Reklama

Nie pamiętam dokładnie, kiedy doszłam do wniosku, że zasługuję na coś więcej. Może wtedy, gdy po raz kolejny wróciłam z pracy, zmęczona, zniechęcona, pełna frustracji, bo kolejny dzień wyglądał dokładnie tak samo jak poprzedni. Może gdy obserwowałam, jak moi znajomi zakładają rodziny, osiedlają się w większych domach, dostają lepsze prace. A może po prostu zrozumiałam, że tracę najlepsze lata życia na przeciętnych mężczyzn, którzy nie mają mi nic do zaoferowania.

Reklama

– Lena, powinnaś poszukać kogoś poważnego – powtarzała mi przyjaciółka. – Kogoś, kto będzie cię doceniał i będzie miał dość rozsądku, żeby cię utrzymać w odpowiednich warunkach.

W końcu ją posłuchałam. Przestałam patrzeć na mężczyzn w moim wieku, przestałam wierzyć w "młodzieńczą miłość" i zaczęłam kalkulować. Każdy mój krok, każde spojrzenie, każde słowo. Kiedy poznałam Antoniego, poczułam, że los się do mnie uśmiechnął. Starszy, łagodny, wdowiec z dwójką dzieci i imponującym majątkiem. Miał dokładnie to, czego szukałam.

Było to prostsze niż myślałam. Niewiele czasu minęło, zanim zdobyłam jego zaufanie i stworzyłam wrażenie, że byłam tą ciepłą i bezinteresowną kobietą, której w życiu brakowało. Kiedy patrzył na mnie z zachwytem i wiarą, że oto znalazł miłość po latach samotności, wiedziałam, że to odpowiedni moment. Krok po kroku, słowo po słowie – wchodziłam w jego świat. Wystarczyło, że kilka razy powiedziałam, jak bardzo cenię jego hojność i wrażliwość, jak bardzo mi imponuje to, że chce zadbać o moją przyszłość. Sama sobie teraz gratuluję – wyszłam za mąż za Antoniego i jestem coraz bliżej tego, czego chciałam od samego początku.

Ufał mi aż za bardzo

– Leno, pewnie, że ci ufam – mówił Antoni, kiedy podsunęłam mu dokumenty do podpisania. – Zawsze miałem kłopot z finansami, a przy tobie wszystko wydaje się prostsze.

Zaśmiałam się ciepło, odchylając głowę w taki sposób, by wydobyć jak najwięcej ze swojej najlepszej strony. Przesunęłam dokumenty w jego stronę, czekając, aż podpisze ostatnią stronę. Pełnomocnictwo dawało mi dostęp do wszystkich jego kont – „na wypadek, gdyby musiał odpocząć od przyziemnych spraw”.

– Kochanie, nie myśl o tym. Ja się wszystkim zajmę, a ty możesz po prostu cieszyć się życiem – dodałam łagodnie, ujmując jego dłoń.

Antoni spojrzał na mnie z wdzięcznością, pełen zaufania.

Podpisał, a ja poczułam błogi triumf, który przeszła szybko zamieniłam w spojrzenie pełne troski.

– Jesteś moim aniołem stróżem – westchnął, odsuwając się od biurka.

Kiedy wieczorem opadłam na aksamitną pościel w naszej sypialni, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Byłam o krok od tego, by zabezpieczyć się finansowo. W jego oczach byłam troskliwą żoną, która nie oczekuje niczego poza jego szczęściem. A ja? Już wiedziałam, że jestem coraz bliżej spełnienia mojego planu.

Jego dzieci mi nie wierzyły

– Tato, czy naprawdę musisz oddawać wszystkie sprawy Lenie? – zapytała Karolina, gdy odwiedziła nas w weekend. Patrzyła na Antoniego z roztargnieniem, ale z wyraźnym niepokojem.

– Karolino, wiesz, że przy Lenie czuję się bezpieczniej. Jest przy mnie każdego dnia, gdy was nie ma – Antoni odpowiedział spokojnie, siadając obok niej. – Troszczy się o mnie. Myślisz, że nie widzę, jak się stara?

Wstałam, udając, że właśnie wchodzę z kuchni, i podałam Antoniemu herbatę z uśmiechem. Karolina nie mogła tego znieść, to widziałam. Przewróciła oczami i skrzyżowała ramiona, jakby od tego zależała jej stabilność.

– Chcemy tylko, żebyś uważał – wtrącił Adam, który podszedł do ojca. – Lena aż nadto angażuje się w zarządzanie pieniędzmi, prawda?

Zmrużyłam oczy, jakby te insynuacje mnie dotknęły.

– Kochani, naprawdę doceniam, że troszczycie się o ojca – powiedziałam z delikatnym, niemal łamiącym się głosem. – Ale może zauważcie, jak wiele robię, żebyście wy też mieli spokój. Ja chcę tylko, żebyśmy byli rodziną.

Zauważyłam, jak Antoni ścisnął ich dłonie i spojrzał na mnie z wdzięcznością.

– Dzieci, dajcie jej szansę – szepnął cicho. Dla mnie to był kolejny krok ku przejęciu całkowitej kontroli.

Antoni czuł się coraz gorzej

Antoni słabł z dnia na dzień, a ja coraz uważniej pilnowałam, kto może go odwiedzać. Lekarz przychodził na moje wyraźne wezwanie, a ja opanowałam każdy szczegół, każdą jego dawkę leków, każde zalecenie. Dzieciom Antoniego tłumaczyłam, że ojciec potrzebuje spokoju i odpoczynku – nie słuchałam ich protestów. Byli podejrzliwi, ale czułam, że kontroluję sytuację.

– Leno – usłyszałam pewnego wieczoru jego słaby głos, kiedy siedziałam obok w fotelu. – Czasem czuję, że jestem już… zmęczony. Chciałbym, żebyście wszyscy byli szczęśliwi, a dzieci… by nie martwiły się o to, co po mnie zostanie.

– Kochanie, nie mów tak – westchnęłam, lekko ściskając jego dłoń. – Dzieci zawsze znajdą swoje miejsce, a teraz najważniejsze jest, byś odpoczywał.

Antoni patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zamknął oczy, a ja poczułam, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach – byłam coraz bliżej celu.

Po chwili wyszłam z pokoju, wiedząc, że każda kolejna noc przybliża mnie do chwili, kiedy będę wolna i bogata.

Antoni odszedł spokojnie w sobotni poranek. Siedziałam przy nim, trzymając jego zimną dłoń, i udawałam pogrążoną w żalu. W sercu czułam jednak euforię – po tylu miesiącach byłam u celu. Załatwiłam formalności z chłodnym dystansem, grając rolę zrozpaczonej wdowy. Dzieci Antoniego zjawiły się kilka godzin po śmierci ojca. Spojrzeli na mnie z rezerwą, ale nie powiedzieli ani słowa. W końcu żadne z nich nie widziało w Antonim tyle, ile ja. Tak przynajmniej mówiłam sama sobie.

Tydzień później nadszedł dzień odczytania testamentu. Weszłam do kancelarii z podniesioną głową, spokojna, pewna siebie, niemal jak królowa, która właśnie odzyskała swoje królestwo. Adam i Karolina przyglądali mi się z ukosa, ale ignorowałam ich spojrzenia. Ostatecznie, to ja byłam żoną ich ojca.

Nie zostawił mi majątku

Notariusz, z poważnym wyrazem twarzy, rozpoczął odczyt. Gdy dotarł do części dotyczącej majątku, uśmiechnęłam się triumfalnie… lecz słowa, które padły, zamroziły mnie na miejscu.

Antoni przekazuje cały majątek dzieciom – wyjaśnił spokojnie notariusz. – Pani Leno, według jego życzenia, pozostaje pani tylko skromna suma 10 tysięcy złotych, wystarczająca na nowy początek.

Poczułam, jak świat wali mi się na głowę.

– To niemożliwe… – wyszeptałam, bliska szaleństwa. – Przecież Antoni nie mógł…

Ale słowa wypełniły już pokój, a dzieci Antoniego patrzyły na mnie z lodowatą satysfakcją.

Czułam się oszukana

Siedziałam, wpatrując się w ścianę. Mój cały plan runął, a ja zostałam z niczym – dosłownie. Pieniądze z testamentu starczyłyby najwyżej na kilka miesięcy, z pewnością nie na życie, jakie sobie wymarzyłam.

– I co teraz, Lena? – zapytała przyjaciółka przez telefon. – Tyle zachodu, tyle wysiłku, a zostało ci z tego tylko rozczarowanie.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo czuję się oszukana! – wybuchnęłam z rozpaczą, zaciskając zęby. – Całe życie budowałam na tym, że po Antonim przejmę majątek, że będę żyła w luksusie. Tylko po to, żeby dostać „skromną sumę na nowy początek”? To żart!

– A dzieci? – dopytała, nie kryjąc ciekawości.

– Adam i Karolina dostali wszystko – rzuciłam z goryczą. – Ten ich wyraz triumfu, jak na mnie patrzyli… Jakby wiedzieli, że przegrałam.

Wściekłość mieszała się we mnie z bezsilnością. Patrzyłam w lustro, widząc w nim twarz obcej kobiety, która nagle straciła wszystko, o co walczyła. Nikt mnie nie wspierał, nikt się nie przejął. Antoni odebrał mi to, co – uważałam – mi się należało.

W głębi duszy zaczynałam rozumieć, że ten „nowy początek” jest tylko pustym frazesem. Wszystkie moje plany legły w gruzach, a życie, które z takim trudem próbowałam zbudować, zniknęło, pozostawiając mnie z gorzką świadomością, że jedyne, co mi zostało, to samotność i złość na własną naiwność.

Reklama

Lena, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama