Reklama

Nie tak wyobrażałem sobie swoje życie, mając trzydzieści lat. Chciałem być już dawno na swoim – własne mieszkanie, praca, która daje satysfakcję, związek, który daje poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem siedzę tutaj, w starym, ciasnym mieszkaniu, w którym wciąż unosi się duch matki – choć odeszła trzy lata temu. Mieszkam z ojcem, który coraz bardziej przypomina kogoś obcego, i z Oliwią, moją młodszą siostrą, która ledwo co zaczęła studia, a już musiała szybciej dorosnąć, niż powinna.

Reklama

Ojciec – Mariusz – jest cieniem człowieka, którym kiedyś był. Nie wiem, czy to kwestia żałoby po mamie, czy może po prostu zawsze taki był, a ja dopiero teraz to zauważam. Coraz częściej przychodzi do mnie z tym samym tekstem: „Antek, mógłbyś mi pożyczyć na prąd?”, „Antek, mam do zapłacenia czynsz, pomożesz?”. A ja pomagam, bo co mam zrobić? Ale potem widzę, że rachunki dalej leżą nieopłacone, a z konta znika więcej, niż powinno. I zaczynam się zastanawiać: na co on to wydaje?

Oliwia też zaczyna to widzieć. Nie mówi tego głośno, ale jej oczy mówią wszystko. Czuję się jak głowa tej rodziny, choć to ojciec powinien nią być. I coraz bardziej wkurza mnie to, że muszę być odpowiedzialny za coś, co mnie przerosło. Za jego błędy, jego wybory, jego porażki.

Nie mam swojego życia. Moja praca w korpo to dla mnie tylko źródło pieniędzy – nie daje mi satysfakcji. Mój związek? O ile można to tak nazwać – rozpadł się kilka miesięcy temu, bo nie miałem na niego czasu. Jak mam mieć czas, skoro wracam z pracy i od razu muszę ratować rodzinny dom przed rozpadem? Szczerze? Czasami mam ochotę to wszystko rzucić. Wyprowadzić się. Zostawić ich z tym całym syfem. Ale potem patrzę na Oliwię... I wiem, że nie mogę jej zostawić. Bo kto, jak nie ja?

A ojciec? Coraz częściej łapię się na tym, że zaczynam nim... gardzić. Za to, jak nas zawiódł. Za to, że zapomniał, że ma być ojcem. I boję się, że kiedyś powiem mu to wprost. Tylko... co wtedy?

Wiedziałem, że to dopiero początek

– Tato, co to ma być?! – wrzasnąłem, rzucając rachunek za prąd na stół. Kartka przeleciała w powietrzu i zatrzymała się przy jego talerzu z zimną już herbatą. – Znowu przyszło wezwanie do zapłaty! Już trzeci raz w tym roku! Ile razy mam ci przelewać pieniądze, skoro ty je wydajesz nie wiadomo na co?!

Ojciec nawet nie oderwał wzroku od telewizora, gdzie leciał jakiś mecz. Siedział w tym swoim znoszonym dresie, z kubkiem w ręku, jakby właśnie wrócił z siłowni, a nie z kolejnego „mityngu” z kumplami.

– Nie twoja sprawa, Antek – mruknął, zaciągając się papierosem. – Jestem dorosły, wiem, co robię.

– Wiesz, co robisz?! – nie wytrzymałem. – Ty nawet nie wiesz, co się tu dzieje! Prąd odcinają za kilka dni, a ty… Ty co? Siedzisz i oglądasz jakiś cholerny mecz, jakby nic się nie stało!

Zmarszczył brwi, ale dalej patrzył w ekran. Oliwia stała w drzwiach kuchni, blada, jakby zaraz miała się przewrócić. W jej oczach było coś, co rozrywało mi serce – strach. A ja czułem, jak krew mi buzuje.

– Wiesz co, tato? – powiedziałem cicho, ale głos mi drżał. – Ty nie jesteś ojcem, na jakiego zasługujemy. Może w ogóle nie powinieneś być naszym ojcem...

Widziałem, że zamarł. Papieros wypadł mu z palców na stół. Patrzył na mnie, jakby nie wierzył, że to powiedziałem. Jego twarz zrobiła się kredowobiała, a oczy... Nie wiem, co w nich było. Zaskoczenie? Wstyd? Strach? A może wszystko naraz?

Przez chwilę w kuchni było słychać tylko tykanie zegara i dźwięk komentatora z telewizora.

– Antek... – zaczął w końcu, ale głos mu się załamał. – Nie wiesz wszystkiego. Nie możesz mnie tak oceniać...

– To powiedz mi, co mam wiedzieć! – wrzasnąłem. – Co robisz z pieniędzmi, które ci daję?! Dlaczego Oliwia musi się martwić, że nam prąd odetną?! Dlaczego ja, dorosłego faceta muszę traktować jak dziecko, które nie ogarnia rzeczywistości?!

Oliwia wzięła głęboki wdech, jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko spojrzała na ojca i wyszła z kuchni, zostawiając nas samych.

Tata spuścił wzrok. Przez chwilę myślałem, że coś powie, że się wytłumaczy. Ale nie – tylko siedział, jakby nagle się skurczył. Jakby cały ten jego upór, ta nonszalancja – wyparowały w jednej chwili. A ja stałem, patrząc na niego, i czułem... pustkę. Nie satysfakcję, nie ulgę – pustkę. Bo wiedziałem, że to nie koniec. Że to tylko początek czegoś znacznie gorszego. Bo jeśli on teraz milczy – to znaczy, że coś ukrywa.

Ojciec coś przede mną ukrywał

Nie mogłem spać. Przekręcałem się z boku na bok, a w głowie miałem tylko jedno pytanie: co on przede mną ukrywa? W końcu wstałem, zszedłem po ciemku do kuchni i zobaczyłem światło w salonie. Ojciec siedział na kanapie, gapiąc się w sufit, z pustym wzrokiem. Nie wyglądał na pijanego, raczej na kogoś, kto się zgubił w życiu i nie wie, co robić dalej.

Stanąłem w drzwiach. Spojrzał na mnie, ale nie powiedział ani słowa. Wziąłem głęboki oddech i podszedłem bliżej.

– Powiedz mi wprost: co robisz z pieniędzmi? Dlaczego rachunki nie są opłacone? Gdzie znika ta kasa, którą ci przelewam co miesiąc?

Ojciec potarł twarz, jakby chciał zetrzeć z siebie jakieś piętno.

– Antek, to nie twoja sprawa. Mam prawo do życia, do wydawania na co chcę...

Nie wytrzymałem.

– Prawo? Do czego masz prawo, tato?! Do rozwalania pieniędzy, gdy my martwimy się o rachunki?! Myślałem, że po śmierci mamy ogarniesz się, że będziesz silny... Ale ty jesteś jak dziecko! Nie obchodzi cię, co się z nami dzieje?!

Spojrzał na mnie – nie jak ojciec, ale jak człowiek przyłapany na gorącym uczynku. Zacisnął usta, w oczach błysnęło coś dziwnego, jakby żal i wstyd mieszały się ze złością. Ale nic nie powiedział. Tylko odwrócił wzrok, jakby patrzenie na mnie go bolało.

Zrobiłem krok w jego stronę, ale wtedy usłyszałem za sobą cichy głos Oliwii:

– Antek... Daj spokój.

Spojrzałem na nią – stała w piżamie, bosa, z podkrążonymi oczami. I wtedy dotarło do mnie, że nie jestem tu tylko dla siebie. Że muszę być silny dla niej. Ale to nie znaczyło, że odpuszczę ojcu. Coś ukrywa. I prędzej czy później wdobędę to z niego.

Wydawał pieniądze, bo chciał się zabawić

Było już dobrze po dwudziestej trzeciej, gdy wróciłem z pracy. Nogi miałem jak z ołowiu, ale zanim wszedłem do domu, usłyszałem głosy dobiegające z kuchni. Ojciec i wujek Jerzy. Ściszone, przytłumione, jakby bali się, że ktoś ich usłyszy.

Zamarłem w korytarzu, stając przy drzwiach.

– Mariusz, ty naprawdę bierzesz kasę od Antka? – głos Jerzego był ostry, pełen wyrzutu.

– No... Biorę – przyznał cicho ojciec. – A co mam zrobić? Jakieś rozrywki mi się należą, nie? Po śmierci Basi… Nie daję rady. Muszę czasem odetchnąć.

Jerzy parsknął z niedowierzaniem.

– A nie myślisz, że Antek ma swoje życie? Że mu ciężko? Że to dorosły facet, a ty go wciągasz w to swoje bagno?

– Ty nic nie rozumiesz – w głosie ojca było coś złamanego. – Ja jestem sam. Oni mają siebie, mają swoje życie, a ja co? Siedzę tu, jak cień, jak wrak. Weekend to jedyna rzecz, którą mam. Gdzieś muszę się wyrwać. I co z tego, że trochę wydam?

Nie wytrzymałem. Nacisnąłem klamkę i wszedłem. Obaj zastygli w bezruchu. Jerzy jakby skulił się na krześle, a ojciec patrzył na mnie z przerażeniem w oczach.

– Więc to prawda – powiedziałem powoli, a głos mi drżał. – Wydajesz nasze pieniądze, bo chcesz się zabawić, a my mamy martwić się o rachunki? A Oliwia? Ona też się bawi, jak siedzi wieczorami i odlicza, czy starczy jej na czesne?

Ojciec otworzył usta, ale nie wydobył z siebie słowa. Jerzy patrzył na nas, jakby chciał zniknąć. A ja czułem, jak coś we mnie pęka – jakby właśnie runęła ostatnia cegła, która trzymała ten dom w całości.

Czułem coś między gniewem a rozpaczą

Oliwia siedziała na moim łóżku skulona, kolana pod brodą, ręce splecione na kostkach. Wszedłem do pokoju, zamknąłem za sobą drzwi. Nie podniosła głowy, ale słyszałem jej przyspieszony oddech. Usiadłem obok, cicho, bez słowa.

– Widziałam, jak krzyczałeś na tatę… – powiedziała w końcu cicho. – Może… Może on po prostu nie umie inaczej? Może się pogubił?

Pokręciłem głową, czując, jak zaciska mi się gardło.

– Pogubił się? Oliwia, on nas oszukuje. Bierze ode mnie kasę, a potem mówi, że nie ma. Nie płaci rachunków, a sam… A sam co? Weekendowe wypady z kumplami? Whisky w barze? – Z każdym słowem czułem, jak narasta we mnie wściekłość. – My tu się martwimy, jak zaoszczędzić na jedzeniu, a on…

Oliwia odwróciła głowę, spojrzała mi w oczy. Była blada, zmęczona, jakby całe to piekło zżerało ją od środka.

– Myślałam, że tata… Że on chce dla nas dobrze… – głos jej się załamał. – Że po śmierci mamy... On miał nas trzymać razem.

Patrzyłem na nią i serce mi się ściskało.

– Oliwia, musimy być silni. Nie możemy mu ufać. Jeśli my nie weźmiemy tego w swoje ręce, to wszystko się rozpadnie. On nie udźwignie tego.

– Ale co mamy zrobić? – zapytała cicho, prawie szeptem. – Mamy go wyrzucić? Przecież to nasz ojciec…

Westchnąłem.

– Nie wiem. Ale wiem jedno – nie możemy dalej żyć tak, jakby wszystko było w porządku. Bo nie jest.

W pokoju zapadła cisza. A ja patrzyłem na moją siostrę i czułem coś między gniewem a rozpaczą. Nie wiedziałem, jak to wszystko naprawić, ale wiedziałem, że muszę być silny. Dla niej. Dla siebie.

Nie mogłem już na niego liczyć

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Na blacie stał niedopity kubek z kawą. W powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że niemal czułem ją na skórze. Patrzyłem na niego twardo, bez uciekania wzrokiem. On unikał mojego spojrzenia, jakby bał się tego, co zaraz powiem.

– Tato, musimy ustalić zasady – zacząłem spokojnie, choć w środku wszystko we mnie krzyczało. – Albo przestajesz kłamać i bierzesz odpowiedzialność za swoje życie, albo… nie widzę sensu, żebyśmy dalej mieszkali razem.

Uniósł wzrok. W jego oczach było coś, co mnie zaskoczyło – może wstyd, a może strach.

– Antek, nie rozumiesz, co to znaczy stracić żonę, zostać samemu… – wyszeptał, a głos mu drżał.

– Nie, nie rozumiem – przerwałem mu ostro. – Ale wiem, co to znaczy zostawać z rachunkami i złamanym sercem, bo mój ojciec woli uciekać od problemów, zamiast się z nimi zmierzyć. Wiem, co to znaczy grać głowę rodziny, kiedy ty się chowasz.

Spojrzał na mnie, a po policzku spłynęła mu łza. Nie wiedziałem, czy to była łza wstydu, rozpaczy czy zwykłego zmęczenia.

– Ja nie chciałem… – wyjąkał. – Chciałem tylko na chwilę zapomnieć. Choć trochę poczuć, że żyję.

– Zapomnieć? A co z nami? My też straciliśmy mamę! Ja też tęsknię. Oliwia też tęskni. Ale jakoś nie rzucamy wszystkiego w cholerę i nie wydajemy pieniędzy, które mają iść na rachunki, na głupoty.

Tata zasłonił twarz dłońmi. Jego ramiona drżały.

Jestem przegrany. Nie potrafię inaczej.

Patrzyłem na niego i czułem mieszankę gniewu i współczucia. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Wiedziałem tylko jedno – nie mogę już na niego liczyć. To ja muszę być odpowiedzialny. Tylko jak się nie rozsypać, kiedy twoim ojcem jest człowiek, który już dawno się poddał?

Antoni, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama