Reklama

Czasami, kiedy patrzyłam na naszą rodzinę z zewnątrz, miałam wrażenie, że jesteśmy idealni. Ja i Hubert – małżeństwo od kilkunastu lat. Dwoje dzieci, które wciąż jeszcze przytulały się do nas wieczorami przed snem. Dom, w którym nigdy niczego nie brakowało. Sąsiedzi pewnie myśleli: „Oni to mają szczęście”. A ja? Od dłuższego czasu czułam, że coś się kruszy.

Reklama

Hubert coraz częściej wymykał się z domu pod pretekstem „spotkań służbowych”. Wracał późno, zmęczony, jakby wyzuty z sił. Kiedy próbowałam zagaić rozmowę, odpowiadał półsłówkami. Nie pytał, jak minął mi dzień, co u dzieci. Siedział naprzeciwko mnie przy kolacji, ale miałam wrażenie, że tak naprawdę jest gdzieś daleko, poza tym stołem, poza naszym domem. Z początku usprawiedliwiałam go w myślach – że praca, że stres, że może kryzys wieku średniego. Tylko że im bardziej próbowałam to sobie tłumaczyć, tym bardziej czułam, że to coś większego. Że dystans, jaki się między nami wytworzył, nie jest chwilowy.

Może przesadzam – powtarzałam sobie, kiedy słyszałam trzask zamykanych za nim drzwi. – Może to tylko moja wyobraźnia.

Ale w głębi serca wiedziałam. Kobieta zawsze wie. Bałam się jednak nazwać to głośno, bo jeśli powiem słowo „zdrada”, to ono już zostanie. I nie będzie odwrotu.

Oświadczył, że mnie zdradza

– Hubert, możemy porozmawiać? – zagadnęłam, gdy tylko zamknął za sobą drzwi i odwiesił płaszcz.

– Jasne… tylko daj mi chwilę, jestem padnięty – burknął i sięgnął po telefon.

Patrzyłam na niego, jak siedzi na kanapie i udaje, że coś przegląda w sieci. Zebrałam całą odwagę, żeby wreszcie zadać pytanie, które od tygodni pulsowało w mojej głowie.

Zdradzasz mnie? – wyrzuciłam z siebie, zanim zdążyłam się rozmyślić.

Uniósł wzrok znad telefonu. Widziałam, jak przez ułamek sekundy zastanawia się, co odpowiedzieć.

– Ewa… skąd ci to przyszło do głowy? – próbował jeszcze grać na zwłokę.

– Hubert, nie kręć. Powiedz mi prawdę. Wychodzisz wieczorami, wracasz późno, unikasz rozmów. Nie jestem głupia.

Zapadła cisza. Tylko zegar w kuchni tykał natarczywie. A potem on westchnął i powiedział to jednym, równym tonem, jakby od dawna przygotowywał się do tych słów:

– Tak. Zdradzam cię.

Poczułam, jak ugięły się pode mną nogi. Złapałam się poręczy krzesła, żeby nie upaść.

– Jak mogłeś?! – głos mi się załamał. – Zniszczyłeś wszystko… naszą rodzinę, dzieci, mnie!

Hubert podniósł się, podszedł i położył dłonie na stole, jakby chciał zaznaczyć, że ma argumenty, których jeszcze nie znam.

– To jedyny sposób, żebyśmy się nie rozwiedli – powiedział spokojnie. – Gdyby nie ona, już dawno nie bylibyśmy razem.

Patrzyłam na niego osłupiała. Jak można mówić o zdradzie jak o lekarstwie? Jak o czymś, co ratuje małżeństwo? W głowie dudniły mi słowa: „Tak. Zdradzam cię”. I to jeszcze gorsze: „żebyśmy się nie rozwiedli”. Nie wiedziałam, czy śmiać się histerycznie, czy krzyczeć. Czułam tylko gorące pieczenie w gardle i to, że zaczyna mi brakować powietrza.

Miał pokrętne wytłumaczenie

– Wyobrażasz sobie, co właśnie powiedziałeś? – spytałam, patrząc na niego, jakby obcy człowiek siedział w naszym salonie. – Że zdrada jest sposobem na ratowanie małżeństwa?

– Ewa… ja tego nie planowałem – Hubert przeczesał dłonią włosy. – Ale dzięki niej mam siłę, żeby tu być. Żeby nie krzyczeć na ciebie ani na dzieci.

– Siłę?! – prychnęłam. – Czyli rozumiem, że ja jestem dla ciebie takim ciężarem, że musisz szukać energii u innej kobiety?

