„Odbiłam siostrze faceta, bo chciałam jej pokazać, gdzie jej miejsce. Mam wyrzuty sumienia, ale i tak było warto”
„Zamilkł. Spojrzał na mnie uważnie. I wtedy pierwszy raz poczułam coś, czego nie umiałam nazwać. Wiedziałam jedno: to się nie powinno wydarzyć”.

- Redakcja
Zawsze byłam tą drugą. Natomiast moja siostra była tą idealną. Nasza relacja przypominała dobrze znany taniec: ona prowadziła, ja potykałam się o własne nogi. Mimo to nigdy nie doszło między nami do otwartej wojny. Raczej żyłyśmy obok siebie. A potem pojawił się Maks. Mężczyzna, który idealnie pasował do Hanki, ale im nie wyszło. Na jej urodzinach, wzniosłam toast i wszystko się zaczęło.
Nie umiałam tego nazwać
– Życzę ci, żebyś choć raz w życiu zrobiła coś nierozsądnego – powiedziałam, unosząc kieliszek i czując, jak wzrok kilkunastu osób wbija się we mnie. – Żebyś zatańczyła na stole, zanim upewnisz się, że jest stabilny. Żebyś powiedziała „kocham”, zanim zrobisz tabelkę „za i przeciw”. I żebyś raz, jeden raz, pozwoliła sobie czegoś naprawdę żałować.
Zapanowała cisza. Potem śmiech – najpierw nieśmiały, potem coraz głośniejszy. Hania uśmiechała się, jakby nie do końca wiedziała, czy powinna być rozbawiona, czy dotknięta.
– Punkt dla ciebie – usłyszałam tuż za sobą.
Odwróciłam się i zobaczyłam Maksa.
– Za co punkt? – zapytałam.
– Za toast. Szczerze? Rzadko słyszy się tak celne podsumowanie życia Hanki.
– Ty chyba nie jesteś bezstronny.
– A ty? – uniósł brwi.
Zaczęliśmy rozmawiać. Najpierw o siostrze, potem o tym, że tort był suchy, a potem o... wszystkim. Z godziny na godzinę tematów przybywało. O drugiej w nocy zostaliśmy tylko my.
– A ty? Kiedy ostatni raz zrobiłaś coś nierozsądnego? – zapytał nagle.
– Właśnie to robię – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się zastanowić.
Zamilkł. Spojrzał na mnie uważnie. I wtedy pierwszy raz poczułam coś, czego nie umiałam nazwać. Wiedziałam jedno: to się nie powinno wydarzyć.
Czułam się rozdarta
Pierwszy raz spotkaliśmy się „przypadkiem” tydzień po urodzinach Hani. Na kawę, żeby „dokończyć rozmowę”. Kolejna „kawa” była trzy dni później. Potem były już tylko ciche, nerwowe wiadomości, konspiracyjny ton, spojrzenia, które mówiły więcej niż słowa. Jakbyśmy grali w grę, której nikt nie powinien znać zasad.
– Wiesz, że to głupie – rzuciłam, siadając obok niego na kanapie w jego mieszkaniu.
– Całkowicie. Ale nie potrafię przestać – odpowiedział i dotknął mojej dłoni. – Ty?
Zawahałam się.
– Nie wiem.
– Nie jesteś dobrą aktorką – uśmiechnął się. – I wiesz co? To akurat mi się podoba.
Był spokojny, zaskakująco pogodny. Ja natomiast czułam się rozdarta. Każde spotkanie niosło ze sobą podwójny ciężar – ekscytacji i winy. Wieczorami, wracając do mieszkania, zastanawiałam się, czy powiedzieć Hance. Może byłoby uczciwiej? Próbowałam zrozumieć, czego naprawdę chcę. Czasem przypominałam sobie dzieciństwo. Czy to wszystko było tylko zemstą? Cichą, podszytą latami rywalizacji?
– Dlaczego właśnie ja? – zapytałam któregoś wieczoru.
– Bo przy tobie czuję, że oddycham – odpowiedział.
A ja nie potrafiłam już powiedzieć, czy to wystarczający powód, by zniszczyć siostrzane zaufanie.
Nie mogłam się ruszy
Nie planowałam podsłuchiwać. Po prostu wróciłam do rodzinnego domu wcześniej niż zapowiedziane. Drzwi do kuchni były uchylone.
– Żałujesz? – zapytała mama.
– Nie wiem. Może. Maks był... i zbyt emocjonalny. Taki, który czuje za dwoje – siostra westchnęła. – On był nieprzewidywalny.
– Ale tęsknisz?
– Nie za nim, ale za tym, co mogłoby być. Tylko on zawsze mówił, że czuję mniej, niż powinnam.
Zamarłam. Przez chwilę chciałam wejść, powiedzieć coś, cokolwiek, ale nie mogłam się ruszyć. Po chwili wyszłam na taras. Powietrze było ciężkie. Po chwili namysłu pojechałam do Maksa. Bez zapowiedzi.
– To koniec – powiedziałam, jeszcze zanim zamknął drzwi.
– Żartujesz?
– Nie mogę tego robić. Nie potrafię jej tego zrobić.
Spojrzał na mnie długo.
– Już dawno przestałem mieć wyrzuty. Tylko ty się dla mnie liczysz.
Siedzieliśmy potem w milczeniu. A ja zastanawiałam się, czy naprawdę można kochać kogoś, krzywdząc przy tym kogoś innego. Czy miłość usprawiedliwia zdradę? I czy każda decyzja, która zaczyna się od kłamstwa, musi skończyć się bólem?
Miałam to na końcu języka
W dzieciństwie Hania była moim kompasem. Wszystko robiła pierwsza i lepiej ode mnie. Dostała się do najlepszego liceum, potem na studia. Zawsze zorganizowana, pewna siebie, z notatkami spiętymi kolorowymi spinaczami. Ja... improwizowałam. Przyswajałam świat emocjami, nie planem. Tamte dni wracały do mnie, gdy siedziałam naprzeciw niej w kawiarni. Zaczęło się od niewinnej wymiany zdań, uśmiechów, wspomnień. A potem przyszła cisza.
– Ty coś ukrywasz – powiedziała nagle. – Znam cię.
Zawahałam się. Miałam to na końcu języka. Mogłam powiedzieć. Mogłam ją uprzedzić, wyjaśnić, poprosić o zrozumienie. Ale nie zrobiłam tego.
– Jestem tylko zmęczona. Praca, projekty... Wiesz, jak jest.
Patrzyła na mnie chwilę, jakby wiedziała, że to wymówka. A potem skinęła głową i zamówiła ciasto marchewkowe. Gdy wracałam do Maksa, czułam się jak złodziejka. Nie rzeczy, ale czyjegoś świata, czyjegoś spokoju. Weszłam do jego mieszkania bez słowa. On uśmiechnął się tylko lekko i objął mnie ramieniem. Wybrałam. Świadomie. Wiedziałam już wtedy, że ta decyzja będzie mieć swoją cenę. I że przyjdzie dzień, gdy trzeba ją będzie zapłacić.
Czułam się niezręcznie
Związek w ukryciu ma swoje własne zasady. Spotkania po zmroku, wiadomości kasowane tuż po przeczytaniu, wspólne weekendy tylko wtedy, gdy nikt nie dzwoni. Wszystko było między nami – bliskość, śmiech, czułość – tylko bez prawa do istnienia. Maks wydawał się pogodzony z tą formą.
– Ja już wszystko przeżyłem – powiedział któregoś dnia. – Teraz wystarczy mi to, co mam.
– Nie wiem, czy potrafię żyć w ukryciu – odpowiedziałam.
– A potrafisz żyć bez tego?
Zamilkłam. Nie wiedziałam. Z czasem zaczęło być coraz trudniej. Na imprezie u wspólnego znajomego nagle zrobiło się cicho, gdy weszłam do pokoju, w którym był Maks. Jedno spojrzenie za długo, jeden uśmiech zbyt intymny. Ludzie nie są ślepi. A potem zobaczyłam Hanię. Stała przy bufecie i patrzyła prosto na mnie. Bez uśmiechu. Bez wyrazu. Ale w jej spojrzeniu było coś, co sparaliżowało mnie bardziej niż jakiekolwiek słowa. Tego wieczoru wróciłam do mieszkania Maksa i powiedziałam tylko:
– Nie mogę już.
Nie zapytał dlaczego. Nie przekonywał.
Zapłaciłam słoną cenę
Czas nie uzdrawia wszystkiego. On raczej wygładza brzegi, które wcześniej kaleczyły. Dzisiaj, gdy myślę o tamtym czasie, nie potrafię określić jednego momentu, w którym wszystko się zmieniło. Po tej imprezie nie rozmawiałam już więcej z Maksem. Po prostu przestaliśmy się do siebie odzywać. Czasem myślę, że oboje baliśmy się powiedzieć na głos to, co było oczywiste – że ten związek istniał tylko dlatego, że nie powinien. Bez tajemnicy nie zostałoby z niego nic. Hanka nigdy nie zapytała. Ale coś się zmieniło. Spotykamy się rzadziej, rozmowy są krótsze, ostrożniejsze. Jakby między nami pojawiła się przezroczysta zasłona, której żadna z nas nie chce poruszyć. Czasem łapię ją na tym, że patrzy na mnie z czymś w rodzaju rozczarowania. A może to tylko moje wyobrażenie? Ale nie żałuję. Dzięki Maksowi zobaczyłam siebie inaczej – jako kobietę, która też może być wybrana, która może coś znaczyć. To jednak miało swoją cenę, której nie byłam gotowa zapłacić. Straciłam coś więcej niż relację z siostrą. Straciłam wewnętrzny kompas.
Dorosłość nie polega na tym, że dokonujemy zawsze słusznych wyborów. Czasem chodzi tylko o to, by zrozumieć, dlaczego zrobiliśmy to, co zrobiliśmy. I ponieść tego konsekwencje. Nie ma morału. Nie ma katharsis. Jest tylko codzienność – ta bez wielkich dramatów, ale też bez spokoju. I ja, która próbuję się w niej jakoś odnaleźć.
Jowita, 29 lat
Czytaj także:
- „Wpadłam do dzieci bez zapowiedzi i szczęka mi opadła aż do ziemi. Takiego syfu to ja w życiu na oczy nie widziałam”
- „Wpadłam do dzieci bez zapowiedzi i szczęka mi opadła aż do ziemi. Takiego syfu to ja w życiu na oczy nie widziałam”
- „Teść podsłuchał moją rozmowę z przyjaciółką i dał mi ultimatum. Albo mu pomogę, albo ujawni mój największy sekret”