Reklama

Przez wiele lat pracowałem w korporacji. Byłem jednym z tych, którzy zawsze trzymali się wytyczonych ścieżek. Ale w głębi serca czułem, że to nie jest to, czego pragnę. Marzyłem o własnym biznesie, o niezależności i swobodzie działania. W końcu zdecydowałem się na odważny krok – odszedłem z pracy, by założyć własną firmę. Rozstanie przebiegło bez większych dramatów. Na pożegnanie serdecznie uścisnęliśmy sobie dłonie i życzyliśmy sobie powodzenia. Pełen entuzjazmu zacząłem budować swoją firmę. Pojawili się pierwsi klienci, a ja czułem, że w końcu robię coś dla siebie. Byłem gotów na wszystko, byle tylko osiągnąć sukces.

Reklama

Czułem niepokój

Spotkałem się z potencjalnym klientem, z którym niemal dopiąłem umowę. Rozmowa przebiegała gładko, aż nagle coś się zmieniło w jego tonie.

– Nie zrozum mnie źle, ale słyszałem pewne niepokojące rzeczy na twój temat – powiedział, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.

Zaskoczyło mnie to. Zdziwiłem się, bo nasza współpraca wydawała się pewna.

– Co masz na myśli? – zapytałem, próbując zachować spokój.

Nie mogę wchodzić w szczegóły – odparł niechętnie. – Ale może to nie jest najlepszy czas na naszą współpracę.

W jego głosie wyczułem dystans, jakby coś go nagle do mnie zniechęciło. Próbowałem drążyć temat, ale klient unikał odpowiedzi, stwierdzając tylko, że musi to jeszcze przemyśleć. Wychodząc, czułem niepokój. Moja oferta była dobra, a mimo to wszyscy zaczynali się wahać. Coś tu nie pasowało.

Próbowałem zrozumieć, co się dzieje

Telefon zadzwonił niespodziewanie wieczorem. Na ekranie pojawiło się imię Marty, mojej byłej koleżanki z pracy. Zaskoczony odebrałem połączenie, nie spodziewając się, że to, co usłyszę, wywróci mój świat do góry nogami.

Musisz uważać – zaczęła mówić cicho, jakby nie chciała, żeby ktoś ją usłyszał. – Robert rozsyła maile do wszystkich naszych klientów. Mówi, że nie warto z tobą pracować.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Mój były szef, człowiek, którego zawsze uważałem za lojalnego przyjaciela, teraz próbował mnie sabotować.

– Jak to możliwe? Dlaczego miałby to robić?

– Wiesz, jak jest. Niektórzy widzą w tobie zagrożenie – odpowiedziała Marta, tonem przepraszającym.

Próbowałem zrozumieć, co się dzieje. Czy mój były pracodawca naprawdę traktuje mnie jak wroga? Zaczynałem mieć poczucie, że wplątałem się w coś znacznie większego, niż początkowo zakładałem. Nie mogłem się poddać, musiałem znaleźć sposób, by z tym walczyć.

Musiałem walczyć o przetrwanie

Nie mogłem tego tak zostawić. Zdecydowałem się zadzwonić do Roberta, by porozmawiać się z nim osobiście. Kiedy wreszcie odebrał, próbowałem zachować spokój, ale emocje wzięły górę.

Co ty wyprawiasz?! Słyszałem, że rozsyłasz maile do moich klientów. To jakieś nieporozumienie? – zapytałem, choć wiedziałem, że odpowiedź może być brutalna.

Jego głos po drugiej stronie był zimny, niemal mechaniczny.

Biznes to biznes. Trzeba było zostać w firmie – odpowiedział beznamiętnie.

Te słowa potwierdziły moje obawy. Nieświadomie wszedłem na wojenną ścieżkę z korporacją, która nie zamierzała odpuścić. Wkrótce po tej rozmowie kolejny klient wycofał się z umowy. Jakby tego było mało, moja strona internetowa została zhakowana, a jeden z dostawców nagle podniósł ceny. Poczułem się tak, jakbym utknął na tonącym statku. Musiałem walczyć o przetrwanie.

Musiałem zmienić sposób myślenia

Siedziałem przy biurku, wpatrując się w ścianę. W głowie kłębiły się myśli, których nie potrafiłem uporządkować. Byłem rozgoryczony, bezsilny i wściekły. Nie tak wyobrażałem sobie własny biznes. To miało być moje nowe życie, pełne niezależności i satysfakcji, a tymczasem stało się polem bitwy. W pewnym momencie zadzwoniła Marta. Umówiliśmy się na spotkanie. Wiedziałem, że mogę na niej polegać, ale nie spodziewałem się, że pomoże mi znaleźć wyjście z tej sytuacji.

– Musisz zacząć myśleć inaczej – powiedziała, patrząc mi w oczy. – Jeśli Robert i korporacja blokują ci drogę, znajdź inną. Skup się na klientach, do których oni nie mają dostępu. Zmień strategię.

To było jak lina ratunkowa rzucona tonącemu. Zaczynałem rozumieć, że w biznesie nie liczy się tylko dobry pomysł. Trzeba mieć siłę i determinację, by przetrwać w świecie pełnym pułapek i wyzwań. To było jak nowe otwarcie – szansa na odmienienie swojego losu.

Musiałem wyjść poza schematy

Decyzja dojrzewała we mnie powoli, ale nieubłaganie. Wiedziałem, że nie mogę wrócić do korporacji, której zasady i polityka były mi już obce. Wiedziałem też, że nie mogę się poddać i pozwolić, by zniszczono to, nad czym tak ciężko pracowałem. Postanowiłem, że będę walczyć. Ale jak? Nie przez konfrontację w stylu korporacyjnym, lecz w sposób, który był zgodny z moimi wartościami.

Zacząłem nawiązywać kontakty z małymi firmami, które ceniły uczciwość i partnerskie relacje. Zmieniłem strategię, by obejść blokady, które napotkałem. Zrozumiałem, że aby wygrać, muszę wyjść poza schematy, na które stawiała firma Roberta. Każde nowe wyzwanie traktowałem jak naukę i bezcenną lekcję. Przestałem bać się porażek, zacząłem je traktować jako nieodzowny element rozwoju. Powoli odbudowywałem swoją pozycję. To była walka Dawida z Goliatem, ale postanowiłem, że to ja określę zasady gry.

Nie wiedziałem, jak skończy się ta historia, ale jedno było pewne – to ja miałem decydować, jak wygląda moja przyszłość. I choć wynik był niepewny, wiedziałem, że jestem gotowy stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie los.

Reklama

Paweł, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama