„Ojciec zawsze powtarzał, że liczy się tylko rodzina. Gdy przeczytałam jego testament, aż zabrakło mi tchu”
„Notariusz skinął głową i zaczął czytać. Najpierw formalności, potem nazwiska, daty, standardowa nudna liturgia. A potem padło to zdanie. Już nic nie słyszałam. Siedziałam jak w transie, wpatrzona w notariusza, jakby to on był winny”.

- Redakcja
Ojciec przez całe życie tłukł nam do głów, że rodzina to świętość. Powtarzał to przy każdej możliwej okazji. Jakby to miało rozwiązać wszystkie problemy świata. Mama kiwała głową, brat przewracał oczami, a ja? Robiłam dobrą minę do złej gry. Ale potem... Wzięłam do ręki testament. I zabolało. Nie dlatego, że się czegoś spodziewałam. Nie, nie miałam złudzeń. Ale jednak... gdy czytasz, że prawie wszystko, co po nim zostało, przekazuje komuś innemu... To nie była tylko sprawa pieniędzy. To była sprawa lojalności. A może... raczej jej braku.
Siedziałam jak w transie
Siedziałam z Arturem i jego byłą żoną na granatowej kanapie. Brat co chwilę spoglądał na zegarek. Ja gapiłam się na rząd segregatorów za plecami notariusza, próbując nie myśleć. Magda sprawdzała coś w telefonie.
– Czy państwo są gotowi? – zapytał notariusz, poprawiając okulary.
– Bardziej się chyba nie da – burknął Artur, z tą swoją wieczną manierą starszego brata, który wszystko wie lepiej.
Notariusz skinął głową i zaczął czytać. Najpierw formalności, potem nazwiska, daty, standardowa nudna liturgia. A potem padło to zdanie.
– Większość majątku przekazuję mojej ukochanej synowej, Magdalenie…
– Co proszę?! – wyrwało mi się, zanim zdążyłam się ugryźć w język.
– Słuchajmy dalej – rzucił chłodno Artur, nie zaszczycając mnie spojrzeniem.
Już nic nie słyszałam. Siedziałam jak w transie, wpatrzona w notariusza, jakby to on był winny.
– Spokojnie – syknął Artur, ściskając mnie za ramię. – Nie tutaj.
– Spokojnie? Po tym, jak tata zapisał wszystko tej... tej... kobiecie, która z nami żyła ledwie kilka lat?!
– Taka była wola zmarłego – powiedział cicho notariusz.
Nie skomentowałam.
Byłam wściekła
Wyszłam z kancelarii z impetem. Byłam wściekła. Artur wybiegł za mną.
– Możesz się uspokoić?
– Nie – odpaliłam krótko. – Nie mogę się uspokoić, kiedy dowiaduję się, że mój własny ojciec postanowił wymazać mnie z testamentu.
– Nie wymazał. Po prostu... większą część zapisał Magdzie.
– Aha, czyli to nie wymazanie, tylko delikatna edycja. Jasne. Jeszcze mi powiedz, że to było logiczne.
– Zajmowała się nim do końca, nie pamiętasz? Nawet po rozwodzie.
– No i co z tego? Też się nim zajmowałam. Jak widać, w tym teatrze łez liczyło się tylko ostatnie pięć minut.
Artur westchnął i spojrzał na mnie ze współczuciem.
– Słuchaj, może powinnaś porozmawiać z Magdą. Może da się coś ustalić... Polubownie.
Roześmiałam się gorzko.
– Czy ty właśnie zasugerowałeś, żebym poszła do twojej byłej żony po kasę? Żebym się... dogadała? Może jeszcze kwiaty jej przynieść i zapytać, co zostawiła dla mnie z ojcowskiego tortu?
– Przestań dramatyzować.
– A ty przestań udawać, że to nie boli. Dostałeś dokładnie tyle, co ja, czyli nic. Tylko że ja przynajmniej mam odwagę się wkurzyć.
Artur nie odpowiedział. Patrzył w bok, jakby nagle billboardy stały się fascynujące.
Nie miałam litości
Do bratowej pojechałam dwa dni później. Nie dlatego, że ochłonęłam – raczej przeciwnie. Właśnie dlatego, że cały czas czułam w brzuchu tę gorącą, bulgoczącą złość. Gdy otworzyła drzwi w miękkim swetrze i z filiżanką w ręce, miałam ochotę wytrącić jej z dłoni porcelanę.
– Nie spodziewałam się… – powiedziała z lekkim zaskoczeniem. –
– Spodziewaj się – przerwałam. – Bo jeszcze będę się pojawiać. Często.
Wpuściła mnie do środka bez słowa. Salon pachniał świeżo parzoną kawą i... nowymi meblami. Ładnie urządzone.
– Ładnie tu masz. Tata by się zdziwił, jak szybko zainwestowałaś jego pieniądze – powiedziałam, opierając się o framugę.
– Nie przyszłaś chyba komentować wystroju?
– Nie, przyszłam się dowiedzieć, czemu uznałaś, że zasłużyłaś na wszystko. I czemu my – jego dzieci – zasłużyliśmy na nic.
Magda westchnęła. Siadła na kanapie, jakby naprawdę była zmęczona.
– Twój ojciec sam to zapisał. Nie miałam z tym nic wspólnego.
– Jasne, nie miałaś. Tak po prostu któregoś dnia wstał i pomyślał: „Oddam wszystko Magdzie. Dzieciom zostawię zdjęcia”.
– On uważał, że to będzie najlepsze rozwiązanie. Bał się, że się pokłócicie.
