„Oddałam oszczędności życia kochankowi. Obiecywał mi lukratywny biznes, a zostawił mnie z długami i połamanym sercem”
„Z większością mężczyzn rozmowy urywały się po trzech wiadomościach. Z Igorem – było inaczej. Był elokwentny, czuły, zabawny. Od początku pisał, że podziwia moją inteligencję, że czuje, jakbyśmy już się znali. Ujął mnie tym, jak potrafił słuchać. Poczułam coś, czego nie czułam od lat”.

- Redakcja
Mam całkiem zwyczajne życie – pracuję w księgowości w jednej z warszawskich firm, do pracy chodzę w tych samych dwóch płaszczach na zmianę, a wieczory najczęściej spędzam z herbatą i jakimś serialem. Zawsze byłam rozsądna. Taka, która odkłada na czarną godzinę, nie ufa byle komu i dwa razy sprawdzi, zanim coś powie. Po rozwodzie minęły cztery lata. Zaczęłam wtedy patrzeć na siebie inaczej – już nie jak na kobietę, tylko jak na „byłą żonę”, „księgową”, „tę, co zawsze ma wszystko uporządkowane”. Tęskniłam za kimś, kto spojrzy na mnie jak na kobietę, a nie tylko dobrze zorganizowaną pracownicę albo samotną sąsiadkę.
To dlatego założyłam konto na portalu randkowym. Długo się wahałam. Przekonywałam samą siebie, że przecież mi to niepotrzebne, że nie chcę się znów rozczarować. Ale kiedy przyszedł wieczór, a ja po raz kolejny patrzyłam na pustą kanapę i lampkę wina samotnie wypijaną do filmu, kliknęłam: „Zarejestruj się”. Z większością mężczyzn rozmowy urywały się po trzech wiadomościach. Z Igorem – było inaczej. Był elokwentny, czuły, zabawny. Od początku pisał, że podziwia moją inteligencję, że czuje, jakbyśmy już się znali. Ujął mnie tym, jak potrafił słuchać. A kiedy wreszcie się spotkaliśmy, poczułam coś, czego nie czułam od lat – że jestem widziana. Jako kobieta.
– Jesteś wyjątkowa – mówił, trzymając moją dłoń, jakby właśnie odkrył coś, czego szukał całe życie.
Dzisiaj... dzisiaj myślę o tamtych słowach z goryczą. Bo zawsze uważałam się za osobę rozsądną. Tym bardziej nienawidzę siebie za to, że w to wszystko weszłam. Że mu uwierzyłam. Że oddałam mu wszystko.
Spojrzał na mnie i uległam
– To nie jest jeszcze oficjalne, ale mamy już prototyp. Klara, to naprawdę może wypalić – Igor mówił z entuzjazmem, podając mi kieliszek czerwonego wina. Siedzieliśmy w przytulnej włoskiej restauracji, w bocznej uliczce Mokotowa, z nastrojowym światłem i kelnerem, który znał Igora po imieniu.
– Aplikacja medyczna? – zapytałam, unosząc brwi. – To znaczy... co dokładnie robi?
– Łączy pacjentów z diagnostami i lekarzami online, 24 godziny na dobę. Coś jak prywatna przychodnia w telefonie. I nie chodzi o jakieś pierdoły – tylko o szybki dostęp do badań, e-konsultacji, drugiej opinii specjalistów. Na przykład masz wątpliwości co do diagnozy? Wchodzisz, wysyłasz dokumenty, masz opinię innego lekarza w godzinę.
– Brzmi jak coś, co mogłoby się przyjąć – powiedziałam ostrożnie, biorąc łyk wina. – Ale to też spory koszt, nie?
Igor nachylił się ku mnie.
– Wiesz, dlaczego ci o tym mówię? Bo ty się znasz. Nie tylko jesteś piękna – jesteś mądra. A ja potrzebuję kogoś, kto mi powie, czy to ma sens finansowo? Bo bank... – zawahał się. – Bank mi odmówił.
– Odmówił?
– Tak. Mówią, że projekt zbyt innowacyjny, że za wcześnie. Że potrzebują czasu, dokumentów. A czas... to coś, czego nie mam.
Zamilkł na moment. Pochylił głowę. Poczułam, że zaraz powie coś ważnego.
– Wiem, że to ogromna prośba... Ale jeśli ty byś mogła... zainwestować. Pożyczka. Zwrócę ci wszystko z nawiązką. W trzy miesiące. Przysięgam.
Spojrzałam na niego. Miał ten błysk w oku, tę pasję, którą tak podziwiałam. W głowie biły mi się dwa głosy – jeden mówił „idiotko, nie rób tego”, drugi – „może to właśnie początek czegoś ważnego?”. Coś mi mówiło, żeby powiedzieć „nie”. Ale wtedy spojrzał na mnie w ten sposób. Jakby naprawdę wierzył, że jesteśmy w tym razem. Jakby to nie była inwestycja, tylko pierwszy krok ku wspólnej przyszłości. Skinęłam głową.
– Porozmawiajmy o szczegółach – powiedziałam cicho.
Coś zaczęło się we mnie łamać
– Coś ty zrobiła?! – Karolina aż wstała z krzesła, trzaskając dłonią o stół.
Siedziałyśmy w moim salonie, z kubkami herbaty, które zupełnie nie pasowały do nastroju. Karolina patrzyła na mnie z mieszaniną złości i niedowierzania.
– Wiem, jak to brzmi... – zaczęłam niepewnie.
– Brzmi jak dramat, Klara. Znacie się ile? Trzy miesiące?
– Trzy i pół – powiedziałam odruchowo, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie.
– Trzy i pół! – powtórzyła z kpiną. – A ty już mu przelewasz pieniądze? Poważnie? Ile?
Zawahałam się.
– Sporo – odparłam wymijająco.
– Całe oszczędności?
Nie odpowiedziałam.
– O Boże! – Karolina złapała się za głowę. – Klara, czy ty siebie słyszysz? Jesteś inteligentną kobietą, na miłość boską! Facet opowiada ci o jakimś „rewolucyjnym” projekcie i zamiast uciekać, ty dajesz mu pieniądze? I to nie jakieś tam dwa tysiące, tylko...?
– To nie było tak – przerwałam. – Nie prosił mnie od razu. Najpierw pytał o opinię, chciał żebym przejrzała założenia. Naprawdę się przygotował. I to wszystko ma sens.
– Klara – Karolina mówiła teraz ciszej, ale z wyraźnym napięciem. – On cię uwodzi. I ty się dajesz. Tak po prostu. Przelewasz mu kasę i jeszcze próbujesz mnie przekonać, że wszystko jest pod kontrolą?
Patrzyłam w kubek z herbatą, jakby to on miał mi udzielić odpowiedzi. Nie powiedziałam jej, że pieniądze już dawno zostały przelane. Nie powiedziałam, że nie mam już ani złotówki na koncie, a z lokaty zrezygnowałam bez żalu. Bo „Igor potrzebuje szybko”. Ale w środku coś zaczęło się we mnie łamać. Nie chciałam jej słuchać, bo każde jej słowo wbijało we mnie kolejną szpilkę. Wstyd. To on paraliżował mnie najbardziej. Wstyd, że nie powiedziałam „nie”. Że może dałam się oszukać. Ale wtedy... wtedy naprawdę nie chciałam tego wiedzieć. Karolina westchnęła i złapała mnie za rękę.
– Proszę cię. Daj mi chociaż jego nazwisko i firmę. Sprawdzę go. Jeśli wszystko gra – przeproszę cię na kolanach.
Uśmiechnęłam się blado.
– Nie trzeba... Wszystko jest w porządku.
Kłamałam.
Serce waliło mi jak oszalałe
Minął tydzień. Potem drugi. Igor pisał rzadziej. Odbierał telefony coraz mniej chętnie. Tłumaczył się spotkaniami z inwestorami, wyjazdami, problemami z serwerem. Niby nic wielkiego, ale... coś było nie tak. Pewnego wieczoru, gdy po raz kolejny nie odpowiedział na wiadomość przez cały dzień, zadzwoniłam.
– Hej, Igor, wszystko w porządku? – powiedziałam, gdy wreszcie odebrał.
– Tak, kochanie, tylko padam z nóg. Mamy teraz ciężki moment, ale jesteś ze mną, prawda? – jego głos był jak zawsze ciepły. Podejrzanie ciepły.
– Jesteś pewien, że wszystko gra? Bo... nie wiem, od kilku dni czuję się jakbyś mnie unikał.
– Nie, nie! – przerwał. – Klara, proszę cię, nie wmawiaj sobie głupot. Przysięgam, jak to się skończy, zabieram cię nad morze. Wyłączymy telefony i będziemy mieli tyko siebie.
Następnego dnia jego numer był nieosiągalny. Kolejne dni mijały w napięciu. Pisałam, dzwoniłam, zostawiałam wiadomości głosowe. Nic. W końcu podjęłam decyzję – pojechałam pod adres, który mi kiedyś podał. Biuro jego firmy. Mówił, że to tylko tymczasowy lokal, ale „świetnie skomunikowany, blisko centrum, idealny na start”. Wysiadłam z tramwaju, trzymając kartkę z adresem. Znalazłam kamienicę. Weszłam po schodach. Drzwi, które miały prowadzić do biura, były zamknięte. Na nich kartka: „Lokal do wynajęcia. Kontakt: 503...” Zadzwoniłam pod numer z kartki. Kobieta po drugiej stronie była miła.
– Aha, ten lokal? Tak, pusty od... już będzie z półtora miesiąca. Poprzedni najemca zrezygnował, nie zapłacił za ostatni miesiąc, niestety...
– A nazwisko? – zapytałam z napięciem. – Wie pani, może Igor... N.?
– Nie, nie przypominam sobie – odpowiedziała z wahaniem. – Jakiś czas tu siedziało trzech młodych chłopaków, ale nazwisk to ja nie pamiętam.
Rozłączyłam się. Serce waliło mi jak oszalałe. Jeszcze wczoraj mówił, że wszystko idzie zgodnie z planem. A dziś? Tu nawet nie ma jego nazwiska. Nie było nigdy. Wróciłam do domu i otworzyłam laptopa. Wpisałam imię, nazwisko, nazwę firmy, nawet fragmenty jego pitch decku, które pokazywał mi na tablecie. Przez chwilę nie mogłam uwierzyć własnym oczom – trafiłam na forum. W wątku zatytułowanym „Oszust podający się za przedsiębiorcę IT” zobaczyłam znajome słowa. Te same, które mówił mnie. Te same, ale skierowane do innych kobiet. Jedna z nich zostawiła numer kontaktowy. Długo się wahałam. W końcu napisałam: „Cześć. Mam na imię Klara. Chyba też dałam się nabrać”.
Nie chodziło tylko o pieniądze
Spotkałyśmy się w kawiarni nieopodal Dworca Centralnego. Kinga – wysoka, zadbana brunetka po czterdziestce, w eleganckim płaszczu i ze wzrokiem kogoś, kto już wie, jak wygląda dno.
– Cześć – powiedziała, podając mi rękę. – Chciałam wierzyć, że mnie to już nie ruszy. Ale kiedy widzę kolejną kobietę, którą to spotkało...
– On przedstawił się jako Igor N. – przerwałam jej cicho.
– A mi jako Łukasz D. – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem. – I miał hurtownię odzieżową. Zainwestowałam osiemdziesiąt tysięcy. Oszczędności po ojcu.
Zatkało mnie.
– Ja też dałam mu oszczędności – powiedziałam, zaciskając dłonie. – Mówił, że robi aplikację medyczną. Miał prezentację, dokumenty, wszystko. Nawet plan zwrotu.
Kinga westchnęła i otworzyła telefon. Pokazała mi zdjęcie.
– To on?
Na ekranie – ten sam uśmiech. Ten sam profil. Nawet ta sama koszula, którą miał, gdy pierwszy raz poszliśmy razem na sushi.
– Tak. To on.
– Marta też dała się nabrać. Sprzedała auto. Justyna wzięła kredyt. Każdej z nas opowiadał coś innego. Ale każdej jedno – że jesteśmy tą jedyną. Że mamy razem coś budować. Przyszłość, dom, firmę. Cokolwiek.
Zamilkłyśmy.
– Zgłaszałyście to na policję? – zapytałam po chwili.
– Tak. Ale póki co... cisza. Zmieniał nazwiska, numery, adresy IP. Jest świetny. Był nawet notowany, ale umarza się, bo brak wystarczających dowodów albo każda sprawa jest osobna. Brakuje łącznika.
Zamknęłam oczy. W uszach brzmiał mi jego głos, kiedy mówił: „Zawsze chciałem stworzyć coś prawdziwego. Może z tobą wreszcie mogę”. Nie chodziło tylko o pieniądze. On ukradł mi coś więcej – moją wiarę w ludzi. W siebie. W to, że jeszcze coś może mi się udać. Kinga nachyliła się w moją stronę.
– Ale może tym razem to my zrobimy coś razem. Marta już szuka prawnika, Justyna przeszukuje sieć. On musi się potknąć. A jak się potknie... będziemy czekać.
Skinęłam głową. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że nie jestem w tym sama.
Nie próbował się bronić
Stałam między regałami w centrum handlowym, udając, że oglądam książki. Serce waliło mi jak młotem. Kinga siedziała kilka metrów dalej, z telefonem gotowym do nagrywania. Justyna miała wejść za dziesięć minut. I z nią... on. Wiedziałyśmy, gdzie się z nią umawia. Kinga przez znajomych podobno ustaliła, że „Igor” – tym razem jako „Michał Z.” – poznaje kolejną kobietę, studentkę marketingu i właśnie dzisiaj spotykają się pierwszy raz na żywo. Miało to być miejsce „bezpieczne i eleganckie”. Jak mówił. Klasyk.
Zobaczyłam go pierwsza. Ubrany jak zawsze – nonszalancka elegancja. Koszula pod marynarką, drogą torbę miał przewieszoną przez ramię, uśmiech jak z reklamy. Trzymał w ręku kwiaty. Podszedł do dziewczyny. Uścisk dłoni. Pocałunek w policzek. Te same gesty, które jeszcze niedawno były moje. Poczekałam chwilę. Wyszłam zza regału i ruszyłam w ich stronę.
– Igor – powiedziałam spokojnie.
Zamarł. Odwrócił się. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem, którego nie potrafił ukryć.
– Pamiętasz mnie? – zapytałam cicho, ale wyraźnie. – Czy już ci się mylą wszystkie te, które „inwestują w twoje marzenia”?
– Nie wiem, o czym mówisz – powiedział natychmiast, chłodno. Głos mu nie drżał.
– Nie musisz. I tak mamy wszystko. Rozmowy, przelewy, zdjęcia. Zgłosiłyśmy cię. A ta dziewczyna – spojrzałam na młodą kobietę, która wyglądała na kompletnie zdezorientowaną – właśnie została uratowana.
– Proszę pani, chyba pani coś pomyliła... – zaczął, ale ja już się odwracałam.
– Już nie muszę cię słuchać – rzuciłam przez ramię. – I nie jestem sama.
Odszedł szybko, bez słowa. Nie próbował się bronić. Wiedział, że tym razem trafił na ścianę. Podszedł do mnie ochroniarz, Kinga już była przy mnie. Justyna rozmawiała z tą młodą dziewczyną. Wszystko zarejestrowane. Nie wiedziałam, czy odzyskam pieniądze. Ale to już nie było najważniejsze. Najgorsze w tym wszystkim było to, że te wszystkie historie były grubymi nićmi szyte. I te wszystkie kobiety... I ja... I tak się na to łapałyśmy. Tak byłyśmy złaknione uczucia, szczęścia, dobrego zakończenia...
Nie dam się więcej oszukać
Minęły trzy miesiące. Sprawa została oficjalnie przyjęta przez prokuraturę, ale wszyscy mówili jedno, że to potrwa. Może nawet długo. Nasze zgłoszenia z różnych miast zaczęto łączyć, ale Igor – a raczej ten oszust – zniknął. Zmienił numer, tożsamość, może wyjechał za granicę. Policja mówiła, że mają podejrzenia, ale na razie „zbierają materiał”. Nie mam złudzeń – pieniędzy prawdopodobnie nie odzyskam. Ale zyskałam coś innego.
Zaczęłam terapię. Początkowo wstydziłam się przyznać, że potrzebuję pomocy. Ale potem zrozumiałam, że to nie słabość. To jedyne, co mogę zrobić, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Bo nie tylko on mnie oszukał. Ja też – sama siebie. Każdego dnia uczę się na nowo ufać. Sobie. Innym? Jeszcze nie wiem.
Nie sypiam spokojnie. Są dni, kiedy budzę się z poczuciem winy, że pozwoliłam mu wejść do mojego świata. Ale są też takie, kiedy czuję, że zrobiłam wszystko, co mogłam, żeby go powstrzymać. Może któraś kobieta, której jeszcze nie zdążył skrzywdzić – nie zostanie oszukana. Nie wiem, czy kiedyś jeszcze komuś zaufam. Ale wiem jedno – nie jestem sama. I nie dam się już więcej oszukać.
Spotykamy się raz w miesiącu – ja, Kinga, Marta i Justyna. W kawiarni, która kiedyś była dla mnie miejscem randek. Teraz to miejsce, gdzie odzyskujemy siłę. Każda z nas nosi w sobie swoją wersję tej historii. Każda z nas coś straciła. Ale teraz nie jesteśmy już ofiarami. Jesteśmy kobietami, które wzięły swój wstyd, złość i ból i zamieniły je w działanie. I chociaż serce nadal boli, a ślady zostaną na długo... już nie jestem tą samą Klarą.
Klara, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Moja synowa zapytała, co myślę o nowym przepisie na maślaki w occie. Powiedziałam prawdę i wszystko się zmieniło”
- „W nudnym związku gniłam jak stara śliwka. Wskoczyłam więc za kochankiem jak w kompot i straciłam wszystko w 1 chwili”
- „Przez 15 lat patrzyłam mężowi na ręce, bo czułam, że mnie zdradza. Gdy wyjawił mi prawdę, straciłam nie tylko jego”