„Od pogrzebu dziadka Józka nie potrafię nikomu zaufać. Nawet z zaświatów ten drań z nas zadrwił”
„Kopaliśmy w milczeniu. Ziemia była twarda, zmarznięta po ostatnich chłodnych nocach, ale wuj się nie poddawał – wbijał łopatę z siłą, jakby wykopywał coś więcej niż tajemniczą skrzynię. Mapa wskazywała miejsce pod starą jabłonią”.

- Redakcja
Dziadek Józef zawsze bawił się z nami w zagadki. Lubił opowiadać historie, które kończyły się niedopowiedzeniem, i zadawać pytania, na które nie było jasnej odpowiedzi. Kiedyś powiedział mi, że w jego domu ukryty jest skarb. Miałem wtedy może dziesięć lat. Teraz stałem nad jego grobem, w deszczu, który rozmywał litery na wieńcu. Matka ocierała oczy chusteczką, wuj Roman wyglądał na zniecierpliwionego, a Ewelina milczała, wpatrując się w wilgotną ziemię. Nikt nie mówił, jakbyśmy czekali na jakiś znak. I wtedy odezwał się Antoni, stary sąsiad dziadka.
– No i ciekawe, kto teraz znajdzie skarb.
Słowa zawisły w powietrzu.
– Jaki skarb? – Roman od razu się ożywił.
Stary Antoni tylko się uśmiechnął. Spojrzałem na dom dziadka. I po raz pierwszy pomyślałem, że może wcale nie żartował.
Patrzyłem na ten cyrk
Dom dziadka pachniał kurzem i starym drewnem. Przez lata nic się tu nie zmieniło – te same meble, te same wypłowiałe zasłony, zegar na ścianie tykający z uporem, jakby czekał, aż ktoś go nakręci. Ale tym razem dom był inny. Cichy, pusty, jakby sam wiedział, że jego właściciela już nie ma. Wuj wszedł pierwszy, od razu rozglądając się po pokoju.
– Skarb… – mruknął. – To muszą być bzdury.
Mimo to jego spojrzenie zatrzymało się na komodzie, jakby wyobrażał sobie, że wystarczy otworzyć jedną szufladę, a w środku znajdzie walizkę pełną pieniędzy.
– Nie wierzę w to – dodała matka, ale słychać było, że sama zaczynała wątpić.
Ewelina bez słowa przeszła do salonu, otworzyła starą książkę dziadka, jakby szukała w niej jakiejś wskazówki. Ja stałem pośrodku i patrzyłem na ten cyrk. Skarb. Nawet jeśli istniał, dziadek nie zostawiłby go na widoku. Znałem go – uwielbiał zagadki. Jeśli coś ukrył, to w sposób, który zmusiłby nas do myślenia.
– Może jest jakieś list – rzuciła Ewelina. – Notatki, cokolwiek?
– Trzeba przeszukać dom – zdecydował wujek i już szarpał pierwszą szufladę.
Patrzyłem na ten chaos. Meble były otwierane, książki przeglądane, dywan podwinięty. A ja tylko stałem i zastanawiałem się, czy dziadek się teraz z nas śmieje.
Rodzinna farsa trwa
Dom dziadka zamienił się w pole bitwy. Wujek zaczął od przeszukiwania mebli, wyrzucając na podłogę papiery, stare dokumenty i drobiazgi, które dziadek zbierał przez lata. Matka z westchnieniem wyjęła z kredensu pudełko ze zdjęciami, jakby szukała tam jakiejś wskazówki. Siostra chodziła od pokoju do pokoju, dotykając ścian, jakby spodziewała się znaleźć ukryty schowek. Sam nie wiedziałem, czemu się temu przyglądałem, zamiast pomóc. Może dlatego, że wciąż wydawało mi się to absurdalne. Dziadek nie byłby typem człowieka, który zakopuje złoto pod podłogą. Jeśli coś zostawił, to nie w ten sposób.
– Może pod deskami? – Wuj rzucił się na podłogę i zaczął stukać w nią pięścią.
– Przestań! – Matka spojrzała na niego ostro. – Nie będziemy niszczyć domu!
– A masz lepszy pomysł? – Roman oparł się na łokciu. – Skoro coś ukrył, to raczej nie w szufladzie.
Ewelina podeszła do okna i westchnęła.
– Może to tylko żart – powiedziała cicho.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Może baliśmy się przyznać, że dajemy się wciągnąć w jakąś rodzinną farsę. Ale wtedy matka nagle uniosła głowę.
– Czekajcie… A co, jeśli klucz do zagadki jest w jego notatkach?
Spojrzeliśmy po sobie. To było coś, od czego powinniśmy zacząć.
– Właśnie – Ewelina podniosła z podłogi zeszyt w skórzanej okładce. – Może tu coś będzie.
Patrzyłem, jak ostrożnie przewraca strony. Dziadek miał zwyczaj notować różne rzeczy – przemyślenia, listy zakupów, losowe ciekawostki. Ale po chwili Ewelina zmarszczyła brwi.
– Tu jest coś dziwnego… – podsunęła mi zeszyt.
Spojrzałem na zapisane strony. Pomiędzy zwykłymi notatkami widniały zdania, które nie miały sensu. „Czasem największy skarb jest tam, gdzie nikt nie patrzy”. Albo: „Kto szuka pod ziemią, niech lepiej spojrzy w górę”.
Wuj podszedł bliżej i zerknął przez ramię.
– To jakiś kod?
– Albo kolejny żart – mruknąłem.
Ale gdzieś w środku czułem, że to coś więcej. Dziadek nigdy nie zostawiał słów bez znaczenia.
Szukamy skarbu
– To brednie starca – burknął wujek.
Ale mimo tego wzruszył ramionami i spojrzał w górę, jakby liczył, że nagle pod sufitem zobaczy wiszącą skrzynię pełną złota. Podążyłem za jego wzrokiem. Pajęczyny w kątach, spękana farba na suficie. I nagle coś mnie tknęło.
– Strych – powiedziałem.
Ewelina aż podskoczyła.
– Przecież tam nie zaglądaliśmy!
Matka westchnęła.
– Strych to tylko graty i kurz…
– Jeśli dziadek chciał coś ukryć, to tam – powiedziałem i już kierowałem się do drabinki.
Strych pachniał starym drewnem i wilgocią. W półmroku majaczyły stosy pudeł, stare meble, skrzynie. Kiedyś bawiłem się tu jako dziecko, teraz wydawało mi się, że powietrze było gęstsze. Miałem dziwne przeczucie, że jesteśmy blisko.
Serce zabiło mi szybciej
Kurz wirował w powietrzu, gdy weszliśmy na strych. Stare meble, pudełka, zakurzone walizki – wszystko wyglądało tak, jakby dziadek nie zaglądał tu od lat.
– Jeśli dziadek zostawił nam wskazówkę, to znaczy, że chciał, żebyśmy znaleźli to w odpowiedni sposób – powiedziała Ewelina.
– A nie demolując pół domu – dodałem.
Wuj zaczął przeglądać starą komodę. Matka stanęła przy kufrze, którego nie kojarzyłem. Był masywny, drewniany, z metalowymi okuciami.
– Ten kufer… on nie stał tu zawsze, prawda?
Podeszliśmy bliżej. Kurz pokrywał wszystko, ale nie uchwyty kufra – jakby ktoś go dotykał nie tak dawno temu. Serce zabiło mi szybciej.
– Otwieramy? – spytała Ewelina.
Wujek już się pochylał, ale matka zatrzymała go ruchem ręki.
– Jeśli to naprawdę skarb… To co z nim zrobimy?
Zaległa cisza. Spojrzałem na nich kolejno. Każdy myślał o jednym – jeśli dziadek naprawdę coś zostawił, to może nas to zjednoczyć… albo całkowicie podzielić. Zacisnąłem palce na uchwycie kufra.
– Zobaczymy.
Pociągnąłem. Wieko ustąpiło z lekkim skrzypnięciem. Zajrzałem do środka… i zamarłem.
Patrzyliśmy po sobie w milczeniu
W kufrze nie było złota, pieniędzy ani żadnych kosztowności. Leżał tam stary zeszyt w skórzanej oprawie, kilka pożółkłych listów i złożona na pół mapa.
– Co to, do cholery, jest? – burknął wujek, sięgając po zeszyt.
Ewelina pierwsza wzięła mapę i rozłożyła ją ostrożnie. Była ręcznie rysowana, z nierównymi liniami i dziwnymi znakami.
– To nasza działka… – powiedziała cicho. – Dom dziadka, ogród, stara jabłoń… Ale są tu jakieś oznaczenia, których nie rozumiem.
Pochyliłem się nad mapą. Było na niej kilka miejsc zaznaczonych krzyżykami. Jeden w rogu ogrodu, inny w szopie, jeszcze jeden… na strychu, tuż obok nas. Spojrzeliśmy w stronę ściany, gdzie stała stara, zakurzona szafka.
– Może to… – zacząłem, ale Roman już podszedł i szarpnął drzwiczki.
W środku były tylko książki, kilka szklanych butelek i pudełko z metalowym zamkiem.
– Klucz – mruknąłem.
– Może jest w tych listach – powiedziała matka i wzięła jeden z nich do rąk. Otworzyła go powoli, jakby trzymała coś niezwykle cennego.
Przez chwilę nikt się nie odzywał.
– Czytaj – ponagliła ją Ewelina.
Matka odchrząknęła i zaczęła czytać na głos.
"Jeśli to znaleźliście, to znaczy, że nie mogliście się powstrzymać. Dobrze, zawsze byliście ciekawscy. Ale pamiętajcie, skarb nie zawsze jest tym, czego się spodziewacie…".
Patrzyliśmy po sobie. Co tak naprawdę chciał nam zostawić dziadek?
Dziadek się z nas nabijał
Kopaliśmy w milczeniu. Ziemia była twarda, zmarznięta po ostatnich chłodnych nocach, ale wuj się nie poddawał – wbijał łopatę z siłą, jakby wykopywał coś więcej niż tajemniczą skrzynię. Może próbował rozładować frustrację, a może naprawdę wierzył, że zaraz znajdzie fortunę. Mapa wskazywała miejsce pod starą jabłonią. Dziadek uwielbiał to drzewo – latem siadał pod nim z herbatą i książką, a jesienią sam zbierał owoce, choć od lat bolały go plecy.
– Jest coś – syknął wuj, gdy łopata uderzyła w drewno.
Ewelina uklękła obok niego i zaczęła odgarniać ziemię rękami. Wkrótce zobaczyliśmy wieko starej skrzyni, obite metalowymi okuciami. Matka patrzyła na to w napięciu, jakby bała się, co znajdziemy w środku. Podnieśliśmy wieko. W środku nie było pieniędzy, sztabek złota ani żadnych kosztowności. Zamiast tego – sterta starych zdjęć, listów, książek i kilka drobiazgów: stary zegarek, drewniana fajka, srebrna zapalniczka.
– Co to ma być? – warknął wuj, wyciągając pierwszy lepszy przedmiot.
– Pamiątki – szepnęła matka, biorąc do rąk pożółkłe zdjęcie.
Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wuj oddychał ciężko.
– To jakiś żart. Dziadek zrobił z nas idiotów.
Patrzyłem na zdjęcia w dłoniach matki. Może i nie znaleźliśmy pieniędzy, ale za to odkryliśmy coś innego – historię naszej rodziny. Tylko czy dla wszystkich miało to jakąś wartość? Siedzieliśmy wokół otwartej skrzyni, patrząc na stare zdjęcia i pożółkłe listy.
– To jakiś cholerny żart – warknął wuj, rzucając na ziemię książkę. – Przekopaliśmy cały dom, zniszczyliśmy połowę rzeczy, a on zostawił nam… to?!
Nikt mu nie odpowiedział. Patrzyłem na listy, drobiazgi, które dla dziadka miały wartość, ale dla nas? My szukaliśmy pieniędzy, majątku, czegoś, co można podzielić. I teraz wszyscy czuliśmy to samo – złość i rozczarowanie. Dziadek doskonale wiedział, co robi. Znał nas aż za dobrze. Wiedział, że gdy tylko usłyszymy o skarbie, rzucimy się na niego jak sępy. Dał nam dokładnie to, na co zasłużyliśmy.
– Dziadek się z nas nabijał – powiedziała cicho Ewelina.
Nikt nie zaprzeczył. W milczeniu zamknęliśmy skrzynię i zostawiliśmy ją pod drzewem. Może ktoś kiedyś uzna to za skarb. Ale nie my.
Wojtek, 25 lat