Reklama

Nikt nie wiedział, co to jest

Głośny płacz mojej córki Kasi gwałtownie mnie obudził. Od jakiegoś czasu mała miała problemy z zasypianiem i często budziła się przerażona w nocy. Zaniepokoiło nas to na tyle, że zdecydowaliśmy się zasięgnąć opinii specjalisty. Lekarz uspokajał, że takie zaburzenia snu to nic nadzwyczajnego u czterolatków i wiążą się z rozwojem systemu nerwowego dziecka.

Reklama

Problem w tym, że Kasia wspominała o tajemniczej postaci mężczyzny, który nachylał się nad jej łóżeczkiem. I nie chodziło tu o żaden sen, dziewczynka twierdziła, że działo się to naprawdę, po przebudzeniu. Co więcej, ta sytuacja powtarzała się regularnie dwa razy w tygodniu – zawsze w środy i soboty, około wpół do trzeciej nad ranem.

– Chyba nie mamy wyjścia i musimy zabierać ją na noc do naszej sypialni – oznajmiła Marcysia. – Mała nie może się tak męczyć, a poza tym w jej pokoju… – nie dokończyła, ale doskonale wiedziałem, o co jej chodzi.

Siedząc przy łóżeczku córeczki po tych gwałtownych pobudkach, czułem się tak, jakby w pomieszczeniu był ktoś oprócz nas. Zupełnie jakbym czuł na plecach czyjeś spojrzenie.

– Wiesz, to zupełnie inne uczucie niż wtedy, gdy schodzisz po schodach do mrocznej piwnicy czy wchodzisz na stary, zaniedbany strych – stwierdziła Marcysia następnego dnia po straszliwej nocy. – W takich miejscach boisz się, że zdarzy się coś złego, ale gdzieś z tyłu głowy masz świadomość, że to tylko twoja wyobraźnia płata ci figle, bo tam tak naprawdę nic nie ma, żadnych upiorów czy widm. Ale w pokoju Kasi jest całkiem inaczej.

Zobacz także

Wziął mnie za wariata

Przytaknąłem jej, bo miałem identyczne odczucia. W poprzednim mieszkaniu, które wynajmowaliśmy, nic takiego się nie działo, a nasza mała przesypiała noce bez żadnych problemów. Kiedy się tu wprowadziliśmy, przez pierwsze cztery tygodnie było w porządku, ale później zaczęły się te wieczorne krzyki córki...

Gdybym tylko mógł, to bym się stąd natychmiast wyprowadził, ale wpłaciliśmy czynsz za całe pół roku. No to pomyślałem, że chociaż zadzwonię do gościa, co nam to mieszkanie wynajmuje i może czegoś się od niego dowiem. W sumie mogłem się domyślić, że uzna mnie za jakiegoś świra. O oddaniu kasy to już nawet nie wspominałem.

– Rozumiem, że zmienił pan zdanie co do wynajmu mieszkania. Ale ja nie zrezygnuję z naszej umowy, tylko dlatego, że słyszy pan jakieś krzyki.

– Niech pan mi tylko powie, czy przypadkiem ktoś nie umarł w tym mieszkaniu? Chodzi mi szczególnie o ten mniejszy pokój.

Przez moment w słuchawce panowała cisza, a ja byłem bardzo ciekaw, jaki wyraz twarzy ma mój rozmówca.

– Nikt nie umarł – odrzekł szorstko. – I co pan właściwie próbuje mi zasugerować? Że po lokalu snują się duchy? Zachowujmy się jak dorośli ludzie. Niech pan lepiej zadba o swoje dziecko. Myślę, że dobrze by mu zrobiła konsultacja z psychologiem...

Zignorowałem dalszą część jego wypowiedzi i po prostu się rozłączyłem. Od pewnego czasu, nasza córka sypiała z nami w pokoju i wydawało się, że wszystko wróciło do normy... Ale tylko na dwa tygodnie. W nocy ze środy na czwartek gdzieś koło 2:30, ponownie wyrwał nas ze snu jej krzyk.

Dziwne sytuacje się powtarzały

Gwałtownie poderwałem się z łóżka i zerknąłem na posłanie naszej córeczki. Przestała już płakać, siedząc nieruchomo z dłońmi przytkniętymi do buzi, intensywnie wpatrzona przed siebie. Przeniosłem wzrok na moją partnerkę, która także utkwiła spojrzenie w tym samym punkcie.

– Zdaje mi się… że coś tam dostrzegłam – powiedziała ledwo słyszalnym głosem. – Jakiś ciemny kształt… O tam – wyciągnęła rękę, pokazując na ścianę oddzielającą nas od niewielkiego pomieszczenia obok.

Rankiem udałem się truchtem do kościoła położonego niedaleko mojego domu. Nie uważam siebie za osobę mocno wierzącą, ale ostatecznie przyszło mi się zmierzyć z czymś, co ewidentnie powinno zostać zbadane przez duchownego. W biurze parafialnym natknąłem się na księdza. Wysłuchał mojej relacji bez większego zdziwienia, choć jednocześnie nie sprawiał wrażenia zbyt chętnego do zaangażowania się w tego typu kwestie.

– Przypadkiem nie bawiliście się w przywoływanie duchów? – zapytał. – Chyba wiecie, że Kościół nie popiera takich rzeczy.

– Nic z tych rzeczy! – energicznie zaprzeczyłem. – Nie zajmowałem się nigdy tego typu głupotami!

Przez moment się zastanawiał, po czym westchnął.

– Mógłbym wyświęcić wasze mieszkanie – zaproponował. – Nie jestem pewien, czy to coś da, ale na pewno nie zaszkodzi. Proszę mi tylko powiedzieć, gdzie mieszkacie.

Ostatnia deska ratunku

Przyszedł następnego dnia po południu, niosąc ze sobą poświęconą wodę oraz niewielką buteleczkę. Jak się okazało, była to ampułka z olejem krzyżma świętego. Dostrzegłem na jego twarzy wyraz troski. Odniosłem wrażenie, że coś wiedział. Spokojnie zaczekałem, aż skończy odmawiać modlitwy i pokropi wodą święconą wszystkie pokoje. Nas troje namaścił krzyżmem. Poczułem się jak postać z kiepskiego filmu grozy lub jednego z tych telewizyjnych programów o duchach. Z tą różnicą, że to wszystko działo się w rzeczywistości, a że wyglądało to absurdalnie, to wcale mnie nie pocieszało.

– Niech mi ksiądz powie – zagadnąłem, gdy zakończył. – W tym miejscu doszło do czyjejś śmierci, zgadza się? Czy wie ksiądz, kim była ta osoba?

Kapłan popatrzył najpierw na mnie, a następnie na Kasię i Marcysię.

– Czy moglibyśmy przedyskutować to na osobności? – zaproponował.

Udaliśmy się do niewielkiego pomieszczenia.

– Istotnie – odparł. – W tym właśnie miejscu, trzy lata temu, zakończył życie pewien człowiek…

– Zakładam, że ten człowiek raczej nie był wzorowym katolikiem – powiedziałem cicho pod nosem.

– Zgadza się. Umarł opuszczony przez najbliższych, zdany tylko na siebie, kto wie, może przeklinając cały świat… Wie pan, ja nie jestem do końca przekonany co do istnienia duchów. Znaczy takich, jakie przedstawia się w kinematografii albo literaturze. Ale w swoim życiu byłem świadkiem już zbyt wielu rzeczy, żeby ot tak bagatelizować obecność energii, którą istota ludzka jest w stanie z siebie wydobyć… Wiem również, że niekiedy da się poradzić sobie z podobnymi fenomenami, a niekiedy nie.

– Jak ojciec sądzi, te modlitwy coś dadzą? – zapytałem z nadzieją w głosie.

– Trudno powiedzieć – odpowiedział duchowny. – Na to liczę. Ostatecznie nieboszczyk nie był potworem, przestępcą ani żadnym dewiantem. Był po prostu zgorzkniałym facetem, który nawet u schyłku życia nie zamierzał pogodzić się z innymi, ani pojednać z Panem Bogiem… Wiadomo, że byłoby lepiej, gdyby rytuał odprawił doświadczony egzorcysta, a nie taki laik, jak ja. Jeżeli moje starania okażą się niewystarczające, podam państwu numer do kapłana, który specjalizuje się w takich sprawach.

Odkąd odwiedził nas ksiądz, nasza córka w końcu mogła przespać noc, ale nadal unikała swojej sypialni.

Wytchnienie nie trwało zbyt długo

Po kilku tygodniach ponownie obudziły mnie krzyki małej. Znowu siedziała w łóżku, gapiąc się w tę samą ścianę. Mimo strachu, wbrew sobie, postanowiłem zajrzeć do jej pokoju.

– O co ci chodzi? – zapytałem. – Czemu nie dasz nam spokoju?

Nie dostałem żadnej odpowiedzi. Jednak wciąż czułem na plecach to straszne, przeszywające spojrzenie. Wydawało mi się, że gdybym wykonał wystarczająco szybki obrót, dostrzegłbym sylwetkę, o której wspominała Kasia. Nie chciałem tego robić... Zdecydowałem się wrócić do sypialni.

– Co teraz zrobimy? – zapytała z bezsilnością w głosie moja żona, tuląc na kolanach wystraszoną Kasię.

Po prostu się wyprowadzimy – powiedziałem stanowczo.

Rano, zaraz po przebudzeniu, we dwójkę zaczęliśmy przeglądać oferty wynajmu mieszkania, a właściciel tego przeklętego lokalu niech się udławi tą kasą. Jestem przekonany, że ten kanciarz doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co się tutaj wyprawia! Sam nie mam pojęcia, z czym przyszło nam się mierzyć, ale też nie chcę tego wiedzieć.

Dusza, jakaś dziwna moc, nie robi mi to różnicy. Wiem natomiast, że gdyby podobna sytuacja miała nas spotkać ponownie, bez wahania zdecyduję się na przeprowadzkę, nie oglądając się na nic i nie zwlekając ani chwili dłużej. W końcu zdrowie jest cenniejsze niż pieniądze, zwłaszcza w kwestii zdrowia psychicznego.

Reklama

Jakub, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama