam Paulinkę na komendzie milicji z kartką, na której zapisałam jej personalia, dokąd jechała, a także opisałam, co dzieje się z jej matką. Jakiś czas później przeczytałam o tym wszystkim w gazecie. Policja dotarła na miejsce i zastała wszystkich odurzonych dziwnymi substancjami. W dodatku na stancji znaleziono dowody na handel nielegalnym alkoholem, papierosami i Bóg wie, czym jeszcze. Zmieniłam nazwisko, zmieniłam życie, i przez następne trzydzieści lat próbowałam w jakiś sposób zapomnieć. I prawie mi się udało.
Aż do dzisiaj
Stałam na skwerze, czekając. Nie usłyszałam, jak nadszedł.
– Prawie się nie zmieniłaś – powiedział Achim. – Tęskniłem.
Obróciłam się. Ręce trzymałam w kieszeniach płaszcza. Było ciemno, latarnie stały kilka kroków dalej, przy uliczce. My byliśmy oświetleni jedynie słabym światłem księżyca w kwadrze.
– Nie kochasz mojej córki – powiedziałam. – Chcesz się zemścić. Jeśli nie odejdziesz, dzisiaj, powiem jej, kim jesteś.
– A ja powiem jej, jak kiedyś zachowywała się jej mamusia. Jak zabawiała się ze mną i moimi kolegami. Jak myślisz, co powie na to twoja córka? Twój mąż?
– Nie uwierzą ci.
– Uwierzą. Mnie wszyscy wierzą. Dora, nie po to szukałem cię przez tyle lat, żeby teraz odejść. Przecież mnie znasz.
Jego głos był łagodny, słodki, przekonujący
Wiedziałam, że jest złem wcielonym. Czułam, że jedyne czego pragnie to zemsta, za to, że wtedy uciekłam z tym dzieckiem. Że wybrałam obcą osobę zamiast niego. Był bezczelny i wiedziałam, że nie powstrzyma się przed niczym. Ale co mogłam zrobić? Na szali wisiało całe moje życie. Gdzieś jednak z tyłu głowy miałam wspomnienie Paulinki, która uratowałam i jej matki, która bezczelnie odebrała mi wtedy wszystko, co miałam i porzuciła własne dziecko dla ekstazy, jaką dawał jej ten drań. Dziś powinnam jej za to podziękować.
Miał racje. Mnie by nikt nie uwierzył, ale musiałam spróbować. Wróciłam ze spotkania z przekonaniem, że moja córka już została powiadomiona o przeszłości swojej ukochanej mamusi. Przekroczyłam próg mojego domu i zobaczyłam ją ze łzami w oczach. To był mój koniec.
– Mamo.... Julian... on nie żyje!
Odebrało mi dech. Jak to możliwe?
– Córeczko tak mi przykro, ale jak to się stało?
– Wpadł pod samochód. Jakiś pijany wariat go potrącił. Podobno nie miał żadnych szans.
Wpadła w moje ramiona, a ja, choć bardzo chciałam ją pocieszyć, wewnątrz skakałam z radości. W końcu sprawiedliwości stała się zadość.