„Ojciec porzucił mamę i mnie, gdy miałam 5 lat. Nagle stanął w moich drzwiach, żeby oddać mi coś ważnego”
„Zniknął, zostawiając mnie i mamę samym sobie. Nigdy nie dzwonił, nie napisał. Przez lata uczyłam się żyć bez ojca. I nawet mi się to udało. Aż do dnia, w którym niespodziewanie stanął w moich drzwiach”.

- Redakcja
Mam pięćdziesiąt lat. Z zewnątrz moje życie wygląda jak spełnienie – dorosłe dzieci, spokojny mąż, stabilna praca, dom na przedmieściach. A jednak coś mnie od środka zżerało przez całe życie. Pamięć o nim. O moim ojcu, który pewnego dnia po prostu wyszedł z domu i nigdy nie wrócił. Do tego dnia.
W drzwiach stanął „obcy” mężczyzna
Otworzyłam drzwi i zamarłam. Stał tam starszy mężczyzna w spranym płaszczu, z czapką w rękach i oczami wbitymi w moje. Przez ułamek sekundy chciałam zapytać, czy się nie pomylił, ale zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, on szepnął:
– Aniu... Wiem, że mnie nie poznajesz. Ale ja cię znam. Zawsze cię znałem. Jestem...
Zrobiłam krok w tył, jakbym dostała w twarz. Serce uderzyło mi gwałtownie.
– Nie waż się kończyć tego zdania – przerwałam mu. – Nie mów tego. Nie masz prawa tak po prostu tu przyjść.
– Nie przyszedłem po nic. Chciałem ci tylko oddać to, co...
– Co?! – warknęłam. – Oddać mi co? Czterdzieści pięć lat ciszy? Jedną rozmową chcesz to załatwić?
Patrzył na mnie błagalnie. Zauważyłam, że się trzęsie. Ze strachu? Z zimna? Z wstydu?
– Ja... Wiem, że niczego nie naprawię. Ale musiałem przyjść. Zanim będzie za późno – wymamrotał.
– Spóźniłeś się. Za późno było już czterdzieści lat temu. Albo jeszcze wcześniej. Wtedy, kiedy nie przyszedłeś na moje urodziny. Albo kiedy mama przez miesiąc nie mogła podnieść się z łóżka.
Zamilkł. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy.
– Proszę... – próbował jeszcze raz.
– Nie. Nie dziś. I pewnie nie jutro. Idź stąd.
Zamknęłam drzwi.
Usiadłam na podłodze, opierając się o ścianę. Trzęsłam się cała, choć nie było mi zimno. Dlaczego teraz?
Mama nie była zaskoczona
– Mamo, on tu był – powiedziałam prosto z progu. – Stał w moich drzwiach. I powiedział, że przyszedł mi coś oddać.
Matka spojrzała, jakby nie była zaskoczona. Siedziała w szlafroku, z szalikiem na szyi.
– Myślałam, że może kiedyś się zjawi – odparła spokojnie. – Choć już przestałam wierzyć, że będzie miał w sobie tyle odwagi.
– Ty go bronisz?! – aż cofnęłam się o krok. – Po tym, jak cię zostawił z dzieckiem i zniknął? Bez słowa?
– Zostawił list.
– Tak, cudowny list. Trzy zdania. „Nie umiem żyć w kłamstwie, przepraszam”. Koniec. Świetne pożegnanie po pięciu latach małżeństwa i wspólnym dziecku!
Matka spuściła wzrok. Przez chwilę nie mówiła nic, jakby zbierała myśli.
– Anna, on nie był tylko potworem. Kiedyś był dobrym człowiekiem. Zakochał się, jak głupi, i podjął złą decyzję. Ale miał swoje marzenia. Życie zniszczyło je szybciej, niż myślał.
– A ty wciąż go tłumaczysz! – syknęłam. – Przez niego całe dzieciństwo myślałam, że coś ze mną nie tak. Że może nie byłam wystarczająco dobra, żeby zostać przy mnie.
– Nieprawda. To nie miało nic wspólnego z tobą – powiedziała cicho.
Zamilkłam. W gardle zawiązał mi się węzeł.
– On powiedział, że chce tylko oddać coś, co mi się należy. Że nie przyszedł „po coś”.
Matka spojrzała na mnie poważnie.
– Może warto dowiedzieć się, co to. Zanim zniknie na zawsze.
Zostawił na stole kopertę
Nie chciałam tego robić. Naprawdę. Ale kiedy wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam znajomy głos w salonie, coś mnie zatrzymało. Stałam w korytarzu, nieruchomo jak posąg, słysząc, jak mój mąż rozmawia z… nim.
– Przepraszam, że tu przyszedłem – powiedział mój ojciec. – Nie wiedziałem, jak inaczej zostawić to wszystko. Myślałem, że może pan… że przekaże jej pan dokumenty.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – odpowiedział Marek. – Ona nie jest gotowa. I ma prawo być wściekła.
– Wiem. Ma wszelkie prawo. Nie oczekuję, że mnie wysłucha. Ale moja matka, a jej babcia, zostawiła jej dom. I list. Nie wiedziała, że nasz kontakt się urwał. Myślała, że przekażę to dziecku. Ale wtedy byłem zbyt tchórzliwy.
– I teraz nagle pan przyszedł, bo…?
– Bo jestem chory. Niewiele czasu mi zostało. Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę. Ale jeśli umrę, a ona nigdy się nie dowie, to... to będzie jeszcze gorsze niż to, co zrobiłem wcześniej.
Zrobiłam krok do przodu i otworzyłam drzwi.
– Nie mogłeś po prostu napisać? Zostawić to w skrzynce? Trzeba było szukać litości? – rzuciłam, stojąc w progu.
Spojrzał na mnie. Nie odpowiedział.
– Nie chcę żadnych twoich domów, testamentów, litości. To nie zmaże czterdziestu pięciu lat ciszy.
– Ale może chociaż pozwoli zrozumieć – odpowiedział cicho.
Zanim wyszedł, położył na stole brązową kopertę. Nie dotknęłam jej przez trzy dni.
Dowiadziałam się więcej
Spotkaliśmy się na ławce w parku. Nie chciałam zapraszać go do domu. Nawet nie wiedziałam, po co się zgodziłam. Może chciałam usłyszeć, jak się plącze w wyjaśnieniach. Może chciałam, żeby jeszcze raz poczuł się winny. Albo ja po prostu chciałam wiedzieć, dlaczego.
Siedział sztywno, dłonie trzymał splecione. Twarz miał poszarzałą, jakby zupełnie przezroczystą.
– Wyszłaś do sklepu po bułki – zaczął. – A ja w tym czasie pakowałem się do taksówki. Miałem bilety. Plan. Kobietę, która czekała.
Zacisnęłam pięści.
– Mama płakała przez dwa lata. Ja wtedy nie wiedziałam, że to przez ciebie. Myślałam, że jest chora – mówiłam spokojnie, bez łez. – A ty sobie jechałeś do swojej nowej miłości?
– Tak. I nie. To nie była miłość. To było złudzenie, że jestem jeszcze młody. Że mogę coś od życia wyrwać. A potem wszystko się rozpadło. I ja razem z tym.
– Dlaczego nie wróciłeś?
– Bo się bałem. Bo kiedy zrozumiałem, co zrobiłem, już nie potrafiłem spojrzeć wam w oczy. Moja matka miała do mnie taki sam żal, jak wy. Przez lata nie rozmawialiśmy. Dopiero kiedy umierała, zawołała mnie i powiedziała: „Jeśli nie znajdziesz swojej córki, to nie zasługujesz, żeby mieć imię w testamencie”.
– To dlatego dom?
– To dlatego jestem tutaj. Nie żeby dostać coś. Ale żeby chociaż raz w życiu coś oddać.
Wstałam. Spojrzałam na niego jeszcze raz.
– Jeszcze nie wiem, czy to cokolwiek zmieni.
A jednak nie zniknęłam.
Dom, który do mnie przemówił
Pojechałam tam sama. Stary dom z czerwonej cegły, otoczony chaszczami i zardzewiałym płotem. Klucze były w kopercie. Nie uprzedziłam nikogo, nie powiedziałam Markowi, że wychodzę. Po prostu wsiadłam w samochód i pojechałam. Czułam, że muszę to zobaczyć.
W środku było zimno. Pachniało kurzem i starością. Pod ścianami stały meble, które pamiętały inne czasy. Na komodzie – zdjęcie. Młoda kobieta w kapeluszu, obok niej mężczyzna, którego znałam tylko jako starca. Mój ojciec. Znowu zobaczyłam jego oczy. Miał je wtedy takie same.
W kuchni na stole leżała koperta. W niej kilka pożółkłych kartek, pisanych równym, eleganckim pismem.
„Aniu, jeśli to czytasz, to znaczy, że Roman jednak się odważył. Ja go nie usprawiedliwiam. Ale wiem, że jest twoim ojcem, a ty jesteś moją wnuczką. Ten dom miał być twój. Twój dom, twoje miejsce. Może tu znajdziesz kawałek straconego życia”
Oparłam się o framugę i zamknęłam oczy. Dom był pusty, ale miał duszę. Zdjęcia w szufladzie, dziecięce buciki, zakurzone książki. Zrozumiałam, że on nie tylko mnie zostawił – zostawił też swoje własne korzenie. Nie czułam wdzięczności. Nie czułam ulgi. Ale coś się rozszczelniło. Coś się poruszyło. Jakby ten dom – choć nigdy w nim nie byłam – miał mi do powiedzenia więcej niż on przez całe życie. To nie był mój dom. Ale może mógł się nim stać.
Odzyskałam korzenie
Siedziałam przy kuchennym stole z dokumentami rozłożonymi przed sobą. List babci przeczytałam już kilka razy, ale wciąż wracałam do jednego zdania: „To nie dom daje poczucie przynależności, tylko pamięć”. A ja tej pamięci nigdy nie miałam. Tylko luki, niedopowiedzenia i matkę, która z całych sił próbowała udawać, że nie tęskni.
Córka weszła do kuchni w piżamie, jeszcze zaspana. Usiadła naprzeciwko mnie.
– To ten dom, o którym mówiłaś? – zapytała cicho, wskazując dokumenty.
– Tak.
– Pojedziemy tam?
Spojrzałam na nią. Tyle razy próbowała do mnie dotrzeć. Pytała, czemu jestem taka powściągliwa, czemu nie lubię świąt, czemu nie opowiadam o dzieciństwie. A ja zawsze zmieniałam temat. Teraz już wiedziała.
– Pojedziemy – odparłam. – Ale najpierw muszę coś uporządkować. W sobie.
– A ten facet... twój ojciec... odezwał się jeszcze?
– Nie. I chyba już się nie odezwie. Myślę, że nie czekał na przebaczenie. Chciał tylko nie umrzeć całkiem sam.
– I dałaś mu to?
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. – Ale dałam mu moment, w którym był kimś więcej niż pomyłką.
W nocy długo nie spałam. Zastanawiałam się, czy nienawiść przez całe życie rzeczywiście daje siłę. A może tylko pozwala nie myśleć o pustce. Nie wiem, czy mu wybaczyłam. Ale wiem, że nie boję się już pamiętać. I to chyba musi mi na razie wystarczyć.
Anna, 50 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Kupiliśmy działkę na wsi, by żyć w harmonii z naturą. Nie wiedzieliśmy, że życie w zgodzie z ludźmi będzie trudniejsze”
- „Synowa gardziła moim ciastem ze śliwkami, ale synuś pałaszował aż miło. Nie takiej żony chciałam dla mojego Michasia”
- „Wygrałem 200 tysięcy i nie powiedziałem żonie. Chciałem choć raz zdecydować sam, na co wydam kasę”