„Okazało się, że nie znałem ojca tak dobrze, jak myślałem. Ceremonia pogrzebowa szybko zamienił się w bitwę o prawdę”
„Przygotowania do pogrzebu ojca były nerwowe. Największe napięcie pojawiło się między moją matką a wujkiem Jarkiem, bratem taty. Nie rozmawiali ze sobą od lat. Nikt nie wie dlaczego”.

- Redakcja
Nie jestem typem, który wchodzi w konflikty. Raczej obserwuję, niż działam. Może dlatego, że dorastałem w domu, gdzie cisza była krucha jak szkło – wystarczyło jedno słowo, by coś się rozsypało. Ojciec… był skomplikowany. Byliśmy sobie dalecy, ale nigdy mu tego nie wypominałem. Szacunek – to było to, co jakoś między nami zostało, mimo wszystkich niewypowiedzianych słów. Szacunek i milczenie.
Przygotowania do pogrzebu ojca były nerwowe. Największe napięcie pojawiło się między moją matką a wujkiem Jarkiem, bratem taty. Nie rozmawiali ze sobą od lat. Nikt nie wie dlaczego. Matka powiedziała mi tylko raz:
– Nie pytaj. To przeszłość.
Dzień przed pogrzebem siedzieliśmy z mamą w kuchni.
– On nie przemówi. Nie ma prawa – powiedziała twardo.
– To jego brat...
– Brat, z którym nie rozmawiał od dziesięciu lat – odparła zimno, odkładając łyżeczkę na stół z takim trzaskiem, że aż się wzdrygnąłem.
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Nie chodziło już tylko o przemowę.
Czułem, że to dopiero początek
Kościół był chłodny, pachniało kadzidłem i starym drewnem. Ludzie siedzieli w ciszy, kiwając głowami. Patrzyłem na trumnę stojącą przed ołtarzem. Obok mnie matka trzymała różaniec. Dalej siedzieli sąsiedzi i dalsza rodzina. I wśród nich był wujek Jarek. Siedział po drugiej stronie kościoła. Spokojny, ale tylko z pozoru. Nogi mu drgały, ręce zaciskał na kolanach, wzrok miał wbity w podłogę. Zacząłem się zastanawiać, co zrobi. Mama wyraźnie zabroniła mu zabierania głosu. Mówiła, że to nie jego miejsce, że nie miał prawa. Wyglądał, jakby coś w nim walczyło, jakby nosił w sobie coś, czego nie mógł już trzymać.
Kiedy ksiądz zakończył modlitwę, nastąpiła chwila ciszy. Ludzie oczekiwali, że ktoś z bliskich powie kilka słów. Mama spojrzała na mnie, ale zanim zdążyłem się ruszyć, wujek Jarek wstał. Przeszedł między ławkami, nie patrząc na nikogo. Stanął przy mównicy, odchrząknął i spojrzał przed siebie.
– Wiem, że wielu z was mnie nie chce tu słuchać – zaczął, spokojnie, lecz jego głos nie brzmiał jak głos człowieka, który przyszedł tylko pożegnać brata. – Ale milczenie byłoby większą zdradą.
– To nie miejsce na twoje żale – syknęła mama.
– To ostatni moment, by wyznać prawdę.
Kościół ucichł. Nawet dzieci przestały się kręcić. Jarek mówił dalej. Z każdą minutą jego ton stawał się ostrzejszy, w słowach pojawiało się więcej żalu niż smutku. Siedziałem nieruchomo, nie wiedząc, co powinienem czuć. Mama drżała. Czułem, że to dopiero początek czegoś, co miało wstrząsnąć nami wszystkimi.
Nie wiedziałem, co robić
Mama wstała, zanim wujek Jarek skończył zdanie. Przeszła obok mnie bez słowa, a potem stanęła naprzeciwko wujka Jarka. Przez chwilę oboje milczeli.
– Masz czelność mówić o rodzinie?! Ty?! Kiedy ostatni raz zapytałeś, czy on żyje?!
– Przynajmniej nie udaję, że wszystko było dobrze – odpowiedział, a jego głos był już nie ten sam. – Zawsze byłaś mistrzynią pozorów.
– Pozorów? – Mama roześmiała się krótko. – A kto zostawił wszystko na mojej głowie?
– Nie wiedziałaś wszystkiego – rzucił. – Nigdy nie chciałaś mnie wysłuchać.
– A ty nigdy nie mówiłeś – przerwała mu ostro. – Tylko teraz, kiedy wszyscy patrzą, nagle masz odwagę?
Goście patrzyli z zakłopotaniem. Kilka osób opuściło ławki i wyszło. Starsza kobieta z tyłu zasłoniła sobie usta dłonią, jakby widziała coś nieprzyzwoitego. Nie miałem pojęcia, czy powinienem podejść i przerwać to, czy raczej czekać, aż sami przestaną. W pewnym momencie mama odwróciła się do ludzi i powiedziała głośno:
– Przepraszam. Pogrzeb to nie miejsce na krzyki. Nie pozwolę, żeby ktoś tutaj pisał historię mojego męża na nowo. Nie jego kosztem.
Wujek Jarek nie odpowiedział. Wrócił na swoje miejsce, wolno, z twarzą, która niczego już nie zdradzała.
Myślałem o ojcu
Po pogrzebie zostałem jeszcze w kościele. Ludzie powoli się rozchodzili, komentowali to, co się wydarzyło. Ktoś rzucił: „wstyd”, ktoś inny: „może to i dobrze, że wreszcie powiedzieli”. Nie wnikałem. Nie chciałem wiedzieć, kto po czyjej stronie stanął. Zostałem sam w ławce. Było cicho. Cicho inaczej niż przedtem. Jakby po burzy. Myślałem o ojcu. O człowieku, którego znałem. Kiedy wujek Jarek powiedział te wszystkie rzeczy, poczułem, że znałem jedno oblicze taty. I pewnie tak miało postać. Przypomniałem sobie, jak raz ojciec powiedział:
– Z Jarkiem to skomplikowane. Nie wszystko trzeba wiedzieć, żeby żyć spokojnie.
Wtedy nie pytałem. Teraz żałowałem. Może mama miała rację. Może Jarek nie miał prawa. Może to była tylko pokazówka, sposób, żeby coś z siebie wyrzucić, bez względu na miejsce i czas. Tylko że też miałem prawo wiedzieć, kim był mój ojciec naprawdę?
Spojrzałem na mównicę, na której jeszcze godzinę temu wujek Jarek stał jak ktoś, kto walczy o głos. Nagle poczułem potrzebę, żeby z nim porozmawiać. Z człowiekiem, który znał mojego ojca inaczej niż ja.
Nie żałowałem, że przyszedłem
Pojechałem do niego jeszcze tego samego dnia. Nie zapowiadałem się, nie dzwoniłem. Nie miałem nawet pewności, czy mnie wpuści. Jednak otworzył drzwi, jakby wiedział, że przyjdę. Nie wyglądał na zaskoczonego. Był spokojniejszy niż rano, ale w jego oczach było coś dziwnego – może zmęczenie, może ulga. Zaprosił mnie do środka. Mieszkanie pachniało kurzem.
– Przepraszam za dziś – powiedział, gdy usiedliśmy w małym pokoju. – Nie chciałem tego robić przy wszystkich. Ale chyba już nie miałem wyjścia.
– Nie wiem, czy było dobrze, czy źle – odpowiedziałem. – Chciałbym po prostu zrozumieć dlaczego.
Pokiwał głową. W końcu sięgnął po stare zdjęcie stojące na półce. Byli na nim razem – ojciec i on, młodzi, w jakimś warsztacie, śmiejący się do obiektywu.
– Wspólnie rozkręcaliśmy firmę – zaczął cicho. – Twój ojciec był mózgiem, ja wykonawcą. Dobrze nam szło. Potem pojawił się jeden interes... był ryzykowny. Byłem przeciwny. On zaryzykował. I przegrał. Straciliśmy wszystko, całą firmę. Byłem wściekły. Nie tylko o to, że straciliśmy. O to, że mnie nie posłuchał. A potem jeszcze... potem okazało się, że wciągnął w to twoją matkę. Po cichu zastawił dom. Nic jej nie powiedział.
Zamarłem.
– Mama o tym wiedziała?
– Zorientowała się za późno. Zamiast się od niego odwrócić, została. A ja nie mogłem znieść, że ją w to wplątał. Że wszystko, co zbudowaliśmy, rozsypało się przez jego upór. Przestałem odbierać telefony. Nie potrafiłem mu wybaczyć. Ani tego, co zrobił mnie, ani tego, co zrobił jej.
– A teraz?
Wzruszył ramionami.
– Teraz jest za późno. Nie przyszedłem na jego pogrzeb, żeby zagrać bohatera. Przyszedłem, bo nie mogłem dłużej dusić się w tym kłamstwie.
– Zrobiłeś z tego widowisko – powiedziałem, może zbyt ostro.
– Bo nikt mnie nie chciał słuchać.
Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Czułem, że zrozumiałem więcej, niż byłem gotów przyjąć. I nie żałowałem, że przyszedłem.
Coś się między nami zmieniło
Wróciłem do domu późnym wieczorem. Mama siedziała w kuchni. Nie podniosła wzroku, kiedy wszedłem. Nie odezwała się, a ja nie próbowałem jej zmusić do rozmowy. Przeszedłem obok niej, zatrzymałem się tylko na chwilę.
– Byłem u wujka – powiedziałem cicho.
Drgnęła, ale nic nie odpowiedziała. Poszedłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi. Wiedziałem, że nasza rozmowa prędzej czy później się odbędzie, ale nie tego dnia. Coś się między nami zmieniło. Usiadłem przy biurku i wyjąłem kartkę. Nie wiedziałem, od czego zacząć. Napisałem list do ojca. Pierwszy raz w życiu.
„Nie wiem, czy kiedykolwiek chciałeś, żebym znał cię naprawdę. Chciałbym, żebyś wiedział, że próbuję. I że nie mam już w sobie złości. Tylko pytania. Wiem, że nie wszystko było proste. Że czasem coś się wybiera, bo nie ma innej drogi. Nie rozumiem, dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi, kim naprawdę jesteś”.
Pisałem długo. O tym, że go pamiętam z drobiazgów. O tym, co powiedział Jarek. O tym, że chciałbym mieć wybór – wiedzieć, a potem zdecydować, co z tym wszystkim zrobię. Na końcu napisałem:
„Może nigdy nie dowiem się, kto miał rację. Wiem jedno – prawda czasem rani bardziej niż kłamstwo. Tylko czy da się z tym żyć?”.
Złożyłem kartkę na pół i odłożyłem ją na parapet. Zostałem z pytaniami bez odpowiedzi. Pogrzeb miał być zakończeniem, a stał się początkiem czegoś nowego. Czegoś niepokojącego, ale prawdziwego. I już nie da się tego cofnąć.
Olek, 35 lat
Czytaj także:
- „Skakałam z radości, gdy mąż brał nadgodziny. Wtedy pozwalałam sobie na coś, czego lepiej, żeby nie widział na oczy”
- „Teściowa regularnie podbierała nam szynkę z lodówki. Gdy ją wreszcie przyłapałam, jej wyjaśnienia mnie zszokowały”
- „Zabrałam matkę na wspólne wakacje w Chorwacji. Nie sądziłam, że moja własna rodzicielka jest zdolna do takich zachowań”