Reklama

Nigdy nie byliśmy wzorową rodziną. Nawet teraz, gdy myślę o wspólnych chwilach, pamiętam więcej kłótni niż szczerych rozmów. Ojciec jednak zawsze powtarzał jedno: "Dla mnie jesteście równi. Tak samo ważni." Marek, ja i Ewa – każdy z nas miał swój własny świat, różne ambicje, ale tata z uporem godnym podziwu starał się nas traktować jednakowo.

Reklama

Ewa, najmłodsza, była jego promyczkiem – zawsze ciepła, pełna empatii. Marek, najstarszy, to zupełnie inna bajka. Zawsze ambitny, zawsze wiedział, jak zdobyć uwagę ojca. Może dlatego nigdy się z nim nie dogadywałam. Dla niego byłam tylko tą marudną siostrą, która nie rozumie prawdziwego życia.

Kiedy tata zmarł, coś we mnie pękło. Może to nadzieja, że po jego odejściu w końcu spojrzymy na siebie inaczej. Zrozumiemy, jak cenne są więzi rodzinne. A potem przyszła wiadomość o testamencie. Od tamtej chwili wiem jedno – prawda nigdy nie była naszym priorytetem. I teraz zamierzam ją wydrzeć, choćby wszyscy mieli mnie za wariatkę.

Testament miał być inny

Siedzieliśmy przy stole w domu mamy. Ona, jak zawsze perfekcyjna gospodyni, postawiła na stole półmisek z gorącymi pierogami, jakby to miało sprawić, że wszystko będzie w porządku. Ale nic nie było w porządku. Nie w dniu, w którym mieliśmy otworzyć testament ojca. Atmosfera była gęsta jak śmietana, którą mama dolała do zupy.

– No to może zaczniemy? – zapytał notariusz, przerywając napiętą ciszę.

Marek, oczywiście, siedział najbliżej niego, z tym swoim niewzruszonym wyrazem twarzy. Jakby już wiedział, co usłyszy. Ewa, jak zwykle, próbowała wyglądać pogodnie, ale jej dłonie nerwowo obracały widelczyk. Ja siedziałam naprzeciwko Marka, wbijając w niego wzrok. Czułam, jak żołądek ściska mi się z nerwów.

Notariusz zaczął czytać, a każde słowo wpadało do mojego mózgu jak gwoździe. Gdy dotarł do fragmentu, w którym ojciec zapisał cały majątek Markowi – dom, ziemię, oszczędności – czas się zatrzymał.

– Co?! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam pomyśleć. – To jakiś żart? Ojciec zawsze mówił, że podzieli wszystko równo!

Marek wzruszył ramionami.

Widocznie zmienił zdanie. – Jego głos był spokojny, aż przesadnie spokojny. – Nie zamierzam się z tego tłumaczyć.

– Nie zamierzasz?! – wybuchłam. – A może powinieneś? Może wyjaśnisz nam, co mu nagadałeś, żeby zrobić coś tak niesprawiedliwego?!

– Anna, uspokój się – wtrąciła mama, ale jej głos był słaby. Wyglądała, jakby sama chciała zniknąć pod stołem. – To nie czas na kłótnie.

Spojrzałam na nią. Unikała mojego wzroku. Coś wiedziała, to było jasne. Ewa też próbowała coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły jej w gardle.

– Czas? – rzuciłam gorzko. – Ten czas już minął, mamo. Teraz mamy tylko kłamstwa.

Nie mogłam dłużej siedzieć. Wstałam, przewracając krzesło, i wyszłam z pokoju, zanim emocje całkowicie mnie pochłonęły. Za mną rozległ się tylko głos Marka:

– Rób, co chcesz, Anno. Nic już nie zmienisz.

Ale wtedy, słysząc jego pewność siebie, wiedziałam, że muszę coś zrobić. Bo jeśli nie ja, to kto?

Brat był bardzo pewny siebie

Nie spałam prawie całą noc. Słowa Marka nie dawały mi spokoju. "Nic już nie zmienisz." Jak mógł być taki pewny siebie? To nie był przypadek. Znałam go zbyt dobrze. Zawsze miał plan, zawsze wiedział, jak zmanipulować sytuację na swoją korzyść. Teraz zamierzał odciąć mnie i Ewę od wszystkiego, co zostawił ojciec.

Nazajutrz, z samego rana, byłam pod jego domem. Moje stukanie do drzwi było bardziej wściekłe niż zaplanowane. W końcu otworzył, wciąż w piżamie, z kubkiem kawy w ręku. Spojrzał na mnie jak na intruza.

– Czego chcesz? – zapytał sucho.

– Porozmawiać – rzuciłam, przepychając się do środka.

– To chyba nie jest dobry moment – zamknął drzwi i stanął przede mną, jakby chciał mi przypomnieć, że to jego teren.

– Kiedy byłby dobry moment, Marku? Kiedy sprzedasz dom? A może wtedy, gdy przepiszesz wszystko na swoją żonę? – w moim głosie była złość, którą trzymałam od wczoraj.

– Daj spokój. – Przewrócił oczami i odstawił kubek na stół. – Nie jestem winien ci żadnych wyjaśnień. Ojciec podjął decyzję. Koniec tematu.

– Decyzję? – podniosłam głos. – Jaką decyzję? Tę, którą mu podsunąłeś? Co mu nagadałeś, Marku? Co zrobiłeś, żeby cały majątek przepisał na ciebie?

– Jesteś paranoiczką – rzucił z zimnym uśmiechem. – Może po prostu widział, kto jest w stanie się tym wszystkim zająć. Dom, ziemia – to nie zabawa, Anka. To odpowiedzialność. A ty? Co ty masz wspólnego z odpowiedzialnością?

Czułam, że coś ukrywa

Jego słowa były jak policzek, ale nie zamierzałam się poddać. Zrobiłam krok w jego stronę.

– Wiesz, co mam wspólnego? Rodzinę, Marku. Ale chyba zapomniałeś, co to znaczy.

Na chwilę widziałam, jak coś błyska w jego oczach – może wyrzuty sumienia, może złość. Ale szybko odzyskał swoją maskę.

– Skoro tak myślisz, to świetnie. Ale twoje teorie spiskowe mnie nie interesują. Wyjście jest tam – wskazał na drzwi.

Nie czekał, aż pójdę, sam poszedł do kuchni, zostawiając mnie w salonie. Ale zanim wyszłam, rzuciłam jeszcze przez ramię:

– Znajdę dowód, Marku. A wtedy wszyscy zobaczą, jakim jesteś oszustem.

Nie odpowiedział. Ale wiedziałam, że moje słowa trafiły na podatny grunt.

Odkryłam tajemnicę

Dom mamy był cichy, jakby śmierć ojca wyssała z niego życie. Ona, zawsze perfekcyjna, teraz snuła się między pokojami, robiąc wszystko, by unikać rozmowy. Ale ja nie zamierzałam dać za wygraną. W głowie miałam tylko jedno – muszę znaleźć dowód, że Marek zmanipulował ojca.

Weszłam do gabinetu ojca, miejsca, gdzie zawsze pilnował swoich spraw. Biurko było nienagannie uporządkowane, jakby nigdy go nie opuścił. Przeglądałam dokumenty, faktury, zapiski. Nic. Aż natrafiłam na stary notes. Jego czarna okładka była postrzępiona na rogach, jakby często po niego sięgał.

Przerzucałam kartki, aż zatrzymałam się na jednym wpisie. Data sprzed dwóch miesięcy: „Marek twierdzi, że rozdzielenie majątku zniszczy rodzinę. Naciska, żebym przepisał wszystko na niego. Mówi, że to dla dobra wszystkich.”

Ręce zaczęły mi drżeć. Naciskał? Dobro rodziny? Serce waliło mi jak młot. Z tą informacją poszłam prosto do mamy. Siedziała w kuchni, wpatrując się w filiżankę herbaty.

– Mamo, co to ma znaczyć? – rzuciłam, podsuwając jej notes pod nos.

Spojrzała na niego, a potem na mnie. Zbladła.

– Anna, proszę… Nie rób scen.

– Scen?! – wybuchłam. – Ojciec napisał, że Marek na niego naciskał. Ty o tym wiedziałaś, prawda? Dlaczego nic nie zrobiłaś?

Mama opuściła głowę.

– Twój ojciec był słaby. Nie chciałam go stresować. Marek... miał swoje argumenty.

– Argumenty? Czyli wiedziałaś, że nas oszukał, i nic z tym nie zrobiłaś?!

Milczała. Wiedziałam, że to potwierdzenie. Poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Matka, której ufałam, okazała się wspólniczką w tej farsie.

Ale teraz miałam coś, czego Marek nie mógł zignorować – dowód. I zamierzałam go użyć.

Nie zamierzałam milczeć

Obiad wyglądał jak każdy inny. Mama krzątała się po kuchni, stawiając na stole półmiski z pieczenią, ziemniakami i sałatką. Ewa próbowała zagadywać, ale atmosfera była ciężka. Marek siedział przy stole z tym swoim spokojem, który zawsze mnie drażnił. Nie mogłam już wytrzymać.

– Powiedz im, Marku – zaczęłam, przerywając ciszę. – Powiedz, jak ojciec zmienił testament po twoich tajnych wizytach.

Wszystkie spojrzenia zwróciły się na mnie. Marek nawet nie mrugnął.

– Przestań, Anka. To się robi żałosne.

– Żałosne? – wstałam, trzymając w dłoni notes ojca. – Mam dowód. Ojciec napisał, że naciskałeś na niego, żeby przepisał wszystko na ciebie. Jak to wytłumaczysz?

Marek zmarszczył brwi, ale wciąż wyglądał spokojnie.

– To nie jest żaden dowód. Ojciec po prostu podjął rozsądną decyzję. Wiedział, że ty nie potrafisz się zająć majątkiem.

Ewa, blada jak ściana, podniosła głos.

– Czy wy możecie przestać?! Ojca już nie ma, a wy tylko się kłócicie!

Mama zacisnęła dłonie na serwetce.

– Aniu, proszę, daj spokój.

– Daj spokój? – rzuciłam w stronę mamy. – Ty wiedziałaś. Wiedziałaś i nic nie zrobiłaś!

Marek w końcu stracił opanowanie.

– Tak, powiedziałem ojcu, żeby przepisał majątek na mnie! Ale zrobiłem to dla waszego dobra. Podzielony majątek zniszczyłby tę rodzinę.

– To ty ją niszczysz! – krzyknęłam.

W pokoju zapadła ciężka cisza. Tylko Ewa zaczęła cicho płakać. Wtedy wiedziałam, że nic nie będzie już takie samo.

To było niesprawiedliwe

Stałam przed domem mamy, wpatrując się w znajome okna, które zawsze kojarzyły mi się z bezpieczeństwem. Teraz wydawały się obce, jakby nie należały do miejsca, które kiedyś nazywałam domem.

Marek wygrał – to było jasne. Moje słowa, mój gniew, nawet ten notes… wszystko odbijało się od niego jak od ściany. Matka wciąż go broniła, Ewa błagała o spokój, a ja? Ja czułam się, jakbym straciła wszystko. Nie tylko majątek, ale coś znacznie ważniejszego – rodzinę.

Ruszyłam w stronę samochodu, z sercem ciężkim jak kamień. Nikt mnie nie zatrzymał. Nie było pożegnania, żadnych słów, które mogłyby załagodzić ból. Może Marek miał rację. Może walka o majątek naprawdę nas zniszczyła. Ale w głębi duszy wiedziałam jedno – to kłamstwa nas złamały, nie testament. I z tym już nic nie mogłam zrobić.

Reklama

Anna, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama