Reklama

Wracam myślami do tamtej feralnej nocy, która miała być najpiękniejszą chwilą w życiu. Wiem, kiedy wszystko zaczęło się psuć. Toast ojca. Głupie, niepotrzebne słowa. Ale przecież nie powiedział nic „takiego”, prawda? Przecież tylko… wspomniał. Może trochę za bardzo. Może za bardzo o niej. O Sylwii.

– Twój ojciec to ma wyczucie, nie? – rzucił z przekąsem Bartek, mój świadek, kilka dni po weselu. – Mógł sobie wybrać lepszy moment na wspominki.

– Przesadzasz. Trochę wypił. Ojciec zawsze tak gada, jak go weźmie sentyment – odpowiedziałem, bardziej dla siebie niż dla niego.

– Michał… – Bartek spojrzał na mnie z takim współczuciem, że aż poczułem ukłucie. – Ola nie patrzyła, jakby to był sentyment.

Nagle ojciec zmienił ton

Wesele. Kiedy o nim myślę, mam wrażenie, że to był jakiś film. Mnóstwo świateł, muzyka, rozmów, śmiechu. Wszystko działo się szybko, jakby ktoś przewijał obraz. Pamiętam, że w jednej chwili tańczyliśmy z Olą nasz pierwszy taniec, który ćwiczyliśmy tygodniami, a chwilę później stałem przy barze z kieliszkiem i rozmawiałem z wujkiem z Poznania, którego nie widziałem od dzieciństwa.

Ola wyglądała wtedy pięknie. Miała na sobie prostą suknię, którą sama wybrała. Nie chciała koronki, żadnych tiulów. Powiedziała, że nie lubi udawać księżniczki. Kiedy tańczyliśmy, patrzyła mi prosto w oczy, lekko spięta, ale uśmiechnięta. Trzymałem ją za rękę i wtedy pomyślałem, że wszystko się ułoży.

Podczas obiadu mój ojciec wstał z kieliszkiem w dłoni. To było po deserze, kelnerzy właśnie zbierali talerze. Pamiętam, że moja mama szeptała coś do niego, chyba próbowała go zatrzymać, ale się nie dał. Miał już trochę w głowie, jak to on. Zaczął dziękować gościom, mówić, że jest dumny ze mnie, że Ola to cudowna dziewczyna. Ludzie klaskali, ktoś krzyknął: „Sto lat!”. I wtedy ojciec zmienił ton. Zaczął wspominać stare czasy, mówił coś o młodości, o mojej pierwszej miłości.

– Nie mogę nie wspomnieć o Sylwii, poprzedniej dziewczynie mojego syna – powiedział, podnosząc kieliszek. – To była dziewczyna z duszą. Miała serce na dłoni i charakter. Prawdziwe uczucie, nie tam byle co. Do dziś pamiętam, jak się w nią zapatrzył. No, ale los chciał inaczej. Mimo wszystko... warto pamiętać.

Zrobiło się cicho. Ktoś chrząknął. Spojrzałem na Olę – siedziała z kamienną twarzą, patrzyła w talerz. Chciałem coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów. Wszyscy udawali, że to nic takiego, DJ włączył jakąś piosenkę i ludzie wrócili do tańca, ale ja poczułem, że coś się wydarzyło ważnego.

Później, już po oczepinach, kiedy złapałem Olę przy wejściu do ogrodu, zapytałem, czy wszystko w porządku.

– Tak – odpowiedziała cicho.

– Ojciec trochę przegiął, co? – próbowałem się zaśmiać.

– Nie wiem – powiedziała i ruszyła w stronę sali, nawet na mnie nie patrząc.

Nie potrafiłem się wtedy wściec. Miałem nadzieję, że zapomni. Że to był tylko jeden z tych momentów, które nie mają znaczenia. Ale chyba miały.

Wtedy straciłem cierpliwość

Minął jakiś czas. Mieszkaliśmy już razem na nowym osiedlu, w mieszkaniu po dziadkach Oli. Włożyliśmy sporo pracy w remont – ja szlifowałem ściany, Ola wybierała kafelki i tapety. Byliśmy zmęczeni, ale dumni. Tylko że od ślubu czułem, że między nami jest jakaś niewidzialna granica. Ona wracała z pracy i zamykała się w sypialni, tłumacząc się bólem głowy albo zmęczeniem. Kiedy próbowałem ją rozśmieszyć, reagowała półuśmiechem, który zaraz znikał.

Robiłem sobie żarty z naszych sąsiadów, ze znajomych, opowiadałem anegdoty z dzieciństwa, ale to wszystko nie docierało. Przestała komentować, milczała przy kolacji. Coraz częściej siadała na kanapie z telefonem, jakby mnie nie było. Pewnego wieczoru, kiedy znowu czekałem z kolacją, a ona wróciła późno i od razu zamknęła się w łazience, straciłem cierpliwość.

– Ola, co się dzieje? – zapytałem, gdy wyszła, wycierając włosy ręcznikiem.

– Nic. Przecież mówiłam – odpowiedziała krótko.

– Przestań. Tak się nie zachowuje ktoś, kto właśnie wziął ślub. Nie rozmawiamy, nie dotykasz mnie, nie śpisz obok. To ma tak wyglądać?

Patrzyła na mnie przez chwilę, jakby ważyła słowa. I wtedy wybuchła.

– Twój ojciec mnie publicznie upokorzył! – powiedziała z siłą, której się po niej nie spodziewałem. – I ty nic z tym nie zrobiłeś! Uśmiechałeś się, kiwałeś głową, jakby to była kolejna anegdota o grzybach!

– Przecież to był tylko toast… – zacząłem.

– Tylko toast? Michał, on stał na środku sali i opowiadał o twojej wielkiej miłości do innej kobiety! Przed wszystkimi! A ty nawet nie zareagowałeś. Nawet nie spojrzałeś na mnie. Stałam tam, jak zapasowe rozwiązanie. Jak ta, co została wybrana, bo tamta nie chciała.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Nagle wszystko, co wcześniej wydawało się tylko niezręczne, zaczęło układać się w całość. Jej milczenie, chłód, dystans – to wszystko miało swój początek właśnie tam, przy tym głupim, nietrafionym toaście. Nie widziałem wtedy, jak bardzo to ją dotknęło. Myślałem, że to tylko wstyd, lekkie zażenowanie, które minie. Tymczasem to było coś głębszego. Coś, czego nie umiałem zatrzymać.

– Przepraszam – powiedziałem, ale moje słowa zawisły w powietrzu. Nie wyglądała na gotową, by je usłyszeć.

Nie widział w tym nic złego

Pojechałem do rodziców. Nie chciałem mówić, po co naprawdę, ale matka od razu wiedziała, że coś jest nie tak. Usiedliśmy w kuchni, zrobiła herbatę. Kiedy spytała, jak się układa z Olą, tylko pokiwałem głową.

– Twój ojciec nie chciał źle – powiedziała cicho. – Trochę wypił, wiesz jaki jest.

Ojciec siedział w salonie, gapił się w telewizor. Poszedłem do niego. Nawet nie oderwał wzroku od ekranu.

– Musimy pogadać – powiedziałem.

– No to gadaj – mruknął.

– Na weselu przegiąłeś. Nie rozumiesz, że to było nie na miejscu?

– Powiedziałem prawdę. Sylwia była kobietą z klasą. A Ola… może cię nie do końca rozumie, tyle.

Zatkało mnie. On naprawdę nie widział w tym nic złego. Uważał, że ma prawo do własnej opinii, nawet jeśli raniła mnie i moją żonę. Nagle coś się we mnie ruszyło. Wyszedłem bez słowa. Dopiero w samochodzie poczułem, jak ogarnia mnie złość. Nie tylko na niego. Na siebie też. Bo przez tyle lat nie umiałem mu powiedzieć: dość.

Zamieszkałem u Bartka

Gdy wróciłem do mieszkania, zobaczyłem moją spakowaną torbę przy drzwiach. Stała tam cicho, jakby czekała.

