„Oskarżyłam córkę o to, że mnie okradła. Potraktowałam ją jak zwyczajną złodziejkę, a ona nie pozostała mi dłużna”
„«Jak mogła to zrobić? Moja własna córka… Czy naprawdę ją tak źle wychowałam?» – pomyślałam, gapiąc się na plamę światła padającą na dywan. Ale w głębi duszy zaczynało do mnie docierać, że może to nie ona mnie zawiodła. Może to ja zawiodłam ją”.

Kiedyś nasze życie było jak z pocztówki – ciepłe, pełne śmiechu i kolorów. Andrzej zawsze powtarzał, że mamy wszystko, czego można pragnąć. To on spajał naszą rodzinę. Może dlatego teraz, kiedy go zabrakło, wszystko zaczęło się sypać jak domek z kart.
Brakowało mi go
Nasza córka Dorota była moją dumą. Wrażliwa, ambitna, niezależna. Czasem zastanawiałam się, czy kiedykolwiek mnie potrzebowała. Wychowywałam ją po swojemu – surowo, zawsze z myślą o jej przyszłości. Teraz, kiedy widzę, jak stoi do mnie plecami, nie odbiera telefonów, nie przyjeżdża na Święta, wiem, że w pewnym momencie przestałam widzieć w niej córkę.
Mówią, że strata jest jak przepaść, której dna nie widać. Kiedy Andrzej odszedł, w moim sercu powstała właśnie taka dziura. Gdyby tylko ten przeklęty naszyjnik nie zniknął, może Dorota nadal byłaby blisko. Był to rodzinny skarb, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Dostałam go od Andrzeja w dniu ślubu, jako symbol naszych przyszłych wspólnych lat, pełnych szczęścia i stabilności. A potem… zniknął.
Nie potrafię zrozumieć, jak to się stało. Pewnego dnia naszyjnik przepadł. Tego dnia w moim sercu zapaliła się iskra podejrzenia, a potem rozgorzał płomień. Wystarczyło jedno pytanie, jedno słowo. I ten płomień zaczął trawić wszystko, co zbudowaliśmy przez lata – moją relację z córką, naszą rodzinę, wspomnienia o Andrzeju.
Podejrzewałam ją
Czasem patrzę na stare zdjęcia i próbuję się usprawiedliwiać. „Chciałam tylko, żeby wszystko było na swoim miejscu”, powtarzam. Ale czy to wystarczy, żeby uspokoić sumienie? Czy to wystarczy, żeby odzyskać moją córkę?
To wszystko zaczęło się w tamten deszczowy dzień.
– Dorota, nie będę owijać w bawełnę. Naszyjnik zniknął po twojej wizycie. Możesz mi to wytłumaczyć? – Moje słowa odbiły się echem w ciszy salonu.
– Mamo, nawet nie wiem, jak wygląda ten twój naszyjnik!
– Nie rób ze mnie idiotki – powiedziałam. – Nikogo innego tutaj nie było. Tylko ty. Nie pytam cię o to bez powodu.
– Mamo, czy ty sugerujesz, że ja coś ukradłam? – Jej głos załamał się na ostatnich słowach. – Naprawdę tak o mnie myślisz?
Wstałam gwałtownie. Chciałam zaprzeczyć. Chciałam powiedzieć, że to tylko pytanie, że przecież jej ufam. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zamiast tego wyprostowałam się, jakbym chciała zyskać przewagę.
– Nie mówię, że to zrobiłaś. Pytam. Ale jeśli nie ty, to kto?
– Co ty wygadujesz?! – Dorota krzyknęła, podnosząc się z miejsca. – To jakiś absurd! Nie będę tego słuchać!
Wszystkiego się wyparła
– Nie krzycz na mnie! – wyrzuciłam z siebie. – To nie absurd, tylko fakty. Naszyjnik zniknął, a ty byłaś tutaj. Może niechcący coś z nim zrobiłaś i boisz się powiedzieć?
– Nie mogę uwierzyć, że mnie o to oskarżasz! – W jej oczach pojawiły się łzy. – Mamo, ja nic nie zrobiłam! Jak możesz tak na mnie patrzeć? Jak na obcą osobę!
– A może już jesteś dla mnie obca? – wybuchłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. – Wydajesz się tak daleka od wszystkiego, co było dla nas ważne! Może dlatego już nie wiem, czy mogę ci zaufać!
Dorota patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu. Potem sięgnęła po kurtkę.
– Jeśli naprawdę wierzysz, że mogłam zrobić coś takiego, to nie mamy już o czym rozmawiać. Wiesz, co jest najgorsze, mamo? To, że ja zawsze chciałam, żebyś była ze mnie dumna. A ty tylko szukasz powodów, żeby we mnie wątpić.
Trzasnęła drzwiami.
Zostałam sama w pustym salonie. Opadłam na kanapę, czując, jak energia uchodzi ze mnie jak z przebitej opony. „Jak mogła to zrobić? Moja własna córka… Czy naprawdę ją tak źle wychowałam?” – pomyślałam, gapiąc się na plamę światła padającą na dywan. Ale w głębi duszy zaczynało do mnie docierać, że może to nie ona mnie zawiodła. Może to ja zawiodłam ją.
To był koniec
Dorota nie wróciła. Próbowałam dzwonić – nie odbierała. Pisałam – odczytywała, ale nie odpowiadała. Dni zmieniły się w tygodnie, a nasza relacja wisiała w próżni. Kiedy w końcu zdecydowała się odebrać, jej głos był lodowaty.
– Czego chcesz? – spytała, zanim zdążyłam się odezwać.
– Dorotko, nie możemy tak żyć – powiedziałam z trudem. – Proszę, porozmawiajmy.
– Nie możemy tak żyć? Ty tak żyjesz, mamo. Ja przestałam być twoją córką, kiedy mnie oskarżyłaś – wycedziła, po czym odłożyła słuchawkę.
Odkąd Dorota przestała mnie odwiedzać, cisza w domu przybrała kształt nie do zniesienia. Wszystko – jej zdjęcia, książki na półce, kubek z jej ulubioną grafiką – przypominało o pustce, którą sama stworzyłam.
Z czasem przestałam próbować. Zdawało się, że ona również. W końcu zostały tylko fragmenty wspomnień, które bolały bardziej, niż były warte zapamiętania.
Naszyjnik się odnalazł
Któregoś dnia porządkowałam szafę Andrzeja, zbierając się w sobie, by pozbyć się jego rzeczy. Pod stertą starych dokumentów natknęłam się na coś, co zmroziło mi krew – naszyjnik. Ten naszyjnik. Zawieszka błyszczała w świetle jak wyrzut sumienia.
Usiadłam na podłodze z drżącymi rękami. Wtedy wszystko do mnie dotarło. Andrzej musiał go schować. Uwielbiał te swoje „skarbowe gry”, zawsze wkładał drobiazgi w miejsca nieprzeznaczone dla nich. Dlaczego nic nie powiedział?
Łzy spływały mi po policzkach. Czułam się winna – nie tylko wobec córki, ale i wobec niego. Moje oskarżenia, moje podejrzenia zniszczyłam naszą relację. Schowałam naszyjnik do pudełka i zadzwoniłam do Doroty.
– Co chcesz mi powiedzieć tym razem? – Spytała chłodno, gdy odebrała.
– Musimy porozmawiać – powiedziałam, niemal błagając. – To ważne. Proszę.
Chwila ciszy, a potem tylko:
– Przyjdź jutro.
Czułam, że to moja jedyna szansa.
Stanęłam przed drzwiami Doroty, czując ciężar pudełka z naszyjnikiem w dłoni. Otworzyła. Nie zapraszając mnie gestem, odsunęła się, bym mogła wejść.
Chciałam to naprawić
Usiadłyśmy w salonie. Pudełko postawiłam na stole.
– Znalazłam to – powiedziałam, odsuwając wieczko. Jej spojrzenie padło na błyszczącą zawieszkę. – Andrzej musiał go schować.
Dorota nie poruszyła się, ale widziałam, jak jej oczy zaczynają się szklić.
– Czyli teraz wszystko sobie wyjaśniłaś? – Spytała chłodno. – A ja co mam zrobić z tymi latami, które mi odebrałaś?
– Wiem, że cię skrzywdziłam – powiedziałam, ledwo powstrzymując łzy. – Wiem, że zawiodłam jako matka. Ale proszę, wybacz mi.
– Nie wiesz, mamo – wyszeptała, odwracając wzrok. – Przez ciebie straciłam rodzinę. Nie mogę zapomnieć, że patrzyłaś na mnie, jak na złodziejkę. To nie jest coś, co da się naprawić jednym „przepraszam”.
Nie zatrzymywała mnie, gdy wyszłam. Drzwi zamknęły się za mną z echem, które rozbrzmiewało w moim sercu.
Czułam się winna
Pojechałam do mojego brata, który był jedyną bliską mi osobą. Piotr wpuścił mnie do swojego mieszkania bez słowa. Wiedział, że coś mnie dręczy. Usiadłam w fotelu, czując ciężar emocji, które tłumiłam przez ostatnie dni.
– Znalazłam naszyjnik – powiedziałam, patrząc na niego z rozpaczą. – Andrzej go schował. Cała ta sytuacja… To ja zniszczyłam naszą relację z Dorotą. I nie wiem, jak to naprawić.
Westchnął i usiadł naprzeciw mnie.
– Przez całe życie osądzałaś ludzi – powiedział spokojnie, ale stanowczo. – Dorota ma prawo do żalu. Musisz nauczyć się z tym żyć.
– Ale ja chcę to naprawić – przerwałam mu z desperacją. – Chcę ją odzyskać.
– A jeśli nie będziesz mogła? – brat spojrzał mi prosto w oczy. – Może to cena, jaką musisz zapłacić za swoje błędy. Nie wszystko da się naprawić. Ale możesz spróbować zrobić coś dobrego, nawet jeśli nie dla niej, to dla siebie.
Zostałam u niego jeszcze chwilę, ale jego słowa wciąż dźwięczały mi w uszach. Może miał rację. Może jedyne, co mi zostało, to nauczyć się żyć z ciężarem tej straty.
Renata, 59 lat