Reklama

Sąsiadka moich rodziców była samotna, więc miała dużo czasu na rozmowy. Często dawałam jej się zagadywać, zresztą chętnie słuchałam, co się dzieje u moich rodziców, którzy mieszkali sami. Pani Genowefa była zachwycona, że moi rodzice tak chętnie spędzają razem czas.

Reklama

– Pani Teresko, to aż przyjemnie z okna popatrzeć, jak siadają sobie pod naszym podwórkowym klonem, czytają, o czymś tam rozmawiają i znowu wracają do domu. Jak to dobrze, że kilka lat temu zamontowano nam windę. Ten paraliż pani taty… Pani Halinka nie poradziłaby sobie z wózkiem. A teraz to wprost z korytarza mogą sobie wjechać do mieszkania.

Z czasem obserwacje pani Genowefy coraz bardziej mnie interesowały. Gdy odwiedzałam rodziców, coś zaczęło mnie niepokoić, tylko nie potrafiłam powiedzieć co. W domu było czysto, lodówka pełna, lekarstwa wykupione, ale miałam wrażenie, że dzieje się coś niedobrego. Zaczęłam częściej rozmawiać z sąsiadką rodziców, jakbym chciała się upewnić, że mój niepokój jest bezpodstawny.

Dwa lata temu tata dostał rozległego wylewu. Wyszedł z tego, ale jeździł na wózku inwalidzkim, nie chodził, miał problemy z rękami. Mama przejęła nad ojcem opiekę i nie chciała, żebym się wtrącała.

– To mój mąż. Jesteśmy razem od ponad 30 lat. To mój obowiązek. Ty masz własne życie, córciu, męża, dziecko. Póki sobie daję radę, nie musisz w to wchodzić.

To nie było małżeństwo z miłości

Powiem szczerze, że byłam tym nieco zdziwiona. Mniej by mnie zaskoczyło, gdyby chciała oddać ojca do zakładu opieki. Ich związek nie był szczęśliwy. Pobrali się, bo musieli. Dwoje nastolatków na jednej z prywatek wypiło za dużo i postanowiło spróbować łóżkowych harców. Dwa miesiące później okazało się, że mama jest w ciąży. Została wyrzucona z ogólniaka i maturę zrobiła zaocznie pięć lat później. Ojciec, który po zawodówce szykował się, żeby iść do technikum, poszedł do fabryki, gdzie został zwykłym robotnikiem. Oboje mieli do siebie nawzajem pretensje, że zmarnowali sobie życie, choć to zawsze mama bardziej narzekała. Ojciec wtedy wychodził do garażu grzebać przy motorze albo z kolegami na piwo. Teraz pewnie by się rozwiedli, lecz wtedy, w ich środowisku i rodzinie, było to niepojęte.

Rodzice nigdy nie okazywali sobie ciepłych uczuć. Dlatego chęć matki, by opiekować się bezradnym ojcem, potraktowałam jako sygnał, że być może długie lata spędzone razem są dobrym zamiennikiem miłości. Naprawdę się ucieszyłam. Jednak w pewnym momencie wyczułam, że coś się między rodzicami zmieniło. Zaczęłam dostrzegać drobne niepokojące sygnały, które przez pewien czas niestety lekceważyłam. Pewnego dnia, gdy pomagałam się ojcu przebrać, zobaczyłam na jego barku siną pręgę. Gdy spytałam, skąd się wzięła, zobaczyłam na twarzy ojca odbijającej się w lustrze przerażenie. Mama, która wchodziła wtedy do pokoju, powiedziała, że w nocy ojciec leżał na brzegu łóżka i odgniótł sobie bark na desce. Innym razem w sypialni zobaczyłam wiszący na ścianie pasek. Potem weszła matka, zobaczyła, na co patrzę, i zdjęła pasek. Po co w ogóle tam wisiał?

Czułam, że dzieje się coś niedobrego

Kiedy potem przypominałam sobie moje niedzielne wizyty, zwróciłam uwagę na zachowanie ojca. Kiedyś miał własne zdanie i często było odmienne od poglądów mamy. Teraz na jego twarzy malował się wymuszony uśmiech, a gdy mama coś mówiła, przytakiwał jej, jakby się podlizywał. Tymczasem matka mówiła o ojcu z wyraźnym lekceważeniem. I to w jego obecności, a on milczał, uciekając spojrzeniem. Ciągle narzekała, że nie daje sobie z niczym rady, że o mało nie stłukł jej ulubionego wazonu, ubrudził jedzeniem koszulę.

– Jak to ubrudził? – coś mi się nie zgadzało. – Przecież ty go karmisz, bo sam nie utrzyma łyżki w dłoni.

– Ale zamiast otwierać usta, to odwraca złośliwie głowę w bok – wybuchła matka.

Zaskoczona spojrzałam na nią, a ona szybko się zmitygowała.

– Ale w sumie nic się nie stało i jakoś dajemy sobie radę – pogłaskała mnie uspokajająco po ramieniu.

Nie zdusiła tym mojego niepokoju, ale przyjęłam wytłumaczenie. Ludzie mają prawo się zdenerwować, to normalne. Co gorszego mogłoby się tu dziać, prawda?

Podobno tata płakał

Pewnego dnia, gdy szłam do rodziców, zaczepiła mnie sąsiadka.

– Chyba coś stało się pani ojcu. Wczoraj to płakał – powiedziała pani Genowefa.

Miała zatroskany wyraz twarzy. Wiedziałam, że w mieszkaniach ściany są cienkie, a jej sypialnia sąsiaduje z sypialnią moich rodziców. Podziękowałam i poszłam do rodziców. W stosownej chwili spytałam:

– Tato, podobno wczoraj płakałeś. Stało się coś?

Zbladł i w jego oczach dostrzegłam strach. Spojrzał na mamę, a potem odwrócił głowę.

– To nie on płakał – powiedziała. – Wczoraj oglądaliśmy w telewizji melodramat i tam aktorka strasznie głośno ryczała. A w ogóle to skąd ci to przyszło do głowy, córuś?

– Tak jakoś.

Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę i obie wiedziałyśmy, że nie jesteśmy ze sobą szczere. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Tata zaczął mi coś opowiadać i musiałam się wsłuchać, bo od czasu paraliżu mówił niekiedy mało wyraźnie. Zwłaszcza kiedy był w stresie.

Chyba trzy tygodnie później pani Genowefa opowiedziała, jak to moja mama się strasznie zdenerwowała i bardzo głośno krzyczała, „Zabiję cię, draniu!”. Chwilę później, gdy sąsiadka była na balkonie, mama wyszła na balkon. Zaskoczona widokiem pani Genowefy zaczęła opowiadać, jak to zatłukła karalucha.

– Ale ja swój rozum, pani Tereniu, mam. Mogłabym przysiąc, że pani ojciec znów płakał.

Musiałam poznać prawdę

Musiałam się dowiedzieć, co się dzieje w domu rodziców. I wiedziałam, że żadne mi nic nie powie. Kupiłam kamerę bezprzewodową i ukryłam ją w pokoju na szafie w liściach plastikowej paprotki. Kamera przesyłała nagrania bezpośrednio do mojego domowego komputera. Przez dwa dni nie miałam czasu zajrzeć do plików, bo wracałam późno zmęczona z pracy. Kiedy trzeciego dnia je otworzyłam, z przerażenia niemal straciłam mowę.

Z filmu dowiedziałam się, że lekarstwa tata dostawał tylko wtedy, gdy po długich prośbach matka łaskawie dawała mu rękę do pocałowania. Za najdrobniejsze przewinienie, które wykluło się w chorym umyśle matki, był karany. Matka chwytała za pasek i biła tatę po plecach. „Halinko, ja cię strasznie przepraszam”. „Halinko obiecuję, że już nic nie powiem”, „Halinko wybacz, strasznie tego żałuję”… Słuchałam tych skomleń i pękało mi serce. Ojciec kulił się pod razami matki i cicho płakał. Matka zaś odzywała się do ojca gorzej niż podwórkowy lump.

Tata dostawał jedzenie, kiedy wcześniej zaśpiewał piosenkę lub wyrecytował jakiś wiersz. On mówił lub śpiewał, a matka drwiła z niego i śmiała się, jakby oglądała dobrą komedię. Wystarczyło, że tylko wchodziła do pokoju, a ojciec już kulił się ze strachu. Jej nienawiść była potworna i odrażająca.

Zabrałam ojca do siebie

Jeszcze tego samego dnia zamówiłam taksówkę dla inwalidy i pojechałam do domu zabrać ojca. Matka nie spodziewała się mojej wizyty. Ojciec miał rozciętą wargę po uderzeniu, chociaż przysięgał, że przygryzł ją sobie zębami. Powiedziałam, że zabieram go do siebie, na zawsze. A kiedy mama zaczęła protestować, pokazałam jej nagrania na tablecie.

– Jak mogłaś? Przecież to twój mąż, w dodatku bezradny jak niemowlę!

Mama trzęsła się cała.

– Ty nie wiesz, ty nie rozumiesz. Miałam być lekarką. Bogatą i szanowaną. On mi to wszystko zabrał, tępy robol bez ambicji. Musiałam całe życie mu prać, gotować. Zmarnował mi życie. Wreszcie mogłam mu za wszystko odpłacić.

– Przecież sama jako dziecko wiele razy słyszałam, jak mówiłaś przyjaciółkom, że go specjalnie uwiodłaś, bo był taki przystojny i niedostępny. Zakochany w innej. Tylko się nie zabezpieczyłaś. To była twoja wina. I musisz z tym żyć. Sama.

Reklama

Ojciec mieszka u mnie. Nie zgłosiłam przestępstwa na policję, bo w końcu to moja matka. Ale nie chcę jej widzieć na oczy. Teraz próbuję sprawić, by mój tata przestał się bać.

Reklama
Reklama
Reklama