Reklama

Nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy plan. Plan, który trzymał nas przy nadziei przez te wszystkie lata wyrzeczeń. Każda odłożona złotówka, każdy wieczór spędzony w domu zamiast na mieście, każde wakacje, na które nie pojechaliśmy – wszystko miało sens. Oszczędzaliśmy na dom. Nasze miejsce na ziemi.

Reklama

Z Kasią byliśmy małżeństwem od siedmiu lat. Ona – optymistka, pełna wiary w ludzi i ich dobre intencje. Ja – pragmatyk, nieufny wobec okazji, które brzmiały zbyt pięknie, by były prawdziwe. I choć często się różniliśmy, to w tej jednej sprawie byliśmy zgodni – chcieliśmy własnego kąta. Pracowałem po godzinach, Kasia pilnowała budżetu. Widziałem, jak czasem patrzyła tęsknie na wystawy sklepowe, ale nigdy nie narzekała.

– Jeszcze trochę, Adam. Damy radę – powtarzała, ściskając moją dłoń.

Wydawało się, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Aż do dnia, w którym zajrzałem na nasze konto oszczędnościowe i zobaczyłem… wielkie zero.

Czułem się oszukany

Pamiętam, jak serce zaczęło mi walić, kiedy zobaczyłem na ekranie telefonu saldo naszego konta. Zero. Nie pomyłka, nie drobny błąd w systemie – po prostu zero. Całe lata odkładania, wszystkie wyrzeczenia… i nagle nic. Przez chwilę wpatrywałem się w ekran, próbując znaleźć racjonalne wytłumaczenie. Może bank coś pomieszał? Może trzeba odświeżyć stronę?

– Kasiu! – zawołałem, niemal biegnąc do kuchni.

Siedziała przy stole z kubkiem herbaty i od razu zobaczyłem, że coś jest nie tak. Unikała mojego wzroku, jakby już wiedziała, co się stało.

Kasiu… gdzie są nasze pieniądze?

Zamiast odpowiedzieć, wbiła wzrok w swoje dłonie, obracając nerwowo obrączkę na palcu. Czułem, jak wzbiera we mnie panika.

– Powiedz mi, że to pomyłka – zażądałem, kładąc telefon na stole przed nią. – Że to jakiś głupi błąd banku.

Zacisnęła usta, a potem, ledwo słyszalnym głosem, powiedziała:

– Zainwestowałam.

Poczułem, jakby ktoś wbił mi nóż w plecy.

– Co zrobiłaś?! – niemal krzyknąłem.

– To była pewna okazja, Adam – tłumaczyła szybko. – Firma Doroty, nowa inwestycja. Wszyscy mieli na tym zarobić! Chciałam dobrze…

– Wszystko? – wysyczałem. – Włożyłaś w to wszystko?!

Kasia pokiwała głową, a ja usiadłem ciężko na krześle. W jednej chwili nasz wspólny świat rozpadł się na kawałki.

Byłem wściekły na żonę

Nie wiedziałem, co było gorsze – to, że straciliśmy wszystkie oszczędności, czy to, że Kasia nawet nie zapytała mnie o zdanie. Przecież to była nasza przyszłość. Nasz dom. Nasze życie. A ona postawiła wszystko na jedną kartę, nie mówiąc mi ani słowa.

Jak mogłaś?! – wrzasnąłem, uderzając dłonią w stół.

Kasia skuliła się na krześle, jakby chciała zniknąć.

– Adam, ja… ja naprawdę wierzyłam, że to wypali. Dorota mówiła, że to pewny biznes, że wszyscy zyskają!

Parsknąłem gorzkim śmiechem.

– Dorota mówiła?! A ja? Ja bym ci powiedział, że to idiotyczny pomysł! Ale nie, lepiej było działać za moimi plecami, prawda?!

– Nie mogłam ci powiedzieć, bo wiedziałam, że się nie zgodzisz… – wyszeptała.

Zamarłem. Czułem, jak cała krew odpływa mi z twarzy.

– Czy ty siebie słyszysz? Nie mogłaś mi powiedzieć, bo wiedziałaś, że się nie zgodzę? To dlatego, że to był cholernie głupi pomysł!

Kasia wstała gwałtownie, jej oczy były pełne łez.

Myślałam, że cię uszczęśliwię! Że szybciej będziemy mieć ten dom, o którym marzyliśmy! Nie chciałam czekać kolejne lata…

– Więc wolisz nie mieć go wcale?!

Zapanowała cisza. Staliśmy naprzeciwko siebie, a między nami nie było już nic. Ani pieniędzy, ani domu, ani zaufania.

Było gorzej, niż myślałem

Przez kolejne dni unikałem Kasi jak ognia. Nie mogłem na nią patrzeć. Wychodziłem do pracy wcześniej, wracałem późno, zamykałem się w pokoju albo wychodziłem na długie spacery. Cisza między nami nie była już tylko niezręczna – była wręcz dusząca. Aż w końcu, pewnego wieczoru, nie wytrzymałem. Wpisałem w wyszukiwarkę nazwę firmy Doroty. To, co zobaczyłem, sprawiło, że krew odpłynęła mi z twarzy.

„Dorota K. i jej firma ogłosiły upadłość. Setki inwestorów straciły pieniądze.”

Poczułem, jak robi mi się gorąco. Rzuciłem telefon na stół i przetarłem twarz dłońmi. W głowie pulsowało tylko jedno pytanie: Jak Kasia mogła być tak naiwna? Z impetem otworzyłem drzwi do sypialni.

– Kasiu! – rzuciłem ostro.

Leżała na łóżku, owinięta kocem, jakby mogło ją to ochronić przed tym, co miało nadejść. Unikała mojego wzroku, ale ja nie zamierzałem odpuszczać.

– Wiedziałaś?! – podszedłem bliżej, trzymając telefon w dłoni. – Wiedziałaś, że ta firma zbankrutowała?!

Spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem.

– Adam…

– Nie „Adam”! Tylko odpowiedz mi, do cholery!

Otworzyła usta, ale głos ugrzązł jej w gardle.

Próbowałaś odzyskać pieniądze?

– Byłam tam… – wyszeptała. – Dorota nie odbiera telefonów, jej biuro jest zamknięte. Nikt nie wie, gdzie jest…

Pokłóciliśmy się

Czułem, jak coś we mnie pęka.

– Więc przepadło. Wszystko. Każda złotówka, którą oszczędzaliśmy przez lata, zniknęła, bo ty uwierzyłaś w bajki?!

– Nie chciałam, żeby tak to się skończyło… – jej głos drżał, ale mnie to nie obchodziło.

– A jak, Kasiu? Jak to miało się skończyć?! Miałaś mi wręczyć klucze do domu i powiedzieć: „Proszę, Adam, jesteśmy bogaci”? Boże, jak można być tak głupim?!

Wstała gwałtownie, łzy płynęły jej po policzkach.

– Nie mów tak do mnie! – krzyknęła. – Nie jestem głupia! Chciałam tylko, żebyśmy szybciej mieli nasz dom!

– I co, mamy go?! Mamy teraz cokolwiek?!

Milczała. Zaciskała pięści, trzęsła się, ale nie miała już żadnych argumentów.

– Miałaś jedno zadanie, Kasia – mówiłem już ciszej, ale w moim głosie wciąż brzmiała wściekłość. – Dbać o nasze oszczędności. To było wszystko, o co cię prosiłem.

– Nie mów tak, jakbym była jakąś idiotką, która nic nie potrafi!

– A nie jesteś? – wysyczałem.

Kasia spojrzała na mnie, jakbym właśnie ją uderzył.

– Tak o mnie myślisz? – jej głos załamał się na ostatnim słowie.

Odwróciłem wzrok. W głowie wciąż miałem obraz naszego pustego konta. Z każdą sekundą coraz bardziej czułem, że już nigdy jej tego nie wybaczę.

– I co teraz? Co my mamy? – zapytałem w końcu, patrząc na nią zmęczonym wzrokiem.

Wzięła drżący oddech.

Mamy siebie… – szepnęła, próbując dotknąć mojej dłoni.

Odsunąłem rękę.

– Nie wiem, czy to wystarczy. – I wyszedłem, trzaskając drzwiami.

Żona próbowała to naprawić

Coś w nas pękło tamtego wieczoru. Nie byliśmy już małżeństwem, które razem snuje plany na przyszłość. Byliśmy dwojgiem ludzi żyjących pod jednym dachem, ale jakby w dwóch różnych światach. Kasia próbowała wszystko naprawić. Gotowała moje ulubione dania, czekała na mnie wieczorami, próbowała zaczynać rozmowy, ale ja nie potrafiłem jej słuchać. Widziałem w niej tylko osobę, która zniszczyła nasze marzenie. Któregoś dnia, gdy wróciłem z pracy, zobaczyłem ją siedzącą na kanapie z telefonem w dłoni. Spojrzała na mnie niepewnie.

– Dzwoniłam do prawnika. Może da się coś zrobić, odzyskać chociaż część pieniędzy…

Parsknąłem.

– Po co? Myślisz, że Dorota nagle pojawi się i odda nam kasę?

– Nie możemy po prostu się poddać! – Podniosła głos.

– Poddać?! Ty się poddałaś w momencie, gdy oddałaś jej nasze pieniądze!

Wstała gwałtownie.

– Adam, błagam, musimy przez to przejść razem…

Pokręciłem głową.

– Razem? Kasia, ty już podjęłaś decyzję sama. Ja tylko żyję z jej konsekwencjami.

Zamilkła. W jej oczach widziałem ból, ale nie miałem już siły go pocieszać. Od tamtej chwili coraz częściej spałem na kanapie. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub milczeniem. Oddalaliśmy się od siebie coraz bardziej, aż w końcu nie zostało nic.

Nie potrafię jej zaufać

Od dawna czułem, że to nie ma już sensu. Wspólne życie zamieniło się w pasmo niedomówień i cichej wojny, w której oboje byliśmy przegrani. Każda rozmowa kończyła się kłótnią lub przeciągającym się milczeniem. Byliśmy obok siebie, ale już nie razem. Pewnego wieczoru, gdy wróciłem do domu, zobaczyłem Kasię siedzącą przy stole. Miała przed sobą kubek herbaty i zdjęcie, które kiedyś trzymaliśmy w sypialni – nas w objęciach, roześmianych, szczęśliwych.

– Musisz mnie znienawidzić – powiedziała cicho.

Zdjąłem kurtkę i usiadłem naprzeciwko.

– Nie nienawidzę cię, Kasiu. – Westchnąłem. – Ale już ci nie ufam.

Patrzyła na mnie długo, jakby szukała w mojej twarzy resztek nadziei.

To już koniec, prawda?

Nie odpowiedziałem od razu. W głębi duszy wiedziałem to od dawna, ale dopiero teraz potrafiłem to powiedzieć na głos.

– Tak.

Łzy zaczęły płynąć jej po policzkach, ale nie próbowała mnie zatrzymać. Nie tym razem. Następnego dnia spakowałem walizkę. Kasia nie powiedziała ani słowa, kiedy wychodziłem. Widziałem tylko jej sylwetkę w oknie, gdy zamykałem za sobą drzwi. Nie obejrzałem się.

Reklama

Adam, 41 lat

Reklama
Reklama
Reklama