Reklama

Jestem jedynakiem. Tata nas zostawił, kiedy tylko usłyszał, że mama spodziewa się dziecka, a babcia i dziadek odwrócili się od niej plecami. Co za hańba! Niezamężna dziewczyna w ciąży. Na wsi wciąż mentalność była zacofana, a życie zdecydowanie mniej prywatne niż w dużych metropoliach miejskich.

Reklama

Mama poradziła sobie, chociaż nie było to dla niej łatwe zadanie. Nasze życie nie obfitowało w luksusy, ale nigdy nie brakowało mi miłości, więc dokładałem wszelkich starań, by odwdzięczyć się mamusi za jej trud i poświęcenie. Gdy marzyła o tym, by jej synek przynosił do domu same piątki, to właśnie to robiłem. Nieraz kosztem dobrych relacji z kumplami, którzy zamiast wkuwać na pamięć wydarzenia historyczne, woleli spędzać czas na podwórkowych zabawach.

Pragnąłem, aby mama była szczęśliwa

Tamci spoczywali na laurach, natomiast ja z uporem dążyłem do jak najlepszych ocen, gdyż był to dla mnie punkt honoru. Moja matka śniła o tym, bym został prawnikiem, dlatego przyłożyłem się do nauki i dostałem się na studia prawnicze, mimo że sam marzyłem o pracy związanej z przyrodą. Najbardziej odpowiadałaby mi zawód projektanta terenów zielonych, lecz... Nie chciałem sprawić zawodu mamie, dla której byłem jedyną pociechą i powodem do dumy w życiu.

Ukończyłem studia prawnicze, osiągając najlepsze miejsce wśród rówieśników na roku. Udało mi się zakwalifikować na aplikację, gdzie dwoiłem się i troiłem, aby w przyszłości zostać pełnoprawnym radcą prawnym w renomowanej kancelarii.
Randkowałem z paroma laskami, ale trudno było o coś na poważnie, bo miałem mało czasu na spotkania. Zapamiętywanie przepisów zabiera mnóstwo czasu i wysysa siły, a jak skończyłem naukę to starałem się odciążyć matkę. Jako młody, zdrowy i pełen energii facet, mogłem wziąć na siebie wożenie zakupów albo sprzątanie w domu, tym bardziej, że matka narzekała ostatnio na kłopoty z sercem.

– Marzy mi się, żebym jeszcze zobaczyła jak bierzesz ślub… – mówiła z westchnieniem, kiedy jej zdrowie na poważnie szwankowało.

– Nie martw się, na pewno dożyjesz tej chwili, a nawet przetańczysz całą noc – starałem się dodać jej otuchy.

Jednak pewnego dnia nasza rozmowa potoczyła się dalej.

– Słuchaj, mam koleżankę, a w zasadzie byłą przełożoną, której wnuczka ma na imię Basia…

Chciała mnie wyswatać

Naprawdę? Chce bawić się w swatanie? Nie paliłem się do tego. Jednak kiedy stan mamy się pogorszył, zgodziłem się umówić z Basią. Cóż, mogło być gorzej. Wspólna kolacja z rzekomo uroczą i sympatyczną dziewczyną to nie koniec świata.

W najgorszym razie powiem jej później, że między nami nic nie zaiskrzyło i będzie po kłopocie. Nie wyjdę na niewdzięcznego syna, który ignoruje prośby chorej matki, a mama nie będzie mi truła, że nawet nie dałem tej relacji szansy, bo nie zdobyłem się na jedną randkę.

Basia rzeczywiście była ładna i sympatyczna. Ukończyła studia farmaceutyczne, co zresztą nikogo nie zaskakiwało, zważywszy na fakt, że jej rodzice prowadzili kilka aptek w pobliskich miejscowościach. Nasza znajomość przerodziła się z pojedynczego spotkania w regularne randkowanie.

Choć obecność Basia nie wywoływała u mnie przyspieszonego bicia serca, to jednak było w niej coś ujmującego. Zdaję sobie sprawę, że ujmujące mogą być widoki, a nie potencjalna partnerka życiowa, ale kiedy obserwowałem, jak mama wzrusza się, gdy nas widzi razem, jak się raduje… parłem naprzód. Aż w końcu nadszedł dzień zaręczyn.

Ożeniłem się

Cóż, mogło potoczyć się to o wiele gorzej, tak sobie tłumaczyłem. Jestem pewien, że Basia okaże się wspaniałą małżonką, a ja jak dotąd nie zaznałem jeszcze tego uczucia motylków trzepoczących w żołądku, towarzyszącego prawdziwemu zakochaniu. Może po prostu nie dane mi było doświadczać tego typu uniesień w życiu? W takim razie lepsza jest u swojego boku miła i atrakcyjna Basia, niż życie w samotności, wyczekując nie wiadomo na co. Najwyraźniej prawdziwa miłość nie jest przeznaczeniem każdego z nas.

Wzruszenie mamy było ogromne, łzy szczęścia spływały jej po policzkach, gdy życzyła nam wszystkiego najlepszego zaraz po ceremonii ślubnej. Widząc, jak się cieszy, sam poczułem radość i satysfakcję. Nasza relacja z Basią od samego startu przypominała wieloletnie, zgrane małżeństwo.

Byliśmy zgraną parą

Sprzeczki omijały nas szerokim łukiem, darzyliśmy się sympatią i szacunkiem, jednak temperatura naszych uczuć oscylowała w okolicy letniej. Zero fajerwerków, zero wielkich uniesień. Ani śladu złości czy namiętności. Atmosfera między nami była spokojna. Podchodziliśmy do naszego małżeństwa w praktyczny sposób, jakby to było jakieś zadanie do zrealizowania w duecie. Gdy rok po ślubie nasze mamy oświadczyły, że już czas na powiększenie rodziny, ruszyliśmy do akcji. I udało się za pierwszym razem.

Dopiero wtedy poczułem coś więcej niż tylko zadowolenie ze spokojnego i pełnego rutyny życia. Bycie tatą małego Stasia sprawiało mi ogromną frajdę. Więź z moim synkiem była zupełnie inna niż ta, którą miałem z jego mamą. Wypełniały ją emocje, radość, łzy, histerie, lęk i szczęście. Ciągle działo się coś nowego i ekscytującego.

Mając dziecko, życie pędzi do przodu i staje się bardziej kolorowe. Dzięki temu, że mogłem pracować wieczorami i przygotowywać dokumenty po zmroku, całe dnie często mijały mi z maluchem – czy to w mieszkaniu, na spacerach, czy też bawiąc się z nim na zewnątrz. No i właśnie podczas jednej z takich wizyt na placu zabaw spotkałem Esterę.

Poznałem inną kobietę

Najpierw ledwie się znaliśmy. Spotykaliśmy się przypadkiem koło karuzeli albo w piaskownicy, posyłając sobie przyjazne spojrzenia i witając się grzecznie. Kiedy jednak nasze dzieciaki się zaprzyjaźniły i zapragnęły wspólnie spędzać czas, przysiadaliśmy na jednej ławeczce, zagłębiając się w rozmowach.

Na początek rozmawialiśmy o naszych dzieciach, bo dla matek i ojców to podstawa rozmów, ale z czasem zaczęliśmy poruszać bardziej prywatne tematy, nasze upodobania, pragnienia… Estera. Samo jej śliczne imię idealnie do niej pasowało. Ciemne, długie włosy okalały jej jasną buzię. Przyciągała spojrzenia, a zwłaszcza jej wielkie, orzechowe oczy robiły na mnie niesamowite wrażenie.

Gdy nasze dzieciaki padały ze zmęczenia po zabawie, pakowaliśmy je do wózków i wyruszaliśmy na przechadzkę po najbliższych ulicach. Maluchy spały, a my nadal włóczyliśmy się bez pośpiechu, nie potrafiąc powiedzieć sobie "do widzenia".

Nie mogłem przestać o niej myśleć

Od dawna o niej śniłem. Pojawiała się w moich marzeniach. Zdawałem sobie sprawę, że to szalone. Niewłaściwe. Oboje byliśmy w związkach, dlatego ta sytuacja nie mogła wymknąć się spod kontroli. Nie planowałem zrobić niczego wbrew przysiędze, którą złożyłem żonie w obliczu Boga i ludzi, chociaż szalenie kusiło mnie, by przekonać się, jakie to uczucie pocałować inną – taką, do której coś mnie ciągnęło.

Z Basią kochaliśmy się może raz na miesiąc, a czasem jeszcze rzadziej i to nie z jakiejś wielkiej żądzy. Ale Estera to co innego... Jej perfumy sprawiały, że krew zaczynała buzować mi w żyłach

– Wiesz co, nasz Stasiu to taki mały sprinter się robi. A wyobraź sobie, że dzisiaj wdrapał się na sofę i próbował wejść na parapet – opowiadałem Esterze, gdy spacerowaliśmy. – Całe szczęście, że żona to w porę zauważyła…

– Nawet nie mów! Ja to bez przerwy martwię się o swojego Michasia. Sama przecież jestem z nim i muszę być czujna.

– A gdzie jest ojciec Michała? – zaciekawiłem się, gdyż ten wątek nigdy wcześniej nie był poruszany. Sądziłem po prostu, że ktoś jest i to wszystko.

– Nowotwór krwi. Odszedł, zanim zdążył zobaczyć małego. Umarł na dwa miesiące przed porodem.

– Współczuję… – powiedziałem cicho, a moje serce waliło jak szalone. Estera nie miała nikogo. Nikogo!

– Cóż, takie jest życie… – machnęła ręką. – Szkoda, że ty… – nie dokończyła i potrząsnęła głową. – Wybacz – wyszeptała i przyspieszyła kroku.

Chwyciłem jej dłoń.

– Powiedz proszę, co miałaś na myśli – zwróciłem się do niej.

Czułem, że się zakochałem

Nie odzywała się, wpatrując się w ziemię. Delikatnie uniosłem jej podbródek, skierowałem twarz w moją stronę i po prostu ją pocałowałem. Ależ to było doświadczenie! Całusy, którymi od czasu do czasu dzieliliśmy się z małżonką, by stworzyć pozory udanego związku, bladły w porównaniu do tego. Wręcz płonąłem z pożądania! Niespecjalnie przejmowałem się tym, że ktoś mógłby nas zauważyć, kiedy tak całowaliśmy się w miejscu publicznym.

– Głowę mam pełną myśli o tobie. Nie umiem się od nich uwolnić, chodzą za mną krok w krok – szepnąłem, wtulając twarz w jej włosy.

– Ze mną jest tak samo – poczułem jej cichy głos tuż przy mojej szyi. – Ale to niemożliwe, nie powinniśmy… Jesteś żonaty, a ja… Zdaję sobie sprawę, jak to jest, gdy traci się ukochaną osobę i nie chcę być przyczyną takiego bólu innej kobiety.

– Basia nie kocha mnie tak naprawdę. Niewiele nas wiąże. Nasz związek małżeński opiera się na rozsądku. Zdaję sobie sprawę, jak to może zabrzmieć, ale taka jest prawda... Nigdy nie spodziewałem się, że poczuję do kogoś coś głębszego, że jestem w stanie doświadczyć tak silnych emocji, że po ślubie moje serce zapłonie z miłości, ale nie do żony. Teraz to się wydarzyło.

Miałem mętlik w głowie

Głośno wypuściłem powietrze z płuc. Jak zareaguje mama na wieść, że chcę się rozwieść? A co ze Stasiem, którego tak bardzo kocham i z którym spędzam dużo czasu? A jeśli to, co czuję do Estery, to tylko chwilowa fascynacja? Intensywne, ale nietrwałe, gasnące tym prędzej, im bardziej gwałtownie wybuchło? A co jeśli to nieprawda? Jeżeli płomienie nigdy nie znikną i będą wciąż we mnie żarzyły? Co wtedy? Czy mam pozwolić, by trawiły mnie od wewnątrz, nie mogąc znaleźć drogi na zewnątrz?

Pragnąłem miłości. Lecz czy jestem w stanie poświęcić dobro najbliższych dla uczucia tak kruchego jak zauroczenie? Zbyt wiele razy miałem do czynienia ze sprawami rozwodowymi, żeby nie zdawać sobie sprawy, jak to wygląda w rzeczywistości. Zacięte walki o wszystko, gdzie największe rany odnoszą dzieci. No cóż, prędzej czy później trzeba będzie coś postanowić

Dla większości ludzi z odrobiną oleju w głowie sprawa była jasna, jednak... Gdy Estera zabrała Michasia i pojechała do rodziny na parę tygodni, czułem się jakby mi odcięto tlen. Dzień w dzień miałem ochotę się z nią skontaktować, podzielić przemyśleniami, a tu klops... Kiedy nie widywałem Estery, ani nie mogłem jej dostrzec przez okno z mieszkania, ogarniało mnie poczucie pustki.

Wstąpiłem w związek małżeński, aby zadowolić matkę, ale teraz zdawałem sobie sprawę, że popełniłem wielki błąd. Nie da się ułożyć swojego życia pod presją cudzych oczekiwań i pragnień. Nigdy nie darzyłem Basi miłością i wiem, że tak już pozostanie, mimo iż jest naprawdę wspaniałą małżonką i mamą.

Ciągle mam mętlik w głowie i zastanawiam się, co robić. Czy postawić na szali całe moje dotychczasowe życie, czy może jednak zakończyć tę romantyczną przygodę? Basia spogląda na mnie z coraz większym zainteresowaniem, zupełnie jakby nabrała jakichś podejrzeń. Prędzej czy później będę zmuszony coś zdecydować i pierwszy raz w życiu wziąć pełną odpowiedzialność za swoje czyny. Bez względu na to, jaką drogę wybiorę, sam będę musiał zmierzyć się z konsekwencjami swojego wyboru.

Reklama

Maciej, 36 lat

Reklama
Reklama
Reklama