„Od zawsze wmawiałam sobie, że dzieci to szczęście. Gdy się wyprowadziły zrozumiałam, w jak wielkim żyłam błędzie”
„Zazwyczaj każdy dzień zaczynał się od drzwi do łazienki, które Michał z trzaskiem zamykał, nim zdążyłam powiedzieć choćby słowo. Za nim biegła Lena z ręcznikiem na głowie i szczotką do włosów, płacząc, że się spóźni”.

- Redakcja
Mam czwórkę dzieci, męża i dom z ogrodem. Teoretycznie wszystko, co powinno dawać kobiecie szczęście. Przez większość dorosłego życia trzymałam się tej wersji: że rodzina to największy skarb, że dzieci są sensem istnienia, a ja jestem szczęśliwa, bo mam dla kogo gotować, prać, martwić się i dbać, żeby zawsze było czysto, zdrowo, normalnie.
Byłam wykończona
Kiedyś to wystarczało. A może raczej – tak mi się wydawało. Byłam młoda, zakochana, pochłonięta pieluchami i karmieniem. Kolejne dzieci pojawiały się w odstępach dwóch, trzech lat, aż w końcu nie pamiętałam, kiedy ostatni raz przespałam całą noc albo usiadłam i miałam chwilę dla siebie.
Nie pamiętałam już nawet, co lubię, co chciałabym robić, gdybym mogła. Gdyby ktoś zapytał mnie, kim jestem, odpowiedziałabym bez wahania: matką. Byłam zmęczona, niewyspana, czasem rozdrażniona do granic możliwości. Ale przede wszystkim – zagubiona. I miałam wyrzuty sumienia, bo przecież kocham moje dzieci. Ale czy można kochać innych, kiedy przestaje się kochać samą siebie?
Pamiętam tamte poranki. Zazwyczaj każdy dzień zaczynał się od drzwi do łazienki, które Michał z trzaskiem zamykał, nim zdążyłam powiedzieć choćby słowo. Za nim biegła Lena z ręcznikiem na głowie i szczotką do włosów, płacząc, że się spóźni. Tomek już walił pięścią w ścianę, krzycząc, że on nie zamierza iść do szkoły, jeśli nie zdąży umyć zębów. Kasia siedziała przy stole i pakowała się, rzucając spojrzenia pełne politowania.
Stałam w korytarzu w piżamie, z rękami opartymi o biodra, słuchając tego koncertu hałasu. Próbowałam coś powiedzieć, ale nawet nikt mnie nie usłyszał. W końcu odezwał się mój mąż Andrzej.
– Daj spokój, Basia, przecież co rano jest tak samo. Przestań robić z igły widły.
Siedział przy stole, popijając kawę i przewijając wiadomości w telefonie. Ani drgnął, żeby pomóc. Nie odwrócił się, kiedy Lena z płaczem przebiegła obok niego. Nie zareagował na wrzaski Tomka, jakby go to nie dotyczyło.
Żyłam w chaosie
Zrobiło mi się gorąco. Wiedziałam, że powinnam ugryźć się w język, ale nie potrafiłam. Podeszłam do progu łazienki i zapukałam mocno.
– Michał, wychodź natychmiast. Twoja siostra ma za dziesięć minut autobus.
– Jeszcze dwie minuty! – odpowiedział z wnętrza łazienki.
Wróciłam do kuchni i spojrzałam na Andrzeja. Unikał mojego wzroku, jakby przewidywał, co za chwilę powiem.
– Czy ktoś w tym domu mnie w ogóle słucha? – zapytałam spokojnie, ale tak, żeby każdy usłyszał.
Nikt nie odpowiedział. Michał nadal siedział w łazience, Lena pociągała nosem w przedpokoju, Tomek poszedł do swojego pokoju i trzaskał drzwiami, a Andrzej w końcu spojrzał na mnie, ale bez słowa wrócił do telefonu.
Wreszcie po latach pierwsza wyprowadziła się Lena. Wyjechała na studia do innego miasta. Michał przeprowadził się do kolegi, Tomek podjął pracę w warsztacie i dostał mieszkanie nad zakładem. W końcu nadszedł czas, żeby wyprawić też moją najmłodszą córkę Kasię, która dostałą się na studia do Warszawy. Kiedyś, jak miała może z dziesięć lat, oznajmiła, że jak dorośnie, to na pewno nie będzie mieszkać z rodzicami, bo ona lubi ciszę.
Wszyscy wyjechali
Siedziałam na łóżku Kasi, kiedy zamknęła walizkę. W pokoju pachniało jej perfumami. Wszystko było poukładane jak w katalogu: poduszka idealnie położona, biurko puste, okna otwarte. Właściwie już jej tu nie było.
– No i gotowe – powiedziała, poprawiając pasek walizki. – Zmieściłam się. Cuda się zdarzają.
Uśmiechnęłam się, choć czułam w gardle ciężki kamień. Pomogłam jej znieść bagaże do samochodu. Andrzej przez większość czasu milczał.
– Nie martw się, mamo – powiedziała Kasia, przytulając mnie mocno. – Teraz będziesz miała więcej czasu dla siebie. Luz, cisza, zero dramatów.
Kiwnęłam głową, bo co miałam powiedzieć? Przecież mówiłam to samo, gdy starsza córka pakowała swoje rzeczy. Że tak ma być, że dzieci muszą odchodzić, że to dobrze.
Ale kiedy samochód zniknął za zakrętem, a dom ucichł, usiadłam w kuchni i zaczęłam płakać. Nie z tęsknoty, nie dlatego, że będzie mi jej brakowało. Płakałam, bo nagle dotarło do mnie, że naprawdę wszyscy zaczynają odchodzić, jedno po drugim, a ja zostaję sama, chociaż wciąż z tymi samymi obowiązkami. Bez fanfar, bez uznania, bez podziękowań.
Nareszcie sama
Płakałam z ulgi. A potem przyszło poczucie winy. Bo matka nie powinna tak czuć. Po raz pierwszy od ponad dwudziestu lat wstałam rano i nie musiałam nikogo budzić. Nikt nie krzyczał z łazienki, że nie ma ręcznika. Nikt nie marudził przy śniadaniu, że mleko nie takie, a kanapki za suche. Dom był cichy, ale w tej ciszy było mi dobrze.
Dzieci oczywiście dzwoniły i wpadały czasem na weekendy, ale to już nie było to samo. Zamiast czuć pustkę, poczułam ulgę. Nie tę dramatyczną, ciężką ulgę, ale taką spokojną, ciepłą. Jakby ktoś położył mi rękę na ramieniu i powiedział: „Teraz twoja kolej”.
Zrobiłam sobie kawę i usiadłam przy stole, bez zegarka w głowie, który od lat tykał: pora wstać, pora wyjść, pora odebrać, pora ugotować. Nie było porannej bieganiny, rozrzuconych plecaków, nieprzespanych nocy.
Matka nie powinna się cieszyć, że jej dzieci wyfrunęły z gniazda. Ale zaraz potem pomyślałam: a może właśnie powinna? Może to oznacza, że dobrze je wychowałam, że są samodzielne?
Zadzwoniła moja przyjaciółka Agnieszka.
– I jak? Nie za cicho ci?
– Właśnie że nie – odpowiedziałam. – Jest cudownie. Wreszcie trochę ciszy.
Śmiała się po drugiej stronie, a ja razem z nią. Wiedziałam, że coś się zmienia. Nie nagle, nie dramatycznie, ale powoli, na lepsze.
Barbara, 55 lat
Czytaj także:
- „Wróciłam do domu z dyplomem i nasionkiem kiełkującym w brzuchu. Nie spodziewałam się, że rodzice wręczą mi kopertę”
- „Randki w sieci miały mi dać miłość na starość. Zamiast tego spotkałem łowczynie kasy i spadków”
- „Zakochałam się we wdowcu. Nie sądziłam, że będę musiała ciągle rywalizować z jego zmarłą żoną”