„Odkryłam, że mąż mnie zdradza, ale nie mogłam się na niego wściekać. Sama miałam sumienie czarne jak listopadowa noc”
„Poznałam go w pracy. Poszłam o krok za daleko, ale czułam się przy nim potrzebna. Pożądana. Marek chyba nawet nie zauważył, że przestałam mu opowiadać o swoim dniu. Sam od dawna nie mówił nic. Delegacje, zebrania, praca po godzinach. Czasem myślałam: może on też? Ale nie zadawałam pytań. Do pewnego poranka”.

- Redakcja
Na pierwszy rzut oka byliśmy małżeństwem bez dramatów. Spokojni, poukładani, kulturalni. Nikt by nie zgadł, jak niewiele zostało między nami. Marek – opanowany, konkretny, chłodny. Ja – coraz bardziej nieobecna, ale udająca normalność z przyzwyczajenia. Żyliśmy obok siebie. Spaliśmy w jednym łóżku, ale dzieliło nas wszystko. Czasem myślę, że po prostu przestaliśmy próbować.
Z Janem poznałam się w pracy. Spotkania przy automacie do kawy przerodziły się w rozmowy. Rozmowy w smsy. A potem... Potem już wiedziałam, że poszłam o krok za daleko. Ale czułam się przy nim potrzebna. Pożądana.
Marek chyba nawet nie zauważył, że przestałam mu opowiadać o swoim dniu. Sam od dawna nie mówił nic. Delegacje, zebrania, praca po godzinach. Czasem myślałam: może on też? Ale nie zadawałam pytań. Do pewnego poranka.
– Dodać ci miodu do herbaty? – zapytałam z uprzejmości.
– Sam sobie zrobiłem – odburknął, nie odrywając wzroku od ekranu.
A potem wyszłam na parking. I w schowku w aucie znalazłam bilety do teatru. Dwa miejsca, na poprzednią sobotę, chociaż miał być wtedy w delegacji. Serce zabiło mi mocniej. Przez chwilę nie oddychałam. Patrzyłam na te bilety i myślałam jedno: on mnie okłamał.
Żadne z nas nie mówiło prawdy
Schyliłam się do schowka w samochodzie Marka, bo zostawiłam tam swoją apaszkę. Chwilę grzebałam między papierami, kiedy zauważyłam coś, co nie pasowało do jego zwykłego, codziennego porządku – dwa bilety do teatru. Papier elegancki, świeży. Spojrzałam na datę i wszystko stało się jasne. Poprzednia sobota.
Marek był wtedy „na delegacji w Poznaniu”. Miał wrócić dopiero w niedzielę po południu. A teraz trzymałam w ręce coś, co świadczyło, że był gdzie indziej. Z kimś innym, nie sam. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach. Usłyszałam własny oddech – płytki, nieregularny. Serce zaczęło mi walić. Patrzyłam na bilety, ale widziałam siebie – z Janem, w jego kuchni, kiedy całował mnie w szyję i szeptał:
– Tamten wieczór był wyjątkowy. Chciałbym, żeby takich było więcej.
A ja wtedy się uśmiechałam. Bez wyrzutów sumienia. Zamknęłam oczy. Kto kogo okłamywał? Czy naprawdę miałam prawo być zła? Czy zdrada jest zdradą w mniejszym stopniu, jeśli druga osoba robi to samo?
Cały dzień tkwiłam w stanie zawieszenia. Obiad przypaliłam. Zapomniałam dokumentów z pracy. Złapałam się nawet na tym, że przeczesywałam wspomnienia z ostatniego weekendu, by znaleźć coś podejrzanego w zachowaniu Marka. Ale nie – wrócił zmęczony, jak zawsze. Nie wiedziałam, z kim tam był. Ale przecież nie chodziło o dowody. Chodziło o to, że nie powiedział mi prawdy. I że ja też tego nie zrobiłam.
Kłamstwo ma krótkie nogi
Nie wytrzymałam. Wieczorem, kiedy Marek siedział przy stole z laptopem i udawał skupienie, podeszłam spokojnie, niemal bez emocji. W ręku trzymałam bilety.
– Znalazłam to w twoim aucie – powiedziałam cicho, stawiając je przed nim.
Podniósł wzrok. Najpierw zdziwienie. Potem wyraz twarzy, który znałam aż za dobrze: kalkulacja. Nie strach, nie żal. Przeliczał, jak dużo mogę wiedzieć.
– Ach… to – odparł powoli, próbując uśmiechnąć się lekko. – Zapomniałem, że je tam zostawiłem.
– Miałeś być w Poznaniu.
– Byłem… Ale bilety miałem już wcześniej. Nie chciałem, żeby się zmarnowały. Więc dałem je... koleżance z pracy. Ostatecznie wróciłem w sobotę i poszliśmy razem, bo… głupio było.
Milczałam.
– Lilka, no co? – uniósł brwi. – Przecież ty nie lubisz teatru. Zresztą nie chciałem robić afery. Ty zawsze źle reagujesz na takie rzeczy.
– Czyli nie powiedziałeś mi, bo… nie chciałeś wzbudzać zazdrości?
– Właśnie. Żeby nie było niepotrzebnych podejrzeń. Chciałem uniknąć kłótni.
Uśmiechnął się.
– Jak ona ma na imię?
– Co?
– Ta koleżanka.
Zawahał się. Ledwo zauważalnie. Ale to wystarczyło.
– Karolina. Pracujemy razem nad nowym projektem.
Nie zapytałam dalej. Już nic nie mówiłam. Marek wzruszył ramionami i wrócił do laptopa, jakby rozmowa się zakończyła. A ja? Nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie to, że on mnie okłamał… czy to, że ja nie miałam odwagi zapytać, dlaczego to zrobił.
Oboje mieliśmy swoje sekrety
Tamten weekend, kiedy Marek był „w Poznaniu”, spędziłam z Janem. Pamiętam to popołudnie – deszczowe, duszne, pełne napięcia. Janek mieszkał sam. Zaprosił mnie na kolację, gotował coś lekkiego, orientalnego. Pachniało imbirem i winem. Miał na sobie biały t-shirt. Usiadł na kanapie blisko mnie, za blisko.
– Lilianna, nie musisz nic mówić. Wiem, że to... skomplikowane – powiedział, kładąc dłoń na mojej. – Ale chciałbym, żebyś wiedziała, że się w tobie zakochuję.
Patrzyłam na niego w ciszy. Przez chwilę chciałam powiedzieć „nie”. Że to nie to. Że to tylko ucieczka. Ale moje ciało już wiedziało, co zrobi. Przysunęłam się bliżej. I po chwili zatonęliśmy w dotyku. To była noc pełna czułości, ale i wewnętrznego rozdarcia.
Gdy zasnęłam w jego ramionach, przez chwilę nie czułam winy. Dopiero rano, kiedy zbierałam swoje rzeczy, poczułam, jak ciężka jest ta tajemnica. W drodze powrotnej do domu myślałam o Marku. O jego chłodzie, milczeniu, nieobecności. Ale też o tym, że przecież to mnie nie usprawiedliwia.
– Kim się staliśmy? – szeptałam sama do siebie, parkując przed domem.
Jan zadzwonił później tego dnia.
– Tęsknię – powiedział.
Nie odpowiedziałam. Bo nie wiedziałam, za kim ja tęsknię. Czy za Markiem, który stał się cieniem… czy za sobą z czasów, kiedy wierzyłam, że miłość nie potrzebuje sekretów i kłamstw.
Nie miałam już siły uciekać
Od tamtej rozmowy przy stole coś się między nami zmieniło – nie nagle, nie widowiskowo, ale cicho, niezauważalnie. Marek stał się jeszcze bardziej nieobecny. Ja przestałam pytać. I przestałam też mówić. Wieczorami siedzieliśmy w ciszy. Telewizor grał, ale nikt go nie słuchał. Kiedyś przynajmniej zachowywaliśmy pozory. Teraz nawet one nam się znudziły.
Pewnego wieczoru pokłóciliśmy się o zmywanie. Brzmi śmiesznie, prawda?
– Zostawiasz wszystko w zlewie, jakbyś nie miał rąk – rzuciłam, odkładając talerz z trzaskiem.
– A ty zawsze musisz się czepiać – odpowiedział chłodno.
– Bo może ktoś w tym domu mógłby wreszcie zapytać, co u mnie? Albo przynajmniej posprzątać po sobie?
– A może ktoś w tym domu mógłby przestać udawać, że wszystko jest w porządku? – spojrzał na mnie twardo.
Zamilkliśmy. Bo oboje wiedzieliśmy, o co tak naprawdę chodziło. Nie o talerze. Nie o zlew. Ale nikt nie chciał pierwszy powiedzieć czegoś, czego nie da się już cofnąć. Kiedy zasypiałam tamtej nocy, patrząc w ciemność, pomyślałam: Nie wiem już, czy chcę to ratować. Ale czy jestem gotowa to zniszczyć?
Następnego dnia Jan napisał: „Chciałbym cię gdzieś zabrać, gdzie nikt nas nie zna. Zniknęlibyśmy na chwilę”. Zamknęłam telefon bez odpowiedzi. I po raz pierwszy poczułam, że nawet ucieczka nie brzmi już jak wybawienie.
Nie było w nas nawet złości
Spotkaliśmy się tydzień później. Kawiarnia na uboczu, stolik w rogu, jego dłoń delikatnie przesuwająca się po mojej.
– Lilka... – powiedział cicho – Chciałbym, żebyś była ze mną tak na serio. Nie na chwilę, nie ukradkiem. Chciałbym budzić się obok ciebie. Codziennie.
Spojrzałam na niego. Był szczery. Naprawdę się zakochał. I nagle poczułam… nie radość, nie ulgę, ale ciężar.
– Jan... Nie wiem, czy to, co między nami, jest prawdziwe – powiedziałam. – Może to tylko ucieczka. Może oboje tylko chcieliśmy czegoś, czego nie dostajemy gdzie indziej.
Jego twarz zamarła. Próbował się uśmiechnąć, ale nie potrafił.
– Ty nadal go kochasz? – zapytał.
Zawahałam się.
– Nie wiem, czy kocham Marka. Ale nie wiem też, czy kocham ciebie.
Piliśmy kawę w milczeniu. A ja już wiedziałam – to nie była miłość. To było schronienie. Krótkotrwałe, potrzebne. Ale nieprawdziwe.
Gdy wróciłam do domu, Marek siedział na kanapie. Patrzył w ekran, jak zwykle. Nie podniósł wzroku, gdy weszłam. Usiadłam obok. Zbyt blisko, by nie czuć jego ciała, ale zbyt daleko, by go dotknąć. Może on mnie nie zdradził. Może te bilety naprawdę nic nie znaczyły. Ale czy to ma jeszcze znaczenie? Prawda była taka, że oboje już nic nie czuliśmy. Nawet złość się wypaliła.
Łączyło nas już tylko milczenie
Siedzieliśmy w salonie. Telewizor mrugał cicho w tle, ale nikt go nie oglądał. Marek trzymał w dłoni pilota, ja filiżankę z zimną już herbatą. Dzieliło nas nie więcej niż metr. I całe morze milczenia. Nie zapytałam go, z kim był w teatrze. On mnie nie zapytał, gdzie ja byłam tamtego weekendu. Nie musieliśmy. Oboje wiedzieliśmy. Ta cisza była głośniejsza niż jakakolwiek kłótnia. Cięższa niż każde wyznanie.
Kiedyś bym walczyła. Zapytała, krzyczała, płakała. Teraz siedziałam spokojnie, patrząc w przestrzeń, gdzieś ponad ekranem. Zastanawiałam się, czy Marek też to czuje. Ten koniec. Tak cichy, że aż trudny do zauważenia. Ale tak ostateczny, że aż paraliżujący. Nie było dramatów. Nikt nie trzasnął drzwiami. Nikt nie spakował walizki. Po prostu… przestaliśmy być razem. A może po prostu przestaliśmy udawać.
Zamknęłam oczy. Myśli przyszły same: nie zdradził mnie fizycznie. A może i zdradził. Ale to nieważne. Bo zdradziliśmy siebie na tysiąc innych sposobów. Każdym przemilczanym dniem, każdą rozmową, której nie odbyliśmy. Każdym spojrzeniem, którego nie było. Cisza między nami nie była już spokojem. Była żałobą.
I wiedziałam, że nie będzie już żadnych wybuchów. Żadnych wielkich słów. Po prostu któregoś dnia jedno z nas wyjdzie. Albo oboje zostaniemy, udając dalej. I tylko ta cisza będzie się robić coraz głośniejsza.
Lilianna, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Syn olał Wszystkich Świętych, ale na mecz z kumplami miał czas. Zrozumiałam, że dla niego rodzina nic nie znaczy”
- „U teściów czułam się jak na przesłuchaniu. Krzyczałam w środku, gdy znów dopytywali, kiedy w końcu dam im wnuka”
- „Syn nie zawiózł mnie na cmentarz, chociaż mi obiecał. Wtedy zrozumiałam, że już nie mogę na niego liczyć”