„Od małżeńskiego chłodu uciekałam prosto w ciepłe ramiona teścia. Zakazany owoc smakował wybornie, ale do czasu”
„Zauważyłam, że siedzi bliżej niż powinien. Że jego palce mimowolnie dotykają moich. Podniosłam wzrok i wtedy to się stało. Jego palce przesunęły się na mój nadgarstek, potem na ramię. A potem, nim zdążyłam pomyśleć, pocałował mnie. Powinnam go odepchnąć. Powinnam powiedzieć „nie”. Ale nie powiedziałam”.

- Redakcja
Kiedy po raz pierwszy pomyślałam o Jerzym w sposób, w jaki nie powinnam, byłam sama w domu. Adriana jak zwykle nie było. Pracował do późna, wracał zmęczony, kładł się obok mnie i zasypiał w ciągu kilku minut. Rano budził się pierwszy, jadł śniadanie, które mu przygotowałam, i wychodził. Czasem mówił „cześć”. Czasem nie.
Nasze małżeństwo dawno już przestało być czymś więcej niż tylko układem. Nie kochałam go, ale wciąż miałam jego nazwisko. Nie pragnęłam go, ale wciąż dzieliłam z nim łóżko. A on? On od dawna nawet nie udawał, że mnie dostrzega.
Byłam kobietą, której życie stało się rutyną. Do momentu, w którym Jerzy spojrzał na mnie w sposób, który obudził we mnie wszystko to, co przez lata było uśpione.
Nigdy tak na mnie nie patrzył
Stałam w kuchni, wpatrując się w zegar. 22:47. Znowu to samo. Wiedziałam, że Adrian wróci po północy, że jego koszula będzie pachnieć dymem papierosowym i że nawet nie spojrzy na mnie, zanim rzuci klucze na komodę i zamknie się w łazience. Nie robiłam już awantur. Nie pytałam, co robił, gdzie był, z kim. Oboje przestaliśmy się starać.
Nalałam sobie kieliszek wina i wyszłam na balkon. Powietrze było chłodne, ale świeże. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.
– Wszystko w porządku?
Podskoczyłam.
Na sąsiednim balkonie stał mój teść. Od kilku lat mieszkaliśmy na jednym osiedlu z rodzicami Adriana. Jerzy opierał się o balustradę i patrzył na mnie badawczym wzrokiem. Zawsze dostrzegał, gdy coś mnie trapiło.
– Tak – skłamałam.
– Nie wyglądasz na kogoś, kto ma powody do radości.
Uśmiechnęłam się smutno.
– To niestety nic nowego.
Jerzy przez chwilę milczał. Potem westchnął i pokręcił głową.
– Nie zasługujesz na to, żeby tak się czuć.
Zadrżałam. Może przez zimno, może przez coś innego. Jego spojrzenie było intensywne, ciepłe. Inne. Nigdy nie patrzył na mnie tak, jak tamtej nocy.
Wtedy to się stało
Spotkaliśmy się kilka dni później. Zupełnie przypadkiem. Teściowa, Ewa, wyjechała do sanatorium, Adrian jak zwykle miał spotkanie. Porozmawialiśmy chwilę, a potem wróciłam do siebie. Siedziałam sama w mieszkaniu. Bez sensu krążyłam po pokojach, aż w końcu sięgnęłam po telefon i napisałam do teścia: „Masz ochotę na lampkę wina?”.
Nie myślałam, co robię. Nie analizowałam. I może właśnie dlatego, kiedy po kilku minutach dostałam odpowiedź, moje serce zabiło szybciej: „Przyjdź za 15 minut”.
Jerzy otworzył drzwi ubrany w szary sweter i luźne spodnie. Pachniał drewnem, whisky i czymś, co kojarzyło mi się z bezpieczeństwem.
– Nie wiedziałem, że to takie oficjalne spotkanie – zażartował, widząc moją elegancką sukienkę z pracy i butelkę wina w mojej dłoni.
– Pomyślałam, że lepiej napić się w towarzystwie.
Usiedliśmy na kanapie. Rozmowa płynęła naturalnie – jak zawsze. Ale wtedy, po raz pierwszy, zauważyłam, że siedzi bliżej niż powinien. Że jego palce mimowolnie dotykają moich, kiedy sięgamy po kieliszki.
– Czasem czuję, że moje życie już się skończyło, zanim na dobre się zaczęło – powiedziałam, odwracając wzrok.
Jerzy nie odpowiedział od razu. Odstawił kieliszek, a potem... po prostu położył dłoń na mojej dłoni. Zamarłam.
– Nie mów tak – jego głos był cichy, ale stanowczy. – Jesteś młoda. Piękna. Wciąż masz wybór.
Podniosłam wzrok i wtedy to się stało. Jego palce przesunęły się na mój nadgarstek, potem na ramię. A potem, nim zdążyłam pomyśleć, pocałował mnie. Powinnam go odepchnąć. Powinnam powiedzieć „nie”. Ale nie powiedziałam.
W końcu ktoś mnie chciał
Powinnam była uciec. Odepchnąć go, wybiec, zamknąć ten wieczór w pudełku z napisem „błąd” i nigdy do niego nie wracać. Ale nie zrobiłam żądnej z tych rzeczy. Zamiast tego również go pocałowałam.
W mojej głowie nie było już myśli o Adrianie, o Ewie, o tym, co będzie dalej. Był tylko Jerzy – jego ciepłe dłonie na mojej twarzy, jego usta na moich, zapach whisky, który mieszał się z moim perfumami. A potem... potem znaleźliśmy się w sypialni.
Nie wiem, czy to ja go tam pociągnęłam, czy on mnie. Nie wiem, kto pierwszy pozbawił drugiego ubrań. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim leżeliśmy obok siebie, zbyt oszołomieni, żeby mówić.
Wiem tylko, że czułam się bardziej żywa niż przez całe swoje małżeństwo.
– Co teraz? – wyszeptałam w końcu.
Jerzy przez chwilę milczał, wodząc palcem po mojej dłoni.
– Nie wiem – odpowiedział szczerze. – Ale nie żałuję.
Nie odpowiedziałam. Ja też nie żałowałam.
Przez kolejne tygodnie widywaliśmy się potajemnie. Niby przypadkiem spotykaliśmy się na korytarzu, wpadaliśmy na siebie w sklepie, a potem – zawsze – kończyliśmy w jego mieszkaniu.
Nie myślałam o konsekwencjach. Nie myślałam o niczym poza tym, że w końcu ktoś mnie dostrzegał. Że w końcu ktoś mnie chciał.
A potem nadszedł ten dzień. Dzień, w którym spojrzałam Adrianowi w oczy i powiedziałam:
– Chcę rozwodu.
Nie krzyczał. Nie błagał. Nie zapytał „dlaczego”. Po prostu wzruszył ramionami i powiedział:
– Rób, co chcesz.
Wtedy zrozumiałam, że tak naprawdę nikogo nie porzucałam. Bo już od dawna byłam niczyja.
Prawda wyszła na jaw
Gdy powiedziałam Adrianowi, że chcę rozwodu, poczułam ulgę. Spodziewałam się awantury, oskarżeń, może nawet próśb, ale dostałam tylko jego obojętność.
Wszystko poszło szybciej, niż myślałam. Podpisaliśmy papiery, podzieliliśmy majątek, rozeszliśmy się w przeciwnych kierunkach. A ja? Ja myślałam, że teraz mogę zacząć nowe życie. Z Jerzym wciąż się spotykaliśmy. Po rozwodzie straciłam czujność i nie dbałam o to, co się stanie. Byłam naiwna. Pierwszy cios przyszedł od teściowej. Kiedy tylko usłyszała, że się rozwodzę, od razu chciała wiedzieć dlaczego.
– Adrian cię zdradził? – zapytała, wpatrując się we mnie uważnie.
Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Bo to ja zdradziłam jego.
– Po prostu to nie miało sensu – powiedziałam wymijająco.
Ale ona nie była głupia.
Prawda wyszła na jaw szybciej, niż się spodziewałam. Nie wiem, skąd się dowiedziała, może sąsiedzi coś jej powiedzieli, może po prostu sama to wyczuła.
Pewnego dnia teściowa wparowała do mieszkania Jerzego, kiedy tam byłam.
– To jakiś żart?! – krzyknęła, patrząc na mnie jak na trędowatą. – Ty i Jerzy? Moja synowa i mój mąż?!
Jerzy próbował coś powiedzieć, ale Ewa podniosła rękę, uciszając go jednym gestem.
– Nawet się nie odzywaj – syknęła. – To obrzydliwe.
Nie próbowałam się tłumaczyć. Co miałam powiedzieć? Że nigdy wcześniej nie czułam się tak żywa? Że Jerzy dał mi coś, czego Adrian nigdy nie potrafił? Że to po prostu się stało? To wszystko brzmiałoby jak marna wymówka. Ewa wybiegła, trzasnęła drzwiami, a potem... potem wszystko się posypało. Rodzina. Znajomi. Sąsiedzi. Byłam wytykana palcami, obgadywana za plecami, oceniana przez ludzi, którzy jeszcze niedawno witali mnie uśmiechem. Byłam „tą, co rozbiła rodzinę”. „Tą, co rzuciła męża dla jego ojca”. Ale mimo wszystko... wciąż nie żałowałam. Bo miałam Jerzego. I myślałam, że to wystarczy.
Poświęciłam dla niego wszystko
Po skandalu, jaki wybuchł, wszystko zmieniło się nieodwracalnie. Nie mogłam już swobodnie pójść na zakupy, nie mogłam spotkać się ze znajomymi bez tych ich spojrzeń – mieszanki ciekawości, potępienia i obrzydzenia. Kobiety szeptały za moimi plecami, mężczyźni patrzyli na mnie z nieskrywanym rozbawieniem.
Jerzy radził sobie z tym inaczej. Udawał, że nic się nie stało. Kiedy szliśmy ulicą, trzymał mnie za rękę, jakby chciał wszystkim pokazać, że mnie nie zostawi, że nasza relacja to nie chwilowa ucieczka, tylko coś prawdziwego. Ale w domu… w domu coraz częściej zamykał się w sobie.
Początkowo myślałam, że po prostu jest zmęczony, że presja otoczenia też na niego działa, ale potem zaczęłam dostrzegać drobne sygnały. Wieczory spędzał w fotelu, patrząc w pustkę. Nie pytał mnie o plany na przyszłość, nie mówił o wspólnym życiu. Gdy chciałam porozmawiać, zbywał mnie krótkim „wszystko będzie dobrze” i wychodził na balkon, by zapalić papierosa.
Zaczęłam się zastanawiać, czy rzeczywiście wiedział, w co się pakuje. Może podniecała go myśl o romansie, o zakazanym owocu, o emocjach, których w swoim poukładanym życiu nigdy nie doświadczył? Może wcale mnie nie chciał, tylko chciał czuć się młodszy?
Nie potrafiłam już udawać, że wszystko jest w porządku. Pewnego wieczoru, gdy wrócił do domu później niż zwykle, w końcu zapytałam:
– Jerzy, czy ty naprawdę tego chcesz? Mnie? Nas?
Zatrzymał się na środku salonu, jakby pytanie go zaskoczyło. Spojrzał na mnie długo, a potem westchnął i przysiadł na kanapie.
– Chcę. Ale nie wiem, czy potrafię…
– Co masz na myśli? – Ścisnęło mnie w gardle.
– To wszystko wyglądało inaczej w mojej głowie – przyznał cicho. – Myślałem, że będziemy razem, że nie będziesz aż tak przejmować się tym, co mówią ludzie. Ale widzę, że cię to zżera. Widzę, że nie jesteś szczęśliwa…
– Bo się nie spodziewałam, że wszystko tak się potoczy! Myślałam, że to będzie… że my będziemy… – urwałam, nie wiedząc, jak dokończyć.
Nie odpowiedział. Sięgnął po whisky i nalał sobie do szklanki, nawet nie pytając, czy chcę się napić.
Wtedy już wiedziałam. Coś w nim się zmieniło. A może to ja się zmieniłam? Tyle poświęciłam, żeby być z nim. Porzuciłam małżeństwo, straciłam znajomych, odwróciła się ode mnie rodzina. A teraz miałam wrażenie, że Jerzy… wycofuje się. Może i mnie chciał, ale nie był gotowy na cenę, jaką musiał za to zapłacić. A i ja już nie byłam pewna, czy ta cena nie jest dla mnie za wysoka.
W końcu byłam wolna
Minęło kilka miesięcy. Życie z Jerzym stawało się coraz trudniejsze. Niby byliśmy razem, ale czułam, że to wszystko się rozpada. Milczał częściej niż mówił, unikał mnie, choć nie robił tego celowo. Po prostu… nie był już tym samym człowiekiem, który patrzył na mnie tamtego wieczoru na balkonie i mówił, że nie zasługuję na takie traktowanie.
W końcu, pewnego wieczoru, po kolejnej długiej ciszy, powiedziałam:
– To nie ma sensu, prawda?
Spojrzał na mnie i po raz pierwszy od dawna zobaczyłam w jego oczach smutek.
– Chyba nie – przyznał, przecierając dłonią twarz. – Nie chciałem cię skrzywdzić, Agnieszka.
– Wiem. Ale i tak zrobiliśmy to sobie nawzajem.
Rozstaliśmy się w ciszy. Bez kłótni, bez łez, bez wielkich słów. Zostałam sama.
Znajomi i rodzina wciąż trzymali mnie na dystans, jakby obawiali się, że zdrada jest zaraźliwa. Nie miałam już Adriana, nie miałam Jerzego. Po raz pierwszy od lat byłam zdana wyłącznie na siebie.
Bałam się, ale po raz pierwszy od bardzo dawna miałam wrażenie, że moje życie należy do mnie. W końcu byłam wolna. I choć nie wiedziałam, co zrobię z tą wolnością, przynajmniej w końcu to ja mogłam decydować.
Agnieszka, 37 lat