Reklama

Od kilku lat wraz z ukochanym bezowocnie usiłujemy sprowadzić na świat potomstwo. Ta sytuacja doprowadziła mnie do skraju wytrzymałości psychicznej. I jakby tego było mało, właśnie spadł na mnie druzgocący cios... Siedzę załamana, łzy spływają mi po policzkach, a całe moje ciało nadal drży z bezsilnej złości.

Reklama

Moja teściowa spodziewa się dziecka

Przed momentem mój mąż opuścił mieszkanie, zamykając drzwi z takim impetem, że aż ściany się zatrzęsły. Wcześniej nazwał mnie wariatką i polecił, żebym wreszcie wzięła się w garść. Tylko czy tym razem podołam? Jestem psychicznie wyczerpana tą całą sytuacją, która przecież trwa już od dłuższego czasu. A ostatnia wiadomość po prostu mnie rozbiła. Otóż okazało się, że w stanie błogosławionym jest… moja teściowa! Zgadza się! Matka mojego męża urodzi dziecko!

Jak mogła nam coś takiego zrobić? My od lat staramy się o to, żebym zaszła w ciążę i jak na razie – porażka! A ona tymczasem…

Zakochani po uszy, ja i Arek postanowiliśmy wziąć ślub. Tuż po nim bez chwili wahania zdecydowaliśmy, że nadszedł idealny moment na powiększenie rodziny. Obydwoje mieliśmy wtedy zaledwie po 23 lata. Ja zarabiałam na życie jako sekretarka w pobliskiej podstawówce, natomiast mojemu ukochanemu udało się wspiąć po szczeblach kariery i objąć stanowisko kierownika zespołu w jego firmie. Nasza sytuacja finansowa prezentowała się zatem całkiem nieźle – mogliśmy liczyć na regularne i wcale niemałe wpływy na konto. Jakby tego było mało, moja kochana babcia wpadła na genialny pomysł i zaproponowała, że przepisze na nas swoje mieszkanie, a sama zamieszka u moich rodziców.

Nic zatem nie przeszkadzało nam w posiadaniu potomka. Nic – poza samą naturą. A ta ewidentnie zdecydowała się z nas zakpić. Kiedy przestałam łykać pigułki, sądziłam, że zajście w ciążę to jedynie kwestia paru tygodni. Najwyżej dwóch miesięcy. Jednak czas leciał, a ja wciąż musiałam zaopatrywać się w podpaski. Nie mogłam tego pojąć. W końcu byłam w kwiecie wieku...

– Niech się pani nie przejmuje, nawet do 80% par nie udaje się spłodzić dziecka w ciągu roku od rozpoczęcia prób – doktor starał się mnie uspokoić.

Dane statystyczne nie brzmiały dla mnie przekonująco. W końcu jeszcze będąc w szkole średniej, parę moich znajomych zobaczyło pozytywny wynik testu ciążowego. Niektóre dziewczyny zaszły w ciążę za pierwszym podejściem. Najwyraźniej matka natura bywa kapryśna i uwielbia robić psikusy tym, którzy wcale nie pragną potomstwa, a jednocześnie ignoruje małżeństwa, które usilnie dążą do spełnienia marzenia o powiększeniu rodziny.

Inne pary już od dawna cieszą się swoimi maleństwami, a u nas wciąż cisza. Żadnego kwilenia bobasa, przytulania i noszenia na rękach. Nadal jesteśmy bezdzietni. W końcu Arek też zaczął się denerwować tą sytuacją. Doktor też w końcu się zaniepokoił i kazał nam zrobić jakieś testy. No i wyszło na jaw, że to ze mną jest problem.

Czuję się gorsza od innych kobiet

Po przeanalizowaniu wyników okazało się, że to ja jestem powodem, dla którego wciąż nie mamy dziecka. Mój układ hormonalny najwyraźniej oszalał, najpewniej przez antykoncepcję, której używałam. Wszystko było kompletnie rozregulowane i niezbędne okazało się wsparcie lekami. I wtedy rozpoczął się istny horror. Zastrzyki, tabletki na stymulację owulacji i cała masa innych środków. Zmagam się z tym koszmarem już pięć długich lat!

Przez to wszystko mam poczucie bycia gorszą od pozostałych kobiet i wydaje mi się, że inni postrzegają mnie jako niepełnowartościową... Krewni nie potrafili okazać mi nawet odrobiny empatii. Odnoszę wręcz wrażenie, jakby niektóre ciocie i kuzynki czerpały satysfakcję z wpędzania mnie w zażenowanie i paskudny nastrój, zadając pytania o to, kiedy w końcu zostanę mamą. Sama chciałabym znać odpowiedź! Gdybym tylko mogła o tym decydować, najpewniej miałabym już dwoje dzieci!

Jednak chyba najbardziej dobijało mnie to nieustanne wypytywanie o detale leczenia… Potwornie mnie to irytowało. Przecież to moja osobista sprawa! Choć... sama już nie jestem pewna.

Ostatnio to był cios prosto w serce...

W zasadzie od niedawna rodzina i przyjaciele omijają tę kwestię, nic nie mówiąc. Mam wrażenie, że moja mama i teściowa straciły już nadzieję na to, że w najbliższym czasie będą mogły się cieszyć wnuczkiem. I to jest dopiero straszne! Zupełnie tak, jakby już mnie skreślili. A przecież ja tak bardzo potrzebuję ich wsparcia!

Wyobraźcie sobie moje totalne zaskoczenie, gdy dowiedziałam się, że moja teściowa spodziewa się dziecka! To była dla mnie prawdziwa niespodzianka, jak grom z jasnego nieba. No dobra, zdaję sobie sprawę z tego, że mama Arka jest młodsza od mojej o prawie pięć lat, ale litości! Kto normalny decyduje się na potomka, mając prawie pół wieku na karku?! Człowiek w tym wieku powinien raczej powoli odczuwać pierwsze objawy przekwitania, a nie z dumą prezentować ciążowy brzuszek! Kompletnie nie wiem, czy moja teściowa zrobiła to całkiem świadomie, czy może wpadła przez przypadek.

Kompletnie mnie to nie interesuje. Dla mnie liczy się fakt, że jej ciało dało radę, a moje nie, mimo że jest młodsze o całe siedemnaście lat! Dobrze słyszycie, siedemnaście, bo mama Arka była w tym wieku, gdy sprowadziła go na świat. Nie zdecydowała się na oddanie go do adopcji, tylko zajęła się nim sama, z pomocą swoich rodziców, ale nigdy nie ukrywała, że było jej ciężko. A teraz skacze z radości jak jakaś wariatka z powodu tej ciąży na stare lata.

– W końcu będę miała okazję napawać się obecnością dziecka i nie zaprzątać sobie głowy niczym więcej. To będzie taka przemyślana, dojrzała rola matki – oznajmia każdemu wokół, rozwlekle opisując, jak bardzo zamierza psuć swoje kolejne maleństwo. A mnie od tego mdli, bo w jej wieku powinna już przecież pieścić mojego malucha, swojego wnuczka!

Przyznaję, że być może reaguję zbyt emocjonalnie, ale odnoszę wrażenie, iż postąpiła tak specjalnie, aby mnie zranić. Zachodzenie w ciążę, kiedy ja borykam się z niepłodnością, jest zwyczajnie podłe. Zapewne jej celem było uświadomienie mi mojej ułomności...

Moja mama nie ponosi winy za to, że spodziewa się dziecka, a ty masz problemy z zajściem w ciążę – powiedział mój mąż, do którego zwróciłam się po wsparcie. Poczułam narastającą furię. Nawet on mnie nie rozumie… Ten koszmar nigdy się nie skończy!

– Wyobrażasz sobie, co sobie inni pomyślą, jak pójdziemy na spacer z naszym maleństwem, a ty obok poprowadzisz swojego brata?! – darłam się na całe gardło. – Twoja mama w ogóle wzięła pod uwagę, jaka to będzie żenada?!

Nikt mnie nie wspiera

Na to mój ukochany stwierdził, że wątpi, by kiedykolwiek do takiej sytuacji doszło, bo już nie jest pewien, czy w ogóle będziemy mieć własne dziecko… Jak on śmiał! Totalnie ma gdzieś moje odczucia…

Zostaw moją mamę w spokoju – dorzucił poirytowany. – Nie waż się jej mówić, co jest żenujące, a co nie. I nie pozwolę ci jej gnębić przez to, że spodziewa się dziecka, tylko dlatego, że ty nie możesz zajść w ciążę!

W furii cisnęłam w niego wazonikiem. Zabytkowym, z kryształu, który był prezentem ślubnym od babuni – roztrzaskał się na milion kawałków. Na ten widok zupełnie się rozkleiłam...

Niespodziewanie dotarło do mnie, że od tej chwili wszystko ulegnie zmianie. Są bowiem sytuacje, których nie sposób cofnąć. I nie chodzi mi wyłącznie o wazon po prababci. Ogarnęły mnie złość i rozgoryczenie. Wpadłam w istną furię! Chwytałam w dłonie przypadkowe przedmioty i ciskałam nimi o ziemię, czując mściwą przyjemność, gdy roztrzaskiwały się w drobny mak. Arek przez moment obserwował to z przerażeniem wypisanym na twarzy, po czym po prostu wyszedł. Zostawił mnie samą i… chyba nawet odpowiada mi ta samotność.

Myśl o tym, że Arek i jego brzuchata mamusia znikną z mojego życia na zawsze, daje mi pewien rodzaj ukojenia. Gdyby tak się stało, uniknęłabym kpiących spojrzeń krewnych. W sumie lepiej już być rozwodniczką niż kobietą, która nie może mieć dzieci, a na dodatek została wykiwana przez własną teściową!

Reklama

Kamila, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama