Reklama

Nie było niczego, co można by uznać za niepokojące. Mieszkanie ciche, jasne, Kamil robił poranną kawę, ja przeglądałam maile. Od zewnątrz wszystko wyglądało dobrze. Ale w środku – nie umiałam się uspokoić. Nawet przy nim. Zwłaszcza przy nim.

Reklama

– Znowu nie mogłaś zasnąć? – zapytał cicho.

Skinęłam głową. Oparł się o framugę drzwi, trzymając dwa kubki.

– Koszmary?

Wzruszyłam ramionami.

Nie powiedziałam, że we śnie ojciec znowu trzymał mnie za nadgarstek zbyt mocno. Że matka odwracała wzrok, zajęta podawaniem herbaty.

Kamil podszedł, podał mi kawę i spojrzał uważnie. – Myślisz o tym, co mówiła twoja mama?

– O tej rocznicy? – spytałam z gorzkim uśmiechem. – Tak.

– Może powinniśmy pojechać.

– Nie wiem, czy chcę go widzieć. A jej… też nie umiem patrzeć w oczy – odpowiedziałam po chwili. – Chciałam żyć inaczej. Bez ich głosów w mojej głowie. Ale one wracają, jakby to nadal był mój dom.

Kamil nic nie powiedział. Siedzieliśmy w ciszy. I tylko moja dłoń, ściskająca kubek, zdradzała, że tak naprawdę nigdy nie przestałam tam być.

Byle nie zdenerwować ojca

Droga do rodzinnego domu minęła w milczeniu. Kamil prowadził, od czasu do czasu spoglądając na mnie, jakby chciał zapytać, czy na pewno dobrze robię. Ale nie pytał. Dziękowałam mu w duchu – nie zniosłabym kolejnych słów otuchy.

Kiedy przekroczyliśmy próg, poczułam znajome ukłucie w żołądku. Ten sam zapach kapusty i proszku do prania. Ten sam ciężar.

– O, przyjechaliście – odezwał się ojciec, wychodząc z salonu. Popatrzył na mnie od góry do dołu. – No, no… ale mogłabyś się bardziej postarać. Kobieta powinna wyglądać kobieco.

Kamil uśmiechnął się niepewnie. – Myślę, że Agata wygląda świetnie.

Ojciec prychnął, jakby to był żart. – Ty porządny chłopak. Widać, że wiesz, czego chcesz. Nie to, co… niektóre.

– Niektóre? – zapytałam chłodno.

– No wiesz… takie, co to mężczyźnie pyskują, a nie gotują.

Matka krzątała się w kuchni. Ani na moment nie spojrzała w moją stronę, jakby była tylko cieniem przemykającym obok.

– Barbara! – rzucił ojciec. – Zrób kawy, dziewczyna zmęczona.

– Już, już – odparła cicho.

Patrzyłam na nią, jak na kogoś obcego. Ręce drżały jej lekko, kiedy stawiała filiżanki na stole. Znałam ten gest. Tysiące razy widziałam, jak podawała coś w pośpiechu, byle zdążyć, byle nie zdenerwować ojca.

Kamil spojrzał na mnie, szukając kontaktu. Uśmiechnęłam się sztucznie, żeby go uspokoić. Ale w środku wracało wszystko – lata milczenia, kiedy moje słowa nie miały znaczenia.

– To będzie długi weekend – pomyślałam, zaciskając dłonie pod stołem.

Nie będę jak ona, nigdy

Nie mogłam zasnąć. Leżałam obok Kamila, ale oddech miał płytki, niespokojny. W końcu przewrócił się na bok i szepnął:

– Agata, jak się czujesz? Cały dzień byłaś spięta.

– A ty się dziwisz? – prychnęłam cicho. – Wystarczyło pięć minut, żeby znowu poczuć się jak dziecko, które nie ma prawa głosu.

– Ale oni są starsi. Może się zmienili, tylko ty tego nie widzisz?

Zacisnęłam zęby. – Ty nie rozumiesz. Najgorsze nie były krzyki ojca. Najgorsza była jej cisza. Patrzyła, jak mnie miażdży, i nigdy nic nie powiedziała. Ani razu.

Kamil westchnął.

Może ona też miała ciężko. Może nie umiała inaczej?

Te słowa uderzyły mnie jak policzek. Odwróciłam się plecami.

– Wiem, że miała ciężko. Ale to nie zmienia faktu, że zostawiła mnie samą.

Zapadła cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara z korytarza. Kamil chciał coś jeszcze powiedzieć, lecz zrezygnował. Poczułam, jak jego dłoń niepewnie dotyka mojego ramienia. Nie odsunęłam jej, ale i nie odwzajemniłam gestu.

Zamknęłam oczy, jednak zamiast snu przyszły wspomnienia – matka pochylona nad garnkiem, ojciec podnoszący głos, a ja, skulona w kącie, z sercem walącym jak szalone. I ta wieczna myśl: nie będę jak ona, nigdy.

Nigdy nie pozwolę mnie „ustawiać”

Noc była duszna. Leżałam z otwartymi oczami, gdy z dołu dobiegły mnie przytłumione głosy. Ostrożnie wysunęłam się spod kołdry i zeszłam po schodach. W kuchni paliło się światło, drzwi były uchylone.

– Tylko żeby jej chłop nie dał się zdominować – mówił ojciec, siadając ciężko przy stole. – Bo jeszcze będzie taka sama jak te feministki z telewizji.

– Stefan, cicho – syknęła matka. – Obudzi się.

Zamarłam, serce waliło mi w skroniach.

– Agata zawsze była zbyt dumna – ciągnęła matka. – Może Kamil ją trochę ustawi.

Oparłam się o ścianę. Słowa matki bolały bardziej niż kpiny ojca.

– Niech się cieszy, że ktoś ją w ogóle chce – dodał ojciec z pogardą.

– Nie mów tak przy niej – matka spróbowała się sprzeciwić, lecz jej głos był słaby, niemal błagalny. – Ona ma delikatną naturę.

– Delikatna? – roześmiał się gorzko. – Prędzej zadziorna. Przyda jej się dyscyplina.

Zacisnęłam pięści, żeby nie wpaść do kuchni i nie krzyknąć. Ale nie mogłam też się ruszyć. Stali się dla mnie tacy przewidywalni – oboje z wieczną pogardą.

Wróciłam po cichu na górę. Kamil spał spokojnie, jakby nic się nie działo. Patrzyłam na niego długo i myślałam tylko jedno: nigdy nie pozwolę, by ktoś mnie „ustawiał”. Nawet jeśli miałabym zostać sama.

Nic nie zrobiła

Rano znalazłam mamę w ogrodzie. Plewiła grządki, jakby cały świat ograniczał się do kilku zielonych łodyżek. Podeszłam bliżej i przez chwilę tylko patrzyłam, jak ręce jej drżą.

– Mamo, musimy porozmawiać – powiedziałam w końcu.

Podniosła na mnie wzrok, zaskoczony i niepewny. – O czym, dziecko?

– O tym, że całe życie patrzyłaś, jak on mnie niszczy. I nic nie zrobiłaś.

Zmieszała się. – Agata, ja… nie mogłam. Taki już był twój ojciec. Lepiej było milczeć, niż go prowokować.

– Milczeć?! – wyrwało mi się. – Wiesz, co dla mnie znaczyło twoje milczenie? Że jestem nieważna. Że mogę być poniżana i nikt się za mną nie ujmie.

Mama spuściła głowę.

– Myślałam, że tak będzie ci lżej. Że jak przeczekamy, to przejdzie.

– Przejdzie?! – głos mi się załamał. – To nie przechodzi, mamo. To wraca. Wraca teraz, gdy on patrzy na Kamila, a ty znowu udajesz, że cię nie ma.

Łzy spłynęły jej po policzkach.

– Nie miałam siły, Agata. Chciałam tylko, żebyś była bezpieczna.

– A wyszło tak, że nauczyłaś mnie milczeć. Dokładnie tak, jak ty – odparłam. – Ale ja nie chcę być tobą.

Mama odwróciła się i zaczęła wycierać dłonie o fartuch. Nie przeprosiła. Nie zaprzeczyła. Tylko płakała cicho, jakby łzy miały być odpowiedzią na wszystko.

Stałam nad nią i po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie jestem jej córką – byłam kimś obcym, kto wreszcie odważył się głośno nazwać prawdę.

Przez trzydzieści lat milczałam

Podróż powrotna była ciężka. Krajobrazy przesuwały się za oknem, ale ja nie widziałam nic. Wciąż słyszałam swój podniesiony głos i ciche łkanie mamy. Kamil prowadził uważnie, milczał, dopóki nie zjechaliśmy na stację, by zatankować.

– Nie przesadziłaś trochę z matką? – odezwał się ostrożnie, gdy wracaliśmy na autostradę.

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Przez trzydzieści lat milczałam. Dzisiaj po raz pierwszy powiedziałam jej prawdę. I ty mi mówisz, że przesadziłam?

– Nie o to chodzi… – zaczął, ale urwał, gdy spojrzałam na niego. – Po prostu myślę, że ona też jest ofiarą.

– Ofiarą, która patrzyła, jak jej dziecko cierpi, i nie kiwnęła palcem – odcięłam się. – Wybacz, ale dla mnie to nie jest usprawiedliwienie.

Zapadła cisza. W samochodzie słychać było tylko szum silnika. Kamil trzymał mocno kierownicę, jakby też walczył ze swoimi emocjami.

– Kocham cię – powiedział nagle. – Ale czasem nie wiem, jak ci pomóc.

Spojrzałam przed siebie.

– Nie musisz mnie ratować. Wystarczy, że nie będziesz kazał mi milczeć.

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. I choć byłam zmęczona, poczułam, że coś we mnie się zmieniło – jakby ktoś w końcu otworzył okno w dusznym pokoju.

Agata, 33 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama