„Okradłam córkę, bo zamarzyły mi się kozaczki za 4 tysiące. Nie żałuję, bo w końcu mi też się coś od życia należy”
„Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, o co chodzi, ale udawałam, że nie słyszę. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do przeglądania ekranu, jakby nic się nie stało”.

- Redakcja
Moja córka od zawsze odkładała każdy grosz. Byłam pod wrażeniem jej determinacji, choć czasem myślałam, że to przesada. Miała siedemnaście lat, mogła bawić się z przyjaciółmi, kupować sobie ubrania, kosmetyki. A ona? Kisiła kasę w skrytce w swoim pokoju. A ja… no cóż. Czasem człowiek po prostu potrzebuje czegoś dla siebie. Czegoś, co przypomni mu, że wciąż ma prawo do odrobiny luksusu. Wiem, że może nie powinnam, ale przecież… Przecież to tylko pieniądze.
Serce zabiło mi szybciej
– Nie, to niemożliwe… – usłyszałam zza drzwi Julii.
Zamarłam. Siedziałam w salonie, przeglądając telefon, gdy nagle jej głos stał się głośniejszy, niemal histeryczny.
– Nie mogłam się pomylić! Przecież liczyłam je tyle razy!
Serce zabiło mi szybciej. Wiedziałam, o co chodzi, ale udawałam, że nie słyszę. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do przeglądania ekranu, jakby nic się nie stało. Po chwili córka wybiegła z pokoju, trzymając w dłoni małą, skórzaną kopertówkę, w której trzymała swoje oszczędności. Oczy miała rozszerzone, a policzki zaróżowione od nerwów.
– Mamo… – jej głos drżał. – Pieniądze zniknęły. Połowa!
Spojrzałam na nią, marszcząc brwi, jakbym dopiero co wyrwana została z zadumy.
– Jak to „zniknęły”? – zapytałam, odkładając telefon na stolik.
– Było więcej! Wiem, ile miałam! – Julka niemal rzuciła kopertówkę na stół. – Sprawdzałam tydzień temu. Miałam dokładnie osiem tysięcy. Teraz jest niecałe cztery!
Westchnęłam i pokręciłam głową.
– Kochanie, może źle policzyłaś? Albo coś wydałaś i zapomniałaś?
Jej twarz spochmurniała. Widziałam, jak zaciska pięści.
– Naprawdę uważasz, że nie pamiętałabym, na co wydałam cztery tysiące?! – Jej głos się podniósł. – Przecież liczyłam!
Czułam, jak w gardle rośnie mi gula. Musiałam opanować sytuację.
– Może gdzieś je przełożyłaś? Sprawdzałaś dobrze? – zapytałam najspokojniej, jak potrafiłam.
– Tak! – wrzasnęła. – Sprawdzałam wszędzie!
Patrzyła na mnie uważnie. Przez chwilę miałam wrażenie, że coś jej świta w głowie, że zaraz zapyta wprost.
– Może ktoś je wziął – dodała, ściszając głos. – Może tata…
Odetchnęłam z ulgą.
– Julcia, proszę cię – przewróciłam oczami. – Twój ojciec nigdy by tego nie zrobił.
Zmrużyła oczy.
– A ty?
Serce mi stanęło.
Nie mogłam na to pozwolić
– Ja? – zaśmiałam się nerwowo. – O czym w ogóle mówisz?!
Patrzyła na mnie bez mrugnięcia okiem. Znałam to spojrzenie. Od dziecka miała w sobie tę niezłomność, ten upór, który sprawiał, że nie odpuszczała, dopóki nie dostała odpowiedzi. Była jak jej ojciec.
– Po prostu pytam – powiedziała wolniej, dokładnie dobierając słowa. – Bo skoro nikt inny nie mógł tego wziąć…
Czułam, jak zaczynam się pocić.
– Może ci się wydaje – rzuciłam szybko. – Naprawdę, to się zdarza, człowiek myśli, że ma więcej, a potem…
– Nie – ucięła krótko. – Nic mi się nie wydaje.
Nagle odwróciła się na pięcie i zniknęła w swoim pokoju. Słyszałam, jak szpera w szafkach, jak otwiera szuflady, jak gorączkowo przeszukuje każdy kąt. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić myśli. Może przesadzam. Może się uspokoi. Ale nie. Julia nie była typem, który „odpuszczał”. Pół godziny później zeszła na dół i zobaczyłam, że ma w ręku swój telefon.
– Zadzwonię do taty – oznajmiła chłodno.
Zrobiło mi się gorąco.
– Po co? – zapytałam, siląc się na obojętność.
– Może on coś wie – odpowiedziała i zaczęła szukać jego numeru.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Nie mogłam na to pozwolić.
– Przestań – powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam.
Zatrzymała się. Spojrzała na mnie.
– Dlaczego?
I wtedy wiedziałam, że to nie koniec.
Nie miałam odwagi się odezwać
Wieczorem Tomek wrócił do domu, zdjął kurtkę, rzucił klucze na komodę i już miał iść do kuchni, gdy zatrzymała go Julia.
– Tato, muszę z tobą porozmawiać.
Spojrzał na nią uważnie, potem na mnie. Siedziałam na kanapie, trzymając w dłoniach kubek z herbatą, ale nie miałam odwagi się odezwać.
– O co chodzi? – zapytał, patrząc na Julię.
– Moje pieniądze. Zniknęły. Cztery tysiące.
Tomasz zmarszczył brwi.
– Jak to „zniknęły”?
– Dokładnie tak – Julia skrzyżowała ręce na piersi. – I nikt nie wie, co się z nimi stało.
Zapadła cisza. Czułam, jak mi serce wali, ale starałam się wyglądać na opanowaną.
– Chwileczkę – Mąż wyciągnął mój portfel i zaczął w nim grzebać. Po chwili wyciągnął paragon i spojrzał na niego ze zdziwieniem. – A co to jest?
Podszedł bliżej i położył świstek na stole. Julia sięgnęła po niego szybciej ode mnie.
– Sklep obuwniczy… – przeczytała na głos. Jej twarz pobladła. – Za cztery tysiące złotych?! Mamo… – Jej głos zadrżał. – To były moje pieniądze?
Nie miałam już jak się wykręcić.
Już nigdy ci nie zaufam
– Mamo… – Julka ścisnęła paragon w dłoni. – Powiedz, że to nieprawda.
Nie umiałam. Milczałam, jakby to mogło sprawić, że wszystko zniknie, że cofnę czas. Ale czułam na sobie spojrzenie Tomka – ciężkie, oskarżycielskie. Wiedział.
– Anka, do cholery, powiedz coś – warknął.
– To nie tak… – zaczęłam cicho, ale Julka wybuchnęła śmiechem. Suchym, pustym.
– To dokładnie tak, jak myślimy! Ukradłaś moje pieniądze, żeby kupić sobie buty!
– Nie „ukradłam”! – Zerwałam się z kanapy. – Jesteśmy rodziną! Po prostu… pożyczyłam.
– Pożyczyłaś?! – Julia zrobiła krok w tył, jakbym ją uderzyła. – Nawet mnie nie zapytałaś!
Czułam, jak zaciska mi się gardło.
– Wiesz, jak długo na to pracowałam, oszczędzałam?! – Jej oczy się zaszkliły. – Każdą złotówkę odkładałam, żeby spełnić swoje marzenie, a ty… ty to po prostu zabrałaś!
– Chciałam to oddać – powiedziałam szybko. – Po prostu… Wiesz, jak długo nie kupiłam sobie niczego porządnego? Ciągle oszczędzamy, ciągle zaciskamy pasa…
– Więc postanowiłaś oszczędzić na mnie?
Jej słowa ugodziły mnie mocniej, niż się spodziewałam.
– Wiesz, co jest najgorsze? – Córka otarła łzy. – Nie te pieniądze. Tylko to, że już nigdy ci nie zaufam.
Wiedziałam, że przegrałam
Córka patrzyła na mnie z lodowatym chłodem, jakby nie rozpoznawała już we mnie swojej matki. Mąż milczał, ale wiedziałam, że wrze w nim złość.
– Oddam ci te pieniądze – powiedziałam cicho.
– To nie ma znaczenia – Julia pokręciła głową. – Tu nie chodzi tylko o pieniądze, mamo.
Wstała i powoli, mechanicznie zaczęła zbierać swoje rzeczy.
– Co robisz? – zapytałam z rosnącą paniką.
– Idę do dziadków – oznajmiła. – Skoro tutaj moje rzeczy mogą „znikać”, to chyba lepiej będzie, jeśli ich tu po prostu nie będzie.
– Może nie podejmuj decyzji pod wpływem emocji – Tomek w końcu się odezwał, a w jego głosie pobrzmiewało zmęczenie.
– Emocji?! – wybuchła. – Własna matka mnie okradła, a wy mówicie o emocjach?!
Słowo „okradła” ugodziło mnie jak nóż.
– Nie dramatyzuj – syknęłam, ale już wiedziałam, że przegrałam.
Julia nie słuchała mnie więcej. Straciłam wszystko dla pary butów.
Byłam dla niej nikim
Minął tydzień. Dom bez Julki wydawał się dziwnie cichy, jakby wraz z nią zniknęła jakaś część mnie. Każdego dnia odruchowo nasłuchiwałam dźwięku jej kroków, czekałam, aż wróci ze szkoły, ale zamiast tego dostawałam tylko krótkie, oschłe wiadomości od ojca: „Julia u mnie. Ma się dobrze”. Nie odpisywałam.
Buty, przez które to wszystko się stało, stały teraz w szafie. Ani razu ich nie założyłam. Patrzyłam na nie codziennie i czułam mdłości. Nie wyglądały już tak pięknie jak wtedy w sklepie. Teraz były dla mnie symbolem czegoś innego – mojej porażki. Córka nie wróciła. Czasem widziałam ją w przelocie – na ulicy, w sklepie, raz nawet w autobusie. Za każdym razem odwracała wzrok. Kiedyś, gdy była mała, mówiła mi wszystko. Teraz byłam dla niej nikim.
Pojadę do niej, oddam wszystko. Nie cofnę czasu, ale może przynajmniej pokażę, że nie jestem jeszcze stracona. Może kiedyś mi wybaczy. Może kiedyś znów będziemy rodziną.
Anna, 45 lat