Reklama

Mam na imię Joanna. Mam 35 lat, dwójkę dzieci i męża. Przez lata byłam przekonana, że tworzymy szczęśliwą rodzinę. Dom pod miastem, grill w ogródku, wakacje nad jeziorem. Na zdjęciach wyglądaliśmy jak z reklamy. Ale wszystko się posypało pewnego wieczoru, kiedy przez przypadek zobaczyłam wiadomości w telefonie Marka. Serduszka, tęsknota, zdjęcia. Kobieta, której nie znałam. Nagle wszystko, co budowaliśmy, zaczęło się chwiać.

Nie powiedziałam mu od razu, że wiem. Przez trzy dni udawałam, że wszystko gra. Ale w środku czułam, jak coś się we mnie gotuje. Kiedy wreszcie go skonfrontowałam, zaprzeczał. Potem płakał, przepraszał, błagał o drugą szansę. I dostał ją. Dla dzieci, dla pozorów, dla siebie? Nie wiem. Ale już nigdy nie byłam tą samą kobietą. W środku zaczęła się we mnie tlić myśl: „On poczuł się lepiej, a ja mam z tym żyć?”. I wtedy pojawił się on.

Wybaczyłam, ale coś pękło

– Co to ma znaczyć, Marek? – zapytałam lodowatym tonem, trzymając w dłoni jego telefon. Na ekranie widniała wiadomość od niej: „Wciąż czuję twój dotyk...”.

Zamarł. Stał w drzwiach, z teczką w ręce. Zbladł, jakby zobaczył ducha.

– To nie tak, Joasia…

– Nie mów do mnie „Joasia” – syknęłam. – Mów prawdę.

Zaczął coś bełkotać – że to nic nie znaczyło, że to był błąd, że był pijany, że był zagubiony. Stałam w milczeniu, patrząc, jak się miota. W końcu usiadł na krześle, schował twarz w dłoniach i zaczął płakać. Pierwszy raz od lat widziałam, jak płacze. Ale mnie to nie ruszyło. Czułam pustkę.

– Przepraszam – powtarzał w kółko. – Tylko raz. Przysięgam. To był najgorszy błąd mojego życia.

Przez chwilę chciałam krzyczeć, rzucić w niego tym telefonem, walnąć drzwiami i wyjść. Ale tylko siedziałam. W głowie miałam jeden wielki szum.

– Dlaczego? – zapytałam cicho. – Miałeś wszystko.

– Nie wiem… Byłem idiotą. Ale nie chcę cię stracić. Nie chcę stracić dzieci. Rodziny.

Wtedy powinnam odejść, ale zostałam. Dla dzieci? Dla wygody? Z tchórzostwa? A może… żeby się zemścić? Bo coś we mnie pękło. A z tych pęknięć zaczęło wylewać się coś mrocznego. Coś, co szeptało: „Nie wybaczaj. Odpłać mu pięknym za nadobne”. I ta myśl została ze mną na długo.

Serce zabiło mi mocniej

Paweł pojawił się jakby mimochodem. Kolega z pracy, starszy ode mnie o kilka lat, rozwiedziony, spokojny. Nigdy wcześniej nie zwracałam na niego uwagi. Aż pewnego dnia przyniósł mi kawę, gdy siedziałam przy biurku z podkrążonymi oczami po nieprzespanej nocy.

– Wiem, że nie powinienem pytać, ale wyglądasz, jakby świat ci się zawalił – powiedział łagodnie.

Uśmiechnęłam się blado. Nie miałam siły się bronić. Od tego dnia zaczęliśmy rozmawiać częściej. Najpierw o pracy, potem o życiu. Paweł nie naciskał. Słuchał. A ja – chyba pierwszy raz od miesięcy – poczułam się… zauważona.

– Nie wiem, jak ty to ogarniasz. Dwoje dzieci, praca, dom... – rzucił kiedyś przy ekspresie.

– Czasem mam ochotę wszystko rzucić i uciec – odpowiedziałam z uśmiechem, ale oczy miałam mokre.

Milczał chwilę, a potem powiedział:

– Gdybyś tylko chciała, pomógłbym ci uciec.

Powiedział to pół żartem, ale w moim sercu zrobiło się ciepło. Nie dlatego, że chciałam uciekać. Tylko dlatego, że ktoś to powiedział. Że ktoś chciał mnie wyrwać z tego bagna, choćby na chwilę. Zaczęłam go szukać wzrokiem w pracy. Pisałam do niego wieczorami. Paweł był czuły, subtelny. Marek... był tylko cieniem ojca naszych dzieci. I wtedy po raz pierwszy poczułam: może on też powinien poczuć, jak to boli. Ale już nie wiedziałam, czy to jeszcze zemsta… czy coś więcej.

Czułam tylko pustkę

To był zwykły piątek. Dzieci nocowały u mojej mamy, Marek został na „męski wieczór” z kolegami. Paweł zaproponował, żebym wpadła „na wino i pogaduchy”. Uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że to nie będzie tylko wino. I że nie chodzi o gadanie. Paweł był inny niż Marek. Powolny, delikatny, z każdą chwilą pytał wzrokiem, czy na pewno chcę. Chciałam. Było ciepło, dobrze. Przez moment zamknęłam oczy i udałam, że świat nie istnieje. Że nie jestem zdradzoną żoną, która robi to wszystko z bólu. Tylko kobietą, której ktoś znów pragnie.

Po wszystkim leżeliśmy w ciszy.

– Nie musisz nic mówić – szepnął Paweł.

Ale właśnie wtedy odezwała się we mnie pustka. Ogromna, chłodna, ziejąca winą.

Myślałam, że poczuję ulgę… albo satysfakcję – powiedziałam. – A czuję się, jakbym się zgubiła.

Paweł milczał.

Tego samego wieczoru, później, zadzwoniłam do Karoliny. Była jedyną osobą, która wiedziała o mnie wszystko.

– Karola, zrobiłam to. Przespałam się z Pawłem.

– Boże, Aśka… – westchnęła. – I co teraz?

– Nie wiem. Ale chyba zrobiłam coś, czego nie umiem już cofnąć.

Po drugiej stronie słyszałam tylko jej oddech. Wiedziała, że właśnie zmieniłam bieg własnego życia. Ale nie potrafiła powiedzieć, czy na lepsze, czy na gorsze. A ja? Ja po raz pierwszy zaczęłam się naprawdę bać.

Prawda wyszła na jaw

Zostawiłam telefon na kuchennym blacie. Głupi błąd. Marek wszedł akurat, gdy brałam prysznic. Usłyszałam tylko przeciągłe: „No nie wierzę…”. Wybiegłam z łazienki w ręczniku, a on już trzymał mój telefon w dłoni. Na ekranie była otwarta wiadomość od Pawła: „Tęsknię za tym, co było wczoraj. Za tobą”.

Co to ma być?! – krzyknął.

Zamarłam.

– Czytasz moje wiadomości? – spróbowałam odwrócić kota ogonem.

– Zdradziłaś mnie! – wrzasnął, rzucając telefon na stół. – Ty… ty naprawdę to zrobiłaś?!

Patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy widzieli się pierwszy raz w życiu.

– A ty nie? – warknęłam. – Czy twoja Monika była mniej prawdziwa niż mój Paweł?

– Ale ja… ja cię nie zostawiłem! – powiedział z wyrzutem. – Popełniłem błąd, ale chciałem to naprawić!

– A ja chciałam zrozumieć, jak to jest… – głos mi się załamał. – Jak to jest być tą drugą stroną.

Zamilkł. Przez chwilę w jego oczach było wszystko – ból, gniew, rozczarowanie.

– Jesteś matką naszych dzieci – powiedział w końcu. – A ja… już ci nie ufam.

I wyszedł, trzaskając drzwiami. Dzieci poczuły napięcie już następnego dnia. Córka spytała, czemu tata śpi w salonie. Syn patrzył na mnie z pytającym wzrokiem, ale nic nie mówił. Czułam, że grunt usuwa mi się spod nóg. Że ta gra, którą zaczęłam, wymyka się spod kontroli. Zrobiłam to, żeby odzyskać równowagę. Ale zamiast niej miałam teraz tylko… chaos.

Chciałam cofnąć czas

Paweł zadzwonił w sobotę wieczorem. Marek już się wyprowadził, dzieci spały, a ja siedziałam na podłodze w salonie i gapiłam się w ciemność.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Chciałbym się z tobą spotkać. Porozmawiać.

Spotkaliśmy się nazajutrz. Paweł przyniósł kawę i spojrzał na mnie inaczej niż zwykle – nie jak kochanek, ale jak ktoś, kto naprawdę chce być blisko.

– Asia… ja nie chcę być „tym drugim”. Chcę być z tobą. Na serio. Jeśli zechcesz.

Serce mi zamarło.

– Paweł… ja nie wiem, czego chcę. Moje życie właśnie się rozpadło. Dzieci pytają o tatę. Nie wiem, czy jestem gotowa, by od razu wejść w coś nowego.

Zamilkł. Westchnął.

– Czyli byłem tylko... narzędziem?

– Nie… Znaczy, może na początku. Ale potem… nie wiem. Pogubiłam się.

Spojrzał mi prosto w oczy. Był zawiedziony i miał do tego prawo.

– Wiesz, ja naprawdę coś do ciebie czuję. Ale ty chyba tego nie odwzajemniasz.

I odszedł. Zostałam z pustym mieszkaniem, smutnymi dziećmi i myślami, których nie umiałam już uciszyć. Nie chciałam Pawła. Nie chciałam Marka. Chciałam cofnąć czas. Ale się nie dało.

Joanna, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama