Reklama

Wszystko zaczęło się, kiedy weszłam do mieszkania Adama po pracy i zobaczyłam go na kanapie. Jak zwykle – nieskazitelny, idealny, przystojny. Miałam wrażenie, że zawsze, kiedy na niego patrzę, widzę tego samego człowieka, któremu ufałam, z którym czułam się bezpieczna. Byliśmy razem dwa lata, dwa cudowne lata, ale jednocześnie dwa lata pełne niewypowiedzianych słów. Nigdy nie mówił o przeszłości.

Reklama

– Adam, co chciałbyś robić za dziesięć lat? – spytałam raz podczas jednej z naszych wspólnych kolacji.

Pamiętam, że spojrzał wtedy na mnie z delikatnym uśmiechem, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zrobił tego. Zamiast tego odpowiedział wymijająco:

– Żyjmy chwilą, Julka. Nie warto planować zbyt daleko.

Ta odpowiedź wtedy wydawała mi się nawet romantyczna. Ale teraz, kiedy wspominam ten moment, zastanawiam się, czy to był jeden z pierwszych znaków, których wtedy nie dostrzegłam. Zawsze unikał rozmów o swojej rodzinie. "Skomplikowana sprawa" – mawiał. Może nie chciałam wtedy wiedzieć, co kryje się za tymi słowami.

Zobacz także

Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce

A teraz? Teraz to ja chciałam coś zmienić. Dwa lata to dla mnie wystarczająco długo. Czułam, że czas zrobić krok naprzód. Czas, żebyśmy zaczęli myśleć o naszej przyszłości poważniej. W końcu… czego mogłabym się bać? Byłam pewna, że Adam mnie kocha.

Usiadłam na kanapie obok niego, czując w sobie narastającą pewność siebie.

– Kochanie, co byś powiedział na uroczystą kolację w sobotę? Coś wyjątkowego, tylko my dwoje – zapytałam z uśmiechem.

– Brzmi świetnie, Julka – odpowiedział, nawet nie patrząc na mnie, wpatrzony w ekran telewizora.

Nie miał pojęcia, co na niego czekało.

To były szalone oświadczyny

Sobota nadeszła szybko. Restauracja była idealna – świece, delikatna muzyka, wino. Adam wyglądał zjawiskowo w swojej ulubionej marynarce. W środku czułam ekscytację, ale i nerwy. To miała być ta noc.

Po chwili rozmów, kiedy czułam, że moment jest idealny, sięgnęłam do torebki i wyjęłam małe, czerwone pudełeczko.

– Adam… – zaczęłam, uśmiechając się szeroko. – Chcę spędzić z tobą resztę życia. Wyjdziesz za mnie?

Cisza. Adam zamarł, patrząc na pierścionek. Najpierw milczenie, a potem… śmiech. Nerwowy, niepasujący do sytuacji. Nie tego się spodziewałam.

– Julia… nie mogę – powiedział, przestając się śmiać, a na jego twarzy pojawił się wyraz, którego nie rozumiałam. – Bo jestem już żonaty.

Zaniemówiłam. W jednej chwili świat stanął w miejscu, a ja poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Żonaty? Jak to możliwe? Tysiące pytań uderzyło mnie naraz, ale nie mogłam wydusić z siebie ani słowa.

Adam patrzył na mnie z mieszanką wstydu i ulgi, jakby wreszcie pozbył się tego, co go dręczyło przez cały ten czas.

Co za podły kłamca!

Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, które zdawało się trwać wieczność. W głowie miałam pustkę, a jednocześnie tysiąc myśli krążyło jak oszalałe. W końcu udało mi się wydusić:

– Co... co ty powiedziałeś? – spytałam z trudem, jakby każde słowo ważyło tonę.

Julia, jestem żonaty. Monika... – przerwał, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. – Monika to moja żona. Przez te dwa lata nie mogłem ci o tym powiedzieć. Nasze małżeństwo nie działa, ale… formalnie nadal jesteśmy razem.

Czułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Zdrada, kłamstwo, upokorzenie – wszystko to naraz przeleciało mi przez głowę. Całe nasze życie, każdy wspólny moment, nagle wydał się fałszem.

– Dlaczego? – wykrztusiłam. – Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Dwa lata, Adam! Jak mogłeś ukrywać coś takiego?

– Bałem się. Wiedziałem, że jeśli ci powiem, stracę cię. A z Moniką to już tylko formalność... Julia, to nie tak, jak myślisz – mówił, próbując uspokoić sytuację.

Ale ja nie mogłam tego znieść. To nie była żadna formalność. Adam był żonaty, a ja przez te dwa lata żyłam w kłamstwie.

– Formalność? Dla ciebie to formalność, a dla mnie co? Całe moje życie to teraz jakieś cholerne kłamstwo! – krzyknęłam, łzy napływając do oczu.

Zerwałam się z miejsca. Musiałam uciec.

Byłam głucha i ślepa

Wybiegłam z restauracji, nie zważając na to, że Adam za mną krzyczał. Ulice były pełne ludzi, ale czułam się, jakby wszyscy zniknęli. Biegłam przed siebie, aż w końcu zatrzymałam się na małym placu. Usiadłam na ławce, próbując złapać oddech. Łzy płynęły bez przerwy.

– Jak mogłam być tak głupia? – myślałam, patrząc na przechodniów, którzy nie mieli pojęcia, co właśnie przeżywam.

Znałam Adama dwa lata. Dwa lata, które teraz wydawały się jednym wielkim kłamstwem. Przypominałam sobie jego unikanie pytań o przeszłość, tajemnicze wyjazdy, brak zdjęć rodzinnych. Wszystko to było tam, na wyciągnięcie ręki, ale ja byłam zbyt zakochana, żeby zauważyć. A teraz? Teraz czułam się, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg.

– Musiałam to wiedzieć… powinnam była zauważyć – mruknęłam do siebie, zaciskając pięści.

Po chwili wstałam i ruszyłam w stronę swojego mieszkania. Drżącymi rękami otworzyłam drzwi. W środku było cicho, zbyt cicho. Każdy przedmiot przypominał mi o nim – książki, które razem czytaliśmy, kubki, z których piliśmy kawę, wszystko.

Zaczęłam zbierać jego rzeczy, wrzucając je do torby. Nie chciałam już żadnych śladów po nim w moim życiu.

Chciałam wyjaśnień

Siedziałam na podłodze, otoczona jego rzeczami. Każda z nich była dowodem na to, jak bardzo się pomyliłam. Zdjęcia z wakacji, jego ulubiona koszula, którą zostawił na oparciu krzesła... Jak mogłam nie widzieć? Jak mogłam wierzyć, że jesteśmy szczęśliwi?

W końcu nie wytrzymałam. Chwyciłam telefon i zadzwoniłam do Adama. Raz. Dwa razy. Nie odebrał. Kolejny raz. Tym razem podniósł słuchawkę, ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa:

– Musisz mi to wyjaśnić. Teraz. – Moje słowa były ostre, choć głos lekko drżał.

Po kilku minutach staliśmy naprzeciw siebie przed jego mieszkaniem. Miał tę samą minę, jaką widziałam w restauracji – zmęczoną, pełną wstydu, ale też dziwnie obojętną. Jakby wiedział, że to wszystko musiało kiedyś wyjść na jaw.

– Julia, naprawdę chciałem ci to wyznać wcześniej. Nie wiedziałem, jak... – próbował się tłumaczyć.

– Nie wiedziałeś jak? – przerwałam mu, prawie krzycząc. – A jak długo miałeś zamiar mnie oszukiwać? Kolejny rok? Dwa? Do kiedy? – Zaczęłam tracić kontrolę nad sobą, gniew i zranienie wzbierały we mnie jak fala.

Adam westchnął ciężko.

– Monika... wróciła do miasta. Miałem to wszystko załatwić, zakończyć, ale... – zawahał się na moment.

– Więc to dlatego! Dlatego wróciła? Kim ja byłam przez te dwa lata? Zabawą? Pocieszeniem? – wykrzyczałam.

– Julia, nie. To nie tak. Po prostu... z Moniką to wszystko jest skomplikowane. Nie jesteśmy już razem od dawna, ale formalnie...

Formalnie jesteście małżeństwem – dokończyłam za niego lodowatym tonem.

W tym momencie wiedziałam, że nie ma już nic do dodania. Każde słowo Adama brzmiało jak kolejny cios.

Nie mogę z nim być

Spotkaliśmy się kilka dni później. Czułam, że wszystko, co nas łączyło, rozsypało się jak domek z kart. Zostały tylko ruiny – kłamstwa i niewypowiedziany ból, który osiadał mi na sercu. Ostatni raz spojrzałam mu w oczy, próbując znaleźć w nich cokolwiek, co mogłoby uratować to, co między nami było. Ale widziałam już tylko pustkę.

– Julia, wiem, że zawaliłem wszystko. – Adam starał się do mnie podejść, ale odsunęłam się o krok, jakby jego obecność nagle parzyła.

– Zawaliłeś? Ty to nazywasz "zawaleniem"? – mój głos był ostry jak brzytwa. – To była moja przyszłość, Adam. Nasza przyszłość. Myślałam, że cię znam, że możemy razem coś zbudować. A ty... – urwałam, nie wiedząc, jak wyrazić tę mieszaninę gniewu i rozpaczy.

– Julia, proszę... – zaczął, ale już nie chciałam go słuchać.

– Nie. Koniec z tym – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie ma dla nas przyszłości. Nie ma dla nas nic.

Odwróciłam się i odeszłam, nie oglądając się za siebie. Każdy krok wydawał się trudniejszy, jakby serce ważyło tonę. Wsiadłam do taksówki, wracając do pustego mieszkania. I wtedy, w tej ciszy, poczułam to naprawdę – nie tylko straciłam Adama, ale straciłam siebie. Każdy uśmiech, każda chwila, którą z nim przeżyłam, była fałszem.

Przez wiele dni czułam, jakbym dryfowała przez własne życie. Adam próbował dzwonić, wysyłać wiadomości, ale nigdy nie odpowiedziałam. Musiałam zacząć na nowo, bez niego. Tylko jak?

Reklama

Julia, 35 lat

Reklama
Reklama
Reklama