Reklama

Wyłączyłam budzik w chwili, gdy tylko zaczął dzwonić. Kto, do diabła, w ogóle go ustawiał – przecież zaraz obudzi dziecko, a ono dopiero co zasnęło! Dobra, spać, wymamrotałam do siebie, ale po chwili poczułam delikatne pacnięcie w twarz, a chwilę później następne. Naciągnęłam na siebie kołdrę, ale tym razem ktoś szarpnął mnie za włosy. Nie, nie, jest tak miło i ciepło, błagam, nie chcę... No niech to, to gryzie?!

Reklama

Nie bez wysiłku otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą duże ślepia w kolorze bursztynu oraz trójkątny pyszczek, otwarty teraz szeroko w ziewnięciu. Rozbudziłam się już całkiem, kiedy siadając na łóżku zauważyłam odbicie starszej kobiety w drzwiach szafy. Tylko ona i kotka, która teraz pocierała łapką o swój pyszczek, poprawiając futerko i przygotowując się na kolejny dzień.

Nieważne były moje kompetencje

– Nie jestem pewna, czy powinnam się cieszyć z tego, że nie mam już na utrzymaniu małego dziecka, czy jednak się załamać, że wyglądam jak moja własna babcia – wyszeptałam do siebie. – A ty, Adelko – rzuciłam spojrzenie na kota – bawić się tutaj już nie będziesz. Masz swoje miejsce do spania i tam będziesz siedziała w nocy. Nie otworzę ci więcej drzwi do sypialni, jeśli ma to wyglądać w taki sposób.

O Boże, zerknęłam na ekran telefonu. Już tak późno, już dziesiąta! Jak to się stało, skoro zaledwie chwilę temu wyłączyłam budzik? Wyskoczyłam z łóżka, zrobiłam sobie i mojemu kotu śniadanie, a potem pojechałam do roboty. Umówiona była para i oto są: oboje koło czterdziestki, wypielęgnowani, ale jednocześnie wyraźnie zmęczeni i niezbyt zadowoleni, co zauważyłam od razu. Tak to już jest w moim gabinecie. Mam tylko nadzieję, że po wyjściu z niego będą do siebie bardziej przyjaźnie nastawieni.

Przywitaliśmy się, a potem Adam oznajmił:

– Liczyłem na to, że terapeutą będzie mężczyzna. Na tabliczce tak właśnie jest napisane, ale widocznie Małgosia znalazła sposób na zignorowanie moich oczekiwań.

– To była przecież twoja decyzja, żeby tu w ogóle przyjść – odgryzła się jego towarzyszka, wzruszając ramionami. – Skoro tak ci zależało na terapeucie płci męskiej, powinieneś sam to wszystko załatwić, a nie, tak jak zawsze, wszystko zwalać na mnie.

– Dlaczego to, czy terapeuta jest kobietą czy mężczyzną, jest dla ciebie takie ważne? – zapytałam, zaintrygowana.

– Bo facet lepiej by rozumiał moje argumenty? – odpowiedział pytaniem na moje pytanie.

Rozmowa nie była łatwa

Od razu na myśl przyszedł mi Antek, który udostępnia mi gabinet raz w tygodniu, a który jest święcie przekonany, że kobiety są tą lepszą częścią ludzkości, i uśmiechnęłam się do siebie. Na głos zaś zapytałam, czy w tych okolicznościach rezygnują z wizyty.

– Nie – zaprzeczył mężczyzna. – Musimy to załatwić jak najszybciej, bo Małgosia postanowiła się wyprowadzić akurat teraz, kiedy mój syn zaczął traktować ją jak matkę. Poza tym, ciężko mi będzie znaleźć wolny czas na kolejną wizytę, dużo pracuję.

– Może tak byś mniej pracował, co? – powiedziała kobieta, znów wzruszając ramionami. – Przecież jesteś hydraulikiem, nie naukowcem, który chce wynaleźć lek na raka.

O nie, pomyślałam, tak to nie będzie. Po to jesteście u mnie, a nie u siebie domu, żeby nie marnować czasu na słowne przepychanki.

– No dobrze. Proponuję, abyśmy jednak zaczęli od początku, jak przystało na porządnych ludzi – przerwałam. – A więc mieszkacie razem?

– Od dwóch lat – odpowiedział Adam.

– Czy twój syn również z wami mieszka? – zapytałam, chcąc się upewnić.

– Tak, moja córka też. Ale nie oczekuję od Adama, że zastąpi jej ojca. Honorata ma swojego tatę i się z nim widuje – odparła Małgorzata.

– Twój były partner widocznie bardziej się poczuwa do bycia rodzicem, niż moja dawna małżonka – odpowiedział facet. – Szymon lepiej radzi sobie bez niej.

– Czemu jesteś taki pewny, powiedział ci to? Przecież to jego mama. Innej nie będzie miał.

– Na pewno ma jakieś dobre cechy, skoro zdecydowałeś się na małżeństwo z nią – zwróciłam uwagę. – Ale może wrócimy do początku naszej rozmowy, co ty na to?

– Spotkałam Adama w markecie – uśmiechnęła się Małgorzata. – Jego synek zrobił spore zamieszanie, przewracając rzeczy z regału prosto pod moje nogi. Podobało mi się to, jak spokojnie zareagował na zachowanie syna, zwrócił mu uwagę, posadził go z powrotem w wózku. Mój mąż w takich momentach wpadał w szał...

– Ale ona mi z tymi paczkami pomogła – kontynuował opowieść Adam – A ja poczułem, że powinienem jakoś odwdzięczyć się Gosi, więc zaprosiłem ją na kawę. Potem zaczęliśmy rozmawiać, zrobiła na mnie dobre wrażenie.

– Spodobała ci się? – zapytałam.

– Tak. Ale przede wszystkim chodziło o to, że naprawdę fajnie nam się gadało. Nie udawała kogoś, kim nie jest, co zdarza się u kobiet... a przynajmniej tak mi się wydaje. Wzięliśmy od siebie numery.

– A potem do niego zadzwoniłam, bo miałam problem z łazienką. Poprosiłam o kontakt do specjalisty, a Adam przyjechał i sam poradził sobie z całym tym bałaganem. Był bardzo profesjonalny, prawdziwy skarb w branży.

– Zacząłem ją odwiedzać częściej... trochę to trwało – dodał Adam.

– Wreszcie zdecydowaliśmy się razem zamieszkać. Moje mieszkanie wynajęłam i razem z Honoratą przeprowadziłyśmy się do niego. Adam i jego była partnerka dzielili się obowiązkami rodzicielskimi, więc Szymonek nie mieszkał z nami na stałe.

Rozumiałam jej punkt widzenia

Po tych słowach nastała cisza, jednak nie była to cisza pełna napięcia, jak wcześniej. Wyglądało na to, że na chwilę zatrzymali się i spojrzeli na swoją przeszłość bez uprzedzeń, dostrzegając, że ich dawne doświadczenia były naprawdę wartościowe.

– Żałowałeś tej decyzji?

– Absolutnie nie – odparł. – Było super, w końcu ktoś na mnie czekał, gdy wracałem do domu. Pomagałem Honoracie w matematyce, a w weekendy jeździliśmy nad jezioro. Gosia gotowała pyszne obiady... Szymek, kiedy był u nas, jadł tak dużo, że pediatra zauważyła na badaniu, że chłopiec naprawdę zaczął się rozwijać. I trochę przytył.

– Czy mogłabyś więcej opowiedzieć o tym okresie?

– Pewnie. Wtedy akurat Honorata wchodziła w okres dojrzewania, co rodziło pewne wyzwania. Adam miał na nią dobry wpływ, jej humorki zaczęły ustępować. Zaskoczyła mnie też swoją troskliwością w stosunku do Szymka, nie sądziłam, że tak bardzo potrzebuje rodzeństwa.

– Wydaje się, że oboje uważacie, że decyzja o wspólnym życiu była właściwa. Co się więc zmieniło, Małgosiu, że myślisz o przeprowadzce?

– Najważniejsza jest obecność Szymona – zaczęła Małgorzata. – Mama zabiera go na weekendy, ale Adam nie pozwala na to zbyt często. Uważam, że to nie powinno tak wyglądać. Nie dlatego, że nie lubię Szymka, ale po prostu nie jestem w stanie zastąpić mu matki.

– Aneta go nigdzie nie zabiera, te spotkania są bez sensu – przerwał jej Adam.

– Mój ex–mąż – powiedziała z uśmiechem Małgorzata – nie nadawał się na ojca. Szybko się denerwował, podnosił głos. Dopiero teraz, jak Honorata dorosła, zaczęli mieć ze sobą lepszy kontakt – jeżdżą na wspólne biwaki, koncerty. Ale starałam się, aby te relacje jednak były, nie chciałam, żeby kiedyś córka mi zarzuciła, że czegoś ją pozbawiłam. Zawsze idealizuje się tego, którego akurat nie ma. Jeżeli Adam nie zmieni swojego zachowania, kiedyś jego syn mu to wytknie, a ja nie chcę być wtedy na linii ognia.

Zdecydowanie dużo nad tym myślała i ciężko było się z nią nie zgodzić – ten mroczny scenariusz był realny. Spytałam, czy zastanawiali się nad pełną opieką nad Szymonem, na co Małgorzata przytaknęła. Jednak nigdy nie było mowy o tym, że powinna zastąpić mu matkę również w kwestiach emocjonalnych.

– I też ojca – dodała. – Skoro poruszamy temat rozczarowań, muszę powiedzieć, że nagle zostałam z tym wszystkim sama. Adam pracuje coraz więcej, mam wrażenie, że wręcz ucieka w pracę, żeby nie musieć stawiać czoła temu, co dzieje się w domu.

– Nie, to nie fair – przerwał jej partner, a ja postanowiłam się nie wtrącać. – Pracuję, żebyśmy wszyscy mieli lepsze życie.

– Naprawdę mamy takie lepsze to życie? – zapytała Małgorzata. – Kiedy ostatnio gdzieś razem pojechaliśmy? Albo chociaż byliśmy w kinie? Ciebie nie ma przez całe dnie, nie rozmawiasz z dziećmi, nie robisz nic w domu.

– Czasami ci pomagam – wysilił się na żart.

– To jest nasz wspólny dom, więc nie powinieneś mi „czasami pomagać”, ale dbać o niego ze mną – odpowiedziała. – Ja też pracuję. Po pracy sprzątam, gotuję, pomagam dzieciom w nauce. Wszyscy gramy w teatrzyku o super tacie, tylko tytułowy bohater jest wielkim nieobecnym. Nie chcę tak żyć.

Może wreszcie coś zrozumiał?

Twarz Adama stężała. Zadając mu pytanie, czy zgadza się z zarzutami swojej partnerki, otrzymałam tylko wymijającą odpowiedź w postaci wzruszenia ramionami. Przybliżyło mi to obraz tego, jak mogą wyglądać ich próby prowadzenia rozmów: kontakt między nimi zanika, kiedy pojawiają się poważne tematy.

– W waszym związku pojawił się spory problem – zwróciłam mu uwagę. – Trzeba go naprawić, żeby mógł przetrwać.

– Muszę naprawdę dużo pracować – odparł. – Staram się o projekty od miasta, to by mi dało przewagę nad konkurencją.

– A ja czuję się jak koń człapiący do Morskiego Oka. Albo się uwolnię od uprzęży, albo padnę – powiedziała z rezygnacją Małgorzata.

– Rozumiem, że Szymon powinien częściej odwiedzać Anetę – Adam pocierał skroń. – Ale odkąd zaczął chodzić do szkoły, ma wolne tylko weekendy. I ma je poświęcać na niańczenie nowego dziecka mojej byłej żony? Co to za rozrywka.