– Muszę odpocząć – powiedziała Ola bez emocji. – Potrzebuję przestrzeni.

Nie próbowała się tłumaczyć. Czułem tylko ten chłód, który znałem już aż za dobrze. Skinąłem głową, poszedłem do sypialni, wrzuciłem kilka rzeczy do plecaka i wyszedłem. Zamieszkałem u Bartka.

Przez pierwsze dni pisaliśmy do siebie tylko krótkie wiadomości. Coś o poczcie, o rachunkach, o pralce. Nic osobistego. Wieczorami siedziałem na rozkładanej kanapie i zastanawiałem się, kiedy to się wszystko rozpadło. Czy to naprawdę przez jeden toast? Czy przez moje milczenie?

Pewnego wieczoru Bartek położył pilot na stole i spojrzał na mnie bez owijania:

– Twój ojciec zniszczył ci związek. A ty mu na to pozwoliłeś.

Nie odpowiedziałem. Może dlatego, że wiedziałem, że ma rację.

Wiem, że zawiodłem

Spotkaliśmy się w kawiarni, tej samej, do której chodziliśmy, gdy dopiero zaczynaliśmy się spotykać. Usiadła naprzeciwko mnie, zamówiła herbatę, nie patrząc w moją stronę. Ja nie zamówiłem nic.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziałem cicho.

– Nie przyszłam dla ciebie – odparła. – Przyszłam, żeby zamknąć to jakoś po ludzku.

Nie wiedziałem, od czego zacząć. Przeprosiłem. Powiedziałem, że dopiero teraz zrozumiałem, co czuła. Że nie chodzi tylko o ten toast, ale o to, że wtedy, w tamtej chwili, nie stanąłem po jej stronie. Że powinienem był zareagować, wyjść z nią, powiedzieć ojcu, żeby się zamknął. Że zawiodłem.

Słuchała. Patrzyła za okno.

– Michał, ja nie mam siły walczyć z twoją przeszłością, z twoją rodziną, z twoim ojcem. Ale najbardziej nie mam siły walczyć z tobą. Bo to ty, nie on, zostawiłeś mnie tam samą.

Chciałem ją złapać za rękę, ale odsunęła ją delikatnie.

– Ja już nie wierzę, że ty kiedykolwiek potrafiłbyś wybrać mnie.

Zabrzmiało to jak wyrok. Po prostu wstała i powiedziała, że musi odpocząć ode mnie na dłużej. I wyszła.

Nie zmarnuję szansy

Wróciłem do pustego mieszkania. Nic się tu nie zmieniło, a jednak wszystko było inne. Pościel nadal pachniała jej szamponem, kubek z niedopitą herbatą stał na blacie, a obok zmięta kartka z listą zakupów. Niby drobiazgi, ale właśnie one bolały najbardziej.

Usiadłem na kanapie i długo siedziałem w ciszy. Nie wierzyłem, że to koniec. Myślałem o naszym ślubie, o jej wzroku, kiedy mówiła przysięgę. O tym, jak się śmiała przy zakładaniu obrączek. Jak mnie wtedy ściskała za rękę. Myślałem o sobie – o tym, jak przez całe życie byłem „czyimś synem”. Zawsze obok ojca. Nigdy naprzeciwko.

Dopiero teraz zrozumiałem, że miłość to nie tylko słowa i gesty. To wybory. To lojalność, wtedy, gdy jest trudno. Ja wybrałem milczenie. I straciłem wszystko. Teraz nie wiem, czy Ola wróci. Wiem tylko, że jeśli kiedykolwiek będę miał drugą szansę, nie zmarnuję jej. Ale zanim to się wydarzy – jeśli w ogóle – muszę nauczyć się żyć inaczej. Nie jako „syn swojego ojca”. Nie jako ktoś, kto tylko patrzy. Muszę nauczyć się być sobą. Dorosłym facetem. Bo miłość, nawet największa, nie wystarczy, jeśli nie masz odwagi stanąć po stronie tej jednej osoby, z której ślubujesz miłość.

Michał, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama