„Odkryłam, że zięć zdradza moją córkę. Z bolącym sercem jej doniosłam, a ona oznajmiła, że wie, bo mają taki układ”
„Już od ponad trzech lat mamy innych partnerów. Zależy nam, by nasze dzieciaki nie cierpiały. Julek jeszcze nie ma 12 lat, a Zuzia ma ledwie 7. Postanowiliśmy wstrzymać się jeszcze z rozwodem, ale każdy z nas ma swoje własne życie. Krzysztof chodzi z Elżbietą, ja również się z kimś spotykam”.

- listy do redakcji
Spotkanie zapowiadało się miło
Rzadko bywam w kawiarnianych ogródkach – o wiele bardziej relaksuje mnie przesiadywanie w moim ogródku albo na tarasie, otoczona roślinami, które sama posadziłam i oczywiście z książką w dłoni. Mimo to tamtego popołudnia moja przyjaciółka namówiła mnie na wyjście z domu. Z Danusią nie miałyśmy okazji spotkać się od dłuższego czasu – lata temu przeprowadziła się na stałe do Portugalii i tylko od czasu do czasu odwiedzała Polskę. A skoro akurat przyleciała, musiałyśmy nadrobić zaległości i wypić razem kawę.
Postanowiłyśmy spotkać się w kafejce o nazwie „Mefisto”. Danka wcześniej zamówiła dla nas miejsce. Wylądowałyśmy w samym centrum gromady ludzi.
– Fajnie tu jest. Kojarzy mi się z tym naszym ulubionym barem w Lizbonie – oznajmiła.
Spytałam, co słychać u Henryka. Dankę spotykam dosyć często, ale jej mąż? Chyba z dziesięć lat go na oczy nie widziałam.
– Przecież wiesz, jaki on jest. Nienawidzi samolotów i za nic w świecie nie da się namówić na wizytę. Zresztą, po co miałby tu przyjeżdżać? Rodzice nie żyją, znajomi rozsiani po świecie. A tak przy okazji – niedawno odwiedziliśmy Wojtka na Malcie. Boże, jak tam pięknie z Bogną mieszkają, że aż się wracać nie chciało – stwierdziła Danka.
Plotkowaliśmy chwilkę, wspominając czasy studenckie – kiedyś, wiele lat temu, poznaliśmy się wszyscy na archeologii i fajnie było powspominać dawne czasy. Akurat obgadywałyśmy naszego kumpla, Jaśka, który chciał wziąć ślub z dziewczyną młodszą od niego o ćwierć wieku, gdy nagle kątem oka zobaczyłam na tarasie kogoś znajomego.
To nie wyglądało na niewinną rozmowę
– Czy, to Krzysztof? Co on tu, do licha, robi? – wymamrotałam pod nosem, sięgając do torebki po swoje okulary.
Bez okularów widzę niewyraźnie, a kiedy już je założyłam, mogłam w stu procentach stwierdzić, że przy bocznym stoliku w głębi obszernego patio siedzi Krzysiek, mąż mojej córki. Towarzystwa dotrzymywała mu młodziutka, śliczna dziewczyna, która zdecydowanie nie była moją córką. Danka zerknęła w tym samym kierunku i z niezadowoleniem pokiwała głową.
– Słyszałaś, że Jacek chce wziąć rozwód? – spytała mnie.
– Coś mi mówiłaś na ten temat – odparłam, wciąż obserwując mojego zięcia.
Nie zauważył mnie, bo był całkowicie zaabsorbowany rozmową z blondyneczką. W pewnym momencie przysunął się do niej i musnął ustami jej dłoń. To wyglądało dość intymnie… Po chwili zaczęli się migdalić, szepcząc do siebie słodkie słówka.
– Słuchaj, chyba powinnyśmy się stąd zbierać. Widzę, że jesteś okropnie zestresowana – rzuciła Danka, dając znak przechodzącemu obok stolikowi kelnerowi, by przyniósł rachunek.
– Zaraz tam pójdę i wygarnę mu, co o nim myślę, aż się spali ze wstydu – warknęłam, ledwo powstrzymując łzy.
– Daj spokój, zostaw to teraz. Pogadacie przy innej okazji. A wiesz, co powinnaś zrobić? Porozmawiać najpierw z Martyną – zasugerowała mi Danka. – Nie rób awantury publicznie.
– Chyba masz rację – mruknęłam.
Nie przypuszczałam, że mój zięć to łajdak!
Wyszłyśmy z kawiarni, a Danka wpadła na pomysł, żebyśmy się trochę przeszły.
– To ci dobrze zrobi – namawiała mnie. – Wyciszysz się, uspokoisz – przytuliła mnie serdecznie.
– Wciąż nie mogę tego pojąć! – zaczęłam mówić, czując, jak emocje wciąż buzują w moim wnętrzu. – A ten Krzysztof jest tak bezczelny, że zabiera tę swoją lalunię do modnego lokalu w ścisłym centrum! – byłam oburzona.
– No, rzeczywiście ma tupet. Kiedyś to kochanki zabierało się do moteli na obrzeżach miasta – zażartowała Danka i obie parsknęłyśmy nerwowym, krótkim śmiechem.
– Współczuję ci z powodu sytuacji twojej córki. Oby jakoś zdołali to poukładać – dorzuciła.
– Chyba nie będę miała wyjścia i będę musiała z nią szczerze porozmawiać…
– Obawiam się, że tak... – zgodziła się Danka.
– A może lepiej jednak zachować to w tajemnicy? Może to zwykłe zauroczenie, trochę niewinnego flirtu?
– Nie oszukujmy się – odparła Danka. – To wyglądało dość jednoznacznie i na bank nie chodziło jedynie o niewinny flirt.
– Racja. Nie ma się co łudzić – westchnęłam z rezygnacją.
Potem rozmawiałyśmy już o czymś innym, a ja nadal widziałam obrazek, jak Krzysztof patrzy się na tę młodą blondynę maślanym wzrokiem. Strasznie mnie to wkurzało, bo przecież jeszcze miesiąc temu, na moich urodzinach, zachowywał się jak wzorowy mąż i ojciec. A tu proszę, jaka zmiana! Normalnie szok, że facet potrafi tak z dnia na dzień zmienić swoje zachowanie. No i co ja mam teraz o tym myśleć, skoro jeszcze niedawno był taki idealny, a teraz zachowuje się jak ostatnia świnia? Ech, faceci – nigdy nie wiadomo, czego się po nich spodziewać!
Powiedzieć czy nie powiedzieć?
Większą część nocy spędziłam przewracając się z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka. Głowę zaprzątały mi myśli o Martynie i jej reakcji na wieść, że widziałam jej męża. Zastanawiałam się: „A co z dziećmi? Może lepiej zachować to w tajemnicy? Jeżeli dojdzie do rozwodu, moje ukochane wnuczęta zostaną pozbawione taty. Owszem, będą go widywać od czasu do czasu, ale czy takie sporadyczne kontakty wystarczą?” – takie myśli nie dawały mi spokoju.
Z rana zwlekłam się z łóżka całkowicie połamana – bolały mnie plecy, oczy szczypały z braku snu, a w głowie kręciło się, jak na karuzeli. Mimo że nie było jeszcze szóstej, czułam, że już nie zasnę z powrotem. Zrobiłam sobie kawę i rozsiadłam się z kubkiem na balkonie. „Porozmawiać z Martyną, czy nie rozmawiać?” – tylko to pytanie tłukło mi się po głowie. Jakoś tak koło ósmej postanowiłam w końcu, że pogadam z córką. Nie dałabym rady utrzymać tego w tajemnicy.
Ponad godzinę zajęła mi jazda tramwajem do mieszkania, w którym mieszka moja córka. To w odległej części miasta. Byłam tak zdenerwowana, że zdecydowałam się na komunikację miejską. Stan, w jakim się znajdowałam, uniemożliwiał mi prowadzenie samochodu. Byłam niezwykle poruszona całą sytuacją i trzęsłam się ze stresu...
Moja córka miała na sobie pstrokaty, lśniący szlafrok – sprawiała wrażenie, jakby przed chwilą zwlekła się z łóżka. „Plusy zdalnej pracy” – przemknęło mi przez myśl, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Mama? – Martyna nie kryła zaskoczenia moją wizytą. – Co cię tu sprowadza tak wcześnie? Czy coś się stało? – w jej głosie wyczułam nutę niepokoju. – No wchodź, nie stój tak w drzwiach.
Wchodząc do środka, pocałowałam córcię w policzek.
– Nie martw się, wszystko w porządku – odparłam uspokajająco. – Po prostu chciałam z tobą chwilkę poplotkować.
Nagle z wnętrza mieszkania dobiegł huk.
– A niech to szlag! Czy ty zawsze musisz zostawiać to żelazko gdzie popadnie?! – wydarł się zięć, co kompletnie mnie zszokowało.
– A on nie jest w pracy? – zapytałam z autentycznym zaskoczeniem.
Byłam przekonana, że kiedy zjawię się na miejscu, Krzysztofa już nie będzie, a tu proszę, jaka niespodzianka…
– Ma dziś podróż służbową do Bydgoszczy, pociąg odjeżdża za godzinę – oznajmiła córka. – Zrobiłeś sobie krzywdę?! – zawołała donośnym głosem w kierunku dom, jednak zięć nie raczył jej zaszczycić odpowiedzią.
Byłam totalnie zaskoczona tym, co powiedziała
Ledwo kiwnął mi głową na powitanie. Pochłonął przygotowane kanapki w mgnieniu oka, a następnie rzucił okiem w lustro, poprawiając swój krawat. Beznamiętnie oznajmił, że będzie się zbierał.
– Wolę pojechać z wyprzedzeniem, żeby uniknąć powtórki z rozrywki. Przez te wiecznie trwające remonty o mało co nie spóźniłem się ostatnio na pociąg. No to na razie, dbajcie o siebie! – rzucił na odchodne.
Frontowe drzwi zamknęły się z hukiem, a my zostałyśmy ze sobą sam na sam. Zajęłam miejsce przy stole, intensywnie myśląc, od czego zacząć naszą konwersację. Jednocześnie dręczyła mnie jeszcze jedna kwestia – czy pewnego dnia moja córka nie będzie na mnie wściekła za to, że pewnego poranka zjawiwszy się w ich domu, jednym zdaniem zburzyłam cały jej dotychczasowy świat...
– Masz ochotę na kawę, mamuś? – odezwała się Martyna, wyciągając z szafki dwie filiżanki. – Wiesz, nie wyglądasz najlepiej. Chyba coś cię trapi.
Nabrałam powietrza do płuc i zaproponowałam, aby usiadła. Postanowiłam w końcu, że powiem jej całą prawdę w najprostszy możliwy sposób i…
– Krzysztof spotyka się z inną kobietą – wyrzuciłam z siebie. – Ja i Danka widziałyśmy go wczoraj w śródmieściu, był z jakąś blondynką. Całował jej dłoń, szeptali sobie do ucha słodkie…
– Wiem o tym, mamo – przerwała mi córka, a na jej buzi nie dojrzałam śladu smutku, czy choćby zdziwienia. – Mamy taką umowę – oznajmiła bez emocji.
– Słucham? – wydukałam, totalnie oszołomiona.
– Porozumienie – powtórzyła. – Już od ponad trzech lat mamy innych partnerów. Zależy nam, by nasze dzieciaki nie cierpiały. Julek jeszcze nie ma 12 lat, a Zuzia ma ledwie 7. Postanowiliśmy wstrzymać się jeszcze z rozwodem, ale każdy z nas ma swoje własne życie. Krzysztof chodzi z Elżbietą, ja również się z kimś spotykam.
– Kochanie, chyba sobie żartujesz, prawda? – powiedziałam ściszonym głosem.
– Nie mamo. Co najmniej dwie zaprzyjaźnione z nami pary poradziły sobie z analogiczną sytuacją identycznie – zakomunikowała mi Martyna lodowatym głosem, jakby chciała powiedzieć: nie wtykaj nosa w nieswoje sprawy.
Kiedy wróciłam do mieszkania, miałam pustkę w głowie i mętlik w sercu. Początkowo planowałam wszystko wyznać mężowi – nigdy niczego przed nim nie ukrywałam. Jednak na samą myśl, że musiałabym poinformować Edka o czymś takim, robiło mi się ciemno przed oczami. Mój ślubny od zawsze był raczej konserwatywny… Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co by powiedział, gdyby usłyszał, co skrywa nasza córeczka.
No więc zachowałam to dla siebie. Nawet z Martyną o tym nie gadam – przecież jasno mi powiedziała, że to nie moja sprawa. I tylko sama się zastanawiam: co się dzieje z tym światem?! Chyba umarłabym ze wstydu, jakby mój stary pewnego dnia wyskoczył z taką „propozycją”. Nigdy, przez ponad 40 lat nie zrobiłabym czegoś takiego mężowi i jestem pewna, że on też zawsze był mi oddany. Jak teraz żyją ci młodzi? Aż ciarki przechodzą, jak się o tym pomyśli...
Krystyna, 61 lat