– To nie tak… – zaczął, ale nie dałam mu skończyć.

– To dokładnie tak! – krzyknęłam. – Wolisz cudze ciało, cudze słowa, cudze życie, a ja mam się cieszyć, że łaskawie jeszcze wracasz do tego domu?

Hubert spuścił wzrok.

Chcę być z tobą. Ale sama widzisz, że od dawna się od siebie oddalamy. Ona mnie odciąża, rozumiesz? Gdyby nie ona… pewnie już dawno bym odszedł.

Te słowa były jak nóż.

– Czyli to prawda – wyszeptałam. – Gdyby nie twoja kochanka...

Milczał. Nie zaprzeczył. I to bolało najbardziej.

– Powiedz mi jedno – zebrałam się na odwagę. – Kochasz ją?

– To nie jest miłość. To… – zawahał się. – To inny rodzaj bliskości.

– A ja co? Jestem obowiązkiem? Matką twoich dzieci, kucharką i sprzątaczką? – w moim głosie mieszała się rozpacz z wściekłością.

Hubert podszedł bliżej, jakby chciał mnie objąć, ale cofnęłam się gwałtownie.

Nie dotykaj mnie! – syknęłam. – Muszę najpierw zrozumieć, czy lepiej żyć w tym chorym zakłamaniu… czy lepiej stracić wszystko.

W tej chwili po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie nie jak o strasznej katastrofie, lecz jak o możliwym wyjściu. Choć serce rwało się, żeby mimo wszystko trzymać go przy sobie.

Z nią czuł się wolny

Była sobota wieczorem. Dzieci bawiły się w pokoju, a Hubert siedział w gabinecie. Wyszłam po herbatę do kuchni i wtedy usłyszałam jego głos zza uchylonych drzwi. Nie mówił tym tonem, którym zwykle ze mną rozmawiał. Był miękki, ciepły, przepełniony uczuciem.

– Kochanie, wiem, że tęsknisz… – wyszeptał. – Tak, też chciałbym być teraz obok ciebie.

Zamarłam. Stałam jak wryta, trzymając kubek w dłoni.

– Spokojnie, niedługo będziemy mieć więcej czasu dla siebie – kontynuował. – Tak, wiem, wakacje… Obiecuję. Pojedziemy razem. Gdziekolwiek zechcesz.

Serce zaczęło mi walić jak młot. Wakacje? To miało być coś więcej niż tylko „oddech”.

Z tobą czuję się wolny – powiedział po chwili, a te słowa przebiły mnie na wskroś. – Tylko przy tobie mogę naprawdę marzyć.

Poczułam, jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Oparłam się o framugę, żeby nie upaść. To nie były słowa mężczyzny, który „tylko” szuka pocieszenia. To były wyznania kogoś, kto naprawdę planuje życie z inną.

– Dobrze, kochanie, muszę kończyć – dodał szybko, jakby mnie wyczuł. – Tak, ja też cię kocham.

Telefon kliknął, zapadła cisza. A ja stałam z kubkiem, który niemal wypadł mi z dłoni. Wróciłam do kuchni, serce mi dudniło w uszach. Już nie mogłam udawać, że to jakaś „ucieczka”. Hubert nie tylko mnie zdradzał – on budował z nią coś, o czym mnie od dawna nie potrafił nawet poinformować. Wtedy po raz pierwszy poczułam gniew tak wielki, że bałam się, co zrobię, gdy tylko wejdę do jego pokoju.

Gardziłam i tęskniłam jednocześnie

Nie czekałam długo. Wparowałam do niego, zanim zdążył cokolwiek ukryć.

– Kłamałeś! – wrzasnęłam. – To nie jest żadna „ucieczka”! Słyszałam, jak mówisz o wakacjach, o marzeniach, o wspólnej przyszłości!

Hubert gwałtownie podniósł głowę.

– Ewa… podsłuchiwałaś mnie?

– Podsłuchiwałam? – parsknęłam. – A co miałam zrobić, kiedy mój własny mąż szeptał do telefonu: „Kocham cię”?

Wstał, próbując zachować spokój, ale w oczach miał strach.

– To nie jest tak, jak myślisz. Kasia to inny rodzaj bliskości. To… ucieczka od presji, od wszystkiego, co mnie przytłacza.

– Inny rodzaj bliskości?! – niemal się śmiałam, ale głos mi się załamywał. – Czy ty siebie słyszysz? Opowiadasz bajki, a ja mam udawać, że nic się nie dzieje?

Ewa, to ciebie kocham – zaczął błagalnym tonem. – Ty i dzieci, nasz dom… to moje życie. Kasia nie jest zagrożeniem. Ona… ona po prostu pozwala mi oddychać.

– Oddychać?! – moje dłonie zacisnęły się w pięści. – Oddychać możesz w górach, nad morzem, na spacerze w lesie. Nie w łóżku z inną kobietą!

– Rozumiesz, że gdybym nie miał tej odskoczni, to byśmy się rozpadli? – mówił szybko, jakby sam siebie chciał przekonać. – To paradoks, ale ona sprawia, że mogę być dla ciebie lepszy.

Patrzyłam na niego i nie wiedziałam, czy bardziej nim gardzę, czy wciąż za nim tęsknię. Bo gdzieś pod tym gniewem czaiła się desperacka chęć, żeby wierzyć, że jeszcze możemy być razem. Ale głos w mojej głowie szeptał: „On gra na czas. To nie miłość, to manipulacja. A ty pozwalasz mu na wszystko.”

Jego serce było przy innej

Umówiłam się z nią w kawiarni. Nie wiem, co mną kierowało – ciekawość, desperacja czy pragnienie, żeby zobaczyć twarz kobiety, która wdarła się w moje życie jak złodziej. Kasia przyszła punktualnie. Młodsza, uśmiechnięta, z tym błyskiem w oku, którego dawno ja już nie miałam.

– Więc to ty – powiedziałam chłodno, kiedy usiadła naprzeciwko.

– A ty jesteś Ewa – odparła spokojnie, jakbyśmy miały się zaraz zaprzyjaźnić. – Dobrze, że w końcu się spotkałyśmy.

– Dobrze? – prychnęłam. – Dla kogo dobrze? Dla ciebie, że rozbijasz cudze małżeństwo?

Kasia przechyliła głowę.

– Myślisz, że Hubert jest z tobą, bo tego chce? On żyje tak z jakiegoś chorego poczucia obowiązku. Powtarza mi to wprost – że dzieci, że dom. Ale serce… serce ma przy mnie.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg.

– Kłamiesz!

– Nie – uśmiechnęła się smutno. – Wiesz, kiedy mówi, że jest szczęśliwy? Kiedy jest ze mną. Z tobą jest… zmęczony.

Zacisnęłam dłonie na filiżance tak mocno, że aż zabolało.

– On przysięgał mi wierność. To ja z nim dzieliłam lata, trudności, radości. Ty pojawiłaś się jak cień, nic o nim nie wiesz.

– Może właśnie dlatego mnie kocha – odparła cicho. – Bo ja nie ciągnę go w dół. Daję mu to, czego ty już nie potrafisz.

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Nie chciałam pokazać, jak bardzo mnie zraniły, ale czułam, że przegrałam tę rozmowę już na starcie. Bo w środku tliło się we mnie pytanie, którego nie potrafiłam zagłuszyć, co jeśli ona mówi prawdę?

Czułam się rozbita na kawałki

Wracałam z tej kawiarni jak po bitwie. W głowie huczały mi słowa Kasi, a w sercu palił się ogień gniewu i poczucia klęski. Usiadłam w przedpokoju, zanim jeszcze zdjęłam płaszcz. Czułam się rozbita na kawałki, których nie umiałam już poskładać. Hubert podszedł do mnie i próbował mnie objąć, jakby nic się nie stało.

– Ewa, proszę… ja chcę tylko spokoju. Nie komplikujmy wszystkiego bardziej niż trzeba.

Spokój. On marzył o spokoju, a ja miałam w sobie burzę. Jak miałam udawać, że jego serce nie jest już tylko moje?

– Wiesz, co jest najgorsze? – wyszeptałam. – Że nie potrafię cię nienawidzić tak, jak na to zasługujesz.

Nie odpowiedział. Odsunęłam się od niego i poszłam do łazienki. Zamknęłam się na klucz. W lustrze zobaczyłam twarz kobiety, którą ledwo poznawałam. Cienie pod oczami, blada cera, usta zaciśnięte do granic bólu.

– Kim ja jestem? – szepnęłam do swojego odbicia. – Żoną, która walczy o resztki miłości? Ofiarą, która pozwala się ranić? A może współwinną, bo za długo udawałam, że nic się nie dzieje?

Łzy popłynęły same. Nie było żadnego rozwiązania, tylko zawieszenie w próżni. Wiedziałam jedno, że nawet jeśli zostanę z Hubertem, to już nigdy nie będę tą samą Ewą, którą byłam wcześniej. I może to właśnie było najstraszniejsze.

Ewa, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama