„Mąż kpił ze mnie, że wierzę w gusła. Wszystko odszczekał, gdy poczuł ich moc na własnej skórze”
„Mąż stale lekceważy ostrzeżenia losu, chociaż nie raz przekonał się, że moje przestrogi sprawdzają się w prawie osiemdziesięciu… no, niemal sześćdziesięciu procentach. Już miałam go o to spytać, gdy zobaczyłam siedzące za oknem na drucie telefonicznym siedem wron. A to kazało mi przemilczeć pewne sprawy, które w przyszłości mogłyby odbić nam się czkawką”.
- Eliza, 37 lat
Zaswędziała mnie lewa dłoń. Mąż spojrzał na mnie lekko zirytowany.
– Tylko nie mów, że będziemy się z kimś witać, czyli że ktoś nas odwiedzi.
– Na witanie się to prawa dłoń, lewa oznacza pieniądze.
Karol ciężko westchnął. Większa gotówka była nam potrzebna, bo zalegaliśmy ze spłatą bankowego długu. Tylko że on nie wierzył w przesądy. Dlatego oświecił mnie, że dłoń mnie swędzi, bo najwyraźniej po wymyciu kuchenki środkami czystości nie spłukałam dokładnie rąk. Rzeczywiście, jestem uczulona na wszelką domową chemię, lecz tym razem nie zapomniałam założyć gumowej rękawicy. Musiałam wyczyścić kuchenkę, gdyż teściowa zapowiedziała, że wpadnie do nas wieczorem na herbatkę, „zobaczyć, co tam się dzieje u jej wróbelków”.
Los odroczył wyrok, ale tylko na kilka godzin
Odpowiedziałam więc mężowi, że ja tu poświęcam się dla jego mamusi, a on mi pyskuje. No i doszło do kłótni. Prawdę mówiąc, czekałam na nią jak kania dżdżu. Nie, żebym była strasznie kłótliwa. Po prostu dziś rano rozsypałam sól, a to oznaczało domową awanturę. Wolałam, żeby burza przeszła nim zajrzy do nas teściowa, która chociaż nazywała nas swoimi wróbelkami, jednak bacznie obserwowała, czy nie zamieniamy się w jakieś inne ptaki. A raczej jeden wróbelek, czyli ja, nie przeobraża się w drapieżnika, który będzie pastwił się nad jej synkiem-pisklęciem.
Zobacz także
Liczyłam, że już rano dojdzie do sprzeczki, gdy Karol spytał, dlaczego z takim przerażaniem spoglądam na rozsypaną sól. Wytłumaczyłam, co to oznacza.
– Skąd ten przesąd? – spytało moje nic niewiedzące pisklę.
– Dawniej sól była bardzo droga, kiedy zatem pani domu ją rozsypywała, wówczas interweniował pan i władca, czyli mąż i tłumaczył, niekiedy ręcznie, że naraża go na straty. Nie to, żebym była zaraz przesądna – stwierdziłam z powagą. – Ale kiedy wychodzisz i widzisz zachmurzone niebo, to wracasz się do domu po parasol. Podobnie jest z dwiema napotkanymi zakonnicami, od tego momentu należy na siebie uważać.
Tego ranka Karol jednak nie zareagował na te słowa. Mąż stale lekceważy ostrzeżenia losu, chociaż nie raz przekonał się, że moje przestrogi sprawdzają się w prawie osiemdziesięciu… no, niemal sześćdziesięciu procentach. Już miałam go o to spytać, gdy zobaczyłam siedzące za oknem na drucie telefonicznym siedem wron. A to kazało mi przemilczeć pewne sprawy, które w przyszłości mogłyby odbić nam się czkawką.
Rozsypana sól zrobiła jednak swoje. Nie pokłóciliśmy się rano, więc stało się to po południu. Innymi słowy, los odroczył wyrok, ale tylko na kilka godzin.
Na szczęście nie potrafimy się na siebie boczyć, chwilę później Karol stanął za moimi plecami i delikatnie pogłaskał po ramieniu.
– Przepraszam, od dziś przyrzekam…
Zatkałam mu usta pocałunkiem, który on oczywiście wziął za przyjęcie przeprosin. W rzeczywistości dostrzegłam kątem oka, że na niebie ciemna chmura odsłoniła księżyc. A z tego co słyszałam, w jego świetle nie powinno się składać żadnych obietnic, bo nie mamy szans na ich dotrzymanie.
– Jeśli jesteś aż takim sceptykiem, to dlaczego przeniosłeś mnie na rękach przez próg mieszkania? – spytałam Karola. Nic, cisza. – Dlaczego wciąż mówisz, żebym nie stawiała na podłodze torebki, bo uciekną z niej pieniądze? Znowu nic mi na to nie odpowiedział. – Czy ty w ogóle mnie słuchasz?!
Mama oznajmiła, że ma dla nas pieniądze ze spadku
Karol wpatrywał się we mnie i wydawało mi się, że w jego oczach widzę chęć dokonania morderstwa. Chyba przesadziłam z tymi pytaniami. Sekundę później mąż nieoczekiwanie poderwał się, machnął nad moją głową i wybiegł na balkon. Po chwili wrócił z zadowoloną miną. Więc nie chodziło o morderstwo.
– Zobaczyłem nad twoją głową opuszczającego się po nitce pająka. Na pewno narobiłabyś wrzasku, więc zdjąłem go i wypuściłem na wolność.
– Wypuściłeś? Zatem wiesz, że zabicie pająka w domu to nieszczęście – stwierdziłam. – I ty mówisz, że nie jesteś przesądny?
Zamiast odpowiedzieć, udał, że zajął się lekturą gazety.
Pół godziny później rozległ się dzwonek do drzwi i w progu ukazali się teściowie. Mama oznajmiła, że zamierza przekazać nam część pieniędzy, które parę dni temu dostała w spadku po stryju. Wtedy ostentacyjnie podrapałam się w lewą dłoń, co miało unaocznić mężowi, żeby już więcej nie wątpił w mojego nosa.
Od tamtej pory jeszcze się stawia, ale już coraz rzadziej. Ostatnio, gdy czarny kot przebiegł nam drogę, nakazał powrót do domu. Zastanawiam się jednak, czy to ze względu na moje przesądy, czy też dlatego, że jestem w ciąży i woli, żeby nic złego mi się nie przytrafiło…