„Ojciec był wściekły przez to, że chciałem dokończyć remont porzuconego przez niego domu. Po latach już wiem, dlaczego”
„Od dziesięciu lat nie zamieniłem z nim słowa i nie przestąpiłem progu rodzinnego domu. Początkowo próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale kiedy przed wieczerzą wigilijną mama zapłakana poprosiła, byśmy z żoną nie wysiadali z samochodu i nie próbowali podzielić się z nimi opłatkiem, zrozumiałem, że ojciec nie ustąpi”.
- Marian, 42 lata
Powiedz mi, dlaczego kupiłeś tę ruinę? No dlaczego?! Chcesz mnie zabić? Mało przysporzyłeś mi trosk, kłopotów?! – mój ojciec stał w drzwiach, i ledwie łapiąc oddech, zarzucał mnie pytaniami.
Odmówił szklanki wody, krzesła i kolacji. Powiedział, że nie przyszedł na pogaduszki, bo nie mamy o czym rozmawiać. Przez ostatnie dziesięć lat nie zamienił ze mną słowa, więc i teraz nie musi. Chce jedynie wiedzieć…
Cały on, nieznoszący sprzeciwu pan i władca
– Kupiłem, bo mogłem – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Nie rozumiem, dlaczego się ciskasz, przecież nie dokończyłeś budowy, pozwoliłeś, żeby twoje marzenie obróciło się w ruinę, a potem je sprzedałeś.
– No właśnie! Sprzedałem! A teraz ty… Tyyy! – ryczał.
Widać dużo go ten krzyk kosztował, bo chwycił się za serce i oparł o futrynę. Jego czoło zrosiły krople potu.
– Usiądź, tato – zaproponowałem.
– Zabijesz mnie – wyszeptał.
– Do cholery! To tylko dom! Stara, rozpadająca się, porośnięta zielskiem chałupa! Nie rozumiesz… – nie zdążyłem dokończyć, bo ojciec osunął się i zemdlał u mych stóp.
W szpitalu powiedziano, że jego serce za słabo pompuje krew
Ojciec powinien przejść operację wszczepienia zastawki, o czym od dawna wie, lecz uparcie nie wyraża na to zgody.
– Zabijesz mnie, jeśli dokończysz ten dom – powiedział, kiedy już doszedł do siebie. – Nie chcę, żebyś to robił, rozumiesz? Nie wolno ci…
– Czy ty czasem nie przesadzasz, tato? Lepiej poddaj się operacji i wróć do życia. Nie widzisz, jakim stałeś się złym i zgorzkniałym człowiekiem? Jeśli już ktoś tu kogoś zabija, to ty sam siebie.
– Niczego nie rozumiesz – zamknął oczy i ręką dał znak, abym wyszedł.
Wiedziałem, że za zgodą ojca czy bez niej doprowadzę ten dom do stanu używalności. Tak samo, jak skończyłem technikum mechaniczne, a potem studia na politechnice, za co ojciec mnie przeklął, bo zgodnie z jego wolą miałem przejąć gospodarkę i zostać rolnikiem.
Od dziesięciu lat nie zamieniłem z nim słowa i nie przestąpiłem progu rodzinnego domu. Początkowo próbowałem przemówić mu do rozsądku, ale kiedy przed wieczerzą wigilijną mama zapłakana poprosiła, byśmy z żoną nie wysiadali z samochodu i nie próbowali podzielić się z nimi opłatkiem, zrozumiałem, że ojciec nie ustąpi, i więcej już mu się nie narzucałem. A teraz leżał słaby, blady, ledwie łapiąc oddech.
Wiedziałem, że nie przyszedłby do mnie bez ważnego powodu
Ale nie zamierzałem ustąpić. Niby dlaczego miałbym to zrobić? Ludzie, co prawda gadali, że to miejsce jest przeklęte, że ojciec swoim pomysłem naruszył spokój jakichś pradawnych bóstw, które zemściły się, mordując wynajętych przez niego stolarza, murarza i hydraulika.
On uwierzył w tę paplaninę i porzucił budowę, chociaż stolarz zginął w wypadku samochodowym, murarz zatruł się jakimś bimbrem i zmarł, nie odzyskawszy przytomności, a hydraulik utopił się podczas kąpieli w rzece. Po latach z braku pieniędzy sprzedał działkę i niemal gotowy dom lekarzowi z miasta, który, zachwycony pomysłem ojca, postanowił dokończyć budowę, a kilka lat później wyjechał do Anglii.
Przecież tata tak marzył o tym domu. Pamiętam, jak w dzieciństwie zabierał mnie i starszego brata na spacery na łąkę otoczoną malowniczymi pagórkami, i bawił się z nami, wyznaczając nasze pokoje. Śmiejąc się, przekomarzaliśmy się, który z nas będzie sypiał na piętrze, a który obok kuchni, by być bliżej pyszności przygotowywanych przez mamę.
Jak innym człowiekiem był wtedy ojciec
Upartym, ale także radosnym, pełnym życia i energii wizjonerem. I nagle wszystko się skończyło. Zmienił się, zamknął w sobie, zhardział, zaczął częściej zaglądać do kieliszka i nas bić. Jakby nie mógł patrzeć na mnie i brata, a przecież to nie my się zmieniliśmy, lecz on.
– Wyremontuję ten dom, choćbym miał się zadłużyć na wiele lat – powiedziałem żonie po powrocie ze szpitala. – Tyle lat marzyłem o pokoju na piętrze z widokiem na ten piękny, jodłowy las…Kiedy ojciec mnie bił, zamykałem oczy i wyobrażałem sobie, że bawię się w tym pokoju, a za ścianą słyszę radosny śmiech mamy. To mnie trzymało przy życiu.
Hania przytuliła mnie mocno. Ona jedna mnie rozumiała.
– Jeśli tak czujesz, to zrób to, zrób to dla nas, kochanie – powiedziała.
Budowa okazała się jednak poważniejszym wyzwaniem niż przypuszczałem. Stare mury trzeba było rozebrać, a naruszone fundamenty rozbić.
– Niestety, ktoś tu odwalił fuszerkę – ocenił architekt. – Trzeba wszystko skuć do gołej ziemi, pogłębić wykop i wylać nowe fundamenty z porządnym odpływem, żeby woda nie stała panu w piwnicy jesienią i wiosną.
Zgodziłem się, chociaż oznaczało to większe koszty
Przez pierwszy miesiąc cały czas padało, w drugim, gdy tylko pojawił się buldożer, na budowę wkroczył mój ojciec i kategorycznie zażądał, abym przerwał prace.
– Dam ci połowę gospodarstwa, tylko przestań kopać! – krzyczał.
– Nie chcę twoich pieniędzy, tato. Daj spokój.
– Dostaniesz najładniejszą ziemię, tam w dolinie, przy rzece…
– Nie, idź już – poprosiłem, ale on, ku mojemu zaskoczeniu i przerażeniu padł przede mną na kolana i płacząc, prosił, żebym odpuścił, żebym porzucił dom.
– Zabijesz mnie, synu… Zabijesz! – szlochał. – Nie rób tego, nie rób…
Siłą go dźwignąłem, odwiozłem do domu i kategorycznie zakazałem przychodzić na teren pod lasem. Miałem cel i gotów byłem go dopiąć, w imię tęsknoty za dawnym życiem.
Pracowaliśmy całymi tygodniami, rozbijając mury i prując fundamenty
Na końcu wjechał buldożer, żeby pogłębić dół. Ledwie wbił się w ziemię z resztkami gruzu, gdy zobaczyliśmy, jak wydobywa z niej jakiś czarny, wypełniony czymś worek.
Kierownik budowy zatrzymał prace i podbiegł do maszyny. Rozerwał worek, a z niego wysunęła się dłoń.
– Jezus Maria! – przeżegnał się stojący obok mnie robotnik.
– To człowiek! Niech pan dzwoni na policję! – krzyknął do mnie kierownik.
Następnego dnia cała budowa została ogrodzona policyjnymi taśmami. Worek z ciałem zabrano gdzieś, a mnie wezwano na komisariat i uraczono zdjęciami kobiety w zaawansowanym rozkładzie.
– Poznajesz? – zapytał mnie mój dawny kolega z klasy, obecnie policjant.
– Nie, a ty poznajesz? – odpowiedziałem mu pytaniem na pytanie. – Skąd mogę wiedzieć, kto to jest, przecież wczoraj dopiero ją wykopałem!
– Tylko pytam, taka robota, rozumiesz… – westchnął kumpel.
Niczego nie rozumiałem, ale wychodząc z komisariatu, zderzyłem się z ojcem
Jedynie zmierzył mnie chłodnym wzrokiem i poszedł przed siebie. Już nie błagał, nie prosił, nie był schorowanym mężczyzną. Miał w sobie coś dziwnego i obcego zarazem.
Na pierwszym przesłuchaniu oznajmił, że nie zna tej kobiety i nie wie, jak się znalazła w fundamentach jego domu. Jednak po miesiącu było już wiadomo, że dziewczyna z worka to Zuzka – ta, którą wszyscy podejrzewali, że wyjechała do Niemiec za łatwym chlebem. Mało tego – okazało się, że Zuzka była w ciąży.
– Została zabita jakimś tępym narzędziem. Dostała w tył głowy albo upadła na coś podczas szarpaniny – opisał policjant na kolejnym przesłuchaniu, na które zostałem wezwany razem z ojcem.
– Zrobimy badanie DNA i pobierzemy od pana próbkę – funkcjonariusz zwrócił się do mojego taty.
– Na nic się nie zgadzam. Jeszcze raz powtarzam: nie znam tej kobiety, nie wiem, z kim miała tego dzieciaka – ledwie to powiedział, zbladł, a na jego czole pojawiły się krople potu.
– Ojciec ma słabe serce – pośpieszyłem z wyjaśnieniami.
– A my mamy trupa – skwitował policjant, lecz przerwał przesłuchanie.
Wieczorem ojciec ponownie stracił przytomność i trafił do szpitala
Lekarze obawiali się najgorszego, ale on wciąż nie chciał poddać się badaniu. Mimo tego prokurator wydał nakaz pobrania DNA. Wzięto próbkę od nieprzytomnego ojca.
– Kim była ta Zuzka? – zapytałem mamę. – Kompletnie jej nie pamiętam.
– Bo byłeś dzieckiem, a ona latawicą biegającą za mężczyznami – odpowiedziała. – Potrafiła kręcić z kilkoma naraz i wszystko jej było jedno, czy to kawaler, czy żonaty chłop. Żaden podobno jej się nie oparł – westchnęła, spoglądając na ojca.
– Żaden? – zastanowiłem się. – Mamo, a jeśli…
– Nie ma żadnego jeśli – przerwała mi. – Twój ojciec zawsze był i jest porządnym człowiekiem, może porywczym i upartym, ale porządnym.
„Porywczy”, „żaden się jej nie oparł” – mijały dni, a ja wciąż nie mogłem zapomnieć słów mamy i tonu, jakim je wypowiedziała.
„O co tu chodzi?” – zastanawiałem się, czekając na wyniki badań. Czas dłużył się, budowa stała, więc postanowiłem odszukać żony trzech pozostałych fachowców i porozmawiać z nimi. Sam nie wiem, po co zająłem się tą sprawą. Może z nudów, a może z ciekawości. Z pewnością coś mnie przyciągało do tej historii. W końcu zdarzyła się na mojej ziemi.
Gdy zjawiłem się u żony stolarza, okazało się, że policja poszła tym samym tropem. Zadbana pani w średnim wieku nie miała ochoty rozmawiać ani z nimi, ani ze mną. Nigdy nie wyszła ponownie za mąż i czciła pamięć swojego męża, jakby był co najmniej bohaterem wojennym.
Z wdową po murarzu poszło mi łatwiej
Rozmowna pani z lekką nadwagą i zupełnie siwym koczkiem bez owijania w bawełnę przyznała, że jej pierwszy mąż był pijakiem i ostatnim łajdakiem.
– Z malutkimi dziećmi wciąż na niego czekałam. Gdyby nie bimber, pewnie sama bym go udusiła – wyznała, stawiając przede mną górę ciasta własnego wypieku. – A twój ojciec zawsze zadzierał nosa, miał się za lepszego, syn sołtysa, najlepsza partia we wsi, a tu masz, taki smutny koniec… Ty jesteś inny, Maniuś. Widzę to w twoich oczach – stwierdziła, uśmiechając się ciepło. – Popatrz, ludzie mówili, że to jakaś klątwa prastarych duchów, a to Zuzka się mściła.
– Pani też w to wierzy? Czemu więc oszczędziła mojego ojca? – zapytałem.
– Myślę, że jego zostawiła sobie na deser. Zuzka to była przebiegła dziewczyna. Spryciula taka. Może i sypiała z kim popadnie, ale dziecka z byle kim by nie miała. Chyba że się przeliczyła…
Pewnie w tej chwili powinienem uderzyć w stół i wyjść oburzony, ale coś mi mówiło, że ta kobieta może być bliżej prawdy niż moja matka, zalękniona i wpatrzona w ojca jak w obraz.
– Myśli pani, że mój ojciec zabił tę dziewczynę? – zapytałem wprost.
– Nic nie myślę, nie było mnie tam, ale nie wierzę, żeby mój mąż nie znał Zuzki, tak samo, jak każdy z trzech pozostałych chłopaków. Kiedyś widziałam ją z moim starym i pogoniłam, gdzie pieprz rośnie. Tylko się zaśmiała i rzuciła: „Ty się, Helenka, nie przejmuj, ja wyżej mierzę”.
– Powiedziała to pani policji?
– Tobie mówię, bo ciebie znam. Zrobisz z tą wiedzą, co zechcesz.
Wyszedłem oszołomiony
Może i miałem ojca za drania, ale nie sądziłem, że jest zdolny do morderstwa. Niewiele myśląc, pojechałem do szpitala i usiadłem obok nieprzytomnego wciąż ojca.
– Obudź się i powiedz mi, jak było naprawdę z Zuzką i z tobą – zażądałem. – Byłeś draniem, tato. Biłeś nas za każde nieposłuszeństwo, jednak pamiętam, że kiedyś zachowywałeś się inaczej. Potrafiłeś żartować i wybaczać, marzyłeś, że obok nowego domu postawisz stajnię i otworzysz stadninę koni. Będziesz je puszczał po tych pagórkach. A potem…Tato, powiedz mi, dlaczego się zmieniłeś? Co ci ta Zuzka zrobiła, że ją zabiłeś?
Nie drgnął, nawet powieką nie poruszył, więc wstałem i wyszedłem. W nocy odebrałem telefon ze szpitala.
– Pana tata się wybudził. Jest w agonalnym stanie, proszę przyjechać.
Pojechałem tak, jak stałem, narzucając jedynie sweter na piżamę.
Kiedy wszedłem do sali, otworzył oczy
Nie wezwał mamy ani mojego starszego brata. Chciał rozmawiać tylko ze mną.
– Był u mnie ksiądz, bez sensu, bo ja nie potrzebuję księdza – powiedział. – Tobie powiem, nie jestem bez winy… Ale nie zabiłem tej dziewczyny.
– Spałeś z nią. Zdradziłeś mamę! – nie wytrzymałem.
– Nie ja jeden, synu. Uważaj, żebyś i ty nie popełnił takiego błędu. Wystarczy chwila zapomnienia, dziewczyna kusi, śmieje się, że to nic nie znaczy, alkohol płynie, a później zmienia ci się całe życie.
– Powiedziałeś…
– Nie przerywaj mi, czuję, że nie dożyję poranka, a musisz usłyszeć wszystko – poprosił szeptem. – Zrobisz z tym, co zechcesz, ale skoro się uparłeś, żeby spełnić moje marzenie i wybudować ten dom, to musisz poznać i moje winy – westchnął. – Spałem z Zuzką raz czy dwa, lecz dla mnie nic to nie znaczyło. Puszczalska była, i tyle. Każdy z nią spał – Zenek, Zdzich, Heniek i wielu, wielu innych. Ale ona sobie nas upatrzyła. Przychodziła na budowę, przynosiła piwo, obiadki, żartowała, flirtowała, tańczyła przy trzeszczącym radiu…
Aż pewnego dnia pijana w sztok oznajmiła nam, że jest w ciąży. Wyśmialiśmy ją, bo kto by się przejmował jakimś bachorem, ale zaczęła wrzeszczeć, że jeden z nas będzie płacił alimenty i ona wie, który. Zbyłem jej pogróżki, twoja matka mnie kochała, a tej dziewczynie po prostu nie wierzyłem, ale Zdzicha poniosło. Bał się żony, zaczął się więc kłócić z Zuzką, i wyzywać ją od najgorszych.
Nie pozostała mu dłużna
Okładała go pięściami, gdy ją pchnął na ziemię. Uderzyła głową o kontownik, zaczęła krwawić, bełkotać. Chciałem podbiec do niej i wezwać pomoc, ale Zdzisiek mnie przytrzymał. „Zniszczy mi życie, zrozum” – powiedział, przyciskając mnie do ściany.
Zuzka skonała, a my rozkuliśmy fundamenty na tyle, na ile mogliśmy, i wrzuciliśmy ją w worku budowlanym do środka – ojciec przymknął oczy. – Nie łatwo zabić człowieka, synu – spod powiek popłynęły mu łzy. – Zdzisiek niczym się nie przejął, ale ja i pozostali nie mogliśmy dojść do siebie. Robota nam nie szła, nie miałem ochoty kończyć tego domu i mieszkać na cmentarzu.
Unikałem budowy, jak mogłem. A później zaczęła się ta czarna seria. Najpierw zginął Heniek, potem Zenek się zapił, a na końcu Zdzisiek utonął na oczach ukochanej żony. Piłem, czekając na swój koniec, ale on nie następował. Czasem zaglądałem na miejsce, gdzie ją pogrzebaliśmy i prosiłem, żeby mnie wreszcie uśmierciła, bo radości z tego życia nie miałem żadnej.
Sam wiesz, jak podłym byłem ojcem… Nie mogłem na was patrzeć, bo przypominaliście mi to, co straciłem przez własną głupotę. Teraz wreszcie mogę odejść spokojny, że wiesz. Nie zabiłem jej synu, ale i nie pomogłem przeżyć.
Zmarł niecałą godzinę później, ściskając moją dłoń
Spokojny, że wreszcie mógł komuś powierzyć swoją mroczną historię. Następnego dnia przyszły wyniki badań. Nie był ojcem dziecka Zuzki.
Nie opowiedziałem policjantom jego historii. Zabrakło mi odwagi, żeby zmierzyć się z nią do końca. Poszedłem za to na ponowny, godny pogrzeb dziewczyny i jej dziecka. Wykop pod lasem zrównałem z ziemią i stworzyłem tam kemping dla turystów. Nie mogłem już mieszkać w tym miejscu, ale i nie chciałem go utracić.
Pewnego dnia spotkałem córkę Zenka, murarza. Jej matka wciąż kochała męża, ale Ela miała inne zdanie o ojcu.
– Wiesz, Maniek, coś musi być w tej historii, bo odkąd pochowano Zuzkę, już mi się po nocach nie śni – wyznała, gdy wracaliśmy spacerkiem z targu.
Zdziwiłem się, a ona roześmiała się nieco nerwowo.
– Tak, nie uwierzysz, ale latami śniła mi się tańcząca w jakimś budynku, a właściwie ruinie, dziewczyna. Śmiała się i klaskała, lecz kiedy tylko zaczynała przybliżać się do mężczyzny, co stał do mnie tyłem, budziłam się. Długo szukałam, kim może być owa radosna panna, i dopiero gdy wykopano jej zwłoki i opublikowano zdjęcia, zrozumiałam, że śni mi się Zuzka. Ciekawe, co chciała mi w ten sposób powiedzieć? Może to mój ojciec zrobił jej dziecko? Może…
– Nie mów tak, twój ojciec nigdy nikogo by nie zabił – powiedziałem jej. – Uwierz mi, wiem, co mówię – dodałem, nie wyjaśniając, że znam mordercę tej nieszczęsnej dziewczyny.
Uśmiechnęła się do mnie. Zobaczyłem, że poczuła ulgę, słysząc te słowa.