Reklama

Codzienność potrafi być cicha w najgłośniejszy sposób. W naszym domu to właśnie cisza była najgorsza. Tłusta, lepka, przyklejająca się do skóry jak kurz, który osiadał na niedotykanych od miesięcy książkach w salonie. Matka wstawała rano, jakby nic się nie stało, parzyła herbatę i wpatrywała się przez okno. Ojciec w milczeniu zjadał kanapkę i wychodził. Ja wracałem po pracy i zjadałem obiad w ciszy. Nikt nic nie mówił. Jakbyśmy wszyscy czekali na jakiś sygnał. Na telefon. Na cud.

Agnieszka wyjechała trzy lata temu. Najpierw były wiadomości, potem paczki na święta, później przelewy i co tydzień telefon. Teraz? Od roku ani razu nie odebrała, nie napisała na urodziny matki. Nie wysłała ani grosza. Jakbyśmy przestali istnieć. Jakby ten dom, ta rodzina, to wszystko, co nas łączyło, było tylko epizodem. Przypisem do jej nowego życia. Takiego bez nas. Nie miałem żalu, że wyjechała. Miałem żal, że zapomniała. Że kiedy zgaśnie światło w korytarzu, to ja je wymieniam. Że kiedy brakuje na prąd, to ja biorę nadgodziny. Że kiedy matka płacze po nocach, to ja ją słyszę. Agnieszka? Ona pewnie siedzi z tym swoim Piotrem na balkonie i śmieje się z niemieckiego serialu. Może nawet zapomniała, że jeszcze istniejemy. Wieczorem, po kolacji, zapytałem:

– Mamo, dzwoniła dzisiaj?

– Nie, Mateusz, nie dzwoniła.

– Czyli jak zwykle – odpowiedziałem cicho, odstawiając talerz do zlewu.

Ona nic już nie powiedziała. Tylko dalej wpatrywała się w ekran wyłączonego telewizora, jakby miała nadzieję, że jej twarz tam się pojawi. Twarz córki. A ja tylko myślałem, że ona zaczęła nowe życie, jakbyśmy byli tylko etapem do przekroczenia.

Niemiecka pani już o nas nie pamięta

– A co, ona teraz księżniczka w Niemczech i już nie musi pamiętać, kto jej obiady gotował?! – wyrzuciłem z siebie, patrząc na matkę, która właśnie nakładała ziemniaki na talerz ojca.

– Przesadzasz, Mateusz. Ma swoje życie, może ma problemy – odparła cicho, nie podnosząc wzroku.

– A my nie mamy? Kredyty same się spłacą? Prąd się sam opłaci? – głos mi zadrżał. – Bo ja chyba coś przegapiłem. Może też powinienem zniknąć i udawać, że mnie nie ma.

Ojciec przełknął ostatni kęs, wytarł usta i bez słowa wstał od stołu. Zawsze tak robił. Gdy zaczynało się cokolwiek niewygodnego, znikał. Do garażu, do sklepu, na balkon. Mistrz uniku. Usłyszeliśmy tylko trzask drzwi.

– Nie mów tak – matka spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. – Agnieszka to twoja siostra.

– No właśnie. Moja siostra. I co z tego mam? Po niej zostały tylko kartony i numery nieaktywne.

Wstałem, zostawiając nietkniętą zupę. Gardło miałem zaciśnięte. Chciałem rzucić jeszcze coś mocnego, ale coś mnie zatrzymało. Może jej oczy. Może to, że widziałem, jak drżą jej dłonie, kiedy zbierała talerze. Zamknąłem się w swoim pokoju. Oparłem głowę o ścianę. Może rzeczywiście przesadzam. Może Agnieszka miała powody, ale do cholery... Czy ja nie miałem prawa być zły? Ona obiecywała, że będzie nas wspierać. A potem zniknęła. Jakby nigdy jej tu nie było.

W końcu nie wytrzymałem

Napisałem do niej wieczorem. Długo układałem słowa. Skasowałem pierwszą wersję, drugą też. W końcu wyszło krótko, ostro, bez zbędnych czułości:

Cześć. Nie wiem, co się dzieje, ale twoje milczenie boli. Rodzice się martwią. Matka cicho płacze, ojciec udaje, że nic nie widzi. A ja? Ja zachrzaniam na rachunki, które kiedyś ty płaciłaś. Fajnie mieć nowe życie? Fajnie zapomnieć o nas? Odezwij się, bo przysięgam, że stracę do ciebie resztki szacunku.

Wysłałem. I nic. Przez godzinę tylko sprawdzałem, czy przeczytała. Dwa niebieskie znaczki nie pojawiły się ani razu. Tak jakby już nie była tą samą osobą. Albo jakby zniknęła naprawdę. Zadzwoniłem. Raz. Drugi. Dopiero za trzecim razem ktoś odebrał.

– Hallo? – odezwał się obcy głos. Niemiecki akcent. Piotr.

– Cześć, chciałem z Agą porozmawiać – powiedziałem ostro.

– Teraz nie może. Pracuje.

– Ale słyszę ją w tle!

– To nie jest dobry moment. Przepraszam – odpowiedział i się rozłączył.

Stałem w kuchni jak idiota, z telefonem w ręce. Ręce mi się trzęsły. Wróciłem do pokoju matki.

– Czemu jej bronisz, mamo?

– Bo jest moją córką.

– A ja nie jestem twoim synem?

Milczała długo. Potem tylko skinęła głową i poszła do łazienki. A ja siedziałem na kanapie i nie wiedziałem, czy bardziej boli mnie siostra, czy to, że chyba w tej rodzinie byłem tylko zastępstwem.

Nie byłem już małym dzieckiem

Była noc. Obudziło mnie ciche szuranie. Ktoś chodził po kuchni. Wyszedłem po szklankę wody, ale stanąłem w korytarzu, gdy usłyszałem głosy. Ciche, zgaszone.

Ona już nie wróci, Zenek. Nie po tym, co jej powiedziałeś – głos matki drżał.

– Nie mogłem wtedy inaczej, Marysiu – odpowiedział ojciec. – Wszystko we mnie pękło. Nie poznawałem jej.

– Ale przestała się odzywać właśnie po tym. Zgasła. Przysłała ostatnie euro, a potem – cisza.

Zamarłem. Usłyszałem swoje imię w środku tej rozmowy. Coś, co nigdy wcześniej się nie zdarzało.

– I Mateusz? On przecież nie rozumie. Myśli, że to przez nią. A to my...

Wszedłem do kuchni. Powoli, bez słowa. Matka odwróciła się gwałtownie, jakbym ją przyłapał na kradzieży.

– Co się wtedy stało? – zapytałem spokojnie. – Co powiedziałeś, tato?

Ojciec spuścił wzrok. Matka wbiła spojrzenie w stół.

– Powiedzcie mi prawdę. Nie jestem dzieckiem.

Cisza.

– Bo mam już dość tej gry w dom. Tego udawania, że wszystko się samo rozpadło. Nie rozpadło się samo, prawda?

Matka odetchnęła ciężko, usiadła z powrotem przy stole. Ojciec oparł się o framugę i wyglądał na starszego niż kiedykolwiek.

– To było ostatnie lato, kiedy Agnieszka tu była – zaczęła cicho mama. – Przyjechała z nim, z Piotrem. A twój ojciec...

– ...zachował się jak idiota – dokończył za nią ojciec.

Patrzyłem na nich oboje. I nagle poczułem, że coś mi pękło w środku. Że może byłem zły na nie tę osobę, co trzeba.

Ojciec zachował się fatalnie

– Ona przyszła z Piotrem. Chciała się pochwalić, jak im dobrze – mówiła matka. Głos jej się łamał. – Mieli zdjęcia z wycieczek, opowiadali o nowej pracy, mieszkanie wynajęli razem. Taka była szczęśliwa

– I co? Ojciec musiał od razu swoje trzy grosze wtrącić… – syknąłem.

Ojciec milczał chwilę, po czym powiedział cicho:

– Powiedziałem jej, że nie będzie słać pieniędzy z Niemiec jak bankomat. Że nie chcę jej niemieckiego chłopaka w rodzinie. Że sprzedała rodzinę za euro.

Zamarłem.

– Serio to powiedziałeś?

– Byłem zły. Ona... ona się chwaliła, że tam znalazła swoje miejsce. A ja pomyślałem, że wszystko to, co tu, nagle nic nie znaczy. Rodzina, dom, my. Poczułem się... zbędny.

– I wolisz być zbędny niż przeprosić? – zapytałem ostro.

Ojciec spuścił głowę. Matka miała łzy w oczach. Nie czekałem. Wyszedłem z domu, zostawiając ich przy tym zimnym stole. Szedłem przed siebie bez celu. Miasto spało, jakby nic się nie stało. Na ławce pod blokiem usiadłem i wyciągnąłem telefon. Wpisałem nową wiadomość do Agnieszki: Nie wiem, czy mnie jeszcze traktujesz jak brata, ale muszę z tobą pogadać. Proszę. Choć raz odezwij się, zanim wszystko się rozwali do końca. Wysłałem. Patrzyłem w ekran jak w próżnię. I nagle naprawdę poczułem, jak to jest być między – między lojalnością a gniewem. Między przeszłością a tą cholerną teraźniejszością, w której zostałem sam.

Może nie wszystko stracone

Odpisała po trzech dniach. Krótko: Jutro o 19:00. Wideorozmowa. Bądź. Nic więcej. Żadnego „cześć”, żadnego „Mateusz”. Ale byłem. Punktualnie. Z bijącym sercem. Połączenie trwało chwilę, ale zanim pojawiła się jej twarz, miałem wrażenie, że minęła godzina.

– Cześć – powiedziałem pierwszy.

Agnieszka milczała chwilę. Potem westchnęła:

– Wiesz, że tata wtedy powiedział mi, że przyniosłam hańbę?

Zamarłem. Dopiero po chwili wyjąkałem:

– Może był wściekły... Przestraszony...

– Nie, on był sobą. I nie miał zamiaru mnie przepraszać. A mama? Udawała, że nic się nie stało.

– Ona się rozsypała. Tylko inaczej niż ty. Po cichu.

Spojrzała gdzieś na bok, jakby nie chciała, żebym widział jej oczy. W tle przeszedł Piotr. Zerknął w kamerę i bez słowa zniknął.

– Mateusz… Ja nie wrócę. Nie do nich. Nie po tym wszystkim, ale do ciebie… może jeszcze nie jest za późno.

Zacisnąłem pięści. Chciałem powiedzieć „wróć, proszę”, ale wiedziałem, że nie mogę.

– Mama bardzo za tobą tęskni. Choćby zadzwoń. Nie dla mnie. Dla niej.

Wpatrywała się w ekran długo. Potem skinęła głową.

– Rozumiem, ale nic nie obiecuję.

Połączenie się zakończyło. Siedziałem jeszcze chwilę. Jakby coś wróciło, ale jednocześnie coś innego ostatecznie odeszło.

Mateusz, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama