„Odliczałam sekundy do Nowego Roku, a on do tego, by mnie pocałować. Sylwestrowy romans powalił mnie na kolana”
„O północy wybuchły fajerwerki. Niebo rozbłysło kolorami, krzyki i śmiech niosły się echem po całym osiedlu. I wtedy poczułam, jak jego dłoń dotyka mojej. Delikatnie. Jakby pytał: „czy mogę?”. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. I wtedy mnie pocałował. Nie szybko. Nie gwałtownie. Cicho, uważnie, jakby ten pocałunek miał być początkiem, nie punktem kulminacyjnym”

Mam trzydzieści dwa lata i coraz częściej mam wrażenie, że wszyscy wokół mnie już wszystko mają poukładane. Mężowie, dzieci, kredyty, pies i zakupy w IKEA. A ja? Ostatnio zakończyłam trzyletni związek z facetem, który nie potrafił się zdecydować, czy mnie kocha, czy jednak bardziej kocha swoje PlayStation. Gdy nadszedł koniec roku, nie miałam ani siły, ani ochoty na huczne imprezy. I pewnie zostałabym w domu, gdyby nie Basia – moja przyjaciółka z liceum. To ona wyciągnęła mnie na sylwestra, który miał być zwykłym wieczorem… ale nic nie poszło zgodnie z planem.
Chce być sama
– Przecież nie możesz spędzić sylwestra sama! – Basia patrzyła na mnie wzrokiem, który znałam od lat. Nie odezwała się, a ja słyszalam jej słynne: „nawet-nie-próbuj-mi-odmówić”.
– Basiu, serio, nie mam nastroju. Chcę poleżeć w dresie, obejrzeć coś głupiego na Netflixie i zjeść kilogram lodów. Bez ludzi, bez błyskotek, bez fajerwerków.
– Nie ma mowy. Wiesz, co to znaczy? To znaczy, że za rok też będziesz sama. A potem znowu. I znowu. I zanim się obejrzysz, kupisz sobie kota i zaczniesz do niego mówić jak do dziecka.
– Kot to nie najgorszy pomysł – mruknęłam, ale wiedziałam już, że przegrałam.
Basia od zawsze była siłą nie do zatrzymania. W liceum potrafiła zorganizować wycieczkę klasową, zanim nauczyciele w ogóle podjęli decyzję, że coś planują. Kiedy się rozstałam z Rafałem, była pierwszą osobą, która przyszła z winem i pizzą. Nie lubiła patrzeć, jak ktoś się rozkleja.
– Słuchaj, będzie u mnie kilka osób. Nikogo obcego. Znani ludzie, dużo jedzenia, żadnej spiny. Nikt cię nie będzie wypytywał o byłych. Obiecuję.
– A te twoje „znane osoby” to kto? – zapytałam z lekkim niepokojem.
– No, moja siostra z chłopakiem, stara ekipa z pracy i... no... Michał też będzie. Pamiętasz Michała?
– Tego Michała z zielonymi oczami?
– Tak. Rozwiódł się jakiś czas temu, ale wygląda jeszcze lepiej niż kiedyś – mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
Westchnęłam. Czy ja naprawdę chcę przeżywać pierwsze spotkanie z ludźmi w takim stanie emocjonalnym? Okazało się, że nie miałam wyjścia. Sylwestra u Basi to była decyzja, którą podjęto za mnie. Nie miałam nawet siły się sprzeciwiać, więc dzień przed imprezą poszłam kupić sobie coś błyszczącego, co miało wyglądać, jakbym zupełnie przypadkiem wyglądała olśniewająco.
– Tylko bez dramatów – powiedziałam sama do siebie, stojąc przed lustrem w sukience, której nigdy wcześniej nie miałam odwagi założyć. – To tylko noc jak każda inna.
Bardzo się myliłam
Drzwi do mieszkania Basi były już lekko uchylone, gdy weszłam. W środku grała muzyka, ludzie śmiali się, krzątali z kieliszkami w dłoniach, a zapach pieczonych tart i grzanego wina uderzył mnie.
– Przyszłaś! – Basia od razu się na mnie rzuciła. – I wyglądasz... wow.
– Przypadkiem – uśmiechnęłam się. – Sukienka sama wskoczyła na mnie z wieszaka.
– Pewnie. I pewnie makijaż zrobił się sam?
– Dokładnie tak.
Poprowadziła mnie do salonu, przedstawiając po drodze dwie dziewczyny, których imion nie zapamiętałam, i chłopaka, który od razu zaproponował mi prosecco. Wzięłam kieliszek z wdzięcznością.
– Michał jeszcze nie dotarł – szepnęła mi Basia do ucha. – Ale uprzedzam – wygląda teraz jak człowiek, który przeszedł przez piekło i wrócił. Seksownie, rozumiesz?
Nie zdążyłam nawet zareagować, bo drzwi otworzyły się z hukiem.
– Sorry za spóźnienie, korki jak diabli – rozległ się znajomy głos.
Odwróciłam się i wtedy go zobaczyłam. Michał. Ten Michał. Facet, który pięć lat temu podobał mi się do szaleństwa, ale wtedy był świeżo po zaręczynach i traktował mnie jak młodszą kumpelę. Teraz wyglądał... inaczej. Trochę starszy, z delikatnymi zmarszczkami przy oczach, zarostem i tym spojrzeniem. Jakby wszystko już widział, ale nadal był ciekawy świata.
Nasze spojrzenia się spotkały
– Cześć – powiedział, podchodząc do mnie.
– Cześć, Michał – odpowiedziałam, starając się nie brzmieć jak głupia nastolatka.
– Długo się nie widzieliśmy, co?
– Tak... jakieś pięć lat? Może więcej.
– Ty się w ogóle nie zmieniłaś.
– Ty też nie – skłamałam.
Nie wiedziałam, co powiedzieć więcej, więc napiłam się prosecco. On zrobił to samo. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, otoczeni rozmowami i muzyką, ale jakby w swojej własnej bańce.
– Pogadamy później? – zapytał cicho.
– Jasne.
A ja poczułam, jak coś mięknie mi w środku.
Minęły dwie godziny
Było już po dziesiątej, a ja – wbrew wcześniejszym obawom – nie miałam ochoty siedzieć w kącie i uciekać do łazienki pod pretekstem, że muszę odpisać na SMS-a. Wręcz przeciwnie. Śmiałam się z Basi, tańczyłam z jej siostrą do jakiejś starej piosenki i czułam się dziwnie... lekka. Michał gdzieś krążył. Raz rozmawiał z kimś w kuchni, raz stał przy oknie z kieliszkiem wina, raz przemykał obok mnie i rzucał półuśmiechy. A ja udawałam, że mnie to nie rusza. Oczywiście, że ruszało. I to jak. W końcu wyszłam na balkon, żeby się przewietrzyć. Nie było tam nikogo, tylko chłód, oddech miasta i ciche dudnienie muzyki przez szybę. Oparłam się o barierkę, czując, jak zimno szczypie mnie w ramiona. I wtedy poczułam, że ktoś podaje mi płaszcz.
– Nie chciałem ci przeszkadzać – powiedział Michał. – Ale wyglądasz na taką, która potrzebuje chwili ciszy.
– Potrzebuję wielu chwil ciszy – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. – Ale dziś jestem gotowa na wyjątek.
Stanął obok mnie. Blisko, ale nie za blisko. Nie narzucał się. To było... przyjemne.
– Chyba ostatni raz widzieliśmy się na grillu u Basi, prawda? – zapytał.
– Tak. Twoja była narzeczona też tam była.
– No właśnie. A teraz już nie jest moją narzeczoną. Ani żoną. Ani kimkolwiek.
Nie odpowiedziałam. Co miałam powiedzieć? „Cieszę się”? „Współczuję”? Wszystko brzmiałoby niezręcznie. Po prostu spojrzałam na niego, czekając, czy powie coś więcej.
– Przeszliśmy swoje. Było jak było. Teraz... próbuję się poskładać. Od nowa.
– To brzmi... znajomo – przyznałam cicho. – Ja też jestem po rozpadzie czegoś, co miało trwać wiecznie.
Spojrzał na mnie uważnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał.
– Wiesz, że wtedy, pięć lat temu, miałem na ciebie lekką słabość? – rzucił nagle. – Ale to nie był dobry moment.
– Michał...
– Wiem. Nie zaczynajmy tego rozgrzebywać. Po prostu... fajnie, że tu jesteś.
Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. A potem wróciliśmy do środka – razem.
Zrobił to
Im bliżej było północy, tym bardziej czułam, że coś we mnie drży. Ludzie już zaczęli odliczać czas do nowego roku. W kuchni rozlewano szampana, ktoś przyniósł zimne ognie, a Basia latała z telefonem, próbując włączyć transmisję z rynku. Wszystko wokół zaczynało pulsować napięciem, którego nie czułam od dawna. Tyle że tym razem to nie była nerwowość związana z końcem roku. To było coś bardziej osobistego. Czułam, jak moje serce bije szybciej, za każdym razem, gdy Michał przechodził obok mnie. A on przechodził coraz częściej.
– Wyjdziemy na balkon na fajerwerki? – zapytał nagle, gdy zegar wskazywał 23:55.
Kiwnęłam głową. Zostawiłam kieliszek na komodzie, narzuciłam na ramiona jego płaszcz – ten sam, co wcześniej – i wyszliśmy. Na zewnątrz było chłodno, ale atmosfera między nami była gęsta. Na dole na ulicy słychać było pierwsze wystrzały. Ludzie już wiwatowali, krzyczeli, strzelali korkami od szampanów. Michał patrzył na mnie, nie na niebo.
– Dziesięć, dziewięć, osiem... – zaczęli odliczać wszyscy w środku.
Dołączyłam do nich półgłosem:
– ...siedem, sześć, pięć...
Michał nie odliczał. Po prostu patrzył. Z coraz mniejszym dystansem.
– ...cztery, trzy, dwa, jeden...
O północy wybuchły fajerwerki. Niebo rozbłysło kolorami, krzyki i śmiech niosły się echem po całym osiedlu. I wtedy poczułam, jak jego dłoń dotyka mojej. Delikatnie. Jakby pytał: „czy mogę?”. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. I wtedy mnie pocałował. Nie szybko. Nie gwałtownie. Cicho, uważnie, jakby ten pocałunek miał być początkiem, nie punktem kulminacyjnym. Zamknęłam oczy. Przestałam słyszeć fajerwerki, śmiechy i muzykę. Przestałam słyszeć wszystko poza biciem własnego serca. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czułam coś równie prostego i czystego.
Kiedy się odsunął, zapytał cicho:
– Pasuje ci taki początek roku?
– Bardziej niż jakikolwiek inny – odpowiedziałam i uśmiechnęłam się szeroko. Po raz pierwszy od bardzo dawna.
Po tym pocałunku wszystko się zmieniło
Nie jakoś spektakularnie. Nie było fajerwerków w środku nocy ani nagłego wyznania miłości. Po prostu weszliśmy z powrotem do mieszkania Basi i staliśmy się dla siebie kimś nowym. On nie był już tylko starym znajomym z imprez u przyjaciółki. Ja nie byłam już tylko koleżanką, która kiedyś uśmiechała się nieśmiało przy stole. Zaczęliśmy rozmawiać – tak naprawdę. O tym, co się u nas wydarzyło przez te lata. Michał opowiedział o rozwodzie, o tym, jak długo próbował ratować coś, co dawno przestało istnieć. Jak bał się samotności, a jednocześnie był nią zmęczony. Ja mówiłam o Rafale, o tym, jak bardzo się wypaliłam i jak bardzo nie umiałam już ufać.
– Wiesz, że nie chciałem dziś przychodzić? – powiedział, kiedy zostaliśmy sami na kanapie, a Basia z resztą towarzystwa przeszli do kuchni.
– Ja też nie. Miałam plan spędzić wieczór w dresie z lodami.
– I co się stało?
– Ty się stałeś.
– A ty – odpowiedział – stałaś się najlepszym początkiem nowego roku, jaki mogłem sobie wyobrazić.
To było dziwne uczucie. Bez napięcia, bez tej nerwowości, jaka często towarzyszy początkom relacji. Czułam się spokojnie. Naturalnie. Jakby ten moment był dokładnie tam, gdzie powinien być. Na pożegnanie Michał zaproponował, że mnie odwiezie.
– Chyba nie możemy jeszcze prowadzić – zaprotestowałam.
– Racja. W takim razie odprowadzę cię pieszo. Mamy nowy rok, możemy robić rzeczy głupie i romantyczne.
Szliśmy przez ciche, zasypane śniegiem osiedle, trzymając się za ręce. Było coś dziecinnego w tym spacerze, jakbyśmy znowu mieli po szesnaście lat. Gdy dotarliśmy pod moją klatkę, spojrzałam na niego z uśmiechem.
– Co dalej? – zapytałam cicho.
– Nie wiem – odpowiedział bez wahania. – Ale wiem, że chcę się dowiedzieć. Z tobą.
Pocałował mnie jeszcze raz. I wtedy naprawdę poczułam, że coś się zaczyna.
Minął tydzień od sylwestra
Tylko albo aż tydzień. Michał napisał następnego dnia rano. Potem zadzwonił. Spotkaliśmy się dwa razy – raz na kawie, raz na długim spacerze w niedzielne popołudnie. Nic nie działo się gwałtownie. Nie było wielkich słów, dramatów, róż na wycieraczce. Ale był spokój. Taki, który sprawia, że człowiek przestaje ciągle analizować i wreszcie chce po prostu być. Zaskakujące, jak jedno wydarzenie – przypadkowa decyzja o wyjściu z domu, zaproszenie przyjaciółki, rozmowa na balkonie – może wywrócić wszystko. Kiedyś bałabym się tego. Dziś czuję, że chcę dać temu szansę.
Nie wiem, jak to się potoczy. Może nic z tego nie będzie. Może okaże się, że nasze życia są zbyt różne, że mamy za sobą zbyt wiele blizn. Ale po raz pierwszy od dawna naprawdę jestem ciekawa. Nie przeraża mnie przyszłość. Nie patrzę w kalendarz z poczuciem pustki. Przeciwnie – budzę się rano z myślą: „ciekawe, co dziś się wydarzy”. A kiedy wczoraj Michał zapytał, czy wpadnę do niego w piątek, bo chce mi ugotować coś, co nazywa „swoją popisową kolacją”, nie analizowałam, co to znaczy. Po prostu powiedziałam „tak”. Może to nic. A może to wszystko. I może... w końcu nie jestem sama.
Aleksandra, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przed świętami zeszłam do piwnicy po grzybki w occie, ale znalazłam coś innego. Mąż schował tam koszmarny prezent”
- „Wigilia to nie drogie prezenty i uginające się stoły. Łzy w oczach kuzynki, przypomniały mi, co jest najważniejsze”
- „Synowa ma w nosie świąteczne porządki. Ręce mi opadają, gdy mówi, że przecież nikt jej nie będzie zaglądał pod komodę”