„Odkryłam w szafie tajemnicze pudełko. Gdy mąż zbladł, wiedziałam, że to nie jest niespodzianka dla mnie”
„Oczy mi się zaświeciły. A więc szykował dla mnie niespodziankę. I to nie byle jaką. Byłam przekonana, że to prezent na naszą rocznicę, o której zapomniał wspomnieć. Typowe dla Marka – udawać, że nie pamięta, a potem wyjść z czymś takim. Tak sobie to wytłumaczyłam. I tak to poukładałam w głowie”.

- Redakcja
Wiedziałam, że nie powinnam grzebać w jego rzeczach, ale… która kobieta by się powstrzymała, widząc nowe pudełko schowane w samym rogu górnej półki? U mnie ciekawość to nie tylko drugi etat — to pełnoprawna obsesja. Otworzyłam je bez większych skrupułów, w końcu to nasza szafa, nie tylko jego. I wtedy zobaczyłam komplet. Czerwona koronka, delikatna jak mgła, misternie wykończona, z metką, prosto ze sklepu. Do tego kartka. Ręcznie pisana. „Dla mojej Bogini”.
Oczy mi się zaświeciły. A więc szykował dla mnie niespodziankę! I to nie byle jaką. Byłam przekonana, że to prezent na naszą rocznicę, o której zapomniał wspomnieć. Typowe dla Marka — udawać, że nie pamięta, a potem wyjść z czymś takim. Tak sobie to wytłumaczyłam. I tak sobie to poukładałam w głowie. Wieczorem zamierzałam go zaskoczyć. Rozłożyłam biały obrus. Kupiłam jego ulubione wino. Krewetki w śmietanie, które zwykle ratują każdy wieczór. Świece, muzyka. Wyszykowałam się jak z żurnala, choć więcej było we mnie ekscytacji niż elegancji. I kiedy w końcu przyszedł, nieświadomy niczego, powiedziałam:
– Dziękuję za prezent, kochanie.
Zbladł.
Stał jak jakiś słup soli
– Jak... jaki prezent? – zapytał, z trudem zdejmując buty, jakby nagle przestały pasować na jego stopy.
– Oj, nie udawaj. Wiem o bieliźnie. I o karteczce. – Uśmiechnęłam się zadziornie, wracając do stołu. – „Dla mojej Bogini”? No przyznaję, że to słodkie.
Zamarł. Dosłownie. Właściwie spodziewałam się, że rzuci się na mnie, rozczulony, że wszystko odkryłam i że jestem taka „bystra”. Albo, że się zaśmieje, wpadnie w ten swój pajacowaty ton i powie, że planował dać mi to jutro. Tymczasem stał jak słup soli, z twarzą, która w sekundę straciła cały kolor.
– Co... co ty widziałaś dokładnie? – wydukał w końcu.
Zatkało mnie. Nie tego się spodziewałam. Zmarszczyłam brwi, próbując pojąć, czy on naprawdę to powiedział. Przecież to proste pytanie... a jednak tak cholernie nie na miejscu.
– A co miałam zobaczyć innego? Czerwoną koronkę i miłosną wiadomość. I nie wmawiaj mi, że to nie było dla mnie, Marek – zaśmiałam się nerwowo.
Jego wzrok uciekł gdzieś w bok. Usiadł ciężko na krześle. Spojrzał na stół. Na wino. Na krewetki. I w końcu na mnie.
– Tamara... ja ci tego nie kupiłem.
Cisza. Taka, że nawet płomień świecy wydawał mi się za głośny.
– Co?
– To nie było dla ciebie – powiedział, unikając mojego spojrzenia. – To... To nie miało w ogóle trafić do tej szafy. Schowałem to, bo… miałem je oddać. To był głupi pomysł.
Zamarłam.
– Oddać? Komu?
I wtedy mnie tknęło.
To nie było dla mnie
– Komu? – zapytałam jeszcze raz, tym razem ciszej. Głos mi zadrżał, jakbym już znała odpowiedź, ale wciąż łudziła się, że usłyszę inną wersję. Lepszą. Lżejszą.
Marek unikał mojego spojrzenia, patrzył gdzieś w bok, jakby chciał się schować w cieniu własnych myśli. I właśnie wtedy coś we mnie pękło. Bo zanim cokolwiek powiedział, ja już wiedziałam.
– Tamara... – zaczął ostrożnie.
– Nie mów mojego imienia tym tonem – przerwałam, wstając gwałtownie. Krzesło zaskrzypiało i cofnęło się jakby samo, jakby ono też nie chciało być świadkiem tej rozmowy.
