Reklama

Kiedy zobaczyłem Tomka po raz pierwszy, pomyślałem o nim: „Co za miernota”. A czas pokazał, że do tego paskudnie wredna! Nadęty bubek mający się nie wiadomo za kogo, bo był kierownikiem w markecie. A w dodatku zazdrosny o wszystko!

Reklama

Zareagowała teatralnym oburzeniem

Traf chciał, że wtedy dostałem od swojej firmy służbowy samochód. Szef bowiem uznał, że pora rozszerzyć zakres moich obowiązków i wypuścić mnie w teren. Auto, jak auto. Trzyletnia skoda fabia z całkiem niezłym silnikiem. Dla mnie najważniejsze, że bez logo firmy, co nie czyniło ze mnie pariasa na drodze.

Pewnego dnia po pracy zajechałem do siostry i przed blokiem natknąłem się na Tomka! Pocmokał nad moim samochodem, oglądając ze wszystkich stron.

– Niezły! – ocenił. – Ile dałeś?

– Niewiele – nie zamierzałem mu się tłumaczyć, że to służbowe auto, więc wymieniłem „z sufitu” jakąś kwotę.

Zobacz także

– Widzę, że jeszcze go nie przerejestrowałeś – stwierdził.

Moja firma ma centralę w zupełnie innym mieście, więc rejestracja była „obca”.

– Ano nie! – wzruszyłem ramionami i skończyłem gadkę z palantem, bo nie miałem z niej żadnej przyjemności.

Co go obchodzi moje auto, jego cena i rejestracja?

Któż to był taki usłużny?

Tymczasem okazało się, że obchodzi i to bardzo. Tydzień później dostałem bowiem wezwanie do… Urzędu Skarbowego! Byłem przekonany, że chodzi o zwrot zaliczki na podatek dochodowy, więc poszedłem tam bez stresu. Jakież więc było moje zdziwienie, kiedy siedząca za biurkiem dziewczyna oskarżyła mnie o… działanie na szkodę państwa!

– Pan nie przerejestrował pojazdu i nie uiścił opłaty z tytułu zawarcia umowy kupna-sprzedaży! – usłyszałem.

Przez chwilę zbierałem szczękę z podłogi ze zdziwienia, a potem wybuchnąłem szczerym śmiechem.

– Rozumiem, że ten, kto zgłosił do państwa tę sprawę, podał również obecny numer rejestracyjny pojazdu i markę? – spytałem z rozbawieniem.

– Oczywiście! – odparła urzędniczka, robiąc srogą minę, czym natychmiast mnie ujęła. Miała bowiem niewinne niebieskie oczy, a usiłowała wyglądać na surową.

– W takim razie bardzo proszę, oto dokumenty samochodu – podałem jej wszystkie papiery. – Dodam, że jestem zatrudniony w tej firmie, mogę przynieść umowę o pracę oraz umowę użyczenia auta do celów służbowych.

Dziewczyna rzuciła okiem na papiery, potem na mnie, zarumieniła się i odparła:

– Nie trzeba…

– A mogę wiedzieć, kto w taki uroczy sposób na mnie doniósł? – spytałem.

– No wie pan! My nie udzielamy takich informacji! – dziewczyna zareagowała teatralnym oburzeniem, po czym nieznacznym ruchem oczu dała mi do zrozumienia, że powinienem spojrzeć na biurko.

No, to nie zazdroszczę przyszłego szwagra!

Spojrzałem. W otwartej teczce na samym wierzchu leżał donos, pod którym podpisany był… Tomek!

Wyszedłem zniesmaczony. „Co za gnida!” – myślałem. Rok temu rzuciłem palenie, ale teraz zachciało mi się papierosów! Ze zdenerwowania. Stałem właśnie przy ladzie w kiosku, w holu urzędu, gdy dogoniła mnie dziewczyna zza biurka.

– Zapomniał pan – stwierdziła zziajana, podając mi dowód rejestracyjny auta.
Spojrzała na papierosy w moim ręku tak, że odechciało mi się palić.

– Gumę do żucia poproszę! – zmieniłem jednak zdanie.

– Rozumiem pana zdenerwowanie – stwierdziła potem dziewczyna, gdy staliśmy w holu. – Ale my z takimi donosami mamy codziennie do czynienia. To ktoś znajomy? – zapytała.

– Facet siostry!

– No, to nie zazdroszczę przyszłego szwagra! – uśmiechnęła się tak promiennie, że... zaryzykowałem i zaprosiłem ją na kawę.

Reklama

I tak poznałem świetną dziewczynę, Ewę, która dwa lata później została moją żoną! A Tomek szybko zniknął z naszego życia, bo jak już wspominałem, moja siostra jest raczej niestała w uczuciach.

Reklama
Reklama
Reklama