„Od dawna czułam, że córka mnie okłamuje. Gdy zobaczyłam, co trzyma pod łóżkiem, zamarłam z przerażenia”
„Więc kiedy zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak, nie mogłam tego zignorować. Jednak to, co odkryłam, przeszło moje najśmielsze podejrzenia. I nie, nie chodziło o chłopaka. To było coś innego. Coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałabym się znaleźć w pokoju mojej siedemnastoletniej córki”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że znam moją córkę na wylot. Wiedziałam, kiedy kręci, kiedy coś ukrywa, a kiedy po prostu ma zły dzień i nie chce rozmawiać. Ostatnio coś zaczęło mi zgrzytać. Wracała do domu, jakby była nieobecna. Zamykała się w pokoju, nie chciała jeść kolacji. Gdy pytałam, co się dzieje, rzucała suche „wszystko okej”, a potem znikała w swoim pokoju.
Nie chcę, żeby to zabrzmiało, jakbym była wścibska. Po prostu jestem matką. A matki, nawet jeśli czasem zrzędzą albo się czepiają, to robią to z troski. Więc kiedy zaczęłam podejrzewać, że coś jest nie tak, nie mogłam tego zignorować. Jednak to, co odkryłam, przeszło moje najśmielsze podejrzenia. I nie, nie chodziło o chłopaka, ani żadne „mroczne sekrety”. To było coś innego. Coś, czego nigdy w życiu nie spodziewałabym się znaleźć w pokoju mojej siedemnastoletniej córki. Coś, co sprawiło, że dosłownie zamarłam z przerażenia.
Serce mi stanęło
Szukałam ładowarki do telefonu. Mamy w domu przynajmniej dziesięć, ale wszystkie jakimś cudem znikają. Poszłam do pokoju Karoliny, bo ona zawsze ma jakieś pochowane po szufladach.
– Masz może ładowarkę? – zagadnęłam, otwierając lekko drzwi.
– Nie mam.
Jej odpowiedź była szybka. Zmarszczyłam brwi.
– Ale mogę poszukać – dodała, ruszając się jak oparzona z łóżka.
– Sama sprawdzę. Nie chcę ci bałaganu robić, tylko zerknę.
Weszłam kilka kroków, ignorując jej spojrzenie pełne paniki.
– Mamo, serio, tam nic nie ma! – zawołała, próbując mnie wyprzedzić, ale już zdążyłam klęknąć przy łóżku.
I wtedy coś się poruszyło. Serce mi stanęło.
– Co to jest?! – wykrztusiłam, zerkając na przezroczyste plastikowe pudełko z metalową siatką na górze.
– To tylko pająk – powiedziała, jakby mówiła o lalce z wystawy.
– Tylko?! Co to ma znaczyć?! Trzymasz to pod łóżkiem?! Zwariowałaś?! – krzyknęłam, cofając się jak oparzona.
– Mamo, spokojnie. On jest w terrarium. I nie wychodzi. Jest zupełnie bezpieczny.
Stałam jak wryta. Próbowałam coś powiedzieć, ale słowa nie przechodziły mi przez gardło.
– To nie jest normalne… – wyszeptałam w końcu.
Myślałam, że żartuje
– Od jak dawna on tu jest?! – syknęłam, nadal nie mogąc oderwać wzroku od potwora, który ledwo co się poruszył, ale i tak przyprawił mnie o dreszcze.
– Od… dwóch miesięcy. – Karolina spuściła wzrok. – Kupiłam go od znajomego z forum.
– Dwa miesiące?! I nic nie powiedziałaś?! To przecież chore!
– Nie chciałam cię straszyć. Wiedziałam, że zareagujesz… no, tak właśnie.
– Bo to nie jest normalne! – zaczęłam chodzić po pokoju jak nakręcona. – Pająki? W domu? I to takie wielkie?! Co jeszcze sobie sprowadziłaś? Może masz węża w szufladzie?
– Nie, ale nie miałabym nic przeciwko… – burknęła, co tylko dolało oliwy do ognia.
– Nie żartuj sobie! To nie jest zoo! W tym domu obowiązują jakieś zasady! A przede wszystkim – mówimy sobie prawdę! – wskazałam na nią palcem.