– To nie było dla ciebie – powiedział w końcu. – To... miało trafić z powrotem do sklepu. Nie powinno w ogóle tam być.
– Czyli co? Miałeś chwilę słabości? A potem sumienie cię ruszyło? – zapytałam z goryczą. – Tylko zapomniałeś o jednym drobiazgu, że żyjesz z kimś, kto myśli, że jesteś jej całym światem.
– To się nie powinno wydarzyć. Tamara, ja naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić...
– To zaskakujące – przerwałam mu, patrząc mu prosto w oczy. – Bo właśnie to zrobiłeś. A ja... ja tylko chciałam ci podziękować. Ugotowałam twoją ulubioną kolację, bo myślałam, że przygotowałeś niespodziankę. Że jeszcze ci zależy.
– Zależy mi! – rzucił natychmiast.
– Nie Marek. Nie można kupować bielizny innej kobiecie i mówić, że się kocha żonę – odpowiedziałam chłodno.
Zapanowała cisza. Płomień świecy lekko się zakołysał, jakby też nie wiedział, czy ma płonąć dalej, czy zgasnąć.
– Kto to był? – zapytałam po chwili, już spokojniej.
Tym razem nie odpowiedział od razu. A ja wiedziałam, że prawda, która zaraz padnie, złamie mnie jeszcze mocniej.
Przysięgał, że to się skończyło
– Kto to był? – powtórzyłam. Cicho. Zbyt spokojnie, jak na to, co naprawdę działo się w mojej głowie i w moim sercu.
Marek przez chwilę siedział w milczeniu, z rękoma splecionymi jak do modlitwy. Wreszcie westchnął ciężko.
– Aneta – powiedział, nie patrząc mi w oczy.
Aneta. Imię, które znałam. Z pracy. Kiedyś wspominał, że jest „nowa, zagubiona, ale zdolna”. Widziałam ją raz – zbyt młoda, zbyt pewna siebie. Z tym uśmiechem, który mówił: „Wiem, co robię”. A ja byłam tą kobietą od ścierki, rachunków i planowania zakupów. Oczywiście, że wybrał ją.
– Jak długo to trwało? – zapytałam, choć każda jego odpowiedź zdawała się gorsza od poprzedniej.
– Kilka tygodni – mruknął.
Pokręciłam głową. Nie dlatego, że nie wierzyłam. Po prostu próbowałam zrozumieć, że to dzieje się naprawdę.
– I co? Spotykaliście się po pracy? W samochodzie? W hotelach? – dopytywałam, może niepotrzebnie, ale nie umiałam przestać. Chciałam go zranić, tak jak on zranił mnie.
– To nie było tak, jak myślisz… – zaczął.
– Nie? A jak było? Nie całowaliście się? Nie rozbierałeś jej? Nie mówiłeś, że jest piękna?
Znowu cisza. Czyli wszystko to powiedział. Zrobił.
– Przysięgam, to się skończyło. Zerwałem z nią. Od dawna. Ten prezent miałem wyrzucić, ale nie... nie umiałem. Schowałem go, żeby… nie wiem dlaczego. Może po prostu bałem się, że to wszystko wróci – wyznał.
Zacisnęłam dłonie w pięści, choć wewnątrz byłam jak galaretka. Wszystko we mnie drżało. Nie z wściekłości. Z poczucia straty.
– A ja? Gdzie ja byłam? Gdzie była nasza kuchnia, wspólne zakupy, oglądanie seriali pod kocem? – szepnęłam. – Gdzie byłam, kiedy ty pisałeś „dla mojej Bogini”?
– Nie wiem – odpowiedział. – Chyba właśnie wtedy zrozumiałem, jak wiele mogę stracić.
Zbyt późno.
Ja wciąż go kochałam
Nie odpowiedziałam od razu. Stałam przy oknie, odwrócona do niego plecami, wpatrując się w ciemność za szybą. Miasto tętniło swoim rytmem, obojętne na to, że mój świat właśnie się zatrzymał. A może to nie był mój świat. Może tylko jego część. Tylko ta, którą chciałam widzieć. Za plecami usłyszałam jego kroki.
– Nie podchodź – powiedziałam spokojnie.
Zatrzymał się. Wiedział, że mówię poważnie. Że teraz każde moje słowo to mur, który stawiam między nami. A każda jego próba „wyjaśnienia” tylko dokłada cegłę.
– Tamara... ja tego nie planowałem. – Jego głos był cichy. – To się zaczęło przypadkiem. Rozmawialiśmy w pracy, potem wyszliśmy raz, potem drugi… Ona mnie podziwiała. Słuchała. Ty zawsze jesteś taka silna, taka krytyczna...
– Tak, to prawda – odwróciłam się w końcu. – Może byłam zbyt wymagająca. Może zbyt często zapominałam, żeby ci powiedzieć, że cię kocham. Ale wiesz, co robią dorośli ludzie, gdy coś im nie pasuje? Rozmawiają. Nie od razu zdradzają.
– Wiem – spuścił głowę. – Popełniłem błąd. Wielki. I teraz... teraz tylko chcę spróbować to naprawić.
Zamknęłam oczy. Chciałam wykrzyczeć mu, że już za późno. Że przekroczył granicę, z której nie da się wrócić. Ale nic nie mówiłam. Bo prawda była bardziej skomplikowana niż moje zranione ego. Bo gdzieś głęboko, mimo upokorzenia, mimo bólu... ja go wciąż kochałam. A może kochałam wspomnienie o nas sprzed lat. Tych dobrych lat.
– Daj mi chociaż szansę – powiedział nagle. – Proszę cię.
– Na co? – zapytałam, patrząc mu w oczy. – Na zapomnienie? Na udawanie, że to się nie wydarzyło?
– Na odbudowanie tego, co zniszczyłem – szepnął.
Zamilkłam. A on czekał.
Czułam potworną pustkę
Marek jeszcze chwilę stał, jakby liczył na cud. Na to, że rzucę mu się w ramiona i powiem, że wszystko będzie dobrze. Ale nic takiego nie nastąpiło. Wróciłam do stołu, zgasiłam świece. Wino zostało nietknięte. Krewetki zdążyły już wystygnąć, a zapach śmietanowego sosu, który wcześniej wydawał mi się tak apetyczny, teraz był mdły. Jakbym czuła ten smak kłamstwa.
– Idź – powiedziałam spokojnie, nie patrząc na niego. – Proszę.
– Gdzie mam iść?
– Wszystko mi jedno. Do niej. Albo na kanapę. Albo do hotelu. Chcę być sama.
Zawahał się.
– Tamara...
– Nie teraz – przerwałam, tym razem łagodniej. – Proszę cię. Muszę to sobie poukładać.
Zabrał kurtkę. Kluczy nie wziął. Nie zapytał, kiedy może wrócić. Zamknął za sobą drzwi, tak cicho, że przez moment myślałam, że może jednak został. Ale nie. Cisza była całkowita. Zostałam sama. Usiadłam na podłodze, podciągnęłam kolana pod brodę. I tak trwałam. Bez łez. Bez szeptów. Czułam potworną pustkę. Prawie ulgę. Bo najgorsze już wiedziałam. I najgorsze... przetrwałam. Po chwili wstałam i sięgnęłam po pudełko z koronkową bielizną. Wyjęłam kartkę. „Dla mojej Bogini” – przeczytałam raz jeszcze. Dłońmi ostrożnie podarłam ją na cztery równe części. I schowałam do szuflady. Nie wyrzuciłam. Jeszcze nie.
Nie wiem, co dalej
Minęły trzy tygodnie, zanim wrócił. Z torbą, jak chłopiec, który wraca z wakacji za karę. Bez słowa. Patrzył na mnie, jakby chciał odczytać moje myśli, ale już nie miał prawa pytać.
– Nie wiem, co dalej – powiedziałam.
– A chcesz wiedzieć? – zapytał cicho.
– Chcę spróbować. Ale nie dla ciebie. Dla siebie. Żeby później nie żałować, że nie dałam sobie szansy.
Nie odpowiedział. Po prostu skinął głową. Wiedział, że to więcej, niż miał prawo się spodziewać. Nie było uniesień, płaczu, dramatów. Tylko cisza. I kawałek wspólnego życia, który może da się jeszcze zszyć. Choć szew będzie widoczny już zawsze.
Tamara, 49 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Po latach spotkałam pierwszego chłopaka z liceum. Wtedy nie zdał egzaminu dojrzałości, teraz pragnął poprawki z miłości”
- „Gdy mąż odszedł do innej, pocieszyłam się umięśnionym szwagrem. Nie jestem desperatką, tylko spryciulą”
- „Po rozwodzie miałam dość dziecinnych facetów. Jednak pewien wdowiec sprawił, że chciałam pobawić się z nim w mamę i tatę”