– To przecież jego brat – przypomniałam. – Co prawda przyrodni, ale jednak brat.

Adam wzruszył ramionami. Starałam się wytłumaczyć mu, jakie korzyści teraz i w przyszłości będzie miał jego syn, jeśli nawiąże relację ze swoim rodzeństwem. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że Małgorzata całkowicie się wyłączyła z rozmowy. Siedziała z opuszczoną głową, nerwowo obgryzając skórki przy paznokciach.

– Jakie są twoje przemyślenia na ten temat, Gosiu? – zapytał ją.

– Przepraszam, ale nie skupiałam się na tym, co mówiliście – odparła szczerze. – Myślałam o mojej Honoratce, która ostatnio poświęca prawie cały swój wolny czas Szymkowi. Kto według ciebie pomaga mu w lekcjach, kiedy ty jesteś w pracy, a ja piorę i sprzątam? Kto zabiera go do kina? Trochę to trąci ironią, że to ja namawiałam ją, żeby poświęciła trochę czasu młodemu... Powinnam była po prostu powiedzieć – co to za przyjemność opiekować się dzieckiem kogoś innego!

– Przykro mi... Naprawdę mi przykro – odpowiedział Adam, jakby dopiero teraz uświadomił sobie, że ma poważne kłopoty. – Nie byłem tego świadomy. Przepraszam.

– Ostatnio mi powiedziała, że chce być singielką – mówiła dalej Małgorzata. – Nie martwię się o to, bo wiadomo, mając szesnaście lat mówi się różne rzeczy. Spytałam ją tylko, czemu, a ona na to, że nie czuje, żeby była stworzona do roli matki czy żony, bo to nie jest jej wymarzone życie... A ja zawsze chciałam być dla niej wzorem.

– Serio tak powiedziała? – ze zdumieniem zapytał Adam. – Nasza Honia?

Kiedy użył słowa „nasza”, poczułam, że w końcu udało nam się wspólnie wspiąć na szczyt, z którego mogliśmy dostrzec jakąś przyszłość dla tej dwójki.

Na koniec poruszyli temat miłości

– Proszę cię – Adam chwycił swoją partnerkę za dłoń. – Daj mi miesiąc. Przecież to, co jest między nami, jest prawdziwe, tylko się pogubiliśmy. Czy raczej ja się pogubiłem – sprostował odważnie.

To pierwszy raz tego dnia, gdy w gabinecie padły słowa o miłości, a nie jedynie o wzajemnych pretensjach i domowych obowiązkach. Trudno je odnaleźć, kiedy dwoje doświadczonych ludzi stara się poradzić sobie z życiem i wychowaniem dzieci. Potem patrzyłam, jak Adam pomaga Gosi założyć płaszcz, jak otwiera drzwi, a ona, już na korytarzu, wkłada mu rękę pod ramię. Miałam nadzieję – czasami to wszystko, co nam zostaje. Ale to wcale nie jest tak niewiele, jakby się mogło wydawać.

Gdy byłam już w samochodzie, zadzwoniła do mnie Ania, sprawdzić, czy nie zapomniałam o dzisiejszym spotkaniu. No i tak, zupełnie o nim zapomniałam. Całe szczęście, że się odezwała, jeszcze zdążę wpaść do cukierni po jakieś drobne przekąski. Pewnie też skoczę do weterynarza po coś dla naszych kociaków, które adoptowałyśmy ze schroniska. Spotkania z nimi to zawsze świetna okazja do plotek i podjadania słodkości.

– Możesz jutro zająć się moim Andrusiem? – zapytała. – Nie chcę go zostawiać samego na cały dzień, ostatnio zniszczył mi firanki, skończyły jako sznurek do zabawy.

– Oczywiście – odpowiedziałam. – Przecież się umawiałyśmy.

– Opieka na zmianę – zaśmiała się. – Jak z dziećmi.

Reklama

Nie do końca, pomyślałam, kończąc rozmowę. Ale z kotami jest chyba nieco łatwiej...

Reklama
Reklama
Reklama