– Więc rozwiązał to, wyrzucając nas z układanki? Genialne.
– On naprawdę was kochał. Mówił o was często.
– Tak często, że nie zostawił nawet zegarka po dziadku. Super.
Nie płakałam
– Może usiądziesz? – zaproponowała Magda po chwili niezręcznej ciszy.
– Nie. Dzięki.
– Słuchaj... Wiem, że to dla ciebie trudne.
– Nie, nie wiesz. Ty masz dom, auto, konto i czystą kartę. A ja mam list pożegnalny z klauzulą „sorry, nie tym razem”.
Magda oparła łokcie na kolanach, ściskając filiżankę tak mocno, że zastanawiałam się, czy nie pęknie.
– Twój ojciec... on się bał, że pieniądze was poróżnią.
– Aha. Czyli żeby nie było „gorzej”, postanowił olać wszystkich po równo. Wspaniała logika.
– Myślał, że ty i Artur poradzicie sobie. Że jesteście silni.
Prychnęłam.
– Nie wiem, czy widziałaś mój kredyt hipoteczny i stan konta, ale nie – nie jestem aż tak silna.
Magda uśmiechnęła się blado.
– Chcesz wiedzieć, co mnie najbardziej boli?
– Proszę, zaskocz mnie.
– Że on nie miał odwagi powiedzieć wam tego sam. Że wysłał mnie na pierwszą linię ognia. A ja... nie miałam siły odmówić. Myślałam, że wszystko się ułoży.
– Ułoży? – roześmiałam się krótko.
– Nie wiem, co mam zrobić, żeby ci ulżyć.
– Nic. Już zrobiłaś wszystko.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam. Za drzwiami zatrzymałam się tylko po to, żeby złapać głęboki oddech. Nie płakałam.
Musiałam poznać prawdę
Wróciłam do mieszkania, rzuciłam torebkę na podłogę i usiadłam na kanapie, nie zdejmując butów. Czułam się, jakby ktoś wymazał mnie gumką z rodzinnego zdjęcia. Zawsze byłam tą „ogarniętą”, co to wszystko robi „dla dobra ogółu”, a teraz okazało się, że dobro ogółu to... nie ja. Telefon zadzwonił. Artur.
– I jak było? – zapytał, jakby chodziło o wizytę u dentysty.
– Świetnie. Powiedziała, że tata chciał dobrze. Czyli wychodzi na to, że my jesteśmy problemem, nie testament.
– Diana...
– Nie, mam już dość twojego „Diana”. Może raz spróbujesz się wkurzyć, zamiast wszystko tłumaczyć?
– Nie widzę sensu w robieniu wojny.
– A ja nie widzę sensu w robieniu z nas idiotów! Ojciec nas olał, a my mamy to łyknąć, bo... rodzina?
Po drugiej stronie była cisza. W końcu Artur westchnął.
– Wiesz, że on zostawił nam list?
Zamarłam.
– Co?
– Kartkę. Ręcznie napisaną. W szufladzie biurka. Napisał, że nie umie dzielić miłości, więc dzieli to, co może. I że mam się tobą zaopiekować.
– Świetnie. Przepisał ci obowiązki opiekuńcze. I co, też masz mnie na utrzymaniu?
– Nie bądź śmieszna.
– To przynajmniej daj mi przeczytać ten list.
– Przyniosę ci jutro.
– Nie, teraz. Albo skanuj. Chcę wiedzieć, co nim kierowało.
– Diana…
– Już się nie nabieram na „bo on nie umiał”. Miał całe życie, żeby się nauczyć.
Było mi żal
Artur przysłał zdjęcie listu wieczorem. Otworzyłam je z bijącym sercem. Kilka zdań, pokrzywionym, znajomym pismem.
„Diano, wiem, że jesteś silna. I dlatego się nie martwię. Może to źle, ale ufam, że zrozumiesz. Że wybaczysz. Nie chciałem, żebyście się kłócili. To był mój wybór. Nie Magdy. Proszę, nie bądź dla niej okrutna. A jeśli możesz – bądź dla Artura opoką. Tata”.
Zamknęłam zdjęcie, położyłam telefon obok siebie i przez chwilę tylko patrzyłam w sufit. Ojciec nawet na końcu wszystko załatwił „na miękko”. Bez rozliczeń, bez tłumaczeń. I jak zwykle – zręcznie zostawił bałagan innym do posprzątania. Zadzwoniłam do Artura. O dziwo, odebrał od razu.
– Czytał ci to wcześniej? – zapytałam.
– Nie. Sam znalazłem.
– Myślisz, że on naprawdę tak myślał? Że dobrze zrobił?
– Myślę, że nie umiał inaczej. Był emocjonalnym analfabetą. Ale… chyba nas kochał. Po swojemu.
– No to gratuluję ojcostwa dekady.
Artur zaśmiał się cicho. Pierwszy raz od tygodni.
– Wiesz, może, zamiast roztrząsać, powinniśmy się spotkać. Pogadać.
– U mnie. Jutro wieczorem?
Zamknęłam oczy. Ból nie zniknął. Pierwszy raz nie był już taki ciężki.
Diana, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa na każdym kroku próbuje ze mną rywalizować. Odrobina adrenaliny i z tej kobiety wychodzi diabeł”
- „Dałem teściowi zdrapkę za 5 złotych, a on wydrapał sobie 30 tysięcy. Nagle ze starego zrzędy, zrobił się troskliwy miś”
- „Wyczułam od męża słodkie perfumy, których nie mieliśmy w domu. Zemdliło mnie, gdy odkryłam, kto tak pachnie”