„Pacjentka oskarżyła mnie o kradzież, bo nie wierzyła, że oskubał ją wnuczek. To cacko skrywało łzawą historię”
„– Nie chcę go, kupimy z Zosią inny, taki, który będzie się jej podobał. I zrobimy to razem. Żadnych podarunków, które trzeba zwracać, jak miłość się kończy, żadnych teściowych wypominających kawałek złotego drutu na palcu”.
- Justyna, 48 lat
Staruszka miała triumfujący wyraz twarzy, a ja nie posiadałam się ze zdziwienia. Posądza mnie o kradzież cennego pierścionka? Przecież ja nawet nie wiedziałam, że on istnieje! Zresztą kiedy miałabym go ukraść? Ale pani Ewelina nie słuchała argumentów. Zaczęłam się obawiać, że może mi narobić problemów swoimi oskarżeniami.
Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mogę zostać posądzona o kradzież biżuterii, dlatego nie potraktowałam osobiście nagłego wyznania pani Eweliny.
– Zauważyłam dziś rano, że zginął mi pierścionek – powiedziała znacząco, mrużąc oczy otoczone siecią zmarszczek.
– Pewnie go pani gdzieś przełożyła, zdarza się – odparłam nieuważnie, skupiając się na poszukiwaniu odpowiedniej żyły do wkłucia.
– Przewidziałam że siostra tak powie – odparła z niezrozumiałym triumfem. – Ale ja wiem, co robię. Od dawna nie zaglądałam do pudełka z biżuterią, nie dotykałam pierścionka. A jednak zniknął, ulotnił się. Ciekawe, prawda?
Chciała mnie oskarżyć o kradzież
Jej głos ociekał ironią, zrozumiałam, że pije do mnie. Zrozumiałam, ale nie uwierzyłam. Dlaczego miałaby uważać mnie za złodziejkę? Co jej przyszło do głowy, przecież to nonsens. Jestem pielęgniarką, osobą społecznego zaufania, odwiedzam pacjentów, którzy wymagają mojej pomocy i są mi za nią wdzięczni. Nikomu do tej pory nie przyszło do głowy posądzać mnie o nieuczciwość, a co dopiero o kradzież. Nie miałam ku temu powodu, a jednak się zdenerwowałam. Czułam gorące wypieki na twarzy.
Pani Ewelina, upierając się przy oskarżeniu, mogła narobić mi kłopotów, zepsuć opinię osoby o nieposzlakowanej uczciwości. Byłam pewna, że nikt nie uwierzy w pomówienie o kradzież, ale wiedziałam też, jak działa plotka. To, co raz przylgnie do człowieka, nigdy nie odpadnie, ludzie nie zapomną, będą gadać, zastanawiać się, dziwnie na mnie patrzeć…
– Pani Ewelino, wyjaśnijmy coś sobie – powiedziałam stanowczo. – Pracuję w zawodzie pielęgniarki od dawna, pacjenci mnie znają, wiedzą, jaka jestem. Proszę znaleźć sobie innego podejrzanego, ja się do tej roli nie nadaję.
– To nie jest dowód niewinności – mruknęła krnąbrnie pacjentka, patrząc na mnie niechętnie, wręcz wrogo. – Pierścionek zniknął, a oprócz wnuka i pani nikt u mnie nie bywa. Bartuś jest poza wszelkim podejrzeniem, należy do najbliższej rodziny, została tylko pani.
– Logiczne rozumowanie, ale nieprawdziwe. Kiedy miałabym zabrać pierścionek? Nawet nie wiedziałam że on istnieje, nie miałam też okazji myszkować po mieszkaniu. Czy to panią nie przekonuje?
– Nie zawsze byłyśmy w tym samym pokoju, wychodziła siostra do łazienki myć ręce – zawołała triumfalnie pani Ewelina.
Poczułam, że zaraz eksploduję. Słuchanie nonsensów zawsze podwyższało mi ciśnienie. Pomyślałam, że z Eweliną się nie dogadam, spytałam więc o wnuka, jedynego opiekuna babci.
Kazała byłej synowej oddać cacko
– Zaraz tu będzie, prosiłam, żeby przyszedł i porozmawiał z siostrą – zaskoczyła mnie pacjentka. – Spóźnia się, ale na pewno przyjdzie, to także jego sprawa. Bartuś wie, że przeznaczyłam pierścionek dla niego, da go dziewczynie, którą wybierze. To zaręczynowe cacko dostałam je od męża. Jest w naszej rodzinie od wielu lat, w razie rozwodu wraca do nas. Tak było, kiedy syn rozstał się z żoną, matką Bartusia. Kazałam jej oddać pierścionek, co było słuszne, bo po rozwodzie już nie należała do rodziny.
Zainteresowałam się wynurzeniami Eweliny bardziej niż własnym domniemanym przestępstwem.
– Jak to: nie należy do rodziny? – spytałam. – Jest matką pani wnuka, słyszałam też, że czasem pani pomaga, sprząta, wozi do lekarza. Ona też u pani bywa, co nie znaczy, że należy ją podejrzewać.
– Rzadko przychodzi, tylko wtedy gdy Bartuś nie ma czasu. Po prostu pomaga mojemu wnukowi, ale ostatnio jej nie było. Chyba się obraziła – pani Ewelina wzruszyła ramionami, jakby opieka ze strony synowej, którą osobiście wykluczyła z rodziny, była sprawą oczywistą.
– A gdzie jest pani syn? – spytałam ciekawie.
– Za granicą – ucięła pani Ewelina, najwyraźniej nie chcąc kontynuować tematu.
– Proszę opowiedzieć mi o pierścionku, chciałabym zyskać wyobrażenie o przedmiocie, który ukradłam – zaproponowałam, przysiadając na krześle.
– Niech siostra nie żartuje, to poważna sprawa – nadęła się Ewelina, ale chęć pochwalenia się zwyciężyła. – Pierścionek miał brylantowe oczko otoczone szafirami, piękna jubilerska robota, byłam z niego bardzo dumna. Dostałam go od męża, kiedy poprosił mnie o rękę, ale rzadko nosiłam, nie chciałam, żeby się wytarł. Jest jak nowy, to znaczy był, dopóki nie zniknął.
Spojrzała na mnie tak znacząco, że natychmiast powinnam przyznać się do kradzieży, jednak zamiast tego nadstawiłam ucha, słysząc ruch w przedpokoju.
Czekałam na wyjaśnienia wnuka
Ucieszyłam się na widok wchodzącego wnuka Eweliny, licząc na wyjaśnienie nieporozumienia. Bartuś, albo raczej pan Bartosz, zaczął od uspokajania babci. Dał jej słowo, że odnajdzie pierścionek, choćby miał przekopać w tym celu Mierzeję Wiślaną. Ewelina chciała wiedzieć, co planuje, ale zszedł jej z oczu, proponując mi pomoc w założeniu płaszcza. Podejrzewałam, że chce porozmawiać na osobności, i tak się stało. Jak tylko wyszliśmy przed dom, Bartosz zaczął mnie przepraszać.
– Padła siostra ofiarą mojej babci, ona potrafi dopiec człowiekowi – powiedział poważnie. – Pierścionek mam ja, wziąłem go, ale teraz zwrócę. Nieznacznie podrzucę, wyjdzie na to, że się gdzieś zawieruszył. Babcia będzie szczęśliwa, mogąc nadal pilnować swojego skarbu, który zresztą nie należy do niej, jest własnością mamy. Dostała go od ojca, ale oddała po rozwodzie, bo babcia tak się awanturowała, że trudno było słuchać. Taka już jest. Mój wiecznie nieobecny i nieodpowiedzialny ojciec jest do niej podobny, też pilnuje wyłącznie swojego nosa.
– Nie rozumiem, dlaczego wziął pan pierścionek bez wiedzy babci – przyznałam.
– Przeznaczyła go dla mnie, a raczej dla mojej narzeczonej. Chciałem go dać Zosi, ale tak, żeby babcia o tym nie wiedziała, nie komentowała i nie oceniała mojej dziewczyny. Wiem, jak potrafi dopiec kobietom wchodzącym do rodziny, i chciałem Zosi tego oszczędzić. Głupio wyszło, nie spodziewałem się, że babcia posądzi pielęgniarkę o kradzież. Myślałem, że nie zauważy braku pierścionka – przyznał. – Po co on jej? Właściwie należy do mojej mamy, został scedowany na mnie, więc miałem do niego prawo. Tak do tej pory myślałem, ale teraz widzę, że właściwie dobrze się stało. Nie chcę go, kupimy z Zosią inny, taki, który będzie się jej podobał. I zrobimy to razem. Żadnych podarunków, które trzeba zwracać, jak miłość się kończy, żadnych teściowych wypominających kawałek złotego drutu na palcu. Zrobimy po swojemu, inaczej niż moi rodzice, a na pewno inaczej niż babcia. Ten pierścionek jest obciążony łzami, nikomu szczęścia nie przyniesie.
To była zaskakująca historia
– A to dlaczego? – zaciekawiłam się.
– Widział jedno trwałe, ale nieudane małżeństwo i jeden rozwód. Babcia Ewelina wspominała, dlaczego go nie nosiła?
– Żeby się nie zniszczył.
– Siostra w to uwierzyła? – parsknął pan Bartosz. – Nie lubiła go, tak jak nie znosiła męża. Z dziadka był wielki babiarz, oglądał się na ulicy za każdą parą damskich nóg. Nie tylko patrzył, miewał też rozmaite kochanki, których nawet nie silił się ukrywać. Wyznawał zasadę, że ma prawo do skoków w bok, bo jest mężczyzną. Żona to żona a kochanka to kochanka, rozumie siostra?
– Nie bardzo – uśmiechnęłam się.
– Ale babcia Ewelina rozumiała. On szalał, ona siedziała w domu, w święta i przy innych okazjach zawsze pokazywali się razem, udając zgodną parę. Robiła dobrą minę do tej gry, ale udawanie musiało jej dopiec, bo zdjęła pierścionek zaręczynowy, który miał być świadectwem poważnych zamiarów i miłości męża, odłożyła go do pudełka i nigdy już nie założyła. Podarowała go mojemu ojcu, jako klejnot zaręczynowy, a potem odebrała mamie.
Ten pierścionek jest według niej pucharem przechodnim, którym dysponuje według uznania. Może mści się za to, że w małżeństwie nie miała nic do powiedzenia? – zastanowił się pan Bartosz. – Niech więc go zachowa i cieszy się poczuciem władzy. Ja się wycofuję, za silna konkurencja. Zaczniemy z Zosią inaczej niż dwa poprzednie pokolenia.
– Myśli pan, że aby to zrobić, trzeba zamknąć pierścionek w pudełku?
Chłopak uśmiechnął się i mrugnął.
– Nie zaszkodzi unieszkodliwić drania, żeby więcej nie bruździł. Szkoda, że z babcią Eweliną nie da się tego samego zrobić. Nich siostra tak nie patrzy, to żart! – zamachał rękoma. – Przepraszam, muszę wracać, babcia pewnie się już niecierpliwi. Wymyślę jakąś wiarygodną bajeczkę i podrzucę pierścionek, babcia już nie będzie siostry podejrzewać.
– Mam nadzieję – powiedziałam sucho.
Pogratulowałam sobie w duchu, że w mojej rodzinie nie ma biżuterii, którą mogłabym odziedziczyć. Nie wszystko złoto, co się świeci, lepiej żyć spokojnie.