– Nie chciałam cię okłamywać, naprawdę. Po prostu… to mój sposób na stres. Pająki mnie uspokajają. One są piękne. Fascynujące. I wiesz, że to mniej niebezpieczne niż kot? Tarantula nie roznosi sierści, nie drapie mebli, nie miauczy…
– Błagam cię. – jęknęłam, siadając na brzegu łóżka, z dala od „terrarium grozy”. – Widziałam w filmach, co się dzieje, jak takie coś ucieknie. Ludziom wchodzą do łóżek!
– To mit. One są bardzo płochliwe. I nie potrafią otworzyć klapki. Przysięgam. Mam wszystko zabezpieczone.
Spojrzałam na nią. Była poważna.
– Nie wiem, co mam z tym zrobić… – mruknęłam.
– Możemy porozmawiać. Tylko nie wyrzucaj go od razu. Proszę.
Przygryzłam wargę
Usiadłyśmy w kuchni jak na jakimś rodzinnym posiedzeniu kryzysowym. Karolina trzymała się dzielnie, ale widziałam, że jest spięta.
– Zacznijmy od początku. – westchnęłam. – Skąd w ogóle pomysł na takiego… pupila?
– Z internetu. Oglądałam filmik jednej dziewczyny, która opowiadała, jak pająki nauczyły ją cierpliwości. I… jakoś mnie to wciągnęło.
– Ale czemu nie mogłaś po prostu... hodować kaktusów? Albo zacząć rysować?
– Bo to nie to samo – powiedziała i wzruszyła ramionami. – Pająki są inne. Niezależne. Nie potrzebują kontaktu, a jednak jakoś… są.
– Jak twój ojciec – mruknęłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
Karolina spojrzała na mnie krzywo.
– Serio? Teraz?
– Dobrze, przepraszam. Po prostu nie rozumiem, czemu nie powiedziałaś. Czy ja naprawdę jestem aż taka straszna?
– Nie jesteś straszna. Tylko… kontrolująca – odpowiedziała szczerze. – A ja chciałam mieć coś tylko dla siebie.
Przygryzłam wargę. No dobrze. Może coś w tym było.
– Dobrze. Postawmy sprawę jasno. To zwierzę zostaje, ale… – podniosłam palec. – Codziennie sprawdzasz, czy pokrywa jest dobrze zamknięta. Terrarium ma stać w bezpiecznym miejscu. I żadnych kolegów z pająkami w domu!
– Obiecuję. – Karolina rozpromieniła się lekko. – I może… pozwolisz mi ci coś o nim opowiedzieć?
Zacisnęłam usta, ale skinęłam głową.
Byłam w szoku
Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby tam wrócić. Może ciekawość. Może chęć pokazania, że się nie boję. A może… chciałam zrozumieć, co Karolina w nim widzi. Weszłam do jej pokoju z herbatą w ręce.
– Mogę? – zapytałam, stając w progu.
– Jasne! – ucieszyła się. – Chcesz go zobaczyć z bliska?
– Nie powiedziałabym, że chcę, ale… zaryzykuję.
Usiadłam na krześle, starając się nie patrzeć bezpośrednio w stronę terrarium. Karolina nachyliła się nad pudełkiem i delikatnie przysunęła je w moją stronę.
– To samiczka. Nazywa się Greta – powiedziała z czułością, jakby opowiadała o chomiku.
– Greta…? – uniosłam brew.
– Tak. Jest dość spokojna i... przyjazna.
– Przyjazna?! To pająk!
Karolina zaśmiała się.
– Wiem, jak to brzmi. Ale zobacz… – wskazała palcem na pająka, który siedział nieruchomo, wyglądając jak włochaty kamień.
– Rusza się czasem?
– Czasem. Teraz jest po karmieniu. Wczoraj dostała świerszcza.
Zamknęłam oczy.
– Wiesz co? Może… ona faktycznie nie wygląda aż tak strasznie z daleka.
– Dziękuję, że przyszłaś. Serio.
– I tak uważam, że to dziwne hobby. Ale… może trochę mniej dziwne, niż sądziłam. Tylko… błagam, nie próbuj mnie namawiać, żebym ją pogłaskała.
– Nigdy w życiu – zaśmiała się.
Czułam, że coś tu nie gra
Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jedna rzecz. Dwa dni później, kiedy wróciłam z pracy, zastałam Karolinę przy stole z jakąś nieznajomą dziewczyną. Obie pochylone nad książką i… małym plastikowym pojemnikiem.
– Dzień dobry – powiedziałam z lekkim uśmiechem, choć już wtedy czułam, że coś tu nie gra.
– Cześć, mamo. To Zosia. Przyniosła mi… no wiesz, coś do obejrzenia.
Zosia uśmiechnęła się uprzejmie, ale widziałam, że nerwowo zerka w stronę pojemnika.
– Co to jest? – zapytałam, podchodząc.
– Karolina mówiła, że interesuje się pani pająkami… – zaczęła Zosia, a ja aż parsknęłam śmiechem.
– Interesuję się? To ciekawe określenie na „próbuję nie zemdleć na ich widok”.
– No bo… – Karolina zaczęła, ale przerwałam jej gestem.
– W tym pojemniku coś się rusza. Co to?
– Skakun. Taki malutki. Zosia chciała mi pokazać. – Karolina mówiła zbyt gładko.
– A więc co, teraz będziecie tu prowadzić schronisko dla pająków? – spojrzałam na nie podejrzliwie.
– Mamo, to tylko okazjonalnie. Serio. To nie jest na stałe.
– Umawiałyśmy się. Jeden pająk. Greta. I koniec.
– Tak, tak, przepraszam. Ja tylko chciałam… no, pokazać.
Westchnęłam głęboko.
– Następnym razem przynieście mi jakiegoś... kaktusa. Albo sałatkę. Z czymś normalnym.
Obie wybuchły śmiechem.
– Dobrze, mamo. Obiecujemy.
Chcesz, żebym napisała zakończenie?
Byłam dumna z córki
Minęło kilka tygodni. Greta nadal mieszkała pod łóżkiem Karoliny – w szczelnie zamkniętym, regularnie czyszczonym terrarium. Nie zaprzyjaźniłam się z nią, o nie. Jednak przestałam też reagować spazmem na każde wspomnienie o niej. Co więcej – czasem, kiedy Karolina opowiadała z entuzjazmem o jej zwyczajach, słuchałam. Bez krzywienia się. Prawie.
– Wiesz, mamo, jesteś odważniejsza, niż myślałam – powiedziała pewnego wieczoru, gdy siedziałyśmy razem przy kolacji.
– Odważna to ja byłam, jak pozwoliłam ci to trzymać w domu – mruknęłam, nalewając sobie herbaty.
– Ale serio. Dużo osób w ogóle by nie chciało rozmawiać. Albo by ją od razu wyrzuciły.
– A miałam ochotę, oj, miałam – pokiwałam głową. – Ale… jesteś już prawie dorosła. I skoro nie masz żadnych głupich wybryków, to może mogę ci zaufać… choćby z takim dziwactwem.
– Dzięki, mamo. Serio.
Spojrzałam na nią. Siedziała spokojnie, z tym swoim lekkim uśmiechem. Tak bardzo inna ode mnie w jej wieku, a jednocześnie… bardzo moja.
– Tylko pamiętaj, jeden pająk. Niech nie rozmnaża się w nocy ani nie znajduje kolegów z lasu. Inaczej wzywam wojsko chemiczne.
– Obiecuję. Greta jest jedynaczką – zaśmiała się.
I wtedy pomyślałam, że może to nie najgorsze – mieć w domu coś, czego się boję. Bo czasem właśnie w tych lękach znajdujemy drogę do siebie nawzajem.
Iwona, 54 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałam 100 tysięcy nagrody jubileuszowej, a córka robiła mi wyrzuty. Dla niej była tylko babą od odkurzacza”
- „Dałem teściowi zdrapkę za 5 złotych, a on wydrapał sobie 30 tysięcy. Nagle ze starego zrzędy, zrobił się troskliwy miś”
- „Wyczułam od męża słodkie perfumy, których nie mieliśmy w domu. Zemdliło mnie, gdy odkryłam, kto tak pachnie”