Reklama

Kpił z tego, co mnie cieszyło

Od małego uwielbiałem przebywać w kuchni i obserwować, jak moja mama przygotowuje jedzenie. To był mój żywioł! Jednak największą frajdę sprawiało mi wspólne gotowanie z babcią. Ona jako pierwsza dostrzegła we mnie potencjał i wierzyła, że dam radę. Nauczyła mnie podstaw i pozwalała już jako małemu brzdącowi na kulinarne eksperymenty.

Reklama

Co więcej, uchyliła rąbka tajemnicy i przekazała mi kilka przepisów, które znała jeszcze od swojej babci. Mama z sympatią patrzyła na moje wysiłki w kuchni i podzielała zdanie babci, że każdy powinien iść własną drogą. Natomiast tata zawsze podchodził do moich kulinarnych prób sceptycznie. Preferował, żebym oddawał się hobby typowym dla faceta z krwi i kości. Prezentował archaiczny pogląd na temat rozdziału obowiązków w gospodarstwie domowym. Mężczyzna przy garach – to było dla niego nie do przełknięcia.

– Gotowanie to babska działka, weź się za coś konkretnego – rzucał, kiedy przyłapywał mnie na kuchennych eksperymentach. – Przyda mi się twoja pomoc w stolarni.

Żeby nie drażnić ojca, pomagałem mu czasem w odnawianiu antyków. Chciał mi przekazać całą swoją wiedzę, bo planował, że przejmę po nim pracownię stolarską zaraz po ukończeniu nauki. Jako pierworodny miałem być jego następcą. Wiele czasu spędziłem na obróbce drewna – szlifowaniu, pokrywaniu lakierem, montowaniu elementów i rzeźbieniu.

Mimo że nie przepadałem za tą robotą, radziłem sobie całkiem dobrze. Ojciec był dumny, widząc, jak robię postępy, i często mnie zachwalał. Dostrzegałem radość w jego oczach na myśl, że syn przejmie po nim wszystkie umiejętności, tajniki fachu oraz tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie już od dłuższego czasu. Miał nadzieję, że wkrótce zajmę jego miejsce w warsztacie.

– Sporo na tym zarobisz – ciągle mi to powtarzał, żeby mnie zmotywować. A ja po kryjomu, tak żeby tata nie wiedział, opanowałem do perfekcji sztukę dzielenia swojego czasu pomiędzy pracownię a gotowanie. I tak naprawdę to właśnie w kuchni czułem się jak ryba w wodzie.

Chciałem zdobyć pieniądze na studia

Parę lat temu odkryłem, że mam talent do przyrządzania pysznych potraw. Uwielbiałem wymyślać nowe przepisy i eksperymentować w kuchni. Nic nie sprawiało mi takiej frajdy, jak serwowanie bliskim smacznego jedzonka. Nawet mój tata, który był przekonany, że zajada się daniami przygotowanymi przez mamę lub babcię, nie potrafił się oprzeć mojemu gotowaniu.

Skończyłem ogólniak i zacząłem główkować, skąd wziąć kasę na studia w prestiżowej szkole gastronomicznej. Staremu powiedziałem, że potrzebuję więcej czasu, żeby ogarnąć, co tak naprawdę chcę robić w przyszłości, a na ten moment planuję się dokształcać na jakichś szkoleniach. O gastronomi ani słowem nie pisnąłem.

– Zgadzam się z tobą całkowicie – rzekł z aprobatą ojciec. – Facet powinien być rozsądny i nie może ot tak, z marszu, decydować o ważnych sprawach. A żebyś nie próżnował, kiedy będziesz to wszystko rozważał, mam dla ciebie robotę w moim warsztacie.

Tym sposobem rozpocząłem pracę u taty, by móc sfinansować wyśnione studia. Mój grafik był napięty do późnego wieczora – najpierw fucha w stolarni, a następnie zajęcia w szkole gastronomicznej. Robota w warsztacie nie była jakimś wielkim hitem, ale przykładałem się do niej, żeby nie rozczarować ojca. W akademii natomiast mogłem poczuć wiatr w żaglach, dać ponieść się wyobraźni oraz bez ograniczeń gotować i ozdabiać dania.

Jedynie babcia stała po mojej stronie

Takie funkcjonowanie mi odpowiadało – wśród patelni, naczyń, widelców oraz talerzy, kuchenki i rondli. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, że kiedyś miałbym pracować jako stolarz. Sama wizja tego budziła we mnie odrazę. Jak przekazać taką wiadomość tacie? Sprawię, że jego oczekiwania legną w gruzach, ale nie jestem w stanie porzucić swoich pragnień. Przez to, że nie potrafiłem odszukać rozwiązania, moja robota w stolarni była z dnia na dzień coraz słabsza. Jedyną osobą, która znała prawdę, była babcia, więc liczyłem, że wspomoże mnie swoją życiową mądrością.

– Wiem, że tata będzie trochę zły i pewnie sobie ponarzeka, ale w końcu mu przejdzie – powiedziała, chcąc mnie uspokoić. – Lepiej, żebyś mu o wszystkim powiedział jak najszybciej, bo i tak prędzej czy później się o tym dowie.

– Mam wrażenie, jakbym go okłamywał i zdradzał – wyznałem. – Tata bardzo chce, żebym w przyszłości zajął się warsztatem.

– Przecież masz jeszcze dwóch młodszych braci – zauważyła babcia. – Nie martw się tatą, to twoje życie i ty o nim decydujesz.

Musiałem przyznać jej rację, moi bracia, mimo młodego wieku, wprost przepadali za przesiadywaniem w warsztacie i z wielkim zainteresowaniem obserwowali każdy szczegół. Było dla mnie jasne, że oni spełnią oczekiwania ojca i rodzinne tradycje będą kontynuowane. Kłopot tkwił w czymś innym – nie chciałem, żeby tata wyśmiewał mnie i to, czym się pasjonuję. Pod wieloma względami był dla mnie wzorem do naśladowania, osobą, której zdanie bardzo sobie ceniłem. Zależało mi, by zaakceptował mnie i moje wybory. Jak jednak mam to osiągnąć, skoro w jego mniemaniu gotowanie to zajęcie niegodne faceta?

Był przekonany, że to zamówione dania

Godzinami przesiadywałem w zakładzie, poznając coraz to nowe, nużące sekrety fachu, i ciągle głowiłem się nad tym, w jaki sposób pogadać ze starym, żeby go tak mocno nie zawieść. Niebawem miała nadejść osiemdziesiąta rocznica urodzin mojej babci, co stanowiło idealną sposobność do zaprezentowania moich umiejętności gotowania. Oczekiwaliśmy przyjazdu całej familii, rozsianej po różnych zakątkach Polski. Zazwyczaj tego typu spotkania nie obywały się bez jakichś sprzeczek, w które włączali się niemal wszyscy krewni, poza jubilatką, która zawsze usiłowała tonować rodzinne nieporozumienia.

Przez ostatnie godziny krzątałem się po kuchni. Gotowałem, pichciłem i piekłem pyszne ciasta, żeby przygotować ucztę dla ponad dwudziestu gości. Całe szczęście, że tata nigdy nie interesował się tym, co dzieje się przy garach. Dzięki temu mogłem bez przeszkód realizować swój kulinarny plan, który ułożyłem sobie wcześniej.

Mnóstwo pracy włożyłem w przygotowania, ale satysfakcja była ogromna! Goście zajadali się każdym daniem, komplementując moje kulinarne wysiłki. Pierwszy raz zdarzyło się, że nikt nie wdał się w żadną sprzeczkę. Zamiast awantur, biesiadnicy rozkoszowali się przysmakami, prowadząc przyjemne pogawędki i prosząc o dodatkowe porcje. Na deser zaserwowano urodzinowy tort, a do toastu wzniesiono kieliszki z musującym trunkiem.

Nasza rodzina miała okazję spędzić czas razem na świętowaniu. Najbardziej cieszyła się babcia, która ze łzami w oczach dziękowała za tak wspaniały dzień. Tata też był bardzo pozytywnie zaskoczony. Widać było, że dobrze się bawił i smakował mu każdy kęs. Zależało mi, żeby zauważył starania osoby, która przygotowała te pyszności. Nazajutrz od samego rana opowiadał wszystkim, jak cudownie minął mu poprzedni dzień w gronie bliskich.

Po jego wyjściu zapanowała chwilowa cisza

– Nie sądziłem, że rodzinny obiad może być tak przyjemny – przyznał szczerze. – No i te dania, po prostu palce lizać.

– Najprawdziwsza uczta! – potwierdziła babcia. – Żeby tak gotować, to trzeba mieć smykałkę.

– Skąd wziąłeś te potrawy? – zapytał mnie ojciec, będąc pewny, że korzystaliśmy z usług dostawcy jedzenia. – Chyba jeszcze ich kiedyś zamówimy. Ten ich kucharz to ma łeb na karku.

– O co ci chodzi z tym kucharzem? Raczej chodziło ci o kucharkę – przekomarzała się babcia.

– Panie nie posiadają tak doskonałego zmysłu smaku i przesadzają z ozdabianiem potraw – stwierdził z przekonaniem. – Na pewno za tym daniem stał facet.

– Sądziłem, że według ciebie ta profesja nie jest odpowiednia dla mężczyzn – dodałem od siebie. – Teraz nagle twierdzisz, że królami kuchni są faceci?! – nie kryłem swojego zdziwienia jego nagłą zmianą zdania. Ale w sumie, to mi pasowało. Czułem, że wreszcie nadeszła pora, by wyjawić całą prawdę. Wziąłem głęboki oddech, zebrałem w sobie całe pokłady odwagi i zacząłem mówić, licząc na to, że wysłucha mnie do samego końca.

Opowiadałem mu w kółko o moim kształceniu w akademii gastronomicznej, o tym że praca z drewnem nie jest moim powołaniem i że marzę o byciu kucharzem. Czułem się fatalnie z tym oszustwem. Ku mojemu zaskoczeniu, po raz pierwszy odkąd pamiętam, nie odzywał się wcale i tylko przysłuchiwał się moim wywodom. Jego mina stała się nagle śmiertelnie poważna, a jego oczy skupiły się na mnie. Nie miałem pojęcia, co sobie pomyślał, ale poczułem ulgę, że wreszcie zrzuciłem z siebie ten ciężar, który tak długo nosiłem w sercu. Nie byłem w stanie dalej kryć się z prawdą, a poza tym wcale nie chciałem tego robić.

Gdy skończyłem mówić, zapanowała głucha cisza. Byłem przekonany, że znienawidzi mnie za te wszystkie kłamstwa. Miałem poczucie, że jestem obłudnikiem, ale gdybym znów znalazł się w podobnej sytuacji, chyba zrobiłbym to samo. Ojciec nie odezwał się ani słowem, podniósł się z miejsca i opuścił pokój. W pomieszczeniu zrobiło się bardzo cicho. Nawet babcia nie miała pojęcia, co powiedzieć. Wyrzucałem sobie, że nie potrafiłem być synem, o jakim marzył tata.

Sporo to dla mnie znaczy

Po chwili zjawił się z powrotem w pomieszczeniu, opadł z westchnieniem na siedzenie i spojrzał na mnie bez cienia złości czy pretensji.

– Musiałeś się nieźle namęczyć, udając, że sprawia ci przyjemność robota w warsztacie – odezwał się w końcu. – A ja tego nie dostrzegłem – dodał.

– Nie chciałem sprawić ci zawodu, tato – rzekłem skruszony.

– Nie sprawiłeś – powiedział poważnym tonem. – Jestem dumny, że jesteś moim synem. Facet nie może się poddawać jak ja swego czasu… – mówił ze łzami w oczach i uściskał mnie serdecznie, tak jak ojciec przytula swoje dziecko.

Tyle chciałem usłyszeć i niczego więcej nie potrzebowałem. Od tej pory nie musiałem już kryć przed tatą, co naprawdę lubię robić. Warsztat to nie moja bajka, teraz młodsi bracia tam siedzą, bo mają do tego talent. Moją pasją jest robota w restauracji i mam nadzieję, że w przyszłości zostanę tu głównym kucharzem.

Zdarza się, że zabieram moich bliskich, w tym babcię, do jadłodajni, w której gotuję. Wtedy przyrządzam dla nich jedzenie, bazując na swoich sprawdzonych recepturach. Uwielbiam obserwować, jak cieszą się smakiem potraw, które dla nich przygotowałem. Moja babcia, która zawsze mnie wspierała, to mój najuczciwszy recenzent, jeśli chodzi o kuchnię. Jej opinii ufam najbardziej.

Reklama

Łukasz, 23 lata

Reklama
Reklama
Reklama