„Owinęłam wokół paluszka chłopaka mojej córki i wiem, że będę się smażyć w piekle. Słono zapłaciłam za niebo na ziemi”
„Zerknęłam na niego i poczułam się, jakbym miała 25 lat. Że znowu siedzę z kimś, kto mnie słucha. Tak naprawdę. Nie przerywa. Nie poprawia ciągle. Nie myśli tylko o sobie. Nie wiem, jak to się stało. Może przez ten kawałek Edith Piaf, może przez jego spojrzenie. Ale nagle jego ręka dotknęła mojej”.

- Redakcja
Zawsze byłam dumna z Leny. Moja córka – silna, niezależna, mądra. A jednocześnie... gdzieś po drodze przestałam być dla niej kimś ważnym. Właściwie trudno dziś powiedzieć, kiedy zaczęłyśmy się oddalać. Może już wtedy, gdy się rozwiodłam z jej ojcem, a może jeszcze później, gdy dorosła i przestałam być potrzebna. Od kilku lat tylko się mijamy. Ona przyjeżdża, mówi o sobie, rzuca kilka zdawkowych pytań o moje zdrowie, a potem znika. Jak gość w hotelu.
Czasem mam wrażenie, że jestem dla niej tylko kucharką i dyżurną słuchaczką, ale nie matką. I to boli. Choć nigdy jej tego nie powiedziałam.
– Cześć, mamo – powiedziała, jakby z obowiązku, wchodząc z Dawidem do przedpokoju. – To Dawid, mój chłopak.
Podniosłam wzrok znad książki. I przez chwilę nie mogłam się ruszyć. On... był inny. Nie jakiś przystojniaczek z okładki magazynu, ale miał w sobie coś, co kazało mi się natychmiast wyprostować, odłożyć książkę i poprawić włosy. Spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się lekko. Był od córki z pewnością starszy, ale nie w głowie mi były sprawy metrykalne teraz.
– Dzień dobry. Miło panią poznać.
Głos miał niski, pewny. Spojrzenie uważne. Uśmiechnęłam się nerwowo.
– Mów mi Magda. „Pani” mnie za bardzo postarza.
– W porządku, Magdo – odpowiedział z taką naturalnością, że zrobiło mi się ciepło w środku.
Usiedliśmy do kolacji. Ja, Lena i Dawid. Był grzeczny, zabawny, elokwentny. Rozmawialiśmy o książkach, filmach, a potem o systemie edukacji. Lena przeważnie milczała, scrollując telefon. Próbowałam ją wciągnąć w rozmowę, ale tylko machnęła ręką.
– Mamo, ty zawsze wszystko musisz analizować. Nawet głupi serial...
Zamilkłam. Dawid od razu zmienił temat.
– A pani... to znaczy... jaki jest twój ulubiony film?
– „Amelia” – odpowiedziałam bez zastanowienia. – Ale ostatnio wolę czytać. Film to dla mnie za mało. Zbyt szybko się kończy.
– Jak wszystko, co dobre – powiedział cicho i popatrzył mi w oczy nieco dłużej niż powinien.
I wtedy coś we mnie przeskoczyło. Nie wiedziałam jeszcze co, ale wiedziałam, że to spojrzenie zostanie na długo w mojej pamięci.
Nikt tak nie mówił do mnie od lat
Zaczęło się niewinnie. Kawa w sobotę rano, gdy Lena jeszcze spała. Stał w kuchni oparty o blat, z kubkiem w dłoni. Przysunęłam się ostrożnie, jakbym nie chciałam zakłócić tej ciszy.
– Długo już nie śpisz? – zapytałam.
– Często wstaję wcześnie. Tak już mam. A pani?
– Mówiłam, że Magda – uśmiechnęłam się. – Ja? Czasem śpię do dziesiątej, jak nie muszę iść do pracy. Choć lubię ciszę o poranku. Tylko ja, radio i zapach kawy.
– To brzmi... bardzo dobrze – powiedział, patrząc mi znowu prosto w oczy.
Usiedliśmy razem przy stole. Rozmawialiśmy o książkach, potem o pracy w szkole, o tym, że uczniowie coraz mniej czytają. I nagle on powiedział:
– A ty wyglądasz jak ktoś, kto dużo rozumie. Jakbyś wiedziała więcej, niż mówisz.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Spuściłam wzrok. Nikt nie mówił do mnie od lat. Od tamtej soboty takich chwil było więcej. Lena często wychodziła – do znajomych, na jogę. A Dawid... zawsze zostawał jeszcze chwilę. „Pomogę pozmywać”, „zrobię herbatę”, „opowiem pani o tej nowej książce, którą czytam”... Któregoś wieczoru Lena wpadła do kuchni i powiedziała, z chłodnym uśmiechem:
– Halo! Czasem mam wrażenie, że więcej rozmawiasz z moją matką niż ze mną.
Cisza zawisła w powietrzu. Spojrzałam na nią ostrożnie, ale ona już zniknęła w swoim pokoju.
A Dawid tylko wzruszył ramionami.
– Nie moja wina, że twoja matka ma ciekawsze rzeczy do powiedzenia.
Nie powinnam się wtedy uśmiechnąć. Ale się uśmiechnęłam
Pocałunek był cichy, powolny
Lena wyjeżdżała na weekend. Koleżanka z uczelni zaprosiła ją do Torunia – „babski reset”, jak to nazwała. Pomachała mi z progu bez większego entuzjazmu. Zostałam sama. Choć niezupełnie, jak się okazało. Po godzinie usłyszałam dźwięk czajnika i kroki w kuchni. Wyszłam z pokoju – stał tam, ku mojemu zdziwieniu, Dawid, z rozczochranymi włosami, w moim starym swetrze, który Lena kiedyś pożyczyła.
– Myślałam, że pojechałeś z nią? – rzuciłam zaskoczona.
– Nie tym razem. Nie przepadam za jej koleżankami. Zostanę jeszcze jeden dzień, jeśli nie ma pani nic przeciwko.
– Magda – poprawiłam automatycznie.
Usiedliśmy. Herbata. Ciasto marchewkowe. Płyta Edith Piaf zagrała z mojej starej wieży.
– Lubię być u pani – powiedział cicho. – Jest... spokojnie. Cicho. Bez napięcia.
Zerknęłam na niego i nagle poczułam się, jakbym miała 25 lat. Że znowu siedzę z kimś, kto mnie słucha. Naprawdę słucha. Nie przerywa. Nie poprawia ciągle. Nie myśli tylko o sobie. Nie wie wszystkiego lepiej. Nie wiem, jak to się stało. Może przez ten kawałek Edith, może przez jego spojrzenie. Ale nagle jego ręka dotknęła mojej. Zamarliśmy oboje. Chciałam odsunąć dłoń. Chciałam wstać, zignorować, udać, że to przypadek. Ale zostałam. I wtedy on wyszeptał:
– Ja też to czuję.
Pocałunek był cichy. Powolny. I trwał tylko kilka sekund. Ale to wystarczyło. Wybiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi i oparłam się o zimne kafelki. Boże, co ja zrobiłam?
Straciłam córkę i siebie
Romans. Nawet to słowo brzmiało jak z innego świata. A jednak – to się działo. Pomiędzy śniadaniami, porannymi kawami, spojrzeniami rzucanymi przez stół. Spotykaliśmy się, gdy Leny nie było, gdy wychodziła. W weekendy i wolne dni. Zdarzało się, że zostawał „dłużej, bo padało”. Albo że „nie zdążył na tramwaj”. A ja nic nie mówiłam. Bo nie chciałam, by to się kończyło.
– Gdybym był starszy, gdybyś nie była jej matką – powiedział pewnego wieczoru – to by było proste.
– Ale nie jesteś i jestem – odpowiedziałam szczerze. – Więc to jest niemożliwe.
– Ale jednak jesteśmy tu, teraz – jego palce dotknęły mojej dłoni.
Byłam rozdarta. Po raz pierwszy od lat czułam się... chciana. Zauważona. Nie przez kogoś, kto czegoś ode mnie potrzebował, tylko przez kogoś, kto naprawdę chciał być ze mną. Dawid nie był chłopcem. Był mężczyzną, który patrzył na mnie z czułością, której nie znałam nawet z czasów mojego małżeństwa. Ale Lena... Ona zaczęła coś podejrzewać. Kiedyś przyszła wcześniej niż zapowiedziała. Wchodząc do kuchni od razu zmarszczyła brwi.
– Co to za wiadomości, mamo? – rzuciła, machając telefonem.
Struchlałam.
– Przez przypadek – zaczęła wolno – podniosłam twoją komórkę. Nie była zablokowana. I... – zawiesiła głos.
Nie odpowiedziałam. Bo wiedziałam, że już wszystko przeczytała.
Po chwili krzyknęła:
– To jest chore! Zdradziliście mnie oboje! Jesteś gorsza niż mój ojciec, przynajmniej on mnie nie okłamywał!
– Lena, proszę... – próbowałam.
– Nie dotykaj mnie! – krzyknęła. – Nigdy więcej sie do ciebie nie odezwę. Nigdy! I... nie szukaj mnie, słyszysz!
Wyszła. Trzasnęły drzwi. A ja osunęłam się na podłogę. W tej chwili straciłam córkę. A może i siebie.
Jestem mistrzynią autosabotażu?
Nie odzywała się. Nie odbierała telefonu, nie odpisywała na wiadomości. Jej mieszkanie stało się nagle odległą planetą, niedostępną, zimną. Dawid zniknął. Jakby pochłonęła go ziemia. Cisza. Tylko tyle zostało. Chodziłam po mieszkaniu jak cień, przestawiając filiżanki, których nikt nie używał. Dwa kubki po kawie wciąż stały w zlewie – nie miałam siły ich zmyć. Przypominały mi o wszystkim, co zrobiłam. I co straciłam. Po tygodniu zadzwoniłam do Tomka. Mojego byłego męża. Spotkaliśmy się w parku – jego wybór. Przyszedł z tym swoim znudzonym wyrazem twarzy, jakby już wiedział, że to będzie dramat.
– Więc? – zapytał od razu. – Co się stało?
Zaczęłam mówić. Powoli. O Dawidzie. O Lenie. O pocałunkach. O tym, że to nie powinno się zdarzyć, a jednak się zdarzyło. Słuchał. Bez komentarza. A potem wypalił:
– Ty naprawdę jesteś mistrzynią w komplikowaniu sobie życia.
– Nie pomagasz, Tomek.
– Bo nie chcę ci pomagać. Chcę ci tylko przypomnieć, że od zawsze byłaś mistrzynią autosabotażu. Zawsze coś schrzanisz, jak tylko zaczynasz czuć się szczęśliwa. Jakbyś się tego szczęścia bała.
Milczałam. Bo może miał rację?
– Wiesz co? – dodał po chwili. – Lena cię kiedyś kochała bezgranicznie. Ale ty się wycofałaś. Odsunęłaś się. I teraz... zrobiłaś coś, co tej miłości już nie udźwignie.
Popatrzyłam na niego, a potem na swoje dłonie.
– Może tak miało być – wyszeptałam. – Może już nie zasługuję.
– Magda... – jego głos zmiękł – nie chodzi o zasługi. Chodzi o wybory. A ty wybrałaś siebie. Tylko szkoda, że tak późno i w tak paskudny sposób.
Tego wieczoru długo spacerowałam po mieście. Lampy rzucały cienie, w których chciałam się ukryć. Bo nie miałam już córki. Nie miałam kochanka. Nie miałam nawet siły, by sama sobie wybaczyć.
Nie było już pragnienia, tylko smutek
Zadzwonił po trzech tygodniach. Gdy jego imię pojawiło się na ekranie, przez chwilę nie mogłam nacisnąć „odbierz”. Ręce mi się trzęsły. Serce waliło.
– Cześć, Magda – jego głos był spokojny, ale pozbawiony ciepła. – Czy możemy się spotkać?
Usiedliśmy na tej samej ławce, na której kiedyś przyniósł mi książkę Lema, twierdząc, że „przypomina mu mnie – trudna, ale wciągająca”. Głodne kawałki, wiem, ale działało. Teraz milczał jak zaklęty. W końcu powiedział:
– Lena wyjechała. Przeniosła się na studia do Gdańska. Zabrała wszystkie swoje rzeczy z mieszkania i zostawiła mi tylko kartkę. „Nie dzwoń. I nie próbuj tego naprawiać za mnie. Mam dość.”
Zacisnęłam dłonie. Bolało. Jak cholera.
– A co z tobą? – zapytałam cicho.
Spojrzał na mnie tak, jak wtedy, gdy pocałował mnie pierwszy raz. Ale tym razem nie było w tym pragnienia. Tylko bezgraniczny smutek.
– Wracam do rodziców. Przemyślę wszystko. Ułożę sobie życie... inaczej. To, co było... nie miało prawa się wydarzyć.
– Ale się wydarzyło – szepnęłam. – I żadne z nas nie będzie już takie samo.
– Pamiętasz, jak powiedziałaś, że film to za mało, bo kończy się za szybko? – zapytał, patrząc przed siebie. – My... też byliśmy jak film. Krótki, intensywny. Ale to nie znaczy, że nie był prawdziwy.
Milczeliśmy długo.
– To była tylko krótka chwila, co? – dodał cicho.
Nie odpowiedziałam. Bo to była najboleśniejsza prawda, jaką kiedykolwiek słyszałam. Chwila, która zniszczyła wszystko, co było wcześniej. Odszedł bez pożegnania. Nie oglądał się. Ja też nie.
Magda, 45 lat
Czytaj także:
- „Mój książę z bajki zdjął maskę tydzień po ślubie. Nie mogę uwierzyć, że tak łatwo dałam się nabrać na jego sztuczki”
- „Spędziłam urlop w Chorwacji z sąsiadem i wróciłam z pamiątką na całe życie. Nie powiem mężowi, bo nie chcę rozwodu”
- „Pożyczyłam Magdzie zaskórniaki na czarną godzinę, bo błagała o pomoc. Perfidnie mnie oszukała”