Reklama

Nie wiem, kto wymyślił wcześniejsze emerytury dla mundurowych, ale w przypadku mojego ojca to nie był dobry pomysł. Wciąż jest w pełni sił, może wszystkimi rządzić Urządza pobudkę o szóstej i musztruje rodzinkę do wieczora!

Reklama

W zeszłym tygodniu wymyślił, że postawi murowany grill, taki jak mają sąsiedzi.

– I po co to komu? – zrzędziła mama, patrząc przez okno, jak mąż obraca w perzynę jej miniaturowy ogródek. – Ty, Bartuś, wyjeżdżasz niedługo do innego miasta, ja mam chorą wątrobę, a i ojcu mięso nie służy.

Tylko dziadek się odważył stanąć na placu boju i zapytać, jak też jego syn rodzony zamierza wybudować taki grill, skoro sąsiad całe życie ludziom domy stawiał i po prostu ma pojęcie o różnej budowlance.

– Czy ojciec musi się ciągle pod nogami plątać?! – ryknął na niego stary. – Za co by się człowiek nie zabrał, zaraz ojciec wyskakuje ze swoimi radami!

– Dawnymi czasy starszych się słuchało – postawił się dziadek. – Jak ja bym tak swojego tatę potraktował, zarobiłbym w pysk, aż by zadźwięczało…

– No i widać skutki – burknął stary. – Do widzenia – wskazał dziadkowi dom. – Telewizor oglądać, a nie do rządzenia się brać.

– To może ja ten foliak podeprę – dziadek rzucił ugodowo, drapiąc się po głowie. – Co, Heniuś?

– Do chałupy! Przecież tu się nie da nawet spokojnie pomyśleć, nie mówiąc o jakiejś robocie!

Dziadek stał się markotny

Żal mi się dziadka zrobiło, bo poszedł jak struty. Ale fakt faktem, ostatnio jakoś wszędzie go pełno. Wyraźnie miejsca sobie nie może znaleźć.

– Czemu dziadek już nie chodzi do Klubu Seniora?– zagadnąłem w przedpokoju. – Będę jechał do marketu, mogę podwieźć.

– A co mam tam robić? – burknął. – Z babami haftować?

– Przecież mają całkiem niezłe kółko szachowe – przypomniałem mu, bo może zapomniał.

– Odkąd Rysiek K. poszedł do domu starców, towarzystwo się rozsypało. Najlepszy był, co się dziwić? Całe życie się przyjaźniliśmy, jeszcze z technikum – rozczulił się nagle i otarł rękawem oczy. – Ech, stare dzieje…

O rany, rzeczywiście! A tyle gadania było w domu, rodzice wałkowali temat do znudzenia. Obsmarowali córkę Ryśka, że wyrodna, bo ojca oddała w obce ręce, zamiast mu spokojną starość zapewnić.

Chciał się wyprowadzić

– A wiesz, Bartuś – dziadek złapał mnie za rękaw i zaciągnął do swojej kanciapy. – Rysiek do mnie dzwoni czasem.

– Nie dziwię się – przysiadłem na kanapie, bo już widziałem, że się dziadkowi na zwierzenia zebrało. – Pewnie mu tam smutno.

– A tam, smutno!– parsknął dziadek. – Zadowolony chłop, że nie masz pojęcia. Jeść dobrze dają, lekarze pod ręką, no i najważniejsze, towarzystwo doborowe.

– Tak? – zdziwiłem się.

– W szachy ma z kim pograć, pogadać… A w domu co? Tylko za niańkę robił, a i tak wiecznie byli z niego niezadowoleni.

– Zaraz dziadek powie, że do domu starców chce!

– Chcę i to bardzo. Bo ja tu tylko wszystkim zawadzam – wzruszył ramionami.

– Heniek lata, jakby świat na tej emeryturze chciał zbawić. Twoja mama zarobiona, jeszcze trochę i ścierką mnie jak muchę przegoni… Teraz, gdy ty wyjedziesz, to już nikt nawet nie zauważy, jak umrę gdzie w kącie.

– Ale czy to powód, żeby się do przytułku wybierać?! Rysiek nabił dziadkowi głowę bzdurami, a diabli wiedzą, jak mu naprawdę jest. Mało się ogląda różnych programów o tym, jak w takich ośrodkach ludzi traktują? Może siedzi gdzieś na dziesięcioosobowej sali wśród zidiociałych staruszków robiących pod siebie, siorbie cienką zupkę i tylko jak się dorwie do telefonu, to trochę odżywa, opowiadając historie z tysiąca i jednej nocy?

Był nieugięty

Próbowałem to dziadkowi przetłumaczyć, ale na wszystko miał gotową odpowiedź. Też brał taką możliwość pod uwagę, ba, nawet poszedł do córki przyjaciela zapytać, czyby go ze sobą w odwiedziny nie zabrała, żeby mógł wszystko na własne oczy obejrzeć. Ale ona miejsca w samochodzie nie ma, bo zawsze z mężem i dziećmi jeżdżą.

– Dziwiła się, czemu syn mnie nie zawiezie! – burknął.

No tak, to tylko 30 kilometrów… Ale że dziadek ojca nie pytał, to wcale się nie dziwię. Mój stary w życiu by się nie zgodził, mama zresztą też nie. Zaraz by było, że paliwo drogie, a w ogóle to czasu szkoda… A tak naprawdę baliby się, że się ktoś dowie
i posądzi ich, że chcą ojca do przytułku oddać. W takim miasteczku jak nasze trzeba nie lada odwagi, żeby sobie pozwolić na podobne fanaberie.

–Te trochę życia, co mi zostało, mam przed telewizorem spędzić? – zajęczał dziadek i wtedy, pomimo całego współczucia, zaczęło do mnie docierać, czego się tu po mnie oczekuje. – Czy ja jestem całkiem zramolały, żeby te głupoty oglądać? Ani z kim pogadać, ani pograć. A wiesz, Bartuś, Rysiek opowiadał, że kobitki też tam są, niektóre nawet całkiem do rzeczy jeszcze… Dansingi im urządzają, wyobrażasz sobie?

Obiecałem mu pomóc

Rany boskie, co się temu dziadkowi roi? Może jeszcze ożenić się chce na stare lata?

– To, co, wnusiu, zawiózłbyś mnie? W niedzielę? Zobaczyłbym, jak to wszystko wygląda.

– Przecież mnie ojciec z matką za to zabiją!

– E tam. A kto im powie?

– Zobaczy nas ktoś i chryja gotowa – jęknąłem przyparty do muru. – Tata się wścieknie!

I aż się wzdrygnąłem, bo z moim starym żartów nie ma.

– A co to ja nie mam prawa przyjaciela odwiedzić? Więźniem tu jestem? – dziadek miał już wszystko przemyślane. – Zapłacę ci za paliwo, nie bój żaby. Jakby co, nie będą się mieli do czego przyczepić.

Obiecałem staruszkowi w końcu, że go zawiozę. Swoje racje dziadek ma, nie da się ukryć. W końcu to, że go zabiorę w odwiedziny do kolegi, nie znaczy jeszcze, że będzie chciał się do niego przeprowadzić… Może nawet lepiej, żeby zobaczył na własne oczy, jak wszystko w tym domu starców wygląda? Chociaż coś mi się wydaje, że ta wizyta tylko przypieczętuje pomysł dziadka i jak przyjadę niedługo w odwiedziny, to spotkam się z nim już właśnie tam.

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama