„Odkąd pamiętam, miałam ten dar. Wizje, mgnienia przyszłych wydarzeń. Cała wieś drżała na mój widok”
„Miałam we wsi opinię dziwaczki, ładnej, ale niepokojącej. Moje notowania w małżeńskim rankingu były bardzo kiepskie, dziewczyna, która czasem coś palnie, a potem to się sprawdza, jest dziwna i nie nadaje się na żonę, taka jest brutalna prawda. Gdy ją sobie uświadomiłam, postarałam się zamilknąć, nie dzielić z ludźmi, tym co nagle przyszło mi do głowy”.
- Agnieszka, 33 lata
Uważaj! – krzyknęłam.
Stojący na drabinie Rafał odwrócił się, odchylając głowę, obluzowany koniec belki minął go o włos, zatrzymując się na ceglanym murze.
– Mogła mnie zabić…
Zeskoczył nie zawracając sobie głowy schodzeniem po szczeblach i mocno mnie przytulił.
– Dziękuję, skąd wiedziałaś?
Zobacz także
To pytanie często mi zadawano. Nie chciałam kłamać, więc udałam do szaleństwa zdenerwowaną wypadkiem. Rafał zaczął mnie pocieszać, zyskałam czas, żeby ułożyć sobie w głowie, co mu powiem. Najlepsza byłaby prawda, ale jaka? Problem polegał na tym, że nie wiedziałam dlaczego moje słowa się sprawdzają, to nie był zwykły zbieg okoliczności. Na przykład ta belka. Skąd wiedziałam, że zleci? Nie wiedziałam. To dlaczego krzyknęłam? Musiałam, to był nieodparty impuls, nakaz płynący z wnętrza, z głębi trzewi, z pradawnej, obdarzonej pierwotnym instynktem istoty, która czasem budziła się we mnie. Miałam o tym opowiedzieć Rafałowi? O nie, dziękuję, zbyt wiele wysiłku włożyłam, by go zdobyć.
Zanim nie zmądrzałam, miałam we wsi opinię dziwaczki, ładnej, ale niepokojącej. Moje notowania w małżeńskim rankingu były bardzo kiepskie, dziewczyna, która czasem coś palnie, a potem to się sprawdza, jest dziwna i nie nadaje się na żonę, taka jest brutalna prawda. Gdy ją sobie uświadomiłam, postarałam się zamilknąć, nie dzielić z ludźmi, tym co nagle przyszło mi do głowy. Niewypowiedziane słowa domagały się wypuszczenia na wolność, obijały się w głowie, krzycząc do ucha. Zaciskałam usta w niemym proteście. Nic z tego. Nie będę Kasandrą, chcę być jak inne dziewczyny, wyjść za mąż, mieć dzieci, cieszyć się ludzkim poważaniem.
Ludzie na wsi nigdy nie zapominają, więc moja przemiana uszła ich uwadze. Zrozumiałam, że choćbym nie wiem co robiła, zawsze będę dla nich dziwadłem, gotowym wykrakać kłopoty i nieszczęścia, a od takich ludzi należy trzymać się z daleka.
Podobał mi się, ale to nie była jakaś wielka miłość
Rafał pojawił się w naszej okolicy jakby na specjalne zamówienie, nie pochodził stąd, nic o mnie nie wiedział. Dziewczyny przypuściły do niego szturm, ale wybrał właśnie mnie, specjalnie się o to postarałam. Takie tam kobiece sztuczki, nic wielkiego. Rafał był przystojny, miał w ręku fach i pracował na etacie w wielkim gospodarstwie rolnym zarządzanym przez spółkę agrarną. Poważny facet, który świetnie nadawał się na męża.
Podobał mi się, ale szczerze mówiąc, nie była to wielka miłość. Raczej spokojne zauroczenie, tak różne od huśtawki emocji, jaką przeżywałam kochając się w Marku. Tylko, że jego matka nigdy nie zgodziłaby się, żebym została jej synową, a jej słowo wiele w tej rodzinie znaczyło. Rafał lepiej do mnie pasował, ojciec był bardzo zadowolony z mojego wyboru, szczególnie, kiedy przyszły zięć podjął się przebudowy starej obórki.
Przed wieczorem zostawiłam Rafała w objęciach ojca i poszłam do obrządku. Ledwie zrobiłam dwa kroki, usłyszałam melodyjny, dobrze mi znany gwizd. Dobiegał z sadu, a właściwie spod starej lodowni, zarośniętej krzakami porzeczek. Obejrzałam się na okna domu i szybko przemknęłam pod murem.
– Co tu robisz?
– A tak wpadłem, po starej znajomości – odparł Marek. – Słyszałem, że ostrzegłaś Rafała przed spadającą belką. Moim zdaniem niepotrzebnie.
Nie dość szybko ukryłam uśmiech, co uznał za zachętę do rozmowy.
– Dobra w tym jesteś, naprawdę. Pamiętasz, jak przepowiedziałaś, że chłopaki z sąsiedniej wsi zaczaili się na nas?
– A ty nie pytałeś, skąd wiem, tylko poprowadziłeś naszych inną drogą.
– Dotarliśmy bezpiecznie na szkolną zabawę, dzięki tobie. Wiesz więcej niż inni ludzie.
– Tylko czasami, ale dla twojej matki i to za dużo – powiedziałam z ironią.
– Zastanawiałaś się, co będzie, jak ten się dowie? – Marek pokazał brodą dom, żebym nie miała wątpliwości, kogo ma na myśli. – Co wtedy zrobi?
– Już zrobił. Zapytał, skąd to wiem.
– Jak każdy, tylko nie ja. Nigdy cię o to nie pytałem.
– Dlaczego?
– Bo wiem, że nie znasz odpowiedzi. Można ci wierzyć lub nie. Ja wierzę.
Nie zamierzałam tego słuchać, w domu czekał Rafał, on był moją przyszłością.
– On cię nie zna, nie będziesz z nim szczęśliwa – zakrakał zazdrośnie Marek.
Momentalnie się zdenerwowałam, nieudolne proroctwo chłopaka niespodziewanie dotarło do głębi trzewi, tam gdzie zwykle rodziły się wizje, i zabolało.
Puściły zapory, budowane z mozołem wokół słów, które nie powinny nigdy wyjść z moich ust.
– Uważaj na siebie, szczególnie dzisiaj w nocy. Albo może jutro, nie jestem pewna – wyrzuciłam z siebie niespodziewanie, strasząc nas oboje.
Jak miał w zwyczaju, o nic nie spytał. Kiwnął głową przyjmując do wiadomości ostrzeżenie.
– Powiedziałabym coś więcej, ale nie potrafię zobaczyć, skąd przyjdzie zagrożenie. Nie panuję nad tym, przepraszam – wciąż czułam niepokój, jakby to jeszcze nie był koniec.
– Poradzę sobie, nie martw się o mnie.
Wróciłam do domu rozkojarzona, niezdolna do rozmowy przy stole i zabawiania Rafała.
– Gdzie byłaś tak długo? – narzeczony nachylił się ku mnie.
– Pewnie spotkała Marka, słyszałem jak gwizdał – rzucił niefrasobliwie ojciec.
– Nie gadaj głupot – zrugała go mama, rzucając spłoszone spojrzenie.
– A bo to tajemnica? Kiedyś mieli się ku sobie. Myślałem nawet, że się pobiorą, gospodarstwa by się połączyło, ale nie było im przeznaczone. Moja
Agnieszka na ciebie czekała.
Rafał zbliżył twarz do mojej i spytał zduszonym szeptem:
– Byłaś z nim? Odpowiedz – zażądał.
Zrobiło mi się gorąco, w moich żyłach popłynęła płonąca lawa i dotarła do środka wszystkiego, do samych trzewi, rozniecając w nich pożar. Odbicie płomieni zobaczyłam w oczach Rafała, niewiele myśląc chlusnęłam mu wodą w twarz.
– Coś ty zrobiła? Jesteś szalona!
Ojciec zerwał się od stołu.
Na wsi nikt nie rzuca takich ostrzeżeń na wiatr
– Nie będziesz tak mówił do mojej córki! Won z mojego domu!
Zaczęli się kłócić. Słyszałam krzyk mamy, ale nad odgłosami awantury górował huk pożerających wszystko płomieni. Słowa zapiekły mnie w gardle domagając się uwolnienia.
– Pali się! Pożar! – zawołałam dziko.
Na wsi nikt nie rzuca takich ostrzeżeń na wiatr, mężczyźni natychmiast się uspokoili. Ojciec pociągnął nosem sprawdzając, czy nie poczuje dymu.
– Znowu cię naszło? – spytał, patrząc na mnie uważnie.
Kiwnęłam głową.
– Wiesz, kiedy to się stanie?
Wzruszyłam ramionami. Rafał obserwował mnie z niedowierzaniem.
– Co ty, lokalna wieszczka jesteś?
Nagle twarz mu się zmieniła, przypomniał sobie o wypadku ze spadającą belką. Dałabym głowę, że zastanawia się, czy nadaję się na matkę jego dzieci, bo a nuż taka odmienność jest dziedziczna? Po chwili jednak jego rysy złagodniały, Rafał nie uwierzył.
Tej nocy nie mogłam zasnąć, wyszłam na podwórko i spotkałam ojca obchodzącego zabudowania. On też czuwał, nigdy nie lekceważył moich przepowiedni.
Ta była szczególnie wyrazista, widziałam płomienie odbijające się w oczach Rafała. Nagle zaczęłam się spieszyć.
– Dokąd to córuś? Zaraz północ.
Nie słuchałam go, przelazłam przez dziurę w płocie i pobiegłam dobrze znaną drogą. Drobne kamyki zabrzęczały o szybę pokoju Marka. Długo nie musiałam czekać, okno się otworzyło i chłopak wychylił się na zewnątrz.
– Aga? Co jest?
– Rafał ma do ciebie złość, widziałam pożar, czuwajcie – powiedziałam krótko.
O nic nie zapytał. Usłyszałam jak woła ojca i budzi cały dom.
– Ładnie to tak po nocy kawalerowi głowę zawracać? – na progu pojawiła się matka Marka. Trochę się jej obawiałam, trzęsła całą rodziną, a mnie nie lubiła i zawsze to okazywała. W rodzinie Marka rządziła kobieta, ja będę następna, pomyślałam nagle.
– Agnieszka przyszła nas ostrzec – koło mnie stanął na wpół ubrany Marek.
– Coś jej się zwidziało, wieczny kłopot z tą dziewczyną. Nie zawracaj sobie nią głowy, nie jest dla ciebie.
Uśmiechnęłam się do kobiety, która o niczym nie wiedziała. Słowa same ułożyły się w głowie i wyfrunęły na świat.
– Przeciwnie, wyjdę za Marka.
– Po moim trupie – fuknęła przyszła teściowa.
– Proszę uważać na życzenia, niektóre się spełniają – ostrzegłam ją.
Zasłoniła usta dłonią, jakby chciała cofnąć to, co powiedziała. Miałam nadzieję, że nie jest na to za późno, przecież nie życzyłam jej źle.