Reklama

Nie jest łatwo być samotną matką dwójki dzieci. Każdy dzień to balansowanie między domem, pracą a próbami zapewnienia Oliwii i Michałowi odrobiny normalności. Nadchodzące święta zawsze były dla mnie czasem szczególnym – chwilą, gdy mogłam zapomnieć o rachunkach i spiętrzonych obowiązkach. Jednak w tym roku wszystko wydawało się trudniejsze.

Reklama

Nie mogłam im odmówić

– Mamo, a czy w tym roku też będą prezenty pod choinką? – zapytała Oliwia. Jej oczy błyszczały nadzieją, której nie mogłam jej odebrać.

– Oczywiście, kochanie – odpowiedziałam z uśmiechem, starając się ukryć niepokój.

– A czy dostanę tę grę, o której mówiłem? – Michał wpadł do kuchni, trzymając w rękach kawałek papieru, na którym rysował wymarzoną konsolę.

– Zobaczymy – pogładziłam go po głowie, ale w myślach zastanawiałam się, jak podzielić te skromne oszczędności, które udało mi się odłożyć.

W głowie krążyły myśli o rachunkach i wciąż rosnących potrzebach dzieci. Wiedziałam jedno: muszę dać z siebie wszystko, by te święta były magiczne, nawet jeśli oznaczało to, że sama muszę zrezygnować z niejednej rzeczy. Kiedy wychodziłam na targ, Oliwia jeszcze raz zapytała:

– Mamo, kupisz te pierniczki co zawsze?

– Tak, skarbie – odpowiedziałam, wkładając kurtkę.

Wieczór był mroźny. Trzymałam portfel mocno w dłoni. Chciałam kupić nie tylko pierniczki, ale też kilka drobnych upominków. Na targu, jak co roku, panował świąteczny zgiełk: ludzie przekrzykiwali się, dzieci biegały, a zapach grzanego wina unosił się w powietrzu. Zrobiłam zakupy szybko – chleb, tania choinka i paczka pierniczków. Gdy wracałam do domu, poczułam nagle, że coś jest nie tak. Rozejrzałam się po kieszeniach kurtki, torebce, a potem poczułam pustkę w żołądku. Portfel zniknął.

Byłam zrozpaczona

Stałam na środku ulicy, próbując przypomnieć sobie, gdzie mogłam go zostawić. Wróciłam na targowisko, pytając sprzedawców, ale nikt nic nie widział. To były wszystkie pieniądze, jakie miałam. Przez chwilę łudziłam się, że może ktoś uczciwy znajdzie portfel i odda go do administracji budynku. Gdy weszłam na klatkę, usłyszałam charakterystyczny stukot obcasów. Karolina wychodziła z mieszkania z uśmiechem na ustach.

– Coś się stało, Małgosiu? – zapytała.

– Zgubiłam portfel… – odpowiedziałam.

– Szkoda. No, ale ludzie w tych czasach… Trzeba uważać.

Całą noc nie mogłam zmrużyć oka. W głowie krążyły myśli o tym, jak zorganizować święta bez pieniędzy. Oliwia i Michał spali spokojnie, nieświadomi tego, co się wydarzyło. Patrzyłam na ich twarze i obiecałam sobie, że znajdę rozwiązanie.

Następnego ranka, gdy schodziłam na dół, coś przykuło moją uwagę. Portfel. Leżał tam, jakby ktoś celowo go porzucił. Chwyciłam go z nadzieją, ale gdy go otworzyłam, poczułam zimny dreszcz na plecach. Był pusty.

Z trudem powstrzymałam łzy

Następnego dnia znów spotkałam sąsiadkę Karolinę. Przechodziła przez korytarz w eleganckiej kurtce. Stałam na klatce, czekając na Oliwię, która wlokła się za mną po schodach.

– Jak tam, udało się odnaleźć portfel? – zapytała z nutą sztucznego zainteresowania.

– Portfel się znalazł, ale pieniądze już nie.

– No cóż, ludzie są teraz tacy bezczelni. Pewnie ktoś zobaczył okazję i wziął, co chciał. Powinnaś trochę bardziej uważać.

W jej głosie wyczułam subtelną kpinę. Powoli narastała we mnie złość, ale nie mogłam pozwolić, by zobaczyła, jak bardzo mnie dotknęła.

– Masz rację. Trzeba uważać – odpowiedziałam sucho.

Gdy Karolina odwróciła się na pięcie, drzwi mieszkania obok otworzyły się. Wyszła pani Janina.

– Znowu zakupy? – zagadnęła Karolinę z uśmiechem, ale w jej głosie czuć było prowokację.

– A co, zazdrości pani? – Karolina spojrzała na nią z wyższością. – Czasem trzeba się rozpieścić.

Pani Janina patrzyła na Karolinę tak długo, aż ta, zirytowana, weszła do swojego mieszkania i zatrzasnęła drzwi.

– Widzi pani – zaczęła sąsiadka, podchodząc bliżej – ludzie mogą się uśmiechać, ale oczy nie kłamią. Ona coś kombinuje.

Podejrzewałam ją

Moje przypuszczenia, że to ona zabrała mi portfel, zamieniały się w pewność, ale wciąż brakowało dowodów. Postanowiłam, że nie mogę dłużej siedzieć bezczynnie. Po kolejnym wieczorze spędzonym na liczeniu, ile dokładnie pieniędzy zniknęło, zebrałam się na odwagę i poszłam do Karoliny.

Zapukałam do jej drzwi. Otworzyła z uśmiechem na ustach, ale gdy mnie zobaczyła, jej twarz lekko zesztywniała.

– Małgosiu? Co cię sprowadza? – zapytała, próbując brzmieć naturalnie.

– Znalazłam mój portfel na klatce. Pusty. Zastanawiam się, czy ktoś z bloku mógłby wiedzieć, co się z nim stało – odpowiedziałam.

– Naprawdę mnie o to podejrzewasz? To absurd! Przecież nie potrzebuję twoich pieniędzy!

– Rozumiem. Nie chciałam cię urazić.

Odwróciłam się wróciłam do siebie. Słyszałam, jak Karolina zatrzasnęła drzwi. Czułam, że coś ukrywa. Wieczorem przyszła pani Janina. W rękach trzymała jakiś paragon.

– Znalazłam to pod schodami – powiedziała, podając mi świstek.

Był to paragon z eleganckiego sklepu, z dnia, kiedy zgubiłam portfel.

– Pora porozmawiać z nią w obecności innych. Może wtedy przestanie kłamać – odpowiedziałam, czując, jak złość zamienia się w determinację.

Wszyscy się dowiedzieli

Pani Janina pomogła mi zorganizować małe spotkanie sąsiadów pod pretekstem omówienia spraw wspólnoty. Karolina przyszła ostatnia, ubrana elegancko, z uśmiechem, który wydawał się nieco napięty. Kiedy zebraliśmy się w suszarni, czułam, jak serce wali mi jak młotem. W dłoniach trzymałam paragon, który znalazła pani Janina.

– Jest jedna sprawa, którą muszę wyjaśnić.

– Zgubiłam portfel w dzień, kiedy zrobiłaś te zakupy – zwróciłam się do Karoliny, unosząc paragon. – Znalazłam go na klatce schodowej, bez pieniędzy. Może mogłabyś mi wyjaśnić, skąd wzięły się pieniądze na te wydatki?

Karolina zamarła. Na chwilę zapadła cisza, którą przerwała pani Janina:

– Tu, w bloku, ludzie są uczciwi. Jeśli znalazła pani coś, powinna była to oddać.

– Nie wiem, o czym mówicie! – Karolina nagle wybuchła. – Czy wy mnie tu oskarżacie? To jakieś niedorzeczne insynuacje!

Sąsiedzi zaczęli wymieniać spojrzenia. Atmosfera zrobiła się napięta.

– Jeśli to nie twoja wina, nie masz nic do ukrycia – powiedziałam, patrząc jej prosto w oczy.

Wiedziałam, że to ona

Jej twarz nagle się zmieniła. Usta drżały, a oczy błądziły po twarzach zgromadzonych sąsiadów.

– Dobrze! Znalazłam ten portfel! – krzyknęła w końcu. – Nie wiedziałam, że to twoje pieniądze. Przepraszam… Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Naprawdę.

Jej słowa brzmiały żałośnie, ale w oczach sąsiadów widziałam wyraz zawodu i gniewu.

– To były pieniądze na święta dla moich dzieci – powiedziałam. – Myślisz, że przeprosiny wystarczą?

– Oddam, co mogę… – wymamrotała.

Pani Janina podeszła bliżej.

– Ludzie cię tutaj znali i szanowali. Ale to, co zrobiłaś, zapamiętamy na długo.

Karolina uciekła wzrokiem i szybko wróciła do swojego mieszkania, zamykając drzwi z trzaskiem. Sąsiedzi powoli zaczęli się rozchodzić, wymieniając między sobą pełne złości komentarze.

Wróciłam do mieszkania, czując mieszaninę ulgi i goryczy. Wiedziałam, że te święta będą inne – nie przez brak pieniędzy, ale przez to, jak łatwo ludzie potrafią zdradzić swoje sumienie.

Dostała nauczkę

Karolina unikała sąsiadów, wychodząc z mieszkania tylko wtedy, gdy klatka była pusta. Zwrot części pieniędzy nie mógł naprawić szkód, jakie wyrządziła. Oliwia i Michał, choć niczego nie zauważyli, czuli, że coś było nie tak.

Święta w naszym domu były skromne, ale pełne ciepła. Na stole pojawiły się pierniczki, które dzieci tak uwielbiają, a pod choinką znalazło się kilka drobnych upominków. Michał był zachwycony zestawem kredek, a Oliwia długo oglądała książkę.

– Mamo, to są najlepsze święta! – powiedział Michał z uśmiechem, który wynagrodził mi wszystkie trudy ostatnich dni.

Wieczorem, kiedy dzieci zasnęły, usiadłam przy oknie, patrząc na padający śnieg. Zastanawiałam się, co sprawiło, że Karolina postąpiła tak podłe. Może to była zazdrość? Może czuła się samotna w swoim idealnym życiu? Nie znałam odpowiedzi, ale wiedziałam jedno: nawet w najtrudniejszych chwilach chciałam pozostać wierna swoim wartościom.

Reklama

Małgorzata, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama