„Odór aż szczypał w oczy, a zamiast bujnej zieleni widziałam morze chwastów. Zwęszyłam powód jak rasowy detektyw”
„Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przecież regularnie pielę, znam każdą grudkę ziemi w moim ogrodzie. Pomyślałam, że może wiatr przyniósł nasiona. Albo ptaki. Gdy nazajutrz zobaczyłam, że wśród moich pięknych astrów wyrósł oset, zaczęłam się niepokoić. To nie było normalne. To nie był przypadek. Przez lata uprawiałam ten ogród i nigdy nie miałam takich problemów”.

- Redakcja
Mój ogród to moja duma. Każdy, kto przechodzi obok, zatrzymuje się na chwilę, żeby rzucić okiem na równe rzędy warzyw, bujne rabaty kwiatowe i starannie przycięte krzewy. Od lat wkładam w to miejsce całe serce i nie ukrywam – jestem z niego dumna. Na wiosnę sadzę pomidory, marchewki, sałaty i ogórki, a latem zbieram ich dorodne plony. Kwiaty kwitną jak szalone, od róż po lilie, od malw po hortensje. Sąsiedzi często pytają mnie o rady ogrodnicze, a ja, jeśli tylko mam czas, chętnie się dzielę doświadczeniem.
Nie wszyscy jednak cieszą się z mojego sukcesu. Halina, moja sąsiadka zza płotu, od lat patrzyła na mój ogród z dziwną miną. Nie był to zachwyt, oj nie. To coś innego, coś bliższego rozgoryczeniu. Jej działka, choć równie duża, wyglądała zawsze zupełnie inaczej. Warzywa były rachityczne, kwiaty nie chciały rosnąć, a trawa bardziej przypominała wyschnięte siano niż zielony dywan. Halina nie raz narzekała, że jej nic się nie udaje, ale nigdy nie przyjmowała moich rad. Zawsze twierdziła, że to „urok tej ziemi” albo „pech”. Mimo to starałam się być uprzejma. Na wsi lepiej żyć z sąsiadami w zgodzie, niż prowadzić niekończące się spory. Poza tym Halina, choć bywa złośliwa, nigdy nie zrobiła mi nic złego. A przynajmniej tak mi się wydawało… aż do pewnego dnia, kiedy w moim idealnym ogrodzie zaczęły dziać się rzeczy, których nie potrafiłam wytłumaczyć.
Coś mnie tknęło
Pierwsze chwasty zauważyłam przy grządkach z marchewką. Perz. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przecież regularnie pielę, znam każdą grudkę ziemi w moim ogrodzie. Skąd on się tu wziął? Pomyślałam, że może wiatr przyniósł nasiona. Albo ptaki. Ale gdy nazajutrz zobaczyłam, że wśród moich pięknych astrów wyrósł oset, zaczęłam się niepokoić. To nie było normalne. To nie był przypadek. Przez lata uprawiałam ten ogród i nigdy nie miałam takich problemów. Wieczorem przyszła do mnie Zosia, moja najbliższa przyjaciółka. Usiadłyśmy na werandzie z herbatą, a ja opowiedziałam jej o moim zmartwieniu.
– Coś dziwnego dzieje się w moim ogrodzie – westchnęłam, patrząc na grządki. – Wiesz, ile lat tu sadzę? Nigdy nie miałam perzu!
Przyjaciółka zmarszczyła brwi.
– Może nasiona przyniósł wiatr?
– Albo ktoś mi je tu rozsiał… – powiedziałam cicho, ściszając głos, jakby ktoś mógł nas podsłuchać.
Zosia spojrzała na mnie uważnie. Widać było, że nie chce od razu popadać w podejrzenia, ale znała mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie rzucam słów na wiatr.
– Masz na myśli… Halinę? – zapytała ostrożnie.
Nie odpowiedziałam od razu. Spojrzałam w stronę płotu. W oddali widziałam dom sąsiadki. Ciemne okna, zasłonięte firanki. Niby nic podejrzanego, a jednak… coś mnie tknęło. Przypomniałam sobie, że kilka razy widziałam Halinę wieczorami kręcącą się przy swoim płocie. Nie zaglądałam jej do ogródka, ale czułam jej wzrok na plecach, kiedy podlewałam pomidory czy zrywałam bazylię. Może to była tylko moja wyobraźnia, ale teraz wszystko wydawało mi się podejrzane.
– Jeszcze nie wiem – odpowiedziałam w końcu. – Ale coś mi mówi, że to nie jest przypadek.
Nikt nie będzie ze mną igrał
Nazajutrz w moim ogrodzie pojawiło się jeszcze więcej chwastów. Tym razem między truskawkami. A ja byłam już niemal pewna, że ktoś mi je tu podrzuca. Ktoś, kto nie potrafił znieść widoku mojego pięknego ogrodu. Kolejnego dnia, zamiast zająć się pieleniem, postanowiłam uważniej przyjrzeć się temu, co dzieje się za płotem. Nie chciałam rzucać oskarżeń bez dowodów, ale coraz więcej rzeczy zaczynało mi się składać w całość. Halina od jakiegoś czasu była podejrzanie zainteresowana moim ogrodem. Może zawsze była, tylko wcześniej tego nie zauważałam? Od rana krzątałam się wokół grządek, ale tak naprawdę ukradkiem obserwowałam sąsiadkę. I rzeczywiście – co jakiś czas wychodziła przed dom, niby zamiatała schody, niby poprawiała furtkę, ale co chwilę spoglądała w moją stronę. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się sztucznie i pomachała ręką. Odmachnęłam, ale w środku czułam, jak narasta we mnie niepokój.
Późnym popołudniem, kiedy poszłam po wodę do studni, usłyszałam szelest przy płocie. Zamarłam i wstrzymałam oddech. Delikatnie wychyliłam się zza drzewa. Halina stała tam, pochylona, jakby czegoś szukała przy mojej działce. W ręce miała mały woreczek, który najwyraźniej próbowała opróżnić.
– Oj, Halinko – odezwałam się głośno, żeby ją zaskoczyć. – Nigdy nie miałam takiego problemu z chwastami. Nie wiesz, skąd mogły się wziąć?
Halina drgnęła, jakby ktoś ją przyłapał na gorącym uczynku. Szybko zacisnęła woreczek w dłoni i podniosła na mnie wzrok.
– Może to znak, że czas odpocząć od ogrodu? – uśmiechnęła się nerwowo – Może ziemia chce się zbuntować?
Pomyślałam, że ziemia się nie buntuje. To ludzie są podli. Ale nic nie powiedziałam. Tylko przyjrzałam się jej uważnie.
– Może i masz rację – odpowiedziałam spokojnie. – Ale ja tam wolę mieć wszystko pod kontrolą.
Halina uśmiechnęła się szerzej, ale coś w jej spojrzeniu było niepewne. Po chwili odwróciła się i poszła w stronę swojego domu. W ręce nadal trzymała woreczek, którego nie zdążyła opróżnić. Stałam jeszcze przez chwilę przy płocie, patrząc, jak zamyka za sobą drzwi. Teraz byłam już prawie pewna. I wiedziałam jedno. Jeśli Halina myśli, że może ze mną igrać, to się grubo myli.
Serce zabiło mi szybciej
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły wokół Haliny i jej dziwnego zachowania. Nie miałam dowodów, ale czułam w kościach, że to jej sprawka. Kto inny miałby interes w tym, żeby zniszczyć mój ogród? Zazdrość to podstępna bestia, a Halina od lat patrzyła na moją działkę z mieszaniną zawiści i złości. Postanowiłam, że nie dam się tak łatwo. Jeśli sąsiadka chce się bawić w podstępne sztuczki, to ja będę czujniejsza. Następnej nocy usiadłam przy oknie z kubkiem herbaty. Mój ogród tonął w miękkim blasku księżyca, cisza była niemal absolutna. Tylko świerszcze cykały w trawie. Czekałam.
Było już dobrze po północy, gdy dostrzegłam cień przesuwający się wzdłuż płotu. Ktoś stał tam, pochylony, wyraźnie czymś zajęty. Serce zaczęło mi bić szybciej. Ostrożnie uchyliłam okno, żeby lepiej widzieć. Po chwili postać wyprostowała się – to była Halina. Rozejrzała się, po czym szybkim ruchem sięgnęła do kieszeni i zaczęła coś rozrzucać w kierunku mojego ogródka. W tym momencie poczułam, jak wzbiera we mnie gniew. Nie miałam już wątpliwości. Nazajutrz, kiedy tylko Halina wyszła przed dom, postanowiłam sprawdzić, jak bardzo jest bezczelna.
– Znowu mi coś w ogródku wyrasta, zupełnie jakby ktoś specjalnie mi tu coś siał – zaczęłam, podchodząc do płotu z uprzejmym uśmiechem.
Sąsiadka spojrzała na mnie uważnie. Było w niej coś napiętego, jakby czekała na rozwój wydarzeń.
– No popatrz, jakie dziwne rzeczy się dzieją. Może to jakiś pech? – rzuciła lekko, ale widziałam, że jest spięta.
Przytaknęłam powoli, wciąż się uśmiechając.
– Tak, dziwne rzeczy... – powtórzyłam, nie spuszczając z niej wzroku.
Nie powiedziałam więcej. Nie zrobiłam awantury. Nie oskarżyłam jej wprost. Ale Halina już wiedziała, że ja wiem. A to mi w zupełności wystarczyło. Teraz przyszła moja kolej.
Moja zemsta była słodka
Nie zamierzałam się mścić od razu. Zemsta najlepiej smakuje na zimno, a ja chciałam, żeby Halina poczuła dokładnie to, co ja – irytację, bezsilność i gniew, gdy jej ogród zacznie przypominać pole bitwy. Tylko że ja nie zamierzałam bawić się w chwasty. Miałam inny plan. Ślimaki. Od lat wiedziałam, że w moim ogrodzie lubiły się pojawiać te wstrętne stworzenia, zwłaszcza po deszczu. Zawsze starannie je zbierałam i wynosiłam daleko, ale tym razem ich nowym domem miała być działka Haliny. Każdego wieczoru, tuż po zmroku, wychodziłam z latarką i plastikowym wiaderkiem. Zbierałam ślimaki z liści sałaty, z kamieni i wilgotnej ziemi. Czasem udawało mi się znaleźć kilkanaście sztuk, czasem więcej. Kiedy uzbierałam odpowiednią ilość, podchodziłam do płotu i zręcznie przerzucałam je na jej grządki.
Przez kilka dni nic się nie działo. Halina jak zwykle kręciła się po swojej działce, niby coś doglądając, niby pieląc swoje rachityczne warzywa. Ale potem się zaczęło.
– Wiesiek! – usłyszałam jej donośny głos pewnego poranka. – Chodź tu, zobacz, co się dzieje!
Nie musiałam wyglądać przez okno, żeby wiedzieć, co zobaczyła. Sałata poszatkowana jak przez maszynkę do mielenia, ogórki nadjedzone, liście papryki podziurawione. Ślimaki zrobiły swoje.
– Co się drzesz? – odburknął Wiesiek, wychodząc z domu. – Co znowu?
– Ślimaki mi wszystko zżarły! Skąd ich tyle?!
– Może ci sąsiadka coś podrzuciła – burknął mąż, niechętny do angażowania się w ogrodnicze problemy żony.
Halina aż się zająknęła.
– Maria?! Przecież to ja jej… To znaczy… Nie, nie, to niemożliwe…
Wtedy wiedziałam, że do niej dotarło. Nie mogła mnie oskarżyć, bo jak? Zgłosi na policję, że ktoś podrzuca jej ślimaki? Od tamtej pory coraz rzadziej pojawiała się przy płocie. A ja? Ja wciąż się uśmiechałam, pieląc moje grządki, podlewając pomidory i ciesząc się swoim ogrodem. Bo w końcu natura bywa kapryśna, prawda?
Marianna, 67 lat