Reklama

Cisza wypełnia dom. Jeszcze tydzień temu brzmiał tu głos ojca – głęboki, rzeczowy, zawsze pełen pewności siebie. Teraz jedyne, co słyszę, to tykanie zegara w gabinecie. To tutaj spędzał najwięcej czasu – za masywnym biurkiem, pochylony nad notatkami, książkami, zagłębiony w swoich myślach.

Reklama

Nie znałam jej

Mój ojciec profesor. Autorytet dla tysięcy studentów, legenda akademicka, człowiek nieskazitelny, surowy, a dla mnie – niedościgniony wzór. Nigdy nie był czuły, nigdy nie mówił o uczuciach. Ale nie musiał. Wystarczało mi, że był.

Gdy zadzwonili ze szpitala, wiedziałam, że to będzie ten telefon. Śmierć nie czeka, aż zadasz wszystkie pytania, które przez lata odkładałaś na później. Teraz jest już po wszystkim. Pogrzeb. Współpracownicy i studenci z poważnymi minami, matka i ja w bólu.

Gdy prawie wszyscy się już rozeszli, zostałam jeszcze przy grobie. Wtedy dostrzegłam kobietę ubraną na czarno, z twarzą zimną jak marmur. Patrzyła na mnie z czymś, co przypomina cień triumfu. Wreszcie podeszła do mnie.

– Twój ojciec nie był człowiekiem, za jakiego go miałaś – powiedziała cicho. – Musisz znać prawdę.

Wsunęła mi kopertę do ręki i odeszła. Deszcz zaczął kropić, jakby pogoda postanowiła dopasować się do nastroju pogrzebu. Patrzyłam za nią, jak znika między ludźmi.

Nie otworzyłam koperty od razu. Schowałam do torebki, jakby opóźnienie tego momentu mogło sprawić, że nic się nie zmieni.

Byłam zszokowana

Wróciłam do domu wyczerpana. Matka zamknęła się w swojej sypialni. Nie miałam siły rozmawiać. Zdjęłam płaszcz i rzuciłam go na fotel, a potem usiadłam przy stole, wpatrując się w kopertę, którą trzymałam w dłoniach.

Była ciężka. Papier, z którego ją wykonano, miał lekko pożółkły odcień, jakby przeleżała gdzieś latami, czekając na ten moment. Przejechałam palcem po jej krawędzi, czując, jak rośnie we mnie niepokój. Słowa kobiety odbijały się echem w mojej głowie. Otworzyłam kopertę.

Były w niej zdjęcia. Jedno za drugim, ułożone starannie. Pierwsze przedstawiało mojego ojca. Śmiał się, ale nie był to uśmiech, który znałam. Był inny, bardziej swobodny. Przytulał kobietę – jasnowłosą, o delikatnych rysach twarzy, może z dziesięć lat młodszą od niego.

Przełknęłam ślinę i przeszłam do kolejnej fotografii. Na niej byli już we trójkę. Ojciec, ta sama kobieta i mały chłopiec. Patrzył prosto w obiektyw z uśmiechem, który znałam aż za dobrze. Ten sam kształt oczu. Miałam brata.

To niemożliwe. Przecież ojciec nie był takim człowiekiem. Miał swoje zasady, rygor, moralność, których uczył mnie przez całe życie. Jak mógł mieć drugą rodzinę, jak mógł przez lata prowadzić podwójne życie, a ja nigdy niczego nie zauważyłam?

Miał drugie życie

Może to pomyłka? Może to kuzyn? Może stara znajoma? Ale wśród fotografii znalazłam coś jeszcze – kilka kartek poskładanych na pół. Rozłożyłam je z drżącymi palcami.

Były to listy. Pisane starannym, dobrze znanym mi pismem ojca. „Kochany Michałku, nie mogę być z Wami tak często, jak bym chciał, ale zawsze jesteś w moim sercu. Pamiętaj, że jestem dumny z każdego Twojego sukcesu. Może kiedyś świat pozwoli nam być razem bez tajemnic”. Ostatni list był niedokończony. „Synu, kiedyś…”. Kartka kończyła się w połowie zdania.

Wciągnęłam powietrze. Pokój zaczął wirować wokół mnie. W jednej chwili całe moje życie stało się iluzją. Ojciec nie był tym człowiekiem, którego znałam. A może wcale go nie znałam?

Po raz pierwszy w życiu poczułam na niego gniew. Podniosłam zdjęcie chłopca. Patrzył na mnie z niego mój brat.

Nie spałam tej nocy. Myśli krążyły w mojej głowie jak rozszalałe owady, nie dając mi chwili wytchnienia. Co chwila zerkałam na zdjęcia i listy, jakby miały nagle zmienić treść, jakbym mogła obudzić się i odkryć, że to tylko chory sen. Ale to nie był sen.

O wszystkim wiedziała

O świcie wstałam i niemal mechanicznie zaparzyłam sobie kawę, choć nie czułam smaku, kiedy ją piłam. Matka jeszcze spała. Powinnam dać jej spokój, pozwolić jej przeżyć żałobę na jej własnych warunkach. Ale nie mogłam. Musiałam wiedzieć.

Zapukałam do jej sypialni i weszłam bez czekania na odpowiedź. Leżała na boku, wciąż w żałobnej sukni, jakby nawet nie próbowała się przebrać. Kiedy usłyszała, że podchodzę, otworzyła oczy.

– Co się stało? – jej głos był chrapliwy od płaczu.

Nie odpowiedziałam od razu. Usiadłam na skraju łóżka i położyłam przed nią kopertę z listami i zdjęciami.

– Powiedz mi prawdę – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Wiedziałaś?

Matka usiadła, przyciągając do siebie koc, jakby chciała się w nim schować. Wpatrywała się w kopertę, ale nie dotknęła jej, jakby bała się tego, co w niej jest.

– Podejrzewałam – powiedziała w końcu.

– Czyli całe moje życie było kłamstwem? Ojciec miał drugą rodzinę i ty o tym wiedziałaś, a mimo to przez całe życie wmawiałaś mi, że był człowiekiem nieskazitelnym?

Ukrywała to

Matka zaciśniętymi dłońmi ścisnęła koc. Była blada.

– Nie chciałam, żebyś cierpiała.

– A może po prostu nie chciałaś się z tym zmierzyć? – odparłam chłodno.

Spojrzała na mnie w końcu. W jej oczach nie było już strachu, tylko coś, czego nie potrafiłam odczytać.

– Twój ojciec był skomplikowanym człowiekiem – powiedziała cicho. – Nie usprawiedliwiam go, ale kochał cię. Kochał nas.

– Kochał nas, a jednocześnie przez lata żył z kimś innym? Pisał do nich listy, podczas gdy mnie nawet nie potrafił przytulić? – głos mi zadrżał.

Matka zamknęła oczy.

– Myślisz, że było mi łatwo? Że nie zadawałam sobie tych samych pytań? – szepnęła.

Nie odpowiedziałam.

– Nie chciałam wiedzieć. Może gdybym naprawdę zaczęła szukać odpowiedzi, wszystko by się rozpadło. A ja chciałam, żebyś miała dom. Żebyś mogła dorastać w poczuciu bezpieczeństwa.

– Poczucie bezpieczeństwa? – zaśmiałam się gorzko. – Całe moje życie było iluzją.

Odnalazłam go

Patrzyłam na nią jeszcze chwilę, ale nie miałam już siły słuchać więcej. Wstałam gwałtownie i skierowałam się do drzwi.

– Dokąd idziesz? – zapytała, ale nie zatrzymała mnie.

– Dowiedzieć się prawdy – rzuciłam przez ramię.

Wędrując jak po nitce do kłębka, odnalazłam tę kobietę i jej syna – mojego przyrodniego brata. Jeszcze niedawno był dla mnie tylko dzieckiem z fotografii, cieniem w moim uporządkowanym świecie. Teraz wiedziałam o nim więcej niż o własnym ojcu. Był bystry, wrażliwy i zdumiewająco podobny do mężczyzny, którego przez lata idealizowałam.

– Wciąż nie wiem, czy powinnam mu wybaczyć – powiedziałam, bardziej do siebie niż do Michała.

– Nie musisz – odpowiedział cicho. – Ja też nie wiem, czy powinienem.

Nie było w nim gniewu, tylko smutek i coś na kształt rezygnacji. Przeżywał stratę zupełnie inaczej niż ja. Dla mnie ojciec był mitem, który nagle pękł jak bańka mydlana. Dla Michała był po prostu tatą, który nie zdążył podjąć decyzji, który zawsze stał na rozdrożu, niezdolny do wyboru.

Matka nie przyszła na to spotkanie. Nie pytała o moje poszukiwania, nie chciała wiedzieć, co odkryłam. Milczenie było jej sposobem na przetrwanie, a ja nie miałam siły jej z tego rozliczać.

Prawda mnie zmieniła. Ojciec nie był bohaterem ani potworem. Był człowiekiem. Słabym, rozdwojonym między dwoma światami, niezdolnym do uczciwości ani wobec siebie, ani wobec nas. Mogłam go nienawidzić. Mogłam go usprawiedliwiać. Mogłam udawać, że nic się nie zmieniło. Nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy.

Reklama

Zofia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama