Reklama

Czasem budzę się w środku nocy i czuję się jak gość we własnym życiu. Nie wiem, co bardziej mnie boli, czy jego ciche „muszę jechać do Leny” wypowiadane z zamyśleniem, czy moje równie ciche „rozumiem”, choć wcale nie rozumiem. Jestem nauczycielką, mam męża i dom… a mimo to czuję się, jakbym była tylko dodatkiem do czyjegoś prawdziwego życia.

Reklama

Kiedy poznałam Marka, wierzyłam, że razem zaczniemy coś od nowa. Że rozwód to koniec jego poprzedniego rozdziału. Ale ten rozdział nigdy się nie zamknął. On wciąż wraca – w rozmowach, w zdjęciach, w wizytach u dzieci. W opowieściach o Anicie, które zaczynają się od „ona zawsze robiła...” i w telefonach, które kończą się słowami „zajrzę po drodze, Lena potrzebuje pomocy z prezentacją”. Nie mamy dzieci. Nigdy się nie udało. Więc może to dlatego jestem na drugim planie. Ale czasem mam wrażenie, że nawet gdybyśmy je mieli, i tak nie byłabym „tą właściwą”. Bo to już kiedyś było – ta żona, ta rodzina, te wspomnienia. A ja?

Udawał, że nie rozumie

– No co miałem zrobić, Karolina? Lena ma konkurs recytatorski, a Anita poprosiła, żebym zawiózł ją rano. Nie mogłem przecież odmówić.

– Jasne – powiedziałam, starając się brzmieć neutralnie, choć w środku gotowało się we mnie wszystko.

– Czyli nasz wspólny weekend znowu idzie do kosza. Trzeci raz w tym miesiącu, ale co tam. Przecież Lena potrzebuje tatusia.

Odwróciłam się plecami, udając, że szukam czegoś w kuchennej szufladzie. Tak naprawdę szukałam chyba powietrza. Bo brakowało mi tchu.

Przestań dramatyzować – rzucił spokojnie, jakbyśmy rozmawiali o tym, że zabrakło mleka. – Przecież wiedziałaś, w co się pakujesz.

To zdanie przecięło mnie jak nóż. Oparłam się o blat, zaciskając palce na uchwycie szuflady.

– Może i wiedziałam – wyszeptałam, odwracając się w końcu do niego. – Ale chyba łudziłam się, że będę kimś więcej niż tylko… uzupełnieniem. Łatką po tamtej rodzinie.

Marek spojrzał na mnie z irytacją, jakby nie rozumiał, o co mi chodzi.

– To dzieci. Są ważne, Karolina. One będą zawsze.

– A ja? – zapytałam ostro. – Ja też jestem. Tu. W tym domu. Od siedmiu lat! I mam wrażenie, że wciąż jestem tylko dodatkiem do twojego życia, nigdy jego częścią.

Westchnął ciężko, jakby to on był ofiarą tej rozmowy.

– Naprawdę? To teraz robisz ze mnie złego, bo zajmuję się swoimi dziećmi?

– Nie! – krzyknęłam, a głos mi zadrżał. – Robię z ciebie mężczyznę, który nigdy nie zrobił miejsca na nowe życie.

Zapadła cisza. W niej mieściło się wszystko, czego nie powiedzieliśmy przez lata.

Nigdy nie czułam się żoną

– On cię nie widzi, Karola. Po prostu nie widzi – Iwona postawiła przede mną kubek z gorącą herbatą. – Jesteś z nim, ale jakby cię nie było.

Siedziałyśmy u mnie w salonie. Marek pojechał, jak zwykle, do Leny. Sobotnie popołudnie, które miało być nasze, znowu zostało rozdarte między jego dawną rodzinę a moją samotność.

– Wiem, jak to brzmi – zaczęłam cicho. – I czasem myślę, że może przesadzam. Że on po prostu chce być ojcem. Że to normalne…

– Karola – przerwała mi Iwona ostro. – On nie tylko chce być ojcem. On wciąż jest mężem. Ale nie twoim.

Zamrugałam, jakby ktoś mnie uderzył.

– To nie jest sprawiedliwe…

– Może nie, ale prawdziwe. Spójrz na siebie. Tkwisz przy kimś, kto nigdy cię tak naprawdę nie wybrał. Kto nie zrobił porządku z przeszłością.

Spojrzałam w okno. Szare niebo, drzewa kołyszące się na wietrze. I ja – bez ruchu, bez głosu, jak wycięta z papieru.

– Nie czuję się jego żoną, Iwona. Naprawdę nie. Nigdy się nie czułam – przyznałam w końcu, a głos mi się załamał. – Jakbym grała rolę, do której mnie nikt nie zaprosił.

Iwona milczała przez chwilę, a potem położyła dłoń na mojej.

To nie twoja wina. Ale to ty zdecydujesz, ile jeszcze w tej roli chcesz grać.

Zacisnęłam palce na kubku, jakbym mogła z herbaty wyczytać odpowiedź. Ale odpowiedzi nie było. Było tylko to jedno, okrutne zdanie, które krążyło mi w głowie, że nie czuję się jego żoną i nigdy się tak nie poczułam.

Jego serce było zajęte

Zgubiłam pilot od telewizora. Zawsze leży w szufladzie w komodzie pod oknem. Sięgnęłam tam bez większego przekonania, z jednej strony, a potem z drugiej – wciśnięta w róg, między jakieś papiery, leżała mała granatowa szkatułka. Nie wyglądała znajomo. Ale od razu poczułam ukłucie w brzuchu. Otworzyłam ją powoli, jakby to mogło coś zmienić. W środku leżała obrączka. Nie moja. Ciężka, męska. Wewnątrz wygrawerowane: „A&M 2004. Anita i Marek”. Stałam tam z tą szkatułką w dłoni, jakby czas się zatrzymał. Potem szybko ją zamknęłam i wsunęłam z powrotem, jakby to mogło cofnąć to, co zobaczyłam. Tego wieczoru, kiedy Marek wrócił, przytuliłam się do niego w kuchni. Niby zwyczajnie. Niby z czułością. I wtedy to poczułam. Coś pod jego koszulą. Twarde, zimne. Chyba jakiś łańcuszek.

– Co tu masz? – zapytałam cicho.

Zamarł na sekundę. Zbyt długą.

– To... – odsunął się. – To nic ważnego.

– Pokaż.

Z wahaniem rozpiął dwa guziki. Obrączka. Taka sama. Na cienkim łańcuszku. Ukryta przy sercu.

– To pamiątka – powiedział w końcu. – Nie wyrzuca się przecież połowy życia.

Zaniemówiłam. Patrzyłam na niego, a miałam wrażenie, że patrzę na obcego mężczyznę.

– A ja? – wyszeptałam. – Ja też jestem połową twojego życia?

Nie odpowiedział. Po prostu zapiął guziki. I właśnie wtedy zrozumiałam. Że jego serce wciąż jest zajęte. Że ja tylko śpię obok niego. A jego prawdziwe życie – jego uczucia – pozostały gdzieś indziej.

Nie miałam już na to siły

Nie powiedziałam nic. Nie płakałam. Spakowałam kilka rzeczy do torby i zostawiłam na stole kartkę: „Muszę się zastanowić, kim dla ciebie jestem”. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do mamy.

– Nie mów nic, mamo. Proszę – powiedziałam, wchodząc bez zapowiedzi, z twarzą ściągniętą jak po lodowatej kąpieli.

Mama nalała mi herbaty, posadziła przy stole. Milczała. Wiedziała, że to nie czas na pytania. Dopiero wieczorem, kiedy siedziałyśmy na kanapie, odważyłam się zapytać:

– Mamo… Czy ty kiedykolwiek czułaś, że jesteś dla taty „tą drugą”?

Spojrzała na mnie długo, z powagą, której nie znałam.

– Nie. Twój ojciec miał swoje wady, ale nigdy nie miał duchów z przeszłości. A Marek… On nigdy nie porzucił tamtego życia, Karolino. Ty jesteś tylko cichym dodatkiem.

Zabolało. Ale wiedziałam, że to prawda. Nie rywalizowałam z Anitą – nawet nie miałam na to siły. Rywalizowałam z czymś znacznie silniejszym. Z przeszłością, która nigdy nie umarła. Z rodziną, która nadal żyła w sercu mojego męża. A ja? Byłam jak zdjęcie w ramce, które wiesza się na pustej ścianie, żeby nie wyglądała samotnie. W nocy nie spałam. Leżałam z otwartymi oczami, patrząc w ciemność. I po raz pierwszy od wielu lat poczułam coś, czego nigdy wcześniej nie dopuściłam do siebie. Ulgę, że mnie tam nie ma. W jego domu. W jego historii. I może, tylko może… to był początek mojego końca z nim.

Nie wiedział, czy umie inaczej

Wróciłam po trzech dniach. Nie dlatego, że coś się zmieniło. Chciałam tylko porozmawiać. Zamknąć to, co od lat wisiało między nami niedopowiedziane. Marek siedział na kanapie, jakby całe dnie tam czekał. Telewizor migał, ale był ściszony. Wszedł do przedpokoju, gdy tylko usłyszał drzwi. Nie podszedł bliżej. Nie zapytał, gdzie byłam.

– Wróciłam, żeby ci coś powiedzieć – zaczęłam, odkładając torbę. – Nie, żeby cię przepraszać. Ani się tłumaczyć. Po prostu chcę, żebyś usłyszał.

Zamilkł. Stał nieruchomo, a ja mówiłam dalej:

– Chciałam być żoną. Twoją. Ale nigdy tak się nie czułam. Zawsze... zawsze czułam się jakbyś miał już rodzinę, dom, uczucia i tylko dla mnie zabrakło miejsca.

Nie zaprzeczył. Nie próbował mnie przekonać, że było inaczej.

– Może i nie miałam prawa do zazdrości o twoje dzieci. Ale ja nie zazdrościłam dzieciom. Zazdrościłam... jej. Ciebie. Twojego czasu tam. Waszej historii, której nie umiałeś zostawić.

W końcu odezwał się cicho:

– Nie wiem, czy umiem inaczej.

To zdanie, ta prostota, ta bezradność – była w tym cała nasza relacja. Patrzyliśmy na siebie długo, jakbyśmy się właśnie żegnali. Bo może właśnie to się działo. Bez krzyków. Bez dramatów. Bez rozbitych talerzy. Tylko jedno zdanie, które zostanie ze mną na zawsze:

– Nie wiem, czy umiem inaczej.

A ja już wiedziałam, że nie chcę żyć w ten sposób. Bo na pewno ja umiem inaczej.

Karolina, 38 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama