„Ojciec kpił ze mnie, że pomagam żonie przy dziecku. Według niego nie jestem prawdziwym facetem”
„– No wiesz, to nie jest normalne, jak chłop wyręcza babę w jej obowiązkach – stwierdził. – Poza tym w ogóle do stołu nie siadasz. – Nikogo nie wyręczam. To też moje dziecko. Zapomniałeś o tym? – syknąłem”.
![szczęśliwy mężczyzna z dzieckiem szczęśliwy mężczyzna z dzieckiem](https://images.immediate.co.uk/production/volatile/sites/58/2024/09/szczesliwy-mezczyzna-z-dzieckiem-69780c0.png?quality=90&resize=980,654)
- Listy do redakcji
Pokolenie moich rodziców ma specyficzne poglądy. Uważają, że obowiązki dzielą się sztywno na kobiece i męskie, a od tej reguły nie ma żadnych wyjątków. Tymczasem ja uważam, że dobrym dziadkiem można być tylko wtedy, kiedy najpierw jest się dobrym ojcem. To właśnie dlatego nie spodziewałem się tego, że mój ojciec będzie dobrym dziadkiem.
Ojciec nie był zaangażowany
Ojciec zawsze podkreślał, że wychowywanie dzieci to zadanie dla kobiet. Kiedy byłem dzieckiem, zajmowała się mną wyłącznie mama. Nigdy mnie nie przewijał, nie kąpał, nie karmił, nawet nie usypiał. Co więcej, nawet się ze mną nie bawił. To właśnie dlatego nawet nie liczyłem na to, że będzie dobrym dziadkiem dla mojej córki.
Kiedy byłem dzieckiem, na ogół po prostu siadał obok mnie, gdy bawiłem się klockami. Nie grał ze mną w piłkę, nigdy ze mną nie rysował, nie nauczył mnie puszczania latawców. Wprawdzie nauczył mnie jazdy na rowerze, ale kiedy opanowałem tą umiejętność uznał, że już go nie potrzebuję. Nigdy więc nie wybrał się ze mną na wspólną wycieczkę. Zawsze jeździłem albo sam, albo z kolegami.
Tak naprawdę ojciec żył w swoim zamkniętym świecie, do którego nikt nie miał dostępu. Było w nim miejsce tylko na gazetę, wygodny fotele, telewizor i piwo. Nie mam tu tego za złe. Wyrosłem na naprawdę porządnego człowieka, więc trudno, żebym miał do niego pretensje. Wiem, że na swój specyficzny sposób bardzo mnie kochał.
Nawet dzisiaj regularnie pyta mamę, czy u mnie wszystko w porządku. Mnie jednak nie zapytał o to nigdy. A ja jestem bardzo szczęśliwy.
Zdenerwował mnie
Nieco ponad rok temu na świat przyszła moja córeczka. Amelia jest całym moim światem. Zakochałem się w niej bez pamięci i nawet nie potrafię sobie wyobrazić, że miałbym nie brać udziału w jej wychowaniu. Że miałbym zrezygnować ze zmieniania jej pieluszek, karmienia, przytulania, czekania aż zaśnie w ramionach, spacerów.
Ojciec uważnie patrzył, jak zajmuję się córką i zawsze otarcie wyrażał swoje zdanie na ten temat. Zaczepił mnie podczas pierwszych urodzin mojej córki. Gdy mama zajmowała się donoszeniem kolejnych przekąsek, mógł zobaczyć, jak bardzo jestem skoncentrowany na małej Amelii.
– Co ty tak skaczesz wokół Amelii? – spytał szczerze zaskoczony. Od razu wiedziałem, do czego zmierza.
Momentalnie poczułem, jak ciśnienie mi podskoczyło.
– A dookoła kogo mam skakać? Ciebie? – burknąłem nadąsany.
– O co ci znowu chodzi? Ja po prostu się o ciebie martwię.
– Z jakiego powodu?
– No wiesz, to nie jest normalne, jak chłop wyręcza babę w jej obowiązkach – stwierdził. – Poza tym w ogóle do stołu nie siadasz.
– Nikogo nie wyręczam. To też moje dziecko. Zapomniałeś o tym? – syknąłem.
– Ta rozmowa i tak do niczego nie prowadzi – prychnął.
– W tej kwestii na pewno – odpowiedziałem poirytowany jego uwagami.
Taki był finał naszej rozmowy. Trudno było mi się opanować, ale zauważyłem, że on też jest zdenerwowany.
Mamie było wstyd
Ojciec wyżalił się matce, ale nie dostał zrozumienia, którego szukał. Nie tylko nie okazała mu wsparcia, ale dodatkowo wygarnęła jakieś stare pretensje. Zrobiła mu taką awanturę, że nie odzywali się do siebie przez cały tydzień. Prawda taka, że sam się o to prosił. Mało tego, że totalnie mnie olewał, gdy byłem dzieckiem, to teraz chciał, żebym to samo zrobił mojej córeczce.
– Żebym wtedy miała więcej oleju w głowie, to bym mu na to nie pozwoliła. Kompletnie się tobą nie interesował, kompletnie... – żaliła mi się potem mama, a ja ją pocieszałem.
Mimo moich starań mamę ciągle dopadały przygnębiające myśli dotyczące przeszłości. Nigdy nie przepuszczałem, że to dla niej takie trudne. Przez kolejne tygodnie podejście mojego ojca odbijało się w domu szerokim echem, tak naprawdę niszcząc ich związek kolejnymi awanturami.
Gdyby ojciec choć trochę zmienił swoje podejście i zaczął interesować się wnuczką, może byłoby lepiej. ale on dalej uważał, że jego rola sprowadza się do kupna jakiegoś drobiazgu od czasu do czasu i pogłaskania małej po głowie. Nic więcej. Nie wiem, jak to by się skończyło, gdyby nie pewna sytuacja.
Potrzebowaliśmy pomocy
Amelia poszła do żłobka, ponieważ moja żona chciała szybko wrócić do pracy. Od czasu do czasu łapała jakąś infekcję, ale na szczęście nigdy nie było to nic poważnego. Wystarczyło kilka dni w domu i była zdrowa. Ale za którymś razem mała złapała zapalenie płuc. Dwa tygodnie leczenia i stanowcze zalecenia lekarza.
– Zanim wróci do żłobka, jej odporność musi się poprawić. Najlepiej by było, gdyby spędziła w domu jeszcze jakieś dwa tygodnie.
Mieliśmy z żoną ogromny problem: żadne z nas nie mogło sobie pozwolić ani na urlop, ani na dwa tygodnie zwolnienia. Moja mama też nie mogła zająć się małą. kompletnie nie wiedzieliśmy, z kim zostawić Amelię.
– A może zapytacie tatę? – zasugerowała nagle moja mama.
– Daj spokój, on w życiu się na to nie zgodzi – tylko wzruszyłem ramionami.
– Jeżeli się nie zgodzi, to go zostawię – powiedziała stanowczo mama.
– Daj spokój, nie mów tak.
– Mówię serio! Trzeba z nim pogadać. Siedzi na emeryturze i non stop tylko ogląda telewizję.
– Ale zostawić ją z nim to też trochę ryzyko... – wyrwało się mojej żonie.
– Przygotujemy mu wszystko, są telefony, będzie mógł dzwonić i dopytywać. Da radę – mama sprawiała wrażenie zdecydowanej.
Czułem, że to podstęp
Nic nie powiedziałem. Wiedziałem, że musiał to być jednak jakiś podstęp. Ojciec przyszedł do nas z nietęgą miną. Był cały przerażony i zdenerwowany. Żeby chociaż trochę poprawić atmosferę, przyniósł małej pluszaka, ale na nic to się zdała. Amelia i tak strasznie płakała, kiedy wychodziliśmy. Spojrzałem na niego, zamykając drzwi – był blady jak ściana.
Oboje martwiliśmy się o córkę. Pierwszy dzień był naprawdę trudny. Ojciec dzwonił niemal non-stop głównie po to, aby dowiedzieć się, dlaczego mała płacze. Wyjaśniałem mu, żeby dał jej smoczek, przytulił, pobawił się z nią, nakarmił.
Moja żona wszystko mu dokładnie opisała, spisując wskazówki, ale ojciec był tak zdenerwowany, że ledwo mógł to przeczytać. Naprawdę bałem się, co zastaniemy w mieszkaniu, kiedy wrócimy. Tak naprawdę sam też co chwila do niego dzwoniłem. Chciałem się upewnić, że oboje są cali i zdrowi.
– Wszystko gra – ojciec próbował grać twardziela, bo nigdy nie okazywał emocji, ale i tak słychać było w jego głosie zmęczenie, zdenerwowanie i bezradność.
Okazało się, że i dziadek, i Amelia przeżyli wspólny dzień. Kiedy jednak przekroczyliśmy próg domu, malutka od razu rzuciła się na nas i w ogóle nie chciała nas puścić. Tata pod nosem mamrotał, tłumacząc porządek, zapytał, o której ma przyjść jutro i szybko wyszedł. Baliśmy się, że jeśli kolejny dzień będzie taki sam, to Amelia nie wytrzyma z nim całych dwóch tygodni.
Coś się zmieniło
Kolejny dzień był podobny. Na szczęście, trzeciego dnia pojawiło się światełko w tunelu. Przez całą godzinę ojciec nie zadzwonił nawet raz. To ja się do niego odezwałem, bo już nie mogłem wytrzymać ze zdenerwowania. Kiedy podniósł słuchawkę, powiedział ze spokojem:
– Dałem Amelce mleko, zmieniłem pieluszkę, przebrałem i aktualnie się bawimy.
– A co z syropkiem wzmacniającym?
– Wyleciało mi z głowy, już jej daję. Odezwę się później.
Zadzwoniłem do żony i powiedziałem, że sytuacja jest chyba opanowana. Nie myliłem się. Pod koniec dnia ojciec nie był już taki zmęczony.
Kiedy wróciliśmy do domu, ojciec był naprawdę dumny. Nasza córka przytuliła go na do widzenia i powiedziała do niego „Dziadzia". Nigdy wcześniej nie widziałem, by tak bardzo go coś poruszyło.
Michał, 32 lata